Każdy kij ma dwa końce, a proca ma trzy. Pl2050 i PSL idą trzecią drogą

Ostatecznie po wszystkich wyjaśnieniach lidera Polski 2050 nikt nie wie, o co mu właściwie chodzi z marszem i dlaczego jego formacja ma z wydarzeniem 4 czerwca problem. Podobne do Hołowni stanowisko zajęło PSL, choć ono przynajmniej zrobiło to po cichu.
Trzecia Droga
Fot. Twitter/@szymon_holownia

Określenie „trzecia droga” kojarzymy z takimi politykami jak Tony Blair czy Bill Clinton. Zielono-żółta koalicja raczej nie powtórzy sukcesu wspomnianych panów. Na razie wszyscy się uśmiechają, ale dla nowej koalicji ostatnie miesiące kampanii będą bardzo trudne.

Jak zapowiedział Michał Kobosko, koalicja wyborcza Polski 2050 i PSL-Koalicji Polskiej ma nazywać się wstępnie Trzecią Drogą. Nazwa ta wywołała sporo złośliwych komentarzy. Określenie „trzecia droga” wielokrotnie było już używane w przeszłości przez najprzeróżniejsze siły polityczne, od faszyzującej radykalnej prawicy, po socjaldemokrację w latach 90.

I chyba właśnie to ostatnie skojarzenie – z takimi politykami jak Tony Blair, Bill Clinton czy Gerhard Schröder – jest najsilniejsze. Szczególnie istotne znaczenie hasło „trzeciej drogi” odgrywało w komunikacji Partii Pracy pod przywództwem Blaira. Przejął on w 1994 roku władzę w partii zdemoralizowanej wieloletnimi klęskami, pozostającej w opozycji od 15 lat. Był przekonany, że jeśli Partia Pracy ma kiedykolwiek wrócić do władzy, to musi radykalnie się zreformować i skręcić do centrum, przyjmując do wiadomości to, jak zmieniło się brytyjskie społeczeństwo i jego oczekiwania pod wpływem reform Thatcher.

Trzecia droga Blaira miała biec między z jednej strony Partią Konserwatywną a z drugiej starą, anachroniczną Partią Pracy z czasów, gdy w odpowiedzi na neoliberalną ofensywę Thatcher odpowiadała ona politykami, które stały się anachroniczne już w latach 70. Ta taktyka przyniosła znakomite wyniki. Blair jako jedyny lider w historii Partii Pracy trzykrotnie z rzędu wygrał wybory, zapewniając sobie za każdym razem bezwzględną większość w Izbie Gmin.

Czy Trzecia Droga Hołowni i Kosiniaka-Kamysza może okazać się podobnym sukcesem?

Tłoczno na tej drodze

Najkrócej mówiąc: nie. I nikt też nie spodziewa się, że się okaże. Stawką trzeciej drogi w wersji Polski 2050-PSL-Koalicji Polskiej nie jest zdobycie dominującej pozycji w polskiej polityce, ale przetrwanie następnych wyborów.

PSL i Polska 2050, ogłaszając się trzecią drogą, wstąpiły przy tym na polityczną ścieżkę, na której jest dość tłoczno. Odkąd polską politykę zdominował spór PO–PiS, pomiędzy dwa bloki tworzące ten duopol nieustannie próbowały wbić się kolejne nowe polityczne siły, obiecujące nową politykę poza logiką sporu dwóch dominujących partii. Tak do polityki wchodził Ruch Palikota w 2011 roku, Nowoczesna, Kukiz ’15 i Razem w 2015, Wiosna Biedronia w wyborach europejskich w 2019, Hołownia w wyborach prezydenckich w 2020 roku.

Żadna z tych nowych, „trzeciodrogowych” formacji nie była przy tym w stanie przetrwać więcej niż jednego cyklu wyborczego, przynajmniej nie jako siła zdolna samodzielnie wyłonić reprezentację parlamentarną. Ruch Palikota posypał się po jednej kadencji, a jego twórca wrócił do alkoholowego biznesu. Kukiz ’15, by wejść do Sejmu, musiał porozumieć się z PSL, a dziś w zasadzie został wchłonięty przez PiS. Nowoczesna funkcjonuje jako przystawka do PO. Wiosna zjednoczyła się z SLD pod szyldem Nowej Lewicy, a Razem funkcjonuje jako mikrokoalicjant powstałej w wyniku tego formacji.

Gill-Piątek: Zrobię, co tylko mogę, by budować między partiami zaufanie

Nawet w tym rozdaniu wyborczym koalicja Hołowni i Kosiniaka-Kamysza nie będzie jedyną siłą pozycjonującą się jako trzecia droga, obiecującą wyjście z logiki polaryzacji i alternatywę dla PO-PiS-u. W ten sposób przedstawiać się będzie też Agrounia, Konfederacja czy do pewnego stopnia Lewica.

Na tle tych wszystkich formacji zielono-żółta koalicja ma tę zaletę, że znajduje się najbliżej polskiego politycznego centrum. Choć sytuuje się lekko na prawo od niego, to może teoretycznie powalczyć o wyborców praktycznie wszystkich formacji, od antysystemowych konfederatów, przez miękkich wyborców PiS i elektorat Platformy, po centrowych wyborców Lewicy.

Czy wyborcy faktycznie chcą trzeciej drogi?

Tu jednak pojawia się kolejny problem rysujący się przed nową koalicją: czy jej potencjalni wyborcy faktycznie chcą trzeciej drogi między PO i PiS? Czy też raczej patrzą na nowy projekt jako na część szerokiej, demokratycznej opozycji, której zadaniem jest odsunąć od władzy PiS i przywrócić w Polsce elementarne demokratyczne standardy? Czy pierwszoplanowym zadaniem w tych wyborach będzie dla nich rozbicie duopolu PO-PiS czy raczej zatrzymanie destrukcji norm demokratycznego państwa prawa przez partię rządzącą?

Przepływy między elektoratem Hołowni a Konfederacji – widoczne w sondażach badających hipotetyczne poparcie dla jednej listy opozycji – pokazują, że przynajmniej Polska 2050 ma elektorat, który jest autentycznie zmęczony duopolem i chce oddać głos na kogoś spoza niego. Tak więc podkreślanie tego, że nowy sojusz jest trzecią drogą, poza PO i PiS, ma pewien sens.

Joanna Mucha: nie ma miłości między nami i PSL

Z drugiej strony elektorat Hołowni – w mniejszym stopniu PSL – jest silnie niechętny PiS, przyjmuje narrację o dalszych rządach Kaczyńskiego jako o zagrożeniu dla demokracji. Ci wyborcy będą raczej oczekiwali od zielono-żółtego sojuszu zgodnej współpracy w ramach bloku demokratycznej opozycji niż podkreślania własnego dystansu od reszty demokratycznych sił.

Nowa koalicja musi znaleźć równowagę między tymi dwoma sprzecznymi żądaniami różnych grup swojego elektoratu. Artykułować to, co ją odróżnia od duopolu PO-PiS i tego, jak kształtował on polską politykę w ostatnich 15 latach, a przy tym nie dać się obsadzić w roli siły, która dzieli, skłóca i utrudnia współpracę demokratycznej opozycji, pracując faktycznie na rzecz PiS. W pułapkę tę ostatnio kilkakrotnie wpadł Szymon Hołownia, wyjątkowo nieudolnie komunikacyjnie rozgrywając sprawę jednej listy opozycji.

Podobne zadanie stoi oczywiście przed Lewicą, ale Lewicy o tyle łatwiej je ogarnąć, że jej programowe i tożsamościowe różnice z Koalicją Obywatelską są wyraźniejsze niż sojuszu Polska 2050-PSL.

Nie idziemy w marszu, nie chcemy 800+

Tym, czym na razie nowa koalicja odróżnia się od reszty demokratycznej opozycji, jest głównie jej stosunek do organizowanego przez Platformę marszu 4 czerwca oraz do propozycji waloryzacji 500+ do 800 złotych miesięcznie.

Marsz jest oczywiście inicjatywą Platformy Obywatelskiej czy nawet osobiście Donalda Tuska i pracuje głównie na ich polityczny kapitał. Można więc zrozumieć, dlaczego inne partie demokratyczne niekoniecznie muszą odczuwać entuzjazm do tej inicjatywy. Rozumiejąc ich wątpliwości, warto jednak pamiętać, że klapa marszu zaszkodzi wizerunkowo całej opozycji.

Lewica rozegrała ten dylemat bardzo sprawnie, zapowiedziała obecność na marszu bez robienia z tego demonstracji podporządkowania PO i zamknęła temat. Hołownia ze sprawy swojej nieobecności na marszu zrobił niekończącą się polityczną telenowelę. Ostatecznie po wszystkich wyjaśnieniach lidera Polski 2050 nikt nie wie, o co mu właściwie chodzi z marszem i dlaczego jego formacja ma z wydarzeniem 4 czerwca problem. Podobne do Hołowni stanowisko zajęło PSL, choć ono przynajmniej zrobiło to po cichu, bez skupiania na swoich dylematach uwagi opinii publicznej.

Druga kwestia to zapowiedziana od stycznia 2024 waloryzacja 500+. Jak wiadomo, Lewica w odpowiedzi na tę propozycję prezesa PiS odpowiedziała, że ona proponowała to już od dawna, a Tusk postanowił złapać Kaczyńskiego w jego własną pułapkę, odpowiadając: „chcesz waloryzacji, to zróbmy ją razem 1 czerwca i zamknijmy temat wsparcia dla dzieci przed kampanią”.

Zielono-żółta koalicja przyjęła inne stanowisko. Hołownia opowiedział się przeciw waloryzacji, zarówno styczniowej, zaprezentowanej przez Kaczyńskiego, jak i czerwcowej, wrzuconej przez Tuska, powołując się na argumenty ze stanu finansów publicznych i inflacji: „To, co proponują PiS i PO, bez żadnych ograniczeń i warunków wstępnych to jest coś, za co zapłaci ponad 4 mln Polaków, którzy mają kredyty hipoteczne, bo inflacja będzie trwała dłużej. […] Zapłacą też ci, którzy z jakichś powodów nie mają dzieci, a będą musieli w tym roku wypracować 25 mld”. Władysław Kosiniak-Kamysz zaproponował z kolei, by świadczenie na dziecko wypłacać tylko pracującym.

Pomysł lidera PSL jest fatalny, co na Twitterze dobrze wypunktował Adrian Zandberg: taka polityka odcinałaby od świadczenia na dziecko najbardziej potrzebujących – np. rodziców niemogących pracować ze względów zdrowotnych albo opiekujących się niesamodzielną osobą dorosłą – mogłaby też uderzyć w ludzi pracujących na umowach cywilno-prawnych lub utrzymujących się ze zleceń. Niezależnie od merytoryki pomysłu Kosiniaka-Kamysza, to politycznie pomysł na Trzecią Drogę jako siłę „finansowej odpowiedzialności”, upominającą się o elektorat przestraszony rozmiarami budżetowych wydatków i stanem finansów publicznych może okazać się całkiem sensowny – o ile nowa koalicja go nie przedobrzy i za bardzo nie odsunie się od centrum.

W Polsce mamy elektorat, który czuje, że PO zbyt mało stanowczo przeciwstawia się „rozdawnictwu” PiS. Choć idealnie byłoby, gdyby tę część opinii publicznej udało się przekonać do tego, że świadczenia społeczne i inwestycje w usługi publiczne to nie „rozdawnictwo”, to w perspektywie najbliższych wyborów dobre byłoby już to, gdyby tacy wyborcy mieli dokąd pójść poza Konfederacją.

Co w nowym Sejmie?

Dla nowej koalicji najtrudniejsze będą ostatnie miesiące kampanii, gdy w warunkach rosnącej polaryzacji wyborcy mogą uznać, że trzeba postawić na najsilniejszego gracza, zdolnego zatrzymać PiS. Im bardziej w wyniku tego będzie spadać poparcie Trzeciej Drogi, tym większa grupa wyborców będzie obawiać się „zmarnowania głosu”.

Ten sam problem będzie miała Lewica. Obie formacje muszą przygotować plany B pozwalające zabezpieczyć się przed podobnym scenariuszem. Z kolei PO i jej zaplecze powinny zrozumieć, że zepchnięcie pozostałych partii opozycyjnych pod próg przysłuży się wyłącznie PiS.

Jeśli zielono-żółta koalicja przekroczy próg, pojawi się pytanie, co stanie się z nią w nowym Sejmie? Jak wiemy, umowa koalicyjna zakłada powstanie osobnych klubów parlamentarnych. Można się więc spodziewać, że PSL, najbardziej „systemowa” partia w polskiej polityce pójdzie swoją drogą, a Polska 2050 swoją.

Na drodze ludowców nie brakuje wyznań, ale jedna z najstarszych polskich partii niejednokrotnie dowodziła swojej elastyczności, zdolności przystosowania i przetrwania. Zgasła już niejedna analityczna czy dziennikarska gwiazda, wieszcząca rychły koniec PSL, a partia wciąć trwa.

Co będzie z projektem Hołowni? Jeśli stanie się częścią szerokiej koalicji demokratycznej, może mu być trudno uniknąć losu Ruchu Palikota, Nowoczesnej i Kukiza. Choć ruch Hołowni ze wszystkich trzeciodrogowych formacji epoki PO-PiS-u przedstawił jeden z najbardziej merytorycznych i dobrze wyartykułowanych pomysłów na inną politykę – bliższą obywatelom, otwartą dla osób, które nie spędziły większości życia zawodowego w jakimś partyjnym aparacie – to może skończyć jak wszystkie inne, zmielony w młynach duopolu i mniejszych, od dawna zakorzenionych partii. Można mieć tylko nadzieję, że nawet jeśli polska polityka przemieli Polskę 2050, to będzie w stanie wchłonąć przynajmniej część jej merytorycznego dorobku.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij