Tylko antytuskowy Hołownia może pozbawić PiS władzy

Hołownia słusznie dystansuje się wobec pomysłu utworzenia wspólnej listy i całej opozycji demokratycznej.
Fot. Monika Bryk
Szymon Hołownia. Fot. Monika Bryk

Nie trzeba mieć doktoratu z nauk politycznych, by rozumieć, że pozbawienie Kaczyńskiego władzy będzie możliwe tylko poprzez osłabienie jego jedynego potencjalnego koalicjanta – Konfederacji.

Ponoć najwięksi głupcy przez własną głupotę nie cierpią, bo nie są jej świadomi. Przypominam sobie o tej (niekoniecznie ludowej) mądrości za każdym razem, gdy opozycja dzieli się radością z tego, że Hołowni spada poparcie. Z najnowszych sondaży wynika, że grozi mu wylądowanie pod progiem wyborczym. Haha! To już koniec, panie Szymonie.

Na ten moment PiS może liczyć na 35 proc. głosów, PO na 25 proc., a Lewica na 10 proc. Żadna z tych partii od co najmniej pół roku nie ruszyła z miejsca. Ich przewodniczący mogą składać kolejne obietnice socjalne, odwiedzić każdą gminę w Polsce po dwa razy, ale nie zapewni im to znaczącego wzrostu poparcia.

Każdy kij ma dwa końce, a proca ma trzy. Pl2050 i PSL idą trzecią drogą

Potwierdza to batalia o 800+. Choć jest całkiem zacięta, nie ma wpływu na sondaże. Lewica nie jest w stanie odebrać PiS-owi klasy ludowej, PiS nie odbierze PO klasy średniej. Nie ma między nimi żadnych przepływów. Wyborcza flauta.

Inaczej jest w przypadku Hołowni i Konfederacji. Dopóki Konfederacja ledwie wystawała ponad próg wyborczy, dopóty sytuacja tak zwanej demokratycznej opozycji była korzystna – zdawało się, że w przeliczeniu na mandaty będzie mogła liczyć na bezpieczną przewagę.

Ale kilka miesięcy temu sondażowe wyniki skrajnej prawicy wróciły do stanu sprzed pandemii. Główni przedstawiciele Konfederacji przestali straszyć szczepionkami i opowiadać o namordnikach, a skupili się na tym, co kocha polska klasa średnia: na „komunistycznym” państwie, które okrada ludzi zaradnych i ciężko pracujących, konieczności obniżenia podatków – w tej akurat obietnicy są bardzo wiarygodni.

Tym samym zaczęli trafiać nie tylko do uczestników marszów niepodległości, ale także do drobnych przedsiębiorców. Ci bowiem niespecjalnie interesują się polityką, a bardziej zawartością własnych portfeli.

Trzy listy wyborcze to najlepsze, co może przydarzyć się opozycji

Mentzen już nie ukrywa, że jest gotowy na rozmowy koalicyjne z PiS-em. Nie trzeba mieć doktoratu z nauk politycznych, by rozumieć, że pozbawienie Kaczyńskiego władzy będzie możliwe tylko poprzez osłabienie jego jedynego potencjalnego koalicjanta.

Demokratyczna opozycja ma dwa rozwiązania. Pierwsze: Tusk przestanie składać cynicznie obietnice w zakresie świadczeń socjalnych, którymi usiłuje dorównać Kaczyńskiemu, i wróci do bardziej wiarygodnej retoryki wolnorynkowej. Nie zapowiada się jednak, by zamierzał pójść w tym kierunku, więc zostaje druga opcja: Hołownia odbierze kilka punktów procentowych Konfederacji. Tylko między tymi dwoma ugrupowaniami możliwe są jakiekolwiek znaczące przepływy wyborców – tych antysocjalnych i wolnorynkowych.

Hołownia powinien dystansować się wobec pomysłu utworzenia wspólnej listy i całej opozycji demokratycznej. I doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Dlatego nazwał się „Trzecią Drogą” – to droga między PO i PiS-em. Konfederacja również wie, jak najlepiej realizować swoje interesy. Dlatego określa się jako jedyna alternatywa wobec „socjalistów” z politycznego duopolu.

Doświadczenie pokazuje, że takie partie i ruchy smutno kończą: Palikot, Wiosna czy Kukiz są dziś pośmiewiskiem. Ale zanim wszystkie te „trzecie drogi” odeszły w niebyt, dowoziły całkiem przyzwoite wyniki wyborcze. A dziś właśnie o taki wynik chodzi.

Tymczasem reszta opozycji i jej zwolennicy robią wszystko, by upupić Hołownię wspólnotowością. Usiłują zagonić go do swojej zagrody, co byłoby najlepszym prezentem dla Konfederacji. Najpierw atakowali go za odmowę przystąpienia do jednej listy, teraz – niezbyt sprytnie – próbują podejść paktem sejmowym, czyli wymyślonym przez Lewicę porozumieniem co do wspólnego rządzenia po wyborach.

Dla Lewicy, owszem, taki pakt miałby sens. Słusznie obawia się, że Trzaskowski odbierze jej libleftowy elektorat – tak jak poprzednio Biedroniowi. Ale dla Hołowni takie rozwiązanie oznaczałoby rezygnację z wiarygodności jako alternatywa wobec duopolu.

Nie można jednak wykluczyć, że ten wieczny polityczny nieogar zwolenników wspólnych list i paktów „ponad podziałami” przyniesie coś dobrego. Im bardziej zagony pod wezwaniem świętego Tomasza Lisa gnoją Hołownię, tym większa szansa, że anty-POPiS-owi wyborcy spojrzą na niego przyjaznym okiem.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij