Kraj

Kraj niepotrzebnej śmierci

Fot. Jakub Szafrański

Właściwie trudno się dziwić, że jesienna fala zakażeń nie zrobiła na Polakach większego wrażenia. Przecież od lat tolerujemy fakt, że co roku dochodzi w Polsce do tysięcy niepotrzebnych zgonów na uleczalne choroby.

Wiosną włoska Lombardia wydawała się jakimś mrocznym miejscem bardzo daleko stąd, w którym trwa prawdziwy horror. W Polsce, pozostającej nieco na uboczu wiosennej fali pandemii, czuliśmy się względnie bezpiecznie, a doniesienia z Włoch traktowaliśmy trochę jak informacje o dramatycznych wydarzeniach z drugiego końca globu, które są przykre, ale przecież nam nie grożą. Nieco podobnie jak trzęsienie ziemi na Haiti albo tsunami u wybrzeży Tajlandii.

Jesienią sytuacja zmieniła się jak w kalejdoskopie i od „drugiej Lombardii” dzieli nas już naprawdę niewiele. Jesienne statystyki zgonów pokazują jak na dłoni, że w kraju nad Wisłą dzieje się źle. Prawda jest jednak taka, że w Polsce od lat śmierć zbiera nieproporcjonalnie wielkie żniwo, ale jakoś umykało to do tej pory uwadze komentatorów. Z powodu niedomagającej ochrony zdrowia co roku niepotrzebnie tracimy tysiące istnień ludzkich, ale odbywa się to w ciszy, bez alarmujących raportów Ministerstwa Zdrowia. Koronawirus niezwykle gnębi Polskę tej jesieni, ale wcześniej z powodu zaniedbań gnębiliśmy się sami, na jeszcze większą skalę.

Moi przyjaciele z Bergamo

czytaj także

Moi przyjaciele z Bergamo

Marta Abramowicz

Czarna jesień

Choć przez większość roku liczba zgonów utrzymywała się na podobnym poziomie co w latach ubiegłych, w drugiej połowie września coś się zmieniło. Krzywa zgonów zaczęła systematycznie piąć się w górę i w październiku osiągnęliśmy niespotykany wcześniej poziom 12 tys. zgonów tygodniowo. W ostatnich pięciu latach zaledwie kilka razy przebiliśmy barierę 10 tys. zgonów, a i to głównie zimą, gdy wpływały na to niska temperatura oraz smog. W sumie w całym październiku zmarło 49 tys. osób, choć rok wcześniej zanotowaliśmy 34 tys. zgonów, a pięcioletnia średnia za październik wynosiła 33,8 tys. Liczba zgonów wzrosła w Polsce o 44 proc. rok do roku.

Mamy więc dodatkowe 15 tys. zgonów w ciągu ledwie jednego miesiąca, co nijak się ma do oficjalnych statystyk dotyczących COVID-19 – w październiku bezpośrednio z powodu pandemii zmarło 3,1 tys. osób. Co więcej, zgony w większym stopniu dotyczą osób starszych, które są bardziej narażone na zakażenie. Wśród osób, które zmarły w październiku, tylko jedna na pięć była poniżej 65. roku życia, choć jeszcze w sierpniu – jedna na cztery. Także w całym 2018 roku zgony mieszkańców Polski poniżej 65. roku życia stanowiły jedną czwartą. Zważywszy też na to, że wykrywamy niewielką liczbę zakażeń – od pewnego czasu odsetek testów pozytywnych sięga niebotycznych 50 proc. – możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że COVID-19 zbiera w Polsce znacznie większe żniwo, niż podają to oficjalne statystyki.

Ten nagły wzrost liczby zgonów bardzo przypomina skalą to, co się działo na wiosnę w krajach najbardziej doświadczonych przez pandemię. W najgorszym 10-tygodniowym okresie w Hiszpanii liczba zgonów przekroczyła o 60 proc. średnią z lat 2015–2019, a w Wielkiej Brytanii o 55 proc. Nieco niższy wzrost notowano w Belgii (45 proc.) i we Włoszech (40 proc.), a w Szwecji liczba zgonów z najczarniejszego okresu epidemii przekroczyła jedynie o 30 proc. średnią pięcioletnią. Przypomnijmy – w Polsce mówimy o 44 proc., choć za cztery i pół tygodnia. Możemy więc powiedzieć, że jak na razie podążamy wiosenną ścieżką Włoch i Belgii – o ile liczba zgonów w listopadzie się utrzyma.

Nadwiślańska cywilizacja śmierci

Bez wątpienia jedynie część tych dodatkowych śmierci to efekt pandemii. Trudno dokładnie określić, jak duża część, bo z powodu zbyt małej liczby testów właściwie nie znamy sytuacji epidemicznej w Polsce. Bez wątpienia jednak niektóre z tych nadwyżkowych zgonów to efekt niedomagającej ochrony zdrowia, co warunki epidemiczne jeszcze uwypukliły. Z tego też powodu od lat mamy do czynienia z tysiącami niepotrzebnych śmierci. Kolejki do lekarza, słaba jakość profilaktyki i zbyt niska liczba badań diagnostycznych sprawiają, że co roku na uleczalne choroby umierają w Polsce tysiące osób, które mieszkając za Odrą albo nad Renem, nadal by żyły. Tolerujemy tę sytuację od lat, więc nawet obecna pandemia przestała na Polakach i Polkach robić większe wrażenie.

System ochrony zdrowia, czyli polityczny granat bez zawleczki

W 2017 roku zanotowaliśmy 135 przypadków zgonów na 100 tys. mieszkańców wśród osób poniżej 75. roku życia, które zmarły z powodu uleczalnych chorób lub dolegliwości. Średnio w całej UE notuje się jedynie 93 takie niepotrzebne zgony – w Niemczech 86, a we Francji 62. W Hiszpanii oraz Włoszech dwukrotnie rzadziej umiera się na uleczalne choroby niż w Polsce. Podobnie jest w Holandii i Szwecji. Mówimy więc o niecałych 50 tys. zupełnie niepotrzebnych zgonów rocznie – ci wszyscy ludzie mogliby żyć, gdyby tylko nasza opieka medyczna funkcjonowała jak należy.

Generalnie rzecz biorąc, co roku nad Wisłą umiera nieproporcjonalnie duża liczba osób, które nie dożyły późnej starości. W przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców, z powodu zgonów ludzi poniżej 70. roku życia tracimy 6,4 tys. „potencjalnych lat życia”, które są określeniem różnicy między granicą 70 lat a momentem śmierci. To ósmy najwyższy wynik w OECD – więcej potencjalnych lat życia tracą jedynie Amerykanie, Węgrzy, Litwini, Łotysze, Meksykanie, Brazylijczycy i mieszkańcy RPA. Czesi tracą jedynie 4,8 tys. potencjalnych lat życia, Niemcy 4 tys., Holendrzy 3,5 tys., a Szwedzi zaledwie 3,2 tys. – czyli dwukrotnie mniej niż my. Jak widać, życie jest w Polsce wyceniane znacznie niżej niż w Europie Zachodniej – wbrew oficjalnej narracji głośno wykrzykiwanej przez prawicę.

Śmiertelne zapalenie płuc

Czym są te uleczalne choroby, na które w Polsce umiera się regularnie? Przede wszystkim chodzi o chorobę niedokrwienną serca – notujemy na nią 25 zgonów na 100 tys. mieszkańców poniżej 75. roku życia, choć średnia unijna jest o jedną piątą niższa. Jednak najbardziej odstajemy od reszty Europy w leczeniu zapalenia płuc – czyli infekcji, którą może wywołać między innymi SARS-CoV-2.

Co roku umiera na zapalenie płuc 15 na 100 tys. osób poniżej 75. roku życia, tymczasem w całej Europie trzy razy mniej. Nad Wisłą można również stosunkowo często umrzeć na raka piersi, raka jelita grubego oraz choroby mózgowo-naczyniowe, do których należy między innymi udar. Mamy więc tradycyjny zestaw chorób kardiologicznych oraz onkologicznych, powiększony o zapalenie płuc, którym zajmuje się pulmonologia.

Biedaku, lepiej nie choruj

We wszystkich tych obszarach Polska tkwi w długoletnich zaniedbaniach. Pod koniec zeszłego roku prof. Tadeusz Pieńkowski alarmował w rozmowie z „Polityką”, że śmiertelność na raka piersi znów w Polsce rośnie. W profilaktyce raka piersi kluczowe są badania mammograficzne, jednak z powodu zaprzestania wysyłania pisemnych zaproszeń przez Ministerstwo Zdrowia w 2015 roku liczba kobiet korzystających z nich zaczęła spadać. A nawet wtedy nie była wysoka – z badania mammograficznego korzystała nieco ponad połowa Polek w wieku 50–69 lat. W krajach nordyckich korzysta z nich 80–90 proc. kobiet w tym wieku. Zresztą do przeprowadzenia powszechnych badań profilaktycznych raka piersi mogłoby nam braknąć sprzętu – mamy niecałe 10 mammografów na milion mieszkańców, Duńczycy 15, Szwedzi 20, a Finowie 30. Od 2015 roku ich liczba w Polsce nawet spadła (z jedenastu).

W zakresie leczenia chorób płuc już w 2016 roku NIK wskazywała, że jest ona zdecydowanie niewystarczająca. Zbyt niska wycena świadczeń spowodowała, że niewielu lekarzy chciało się w tym specjalizować, a spadek liczby lekarzy wymusił zaprzestanie udzielania niektórych świadczeń przez przychodnie. Z tego też powodu kolejki robiły się coraz dłuższe – swoją drogą, w 2019 roku znowu się wydłużyły. W grudniu 2018 roku Polskę obiegła skandaliczna historia 67-letniej kobiety, która zmarła na zapalenie płuc, gdyż lekarze nie byli w stanie go zdiagnozować, pomimo że na taką ewentualność zwracała uwagę nawet jej rodzina.

Poboczne żniwo COVID-a

Z powodu zamrożenia usług medycznych, przejścia dużej ich części w tryb zdalny, a także strachu Polek i Polaków przed zakażeniem, profilaktyka onkologii i leczenie kardiologii właściwie się załamały. Wiosną liczba badań mammograficznych i cytologicznych spadła w niektórych województwach o grubo ponad 90 proc. W kwietniu na Śląsku wykonano 423 mammografie – rok wcześniej było to 11 tys. W maju w województwie warmińsko-mazurskim przeprowadzono zaledwie 14 badań mammograficznych, choć rok wcześniej zrobiono ich 2,5 tys. W całym kraju odnotowano spadek o jedną czwartą liczby zabiegów kardiologii interwencyjnej, stosowanych po zawałach serca. Możemy więc przypuszczać, że liczba zgonów w Polsce jeszcze wzrośnie, gdy pandemia zacznie zbierać swoje poboczne żniwo. „Przechodzone” zawały serca oraz niewykryte raki piersi i szyjki macicy doprowadzą w nadchodzącym czasie do tysięcy osobistych tragedii.

Jak uniknąć apokalipsy, czyli wszystko, czego nie chcecie wiedzieć o polskim zdrowiu, choć powinniście

Właściwie trudno się dziwić, że jesienna fala zakażeń nie zrobiła na Polakach większego wrażenia i masowo nie stosują się do nałożonych przez państwo restrykcji. Przecież od lat tolerujemy fakt, że co roku dochodzi w Polsce do tysięcy niepotrzebnych zgonów na uleczalne choroby kardiologiczne, onkologiczne i pulmonologiczne. Wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić – dodatkowe kilka tysięcy zgonów to u nas nic nadzwyczajnego. Wiosną wszyscy rzeczywiście się zabunkrowali, gdyż nowy azjatycki wirus jawił się jako coś nieznanego, egzotycznego i groźnego. Po tych kilku miesiącach COVID-19 jest już oklepany i coraz więcej z nas macha na niego ręką. Może gdybyśmy od lat faktycznie dbali o każde ludzkie życie, to teraz byłoby łatwiej wymagać od społeczeństwa większej odpowiedzialności.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij