Kraj

Sterczewski: Wybierałem między dyscypliną w KO a interesem społecznym. Wybrałem to drugie

– Część polityków uwierzyła Jarosławowi Kaczyńskiemu, że jeśli przegra głosowanie w sprawie Funduszu Odbudowy, to upadnie rząd. To była skrajna naiwność. A gdy Lewica dogadała się z PiS, nagle okazało się, że my w Koalicji Obywatelskiej jesteśmy twardo przeciw. Tylko sam nie wiem, przeciwko komu właściwie: PiS-owi czy Lewicy? – mówi poseł Koalicji Obywatelskiej Franciszek Sterczewski w rozmowie z Jakubem Majmurkiem.

Jakub Majmurek: Jako jedyny poseł Koalicji Obywatelskiej zagłosował pan we wtorek za ratyfikacją Funduszu Odbudowy. Wyborcy pana wyklęli?

Franek Sterczewski: Przed głosowaniem przeprowadziłem szerokie konsultacje ze swoimi wyborcami. Rozmawiałem, komunikowałem się przez moje media społecznościowe, pisałem maile. Miałem kontakt z ponad tysiącem osób. To, co usłyszałem, rozmijało się z przekazem mediów przekonujących, że trzeba zagłosować z Ziobrą przeciw Kaczyńskiemu.

Nawet jeśli moi wyborcy byli źli na Lewicę za to, że porozumiała się po cichu z PiS za zamkniętymi drzwiami, to przekonywali, że mimo wszystko trzeba zagłosować za przystąpieniem Polski do funduszu, który nie jest PiS-owski, ale europejski. Przyznam, że wahałem się do ostatniej chwili, to było dla mnie najtrudniejsze głosowanie, odkąd wszedłem do Sejmu.

Od wtorku w nocy otrzymuję wiele wiadomości od wyborców. Owszem, niektóre są krytyczne. Ale zdecydowana większość jest pozytywna. Myślę, że ludzie mają już dość partyjnych nawalanek.

Nie ma pan dyskomfortu, że pana głos przyczynił się do tego, że Jarosławowi Kaczyńskiemu idealnie ułożył się polityczny pasjans? We wtorek dostał w Sejmie wszystko, co mógł sobie wymarzyć, a nawet więcej: ma europejskie pieniądze, nie musi wyrzucać Ziobry z koalicji, a w bonusie dostał spór na opozycji.

Oczywiście, że wolałbym, żeby cała opozycja porozumiała się wcześniej, byśmy wynegocjowali od PiS znacznie więcej, by Polska przystąpiła do prokuratury europejskiej, by stworzono efektywny mechanizm monitorujący wydatki. Tak się jednak nie stało, takiej opcji nie było na stole. W tej sytuacji uznałem, że lepszą decyzją jest zagłosowanie za funduszem niż wstrzymanie się od głosu. Nie było na stole kart, by negocjować coś więcej.

Głosowanie miało czysto symboliczny charakter, każdy mógł decydować, co chce powiedzieć swoim wyborcom. Ja chciałem powiedzieć, że jestem za Europą. Im ściślej zintegrowana jest Unia, tym więcej ma narzędzi, by wywierać presję na takich polityków jak Kaczyński np. w kwestiach praworządności. Dlatego Ziobro był przeciw.

Róża Thun: Jestem wkurzona na całą opozycję 

Spodziewa się pan konsekwencji w klubie sejmowym KO?

Na pewno usłyszę sporo rozczarowanych głosów. Być może będzie mi trudniej w pracy parlamentarnej, może ktoś mnie nie weźmie na listy. Jeden z kolegów z klubu powiedział mi już, że przecież samodzielnie progu wyborczego nie przeskoczę. Pewnie ma rację, ale posłem się bywa, a twarz ma się jedną. W polityce jestem dla obywateli i obywatelek, czuję się przede wszystkim aktywistą miejskim, w Sejmie jestem po to, by głosować zgodnie z oczekiwaniami swoich wyborców. W tym głosowaniu miałem wybór między dyscypliną klubową a interesem społecznym. Wybrałem interes społeczny. Wielu posłów i posłanek mówiło mi jednak prywatnie, że chciało zagłosować tak jak ja.

Ilu posłów myślało podobnie jak pan? Zagłosowaliby inaczej, gdyby nie dyscyplina?

Za ratyfikacją Funduszu wypowiedzieli się europosłowie i europosłanki, którzy wcześniej głosowali za nim w Brukseli. Róża Thun napisała, że zagłosowałaby jak ja. Wielkie wątpliwości mieli też senatorowie i senatorki, mówili, że jeśli KO zagłosuje przeciw w Senacie i jeszcze przegra, to nie będzie to dobrze wyglądało, jesteśmy przecież proeuropejskim ugrupowaniem.

Klub w Sejmie na pewno był podzielony. Odbyliśmy dobrą debatę, co trzeba pochwalić. Nie chcę spekulować, jak dokładnie klub by się podzielił, gdyby nie dyscyplina, jaka to by była liczba głosów. Na pewno mogę powiedzieć, że nałożenie dyscypliny w tej sprawie było moim zdaniem wielkim błędem – klub do ostatniej chwili wahał się, czy to zrobić.

Dlaczego dyscyplina była błędem?

Bo Koalicja Obywatelska musi grać na wielu fortepianach. A zdecydowała się zagrać na jednym, i to niestety nie taką muzykę, jakiej oczekują ludzie. KO musi być jak Pol’and’Rock Festival, a nie jak koncert instrumentów dawnych z drogimi biletami i tylko dla wtajemniczonych.

Dlatego stanięcie w jednym szeregu ze Zbigniewem Ziobrą i niepoparcie unijnego funduszu byłoby dla mnie nie od pomyślenia. A wstrzymanie się całego klubu od głosu to postawa satysfakcjonująca wyłącznie najtwardszy elektorat anty-PiS.

W mediach czytamy, że po wtorku w klubie KO się kotłuje. Osłabi to obecne przywództwo? Będą dalsze odejścia? Pan dalej odnajduje się w formule KO?

Ja nigdzie się nie wybieram, mimo ostatniej różnicy zdań cenię sobie pracę w klubie KO. I chce się na niej skupić. Razem z moimi współpracownikami pomagam dotkniętym przez lockdown knajpom i innym przedsiębiorstwom, zbieram podpisy pod ustawą liberalizującą przepisy aborcyjne, wszędzie, gdzie mogę walczyć o ścieżki rowerowe, rozmawiając z prezydentami miast i marszałkami województw.

Tego ode mnie oczekują wyborcy, a nie przeskakiwania i zmieniania barw partyjnych i klubowych. Od szukania nowego klubu ważniejsze dla mnie jest zszywanie opozycji demokratycznej, to powinna być misja dla wszystkich w Sejmie. Jestem dumny, że mam dobre relacje z wszystkimi partiami opozycyjnymi. Jeśli chodzi o klub KO, to na pewno potrzebujemy poważnej dyskusji. Mam nadzieję, że jak już skończy się lockdown, to uda się spotkać na żywo, usiąść wspólnie i porozmawiać o tym, co zrobić, by w przyszłości uniknąć podobnych sytuacji.

W kwestii pogłębiania integracji i środków z Europy chyba nie ma sporu między panem a klubem KO. Spór, jak rozumiem, jest o taktykę ratyfikacji i postępowania z PiS. Pana głos był wotum nieufności wobec taktyki, jaką przyjęli tu przywódcy KO?

Mam problem z dostrzeżeniem konsekwentnej taktyki. Była próba reakcji na bieżąco na kolejne wydarzenia. Nie wiem, jaki był pomysł. Jeszcze w marcu Borys Budka mówił, że plan należy po prostu przyjąć. Moim zdaniem słusznie. Następnie chyba część polityków uwierzyła Jarosławowi Kaczyńskiemu, że jeśli przegra głosowanie w sprawie Funduszu Odbudowy, to upadnie rząd – moim zdaniem to skrajna naiwność, tych ludzi wiąże zbyt wiele interesów, zbyt wiele haków.

Kaczyński tak nie powiedział. Powiedział, że jeśli Fundusz przepadnie, a Ziobro i jego ludzie zagłosują przeciw, to Solidarna Polska wyleci z koalicji.

No właśnie, a ta wypowiedź nagle urosła do deklaracji, że jeśli przepadnie FO, rząd Zjednoczonej Prawicy upadnie. W każdym razie, gdy Lewica dogadała się z PiS, nagle okazało się, że my w KO jesteśmy twardo przeciw. Sam nie wiem właściwie, przeciw komu: PiS-owi czy Lewicy. Ostatecznie klub wstrzymał się od głosu, co było próbą jakiegoś wyjścia z twarzą z twitterowych pyskówek. Miało to zasygnalizować, że z jednej strony protestujemy przeciw PiS i temu, jak wyda środki, z drugiej nie głosujemy razem z Ziobrą i Konfederacją.

Problem nie tkwi przy tym w samym głosowaniu, ale w tym, że nie wykonano pracy wcześniej. Nie zebrano szabel, które by mogły obwarować ratyfikację żelaznymi gwarancjami sprawiedliwego podziału środków. Gdybyśmy wcześniej mieli własną narrację wokół Funduszu, gdybyśmy potrafili o tym opowiedzieć naszym wyborcom, gdyby cała demokratyczna opozycja porozumiała się co do konkretnych postulatów i twardo negocjowała z PiS ich wprowadzanie, to byłaby jakaś taktyka. Tego zabrakło i znaleźliśmy się tam, gdzie jesteśmy.

Miłość TVN i „Gazety Wyborczej” na pstrym koniu jeździ

Ma pan osobiście żal za zachowanie Lewicy? Za to, że co najmniej zabrakło komunikacji z partnerami z opozycji?

Myślę, że wszyscy liderzy opozycji ponieśli porażkę. Wszyscy są bowiem współodpowiedzialni za to, że dialog w sprawie wspólnej strategii wobec ratyfikacji Funduszu Odbudowy nie zaistniał. Każdy lider i każdy blok poszedł swoją drogą. PSL coś próbował negocjować po cichu, na początku deklarował głosowania wspólnie z KO, w końcu poparł ratyfikację. Lewica deklarowała wcześniej poparcie, ale gdy we wtorek tydzień temu dogadała się z PiS, to było to dla wszystkich zaskoczeniem. I to jest największy zarzut do Lewicy: negocjacje odbyły się za zamkniętymi drzwiami, za plecami innych partnerów z opozycji. To był problem stylu, braku transparentności.

Ja mam większe pretensje o styl tych rozmów niż o to, że w ogóle negocjowali. Bo ze stroną rządową trzeba negocjować, robimy to przecież nieustannie w pracy parlamentarnej. Uważam, że liderzy opozycji nie zrobili wszystkiego, co zrobić powinni, by przewidzieć taki ruch i mu zapobiec, wychodząc też naprzeciw Lewicy, tak by do negocjacji wspólnie mogła przystąpić cała opozycja.

Lewica odpowiedziałaby pewnie, że KO wyobraża sobie współpracę z innymi partiami opozycji na zasadzie dyktatu KO. Jak się pan do tego odniesie?

Platforma miała założenie, że inni partnerzy przyjdą do niej, zapytają PO o zdanie. Okazało się, że inne ugrupowania mają swoją niezależność, swoją tożsamość, wykonały swoje ruchy po swoich trajektoriach. Nie wiem, czy w PO nikt tego nie przewidział, czy założył, że to dobrze, że Lewica dogada się z PiS, bo będziemy mogli walić w obie siły. Na pewno zabrakło wyczucia powagi sytuacji i woli, by stworzyć wspólny front.

Czeka nas teraz totalna wojna KO i Lewicy?

Niepotrzebne emocje są po obu stronach. Po obu są ludzie, którym się wydaje, że jak na Twitterze przyłożą prawym albo lewym sierpowym i zbiorą lajki, to robią dobrą politykę. W ten sposób zaspokajają tylko najbardziej zaangażowany, tożsamościowy elektorat.

Między nami jest wiele oczywistych różnic, w kwestiach gospodarczych i nie tylko. Razem nie zgodzi się nigdy z Nowoczesną w kwestiach prawa pracy. Ale w pewnych kwestiach fundamentalnych: takich jak RPO, Senat, praworządność, musimy współpracować. Opozycja musi spisać protokół rozbieżności i spierać się, ale w cywilizowany sposób. Tak jak np. Adam Bodnar krytykuje działania rządu w sprawie sądów czy centralizacji mediów: stanowczo, ale spokojnie i merytorycznie.

Rok temu głosowaliśmy przecież razem z PiS za piątką dla zwierząt, dobro zwierząt było dla nas ważniejsze i nie było mowy o próbach obalenia rządu, bo Ziobro był przeciw, nikt wtedy nie rozdzierał szat. Ja jestem dumny, gdy demokratycznej opozycji udaje się współpracować. Wystawiliśmy wspólnego kandydata na prezydenta Rzeszowa, razem roznosimy mu ulotki. Mieliśmy jedną kandydatkę na urząd Rzecznika Praw Obywatelskich.

Demokratyczna opozycja i tak skazana jest na współpracę, ale teraz już na równych warunkach

Do czasu.

Tak i to było bardzo przykre, że każdy zaczął tu w pewnym momencie prowadzić własną grę, ale powinniśmy powrócić do idei wspólnego kandydata na RPO. Z pewnością ostatni tydzień był kulminacją sporu między różnymi siłami opozycji. Przez kilka dni zajmowaliśmy się wzajemnymi oskarżeniami, rozważaniami, kto jest nową targowicą, kto zdrajcą. To się musi skończyć. Ostatnie wydarzenia powinny być zimnym prysznicem dla całej opozycji. Mamy szansę pokazać klasę w Senacie.

Możemy zaproponować poprawki, które sprawią, że Krajowy Plan Odbudowy będzie bardziej uwzględniał postulaty samorządowców i organizacji społecznych. Do tego potrzebna jest jedność i dojrzałość całej demokratycznej opozycji. Jeżeli opozycja chce pokonać PiS, skazana jest na współpracę, przy poszanowaniu wszystkich dzielących nas różnic. Zamiast wyrywać sobie nawzajem tych kilka procent w sondażach, powinniśmy pomyśleć nad tym, jak pokonać PiS. Jaką opowieść przeciwstawić tej PiS-owskiej.

Sam anty-PiS nie wystarczy, ludzie są już zmęczeni przekazem negatywnym, malowaniem Polski pod rządami PiS w czarnych barwach. Problemem nie jest sam PiS, ale brak reform ochrony zdrowia, wykluczenie komunikacyjne, łamanie praw człowieka, zawłaszczanie państwa. Mówmy o tych tematach, a nie o partiach. W następnych wyborach wygra ten, kto będzie miał więcej wyobraźni niż PiS pieniędzy.

**
Franek Sterczewski – poseł na Sejm IX kadencji, członek klubu Koalicji Obywatelskiej, aktywista miejski, z wykształcenia architekt. To także pomysłodawca i organizator głośnych akcji protestacyjnych „Łańcuch Światła” przeciwko zmianom w polskim sądownictwie. Seria manifestacji pierwotnie odbyła się w Poznaniu, skąd Sterczewski pochodzi i gdzie aktywnie działa m.in. na rzecz transportu miejskiego, ekologii i klimatu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij