Kraj

Sterczewski: Po święcie demokracji czas na pracę u podstaw

Franciszek Sterczewski

W tym miejscu należą się ze strony Rafała Trzaskowskiego i całej partii podziękowania jego oponentom: Robertowi Biedroniowi, Kosiniakowi-Kamyszowi i Szymonowi Hołowni, którzy poza wsparciem Trzaskowskiego wnieśli do debaty publicznej masę bardzo ważnych postulatów, świeżą energię i nowe sposoby komunikacji – mówi nam poseł Koalicji Obywatelskiej Franek Sterczewski.

Paulina Januszewska: Rafał Trzaskowski przegrał. Czy opozycja ma jednak jakieś powody do świętowania?

Franek Sterczewski: Każdy oddany głos i udział w wyborach jest świętem demokracji, zwłaszcza kiedy obywatele i obywatelki idą do urn tak tłumnie jak 12 lipca. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że niektóre grupy społeczne mobilizował strach będący pokłosiem prowadzenia brutalnej, brudnej i bulwersującej kampanii opartej na hejcie i mowie nienawiści. Straszenie i szczucie na osoby LGBT+, ale także agresja pojawiająca się na przykład na wiecach Andrzeja Dudy i wymierzona w aktywistki oraz aktywistów Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, są absolutnie nie do przyjęcia. Byliśmy świadkami obrzydliwego, czasem wręcz nieludzkiego traktowania poszczególnych grup, ale – na szczęście – też kilku pozytywnych zjawisk.

Jakich?

Moim zdaniem szczególnie ciekawe w tym czasie było uruchomienie nowych grup społecznych i zaangażowanie ich w kampanię. Zawdzięczamy to kandydatom, którzy przez swoje nierzadko świeże i nowatorskie propozycje zaczęli mobilizować do głosowania i działania na rzecz swoich sztabów osoby dotychczas nieaktywne obywatelsko. Największy nowy pokład osób biorących udział w wyborach nie tylko poprzez oddanie głosu, ale również roznoszenie ulotek, organizację akcji zachęcających do głosowania, wsparcie w mediach społecznościowych czy udział w spotkaniach i dyskusjach o programach wyborczych zgromadził się już w pierwszej turze wokół Szymona Hołowni.

Pomimo słabego wyniku bardzo ciekawe postulaty przedstawił Robert Biedroń – mam na myśli chociażby równość małżeńską czy program mieszkaniowy. Biorąc pod uwagę całość wyścigu wyborczego, można dostrzec wiele obszarów, które świadczą o wzroście dojrzałości i rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Z pewnością jest to zasługa nie tylko samej kampanii. W trakcie jej trwania po raz pierwszy tak wyraźnie zobaczyliśmy efekty wszystkiego dobrego, co wydarzyło się w Polsce przez ostatnie kilka lat.

Nie, Hołownia nie jest pożytecznym idiotą Dudy (ani agentem PiS)

Co dokładnie ma pan na myśli?

To, że społeczeństwo coraz śmielej reaguje na działania władzy, manifestuje swoje postulaty, organizuje czarne protesty, łańcuchy światła czy strajki klimatyczne oraz bierze w nich udział. Wszystkie te wydarzenia przełożyły się na wysoką frekwencję wyborczą i rosnący udział obywateli i obywatelek w życiu publicznym. Dzięki temu wybory stają się coraz bardziej demokratyczne, choć niestety – jak te ostatnie – odbywają się w coraz mniej demokratycznych okolicznościach.

Co na to wpływa?

Przede wszystkim media publiczne, które nie dały równych szans wszystkim kandydatom na zaprezentowanie swoich programów, lecz były częścią sztabu obecnego prezydenta. W związku z czym złożyłem protest wyborczy do Sądu Najwyższego. Dezinformacja na pewno miała niemały wpływ na ostateczny wynik, tak samo zresztą jak bałagan w organizacji wyborów za granicą, gdzie nie wszyscy Polacy mieli możliwość oddania głosu. Wyborcy i wyborczynie spoza Polski mieli tylko jeden dzień na dopisanie się do spisu wyborców, w dodatku akurat wtedy przestała działać strona internetowa. To wszystko budzi sporo wątpliwości. Mamy wiele do poprawy, jeśli chodzi o demokratyczność wyborów, nie tylko w kontekście samego głosowania, ale też szerzej rozumianego procesu przygotowania do niego.

Które zapewniają media publiczne.

Dlatego polskim obywatelom i obywatelkom należy przede wszystkim zapewnić prawo do rzetelnej informacji, które wielu osobom odebrało upartyjnienie TVP. Właśnie do tych grup społecznych, wykluczonych informacyjnie, trzeba szukać nowych kanałów dotarcia i z nimi rozmawiać, pomimo wielu nieprzyjaznych okoliczności, których w perspektywie najbliższych kilku lat rządów Zjednoczonej Prawicy zapewne będzie przybywać.

Repolonizacja. Czy PiS weźmie się za media?

O jakich kanałach dotarcia dokładnie pan mówi? I w jaki sposób Koalicja Obywatelska może przekonać do siebie wyborców PiS-u, skoro podziały społeczne są dziś widoczne wyraźniej niż kiedykolwiek oraz zasadzają się na złudnym, ale mocno zakorzenionym przeświadczeniu o możliwości wyboru pomiędzy bezpieczeństwem socjalnym a demokratycznym?

Odpowiem pani na przykładzie swoich doświadczeń. W ciągu poprzednich dwóch tygodni odwiedziłem miejscowości w powiecie poznańskim i Wielkopolsce, w których Andrzej Duda miał najlepsze wyniki – nie mniej niż 40 proc. poparcia. Po spotkaniach z tamtejszymi mieszkankami i mieszkańcami uświadomiłem sobie, jak często zdarza nam się w dyskursie publicznym stygmatyzować te miejsca – małe miasteczka i wsie. Bez rozpoznania tych obszarów nie zrozumiemy ich i nie zdoąłmy do nich trafić. Niepotrzebnie z góry zakładamy, że tam mieszkają ubogie, niewykształcone grupy społeczne, którym nie zależy na demokracji, bo myślą tylko o czubku własnego nosa. Tym samym funkcjonujemy w sferze mitów, które szkodzą społeczeństwu.

Wprawdzie ludzie są tam ofiarami braku edukacji, ale to problem systemowy. Ani dobre szkoły, ani dobrze opłaceni nauczyciele nigdy nie byli bowiem priorytetem dla państwa. Dotyczy to również nośników informacji. Ci ludzie są często skazani wyłącznie na TVP, która jest dla nich jedynym źródłem wiedzy. Mówię o tym, bo warunki, w jakich znalazły się te osoby, są wynikiem wieloletnich zaniechań wszystkich rządów – nie tylko obecnego.

Czego nowego dowiedzieliśmy się o wojnie polsko-polskiej

No dobrze, ale to nie są nowe wnioski.

Owszem, ale trzeba poznać bliżej problemy tych ludzi. Oni mają bardzo rozsądne i konkretne postulaty. Widać, że brakuje im np. kompleksowej opieki medycznej. Powiedziałbym, że stan demokracji można ocenić czasem po prostu po stanie uzębienia. Jeśli w tak wielu ludziach zbiera się ogromna frustracja, bo nie mają dostępu chociażby do dentysty z powodów finansowych bądź zwykłego braku tych usług w miejscu zamieszkania, to wybór między abstrakcyjną demokracją a poczuciem bezpieczeństwa jest zero-jedynkowy. Jeśli jednak zaproponowalibyśmy im dostęp do opieki medycznej, jeślibyśmy ich wysłuchali, potraktowali po partnersku, wówczas ich decyzje wyborcze byłyby zgoła inne. Wydaje mi się, że właśnie takiej, konkretnej oferty zabrakło w dwóch ostatnich tygodniach kampanii. Nie mówię nawet o wsi, bo trudno jest wielkomiejskiemu kandydatowi, prezydentowi Warszawy, przekonać do siebie np. rolników. Ale mamy też małe miejscowości i średnie miasta, którym nic nie zaproponowano. Może trzeba było pomyśleć o transporcie zbiorowym?

Jednym ze sztandarowych pomysłów Andrzeja Dudy jest program Kolej+.

Niestety ma on tak wysoki, 15-proc. próg wkładu własnego samorządu, że nikogo nie stać na to, by wziąć w nim udział. To projekt napisany na kolanie. Dlatego uważam, że tu powinna paść kontrpropozycja ze strony Rafała Trzaskowskiego. W tym kontekście warto też zauważyć, że kandydaci podczas kampanii w ogóle nie poruszali się komunikacją zbiorową. Szkoda, może wtedy dowiedzieliby się, jak trudne jest życie milionów osób, które nie mają jak dojechać do pracy, szkoły, szpitala czy urzędu? Jestem przekonany, że miejscowości, które cierpią na wykluczenie komunikacyjne i pamiętają, że poprzednie rządy te połączenia likwidowały w imię oszczędnościowej i krótkowzrocznej polityki, przychyliłyby się do takiego postulatu.

Poza tym bardzo ważnymi tematami okazały się także: gospodarka wodna, walka ze smogiem czy ociepleniem klimatu. Te wątki – znajdujące się na styku ekonomii i ekologii – są bardzo popularne, bo wiele osób z mniejszych miast i wsi to zwolennicy chociażby małej retencji i łapania deszczówki. Wydaje mi się jednak, że największym problemem jest to, że na obszarach pozawielkomiejskich mieszkają grupy całkowicie opuszczone przez państwo, które są przekonane, że politycy się nimi nie interesują.

500+ to jednak jest jakaś – mniej lub bardziej złudna – forma zainteresowania potrzebami społecznymi.

Ale jednocześnie nie jest też tak, że skoro PiS daje świadczenia socjalne, to ich beneficjenci akceptują wszystko, co robi obecna władza. Przeciwnie – czują się wobec tego bezradni. Duża część moich rozmówców z Wielkopolski wahała się, czy w ogóle brać udział w wyborach, a potem – na którego kandydata głosować. Wielu z nich nie dostrzegało różnicy pomiędzy wizjami państwa proponowanymi w tej kampanii, bo mieli wrażenie, że Andrzej Duda prowadzi krótkowzroczną politykę opartą na wsparciu socjalnym, a przy tym szczuje jedne grupy na drugie, niszczy sądy i nie wprowadza koniecznych zmian w usługach publicznych. Rafał Trzaskowski stał się zaś symbolem strachu przed odebraniem socjalu. Okazuje się więc, że spory ułamek społeczeństwa stoi w decyzyjnym rozkroku. Ale pod wpływem nawet zwykłej rozmowy często jest w stanie dokonać wyboru lub zmienić zdanie. Niektórzy deklarowali wręcz, że dadzą szansę Rafałowi Trzaskowskiemu, mimo że nie sympatyzują z PO.

To wszystko pięknie brzmi, ale przecież KO nie dowiedziała się wczoraj, że należy walczyć na wszystkich frontach o wyborców. Od lat słyszymy, że trzeba wyjść do ludzi, tymczasem po kolejnych przegranych wyborach z rzędu znowu wylewają się aroganckie frustracje, że „ciemny lud sprzedał się za 500+”. Co z tą pracą w terenie? Co z odrabianiem lekcji? Mało tego, Grzegorz Schetyna obwinia za przegraną polityków opozycji. Może czas na wymianę pokoleniową w strukturach partii?

Wielokrotnie powtarzałem, że wszystkie zarzuty wobec PO z przeszłości warto wykorzystać i przekuć na coś pozytywnego podczas wyborów. Stanowczo sprzeciwiam się także przerzucaniu odpowiedzialności na innych kandydatów. Z wielkim ubolewaniem oglądałem też dwie „debaty” równoległe w Końskich i Lesznie. To fatalne, że nie udało się doprowadzić do spotkania kandydatów. Nie chcę być tu „mądrym po szkodzie”, bo nie byłem członkiem sztabu Rafała Trzaskowskiego, ale uważam, że w drugiej turze zabrakło ryzyka wyjścia poza schemat, co – po pierwsze – oznaczałoby przedstawienie odważnego programu, a – po drugie – przyjazd do Końskich i udział w debacie nawet na warunkach TVP. To, rzecz jasna, był swego rodzaju cyrk, ale też jedyna szansa dla Trzaskowskiego, by zaprezentować się bliżej widzom TVP. Powinien tam pójść i „wywrócić stolik”. Uważam, że zadziałałoby to na korzyść jego. Z drugiej strony jednak nie uważam, by PO nie wyciągnęła lekcji z poprzednich wyborów.

Biejat: Jest szansa na dialog, ale nie w wykonaniu POPiS-u

A co się zmieniło?

Nastąpiła ogromna mobilizacja, dzięki której Rafałowi Trzaskowskiemu z 30 proc. poparcia udało się dobić do prawie 50. To bardzo dobry wynik. Tak naprawdę niewiele zabrakło mu do zwycięstwa i sądzę, że sama propozycja jego kandydatury jest świadectwem tego, że KO wyciągnęła wiele wniosków. Trzaskowski okazał się bardzo charyzmatycznym, energicznym kandydatem, który pozytywnie elektryzował ludzi. Był obecny w wielu małych miejscowościach, gdzie wyborcy reagowali na niego bardzo entuzjastycznie, bo mówił konkretnie oraz celnie punktował obecną władzę, trafiając prosto do serca swoich słuchaczy. Wydaje mi się, że tutaj po prostu zabrakło czasu, bo jego kampania trwała zaledwie miesiąc.

Zabrakło czasu?

Sądzę, że gdyby Rafał Trzaskowski odwiedził kilka miejsc więcej, szczególnie na ścianie wschodniej, szala zwycięstwa mogłaby przechylić się na jego stronę. Z kolei PiS zmobilizował wieś, obiecując wozy strażackie w zamian za wysoką frekwencję. Według mnie ze strony Trzaskowskiego zabrakło analogicznego pomysłu na mobilizację małych i średnich miast. Nie chcę, by to zabrzmiało jak wymówka, ale o wyniku na pewno też w jakimś stopniu zdecydował szereg innych okoliczności, niezależnych od strategii kandydata.

Dlaczego nie trzasło

Na przykład?

Mieliśmy do czynienia z przedziwną kampanią, w której nastąpiło wiele zwrotów akcji. Najpierw pandemia, lockdown, kryzys, spotkania dwóch szeregowych posłów, którzy bez trybu decydują się odwołać jedne wybory i wybrać datę kolejnych, a wreszcie zmiana kandydata KO i start od zera – te okoliczności pokazują, że wynik Trzaskowskiego mimo przegranej był ogromnym sukcesem. Uważam też, że w tym miejscu należą się ze strony kandydata i całej partii podziękowania jego oponentom: Robertowi Biedroniowi, Kosiniakowi-Kamyszowi i Szymonowi Hołowni, którzy poza wsparciem Trzaskowskiego wnieśli do debaty publicznej masę bardzo ważnych postulatów, świeżą energię i nowe sposoby komunikacji. To wszystko na pewno zmieni polską politykę i sprawi, że kolejne wybory będą lepsze. Oczywiście wynik jest, jaki jest, ale uważam, że należy podejść do niego z pokorą i szacunkiem. Mamy taki moment w historii, takie nastroje społeczne, które wskazują, że większość społeczeństwa nie chce w tej chwili najwyraźniej zmieniać władzy. Z drugiej strony – to dobra wiadomość, bo obóz rządzący czeka teraz wielki sprawdzian.

To znaczy?

Wiemy, co dzieje się w globalnej gospodarce – rośnie napięcie przed zapaścią ekonomiczną. Polski to nie ominie. Tymczasem u nas kończą się dopłaty z tarcz antykryzysowych, które były ważnym PR-owym wydarzeniem dla PiS-u. Zaraz znikną umorzenia ZUS-u i innych opłat dla przedsiębiorców i pracowników, a mimo zniesienia lockdownu sytuacja wielu firm nie wróciła do stanu sprzed pandemii. Nie przybywa klientów w restauracjach czy hotelach, które zaczęły normalnie funkcjonować. A to oznacza rosnące bezrobocie i kryzys, a pełną odpowiedzialność za tę dramatyczną sytuację ekonomiczną, ale też związaną z lekceważeniem ocieplenia klimatu, będzie musiał ponieść PiS.

Społeczeństwo rozliczy władzę?

Moim zdaniem tak. Rozliczy z fatalnej gospodarki środowiskowej opartej na węglu. Nie przejdzie obojętnie wobec budowy kolejnych kopalni odkrywkowych, które wysysają nasze zasoby wody. Rolnicy nie zapomną o braku wsparcia państwa w walce ze skutkami suszy i powodzi. Nakładające się na siebie kryzys ekonomiczny, klimatyczny i demokratyczny spowodują, że przyjdzie czas na wolę społeczeństw do zmian. Jesteśmy dopiero u progu świadomości konsekwencji, jakie przyniesie wieloletnie zaniechanie i lekceważenie tych problemów. Obecna władza nie jest gotowa na wyzwania, które niesie przyszłość. My, jako szeroko pojęta opozycja, musimy zrobić wszystko, żeby się na nie przygotować.

Ale czy opozycja – zamiast czekać na rozliczenia i kolejne wybory – nie powinna już teraz reagować na kryzysy?

Oczywiście, dlatego z posłanką Ulą Zielińską protestowaliśmy przeciwko przeznaczaniu drzewa z Lasów Państwowych do palenia w elektrowniach w charakterze biomasy czy przeciw likwidacji Funduszu Niskoemisyjnego Transportu, dzięki któremu rzekomo mieliśmy mieć w Polsce milion samochodów elektrycznych. Ja robię, co mogę, na każdym szczeblu, również lokalnym. W czasie pandemii stanąłem w obronie praw pracowników i pracownic m.in. z Amazona. Od marca pośredniczę również między przedsiębiorcami, NGOsami a władzami Poznania w wypracowaniu rozwiązania mogącego pomóc przetrwać kryzys wywołany pandemią. Ponad wszystko potrzeba nam cierpliwości, empatii i wytłumaczenia społeczeństwu, dlaczego np. globalne ocieplenie czy brak silnego państwa w dłuższej perspektywie zaszkodzą nam wszystkim, niezależnie od tego, czy znajdujemy się po prawej, czy lewej stronie politycznej barykady.

Sadura: Andrzej Duda ma największe możliwości, by osłabić podziały

To sporo pracy.

Tak, a jednocześnie musimy przekonać Polki i Polaków, że wszyscy zasługujemy na niezależny sprawiedliwy sąd, dostęp do czystego środowiska, godne warunki pracy, wolne media, dobrą edukację, transport publiczny, ochronę zdrowia, ale też kultury. Potrzebujemy realnego wsparcia tego sektora, o którym w czasie pandemii i kampanii rząd kompletnie zapomniał. W czasach gdy wszystkiego będzie brakowało, gdy samorządy zostaną jeszcze bardziej osłabione przez piątkę Kaczyńskiego i walkę z COVID-19, tym bardziej trzeba uczynić kulturę jednym z priorytetów. W czasach kryzysu to jedno z narzędzi, które najlepiej potrafi zszywać zwaśnione społeczeństwo, zasypywać rowy i pomagać przetrwać trudne czasy. To wszystko, o czym wspomniałem, wyznacza nam kierunki działań na najbliższe dni, miesiące i lata. A zatem bądźmy cierpliwi i jak śpiewał Wojciech Młynarski: „róbmy swoje”. Zajmijmy się – jak z kolei uczy doświadczenie wielkopolskie – pracą organiczną oraz u podstaw, odbudową wspólnoty, a w końcu obudzimy się w nieco mniej zwaśnionej i lepiej działającej Polsce.

***

Franek Sterczewski – poseł na Sejm XI kadencji z ramienia Koalicji Obywatelskiej, aktywista miejski, z wykształcenia architekt. To także pomysłodawca i organizator głośnych akcji protestacyjnych „Łańcuch Światła” przeciwko zmianom w polskim sądownictwie. Seria manifestacji pierwotnie odbyła się w Poznaniu, skąd Sterczewski pochodzi i gdzie aktywnie działa m.in. na rzecz transportu miejskiego, ekologii i klimatu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij