Kraj

Kłamstwo Tuska na temat Giertycha może zaszkodzić całej opozycji

Wskutek wzięcia Giertycha na pokład PO traci możliwość wiarygodnego punktowania PiS w obszarze praw kobiet. Marsz miliona serc 1 października będzie przecież marszem w imię solidarności z Joanną z Krakowa. Pod duchową adopcją mecenasa Giertycha.

Mimo panicznych zapewnień, że w końcu nic się nie stało, bo kandydatura Romana Giertycha jest jedną z wielu, a przecież można kandydować na posła zamiast na senatora – stało się, i to sporo. Roman Giertych na liście Koalicji Obywatelskiej w świętokrzyskim to kandydatura symboliczna. Tak jak symboliczna dla wielu były kandydatura Jana Hartmana czy Jany Shostak. Każde głośne nazwisko jest jednocześnie symbolem i sygnałem dla wyborców.

Roman Giertych wszedł furtką, którą uchylił Kołodziejczak

To, co zrobił Tusk, jest sygnałem, który ogranicza i tak już niewielkie szanse na wygraną opozycji. Przede wszystkim skłamał. Obiecując rok temu, że na listach nie będzie nikogo sprzeciwiającego się liberalizacji aborcji, stawiając dziś na Giertycha, pokazał, że swoje obietnice ma w rzyci. Tymczasem najważniejsza dla PO, a pośrednio dla całej opozycji, była wiarygodność. Platforma jest partią, która wielokrotnie obiecywała i nie realizowała swoich obietnic, żeby wspomnieć tylko związki partnerskie. Teraz miało być inaczej.

Kandydatura Giertycha jest też zaprzeczeniem lewicowego zwrotu, z którym Tusk przybył z Brukseli do Polski. Miały być prawa kobiet, miało być babciowe, miała być nowoczesna twarz Platformy Obywatelskiej, a jest twarz Giertycha. Owszem, być może ten początkowy zwrot nie był najlepszym pomysłem Tuska, bo przez to urosła Konfederacja, ale jeśli ktoś miałby łowić jej wyborców, to prędzej Petru, a nie facet chwalący zakaz aborcji w Teksasie. Co ważniejsze, wskutek wzięcia Giertycha na pokład PO traci możliwość wiarygodnego punktowania PiS w obszarze praw kobiet. Marsz miliona serc 1 października będzie przecież marszem w imię solidarności z Joanną z Krakowa. Pod duchową adopcją mecenasa Giertycha.

Giertych a sztuka adaptacji

Tusk, tak rzekomo zafrasowany wynikiem całej opozycji, wrzuca giertychowy granat do szamba. Jest oczywiste, że po tym, jak udało się zablokować Giertycha w Senacie, wpychanie go tylnymi drzwiami na listę KO wywoła konflikt i awanturę w sieci. Pozornie dla Lewicy to korzystne, ale pamiętając, jaki ma dziś elektorat, jej walka z faworyzowaną medialnie Platformą może się skończyć zniechęceniem wyborców, którzy mają dość tego, że politycy ciągle się kłócą. Zresztą ten szantaż medialny ze strony zaplecza PO już się pojawił.

Dlaczego Tusk to zrobił? Najbardziej popularną teorią jest, że w ten sposób zirytuje Kaczyńskiego, a ten coś palnie. Tak, ten sam Kaczyński, który od 20 lat co chwilę mówi kontrowersyjne bzdury w mediach, który potrafił z trybuny sejmowej wyzywać od kanalii, a jednocześnie hurtowo wygrywa wybory.

Niektórzy twierdzą, że kandydatura Giertycha to efekt walk frakcyjnych. Jak wspomina na fejsbuku Rafał Kalukin z „Wyborczej”, słynna afera z symetrystami i przeprosiny Nitrasa, złożone jednemu z fanatyków Platformy (za to, że poseł śmiał przestać go obserwować ze względu na mowę nienawiści), zaogniły konflikt Tuska z Trzaskowskim. W efekcie skasowano Giertycha z listy senackiej, a ludzie prezydenta Warszawy dostali wyższe miejsca. Jeśli Kalukin ma rację, być może ruszyła Tuskowa kontrofensywa, celowo w trakcie Campusu.

Co jeszcze jest w szafie Giertycha?

Stosując brzytwę Ockhama, można jednak dojść do wniosku, że powód jest dość prozaiczny. Giertych jest kumplem Tuska i na gwałt potrzebuje pomocy w postaci immunitetu, bo inaczej nie wróci do Polski. Obaj doskonale zdają sobie sprawę, że wygranie tych wyborów będzie bardzo trudne, a kolejna przegrana oznacza kolejne cztery lata urlopu Romana Giertycha we Włoszech.

Cała reszta jest tylko dorabianiem mętnych teorii do czegoś, co od zawsze kierowało polską polityką. Wyborców można oszukać, a kumplom trzeba pomagać i zapewnić im bezkarność. A że to oszustwo sprawi, że wyborcy mogą sami siebie zapytać, czy skoro Tusk oszukał w sprawie list wyborczych, to czy nie oszuka z 500+ i wiekiem emerytalnym? Cóż, widać wygrana i poprawa losu ciężarnych kobiet jest dla niego mniej ważna niż los pana mecenasa.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij