Kraj

Jak szybko wylecieć z listy KO? Obrażając uczucia antyaborcyjne

Okazuje się, że o tym, kto kandyduje z ramienia Koalicji Obywatelskiej, decyduje teraz Zbigniew Ziobro. Wystarczyło, że minister sprawiedliwości urządził twitterową nagonkę na Janę Shostak, by ta z hukiem straciła miejsce na liście wyborczej. Poszło o prawo do aborcji.

„Jak wybrać wybory, jak wygrać demokrację?” – tak brzmi tytuł jednego z paneli ogłoszonych na tegorocznym Kongresie Kobiet. W wydarzeniu, które zbliża się wielkimi krokami, miały wziąć udział Małgorzata Kidawa-Błońska oraz Jana Shostak. Pierwsza jako polityczka z długim stażem, druga jako kandydująca na posłankę, pochodząca z Białorusi aktywistka i artystka. Wygląda jednak na to, że skład debaty będzie musiał się zmienić. Powód? Koalicja Obywatelska znów pluje w twarz kobietom, prowadząc polityczny business as usual.

Jednak to przeciwna prawu do decydowania o sobie Kidawa-Błońska może czuć się na feministycznej imprezie bezpieczna, a nie opowiadająca się za pełną wolnością obywatelek Shostak. Absurd? Raczej dzień jak co dzień w Polsce.

O co chodzi? Jak zwykle o aborcję. Startując do Sejmu z rekomendacji Zielonych i podlaskiej listy KO, Jana Shostak śmiała powiedzieć w wywiadzie dla Onetu, że popiera prawo do przerywania ciąży przez cały okres jej trwania. Na coś takiego przyzwolenia jednak w KO nie ma, o czym poinformowała z kolei na antenie Radia Plus Kidawa-Błońska, dodając protekcjonalnie, że „polityka to nie są happeningi, to jest bardzo poważna sprawa i słowa, które się mówi, mają ogromne znaczenie”.

Polityczka zdradziła przy okazji, że aktywistkę już wyrzucono z grona kandydatek wyborczych. Sama Shostak pytana o komentarz w tej sprawie nie kryła zaskoczenia. – To dziwne. Wydawało mi się, że z PO mamy podobne poglądy, jeśli chodzi o prawo kobiet do aborcji – powiedziała „Wyborczej”. Decyzję KO oficjalnie zaakceptowali już Zieloni.

Cała sprawa wydarzyła się tuż po tym, jak wywiadu w Onecie cynicznie użył do zaostrzenia wojny z Donaldem Tuskiem Zbigniew Ziobro. Szef resortu sprawiedliwości napisał na Twitterze, że „Jana Shostak – białoruska aktywistka LGBT, która jest kandydatką Platformy – chce zalegalizować zabijanie nienarodzonych dzieci nawet do dnia porodu”. I dalej: „Herr Donald Tusk – dotąd dałeś się poznać tylko jako podły kłamca, ale to, że chcesz wprowadzić do Sejmu zwolenników mordowania ludzi, wyklucza Cię z kręgu naszej cywilizacji”.

Słowem: kierownictwo KO w reakcji na ordynarny komentarz Ziobry postanawia w popłochu wycofać się z własnych decyzji. A taki miał być ten Tusk progresywny, antypisowski, wyraźnie odróżniający się od prawicy i prokobiecy. Przecież rok temu zadeklarował na wspomnianym we wstępie tego tekstu Kongresie Kobiet, że nie będzie akceptował na listach wyborczych kandydatów przeciwnych liberalizacji prawa aborcyjnego.

Pod przewodnictwem Magdaleny Środy, która notabene dziennikarzy krytycznych wobec KO nazywa narcyzami, organizatorki jednego z najstarszych i najważniejszych zjazdów feministycznych w Polsce wręczyły nawet szefowi Platformy nagrodę w ramach kredytu zaufania i symbolu wiary w to, że polityk swojej proaborcyjnej obietnicy dotrzyma.

Tego, czy matkom założycielkom Kongresu chodziło tak naprawdę o zapewnienie sobie miejsc na listach wyborczych Koalicji, nie będziemy tu rozstrzygać, bo wówczas znów pominiemy clou całej sprawy, czyli wiecznie lekceważoną podmiotowość kobiet.

Policzkiem dla wielu z nich było przyznanie Tuskowi tytułu „mężczyzny wspierającego równość”. Oburzenia nie kryło wiele uczestniczek Kongresu, na przykład ja. Napisałam wówczas, że ani trochę nie wierzę byłemu premierowi w chęć wprowadzenia pełni praw reprodukcyjnych.

Lis, Tusk, Kongres: gdzie baby się biją, tam chłop korzysta, a i księdzu skapnie

Teraz w zaostrzającej się kampanii wyborczej Małgorzata Kidawa-Błońska jedynie potwierdziła moje przypuszczenia. Nie chodzi mi jednak o to, by powtarzać teraz „a nie mówiłam” i dyskredytować Kongres, tylko pokazać, jak bardzo polityka nie liczy się z naszym bezpieczeństwem i wolnością oraz z jaką łatwością uderza w kobiety odważnie i wprost domagające się równego traktowania.

Taką osobą jest Jana Shostak, której obrywa się z obu stron PO-PiS-u. Oczywiście, już usłyszałam opinię, że wyborów nie wygrywa się radykalnymi tezami. Skoro Jan Hartman wyleciał z listy Lewicy za sprawą stwierdzeń o humanitaryzmie dla pedofilów, to nic dziwnego, że Jana Shostak straciła miejsce w KO jako zwolenniczka usuwania zaawansowanych rozwojowo płodów. A czy większość w Sejmie osiąga się posłusznym kładzeniem uszu po sobie, gdy chcą tego rządowi funkcjonariusze? Przekonamy się w październiku.

Pewne jest jednak to, jak będzie wyglądać linia obrony Tuska. I tu muszę przyznać Małgorzacie Kidawie-Błońskiej rację w kwestii ważkości wypowiadanych przez polityków słów. Donald Tusk dobrze wiedział, co mówił rok temu na scenie wrocławskiej Hali Stulecia. Owszem, wskazywał, że w swoje wyborcze szeregi nie wpuści osób, które sprzeciwiają się przeprowadzaniu aborcji. Ale dodał, że chodzi o przerywanie ciąży przed 12. tygodniem. To jest ten drobny druczek, który mogliśmy przegapić, a który wciąż daje szefowi Platformy możliwość mamienia obywatelek swoją rzekomą progresywnością, choć w rzeczywistości wciąż je upupia. Tusk przecież nie kłamie, jedynie uprawia realpolitik. A że ze szkodą dla połowy populacji? Trudno.

W wyborczych potyczkach, które będą z pewnością jeszcze bardziej brutalne i żenujące, zapewne jeszcze nieraz pojawi się ten temat, ale przestańmy kupować ściemę, że aborcja to kontrowersja, a robienie jej w 40. tygodniu jest morderstwem. To już nie są czasy, w których powinno kogokolwiek szokować, ciało kobiety należy wyłącznie do niej, że na ostatnim etapie ciąży zdarzają się powikłania albo trudne sytuacje losowe wymagające usunięcia płodu. Na kogoś, kto potrzebuje aborcji, nie powinniśmy patrzeć jak na osobę, która nie jest w pełni władz umysłowych.

Polityczki i politycy, którzy nie przyjmują tego do wiadomości, nie mają prawa mówić o sobie, że oferują jakikolwiek program dla kobiet. Każdy warunek stawiany obywatelce chcącej przerwać ciążę stanowi przeszkodę na drodze do osiągnięcia przez nią pełnej władzy nad własnym ciałem, zdrowiem i życiem. Każdej osobie mogącej być w ciąży należy się dostęp do bezpiecznej, bezpłatnej i legalnej aborcji – jak słusznie wskazuje Aborcyjny Dream Team – „tak szybko, jak to możliwe, i tak późno, jak to potrzebne”. Obwarowywanie ratującego życie zabiegu medycznego kolejnymi przesłankami, kryterium czasu, odbywaniem konsultacji z psychologiem itp. jest próbą dyscyplinowania kobiet i odbieraniem im godności oraz zdolności do decydowania o sobie.

Wyrazem tej odmowy jest także wciąganie na listy wyborcze jawnych antyaborcjonistów, jak Michał Kołodziejczak, który swoje poglądy mniej lub bardziej dyplomatycznie próbuje zasłaniać chęcią zorganizowania referendum. Kobiety mają w nim zdecydować, jakiego prawa chcą dla siebie. Kłopot w tym, że nie tylko one uczestniczą w takim głosowaniu. Zresztą, ta forma nie jest dla władz wiążąca, a samo głosowanie można łatwo zmanipulować, jeśli obywatelom podsunie się tendencyjne pytania. Przede wszystkim jednak kobiety i inne osoby mogące zajść w ciążę nie powinny prosić o zgodę na aborcję całego społeczeństwa.

Co powinno rozstrzygnąć referendum? Koty, grzyby, deszcz i inne kwestie o strategicznym znaczeniu

Wciąż nie wiemy, na ile mogą być w tej kwestii zależne od polityków opozycji w razie wygranej i na ile deklaracje Tuska są realizowane. Choć w KO większość chce legalizacji aborcji do 12. tygodnia, a z list zniknęła zagorzała przeciwniczka prawa wyboru Joanna Fabisiak, oficjalnego i jednoznacznego stanowiska w tej sprawie nie znamy w wypadku pięciu posłów, m.in. znanych z konserwatywnych poglądów Pawła Kowala i Pawła Poncyljusza. Ci politycy nie wzięli udziału w zeszłorocznym parlamentarnym głosowaniu nad projektem ustawy liberalizującej obecne drakońskie przepisy. Na listach KO jednak są. Czyżby zmienili zdanie?

Lewica ma niezmienne od dłuższego czasu. Dlatego Robert Biedroń zaproponował Janie Shostak wyborczy start z list swojego ugrupowania. Aktywistka przyjęła tę propozycję. W chwili pisania tego nie ogłoszono jeszcze, z którego okręgu będzie kandydować.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij