Dziedziczony kapitał kulturowy ma w Polsce ogromne znaczenie i daje potężną przewagę na rynku pracy. Być może nawet większą niż dziedziczony kapitał materialny. Dobrze by było, żeby ludzie wywodzący się z inteligenckich domów mieli świadomość swojego klasowego uprzywilejowania.
„Nikt mi nic nie dał, nie załatwił. Pochodzę wprawdzie z rodziny inteligenckiej, ale niezwykle skromnej (by nie powiedzieć biednej). Dorobiłem się sam, bardzo ciężką pracą, potężną determinacją. Nie ma w tym żadnego przypadku, fuksa, ani pochodzenia” – raczył stwierdzić na Twitterze Przemysław Pająk, założyciel popularnego portalu technologicznego Spider’s Web. Jeśli chodzi o przypadek lub fuks, to w reakcji na tweet Pająka pojawiło się trochę wątpliwości, których nie zamierzam tu roztrząsać. Najwyraźniej jednak pan Pająk mocno nie docenia wkładu własnych rodziców w swój sukces. Jego rodzicom mogłoby się zrobić przykro po przeczytaniu oświadczenia swojego syna w sieci, gdyż bez wątpienia walnie przyczynili się do jego powodzenia zawodowego.
aa, i nikt mi nic nie dał, nie załatwił. Pochodzę wprawdzie z rodziny inteligenckiej, ale niezwykle skromnej (by nie powiedzieć biednej). Dorobiłem się sam, bardzo ciężką pracą, potężną determinacją. Nie ma w tym żadnego przypadku, fuksa, ani pochodzenia.
— przemysław pająk (@przemekspider) June 11, 2021
Pochodzenie z rodziny inteligenckiej w Polsce samo w sobie jest już przewagą, której większość konkurentów Pająka na rynku pracy, jak i rynku w ogóle, nie posiadała. W kraju postkomunistycznym, w którym nierówności majątkowe były z początku bardzo niewielkie, to właśnie dziedziczony kapitał kulturowy był kluczowy w powodzeniu życiowym. Niestety, większość dziedziców kapitału kulturowego w Polsce nie otrzymała dodatkowo w spadku świadomości swojego klasowego uprzywilejowania. W wyniku czego regularnie musimy słuchać historyjek podobnych do wynurzeń założyciela Spider’s Web.
Edukacja w rodzinnym domu
Kapitał kulturowy rodziców daje przewagę właściwie już od momentu narodzin. Wykształceni rodzice potrafią stworzyć swoim dzieciom lepsze warunki dorastania nawet wtedy, gdy sami nie posiadają znacznego kapitału materialnego. Oczywiście, bez pieniędzy potomstwa wychować się nie da, jednak pieniądze nie są wszystkim. Dzięki przyswojonej wiedzy rodzice potrafią zajmować się dzieckiem troskliwiej, dzięki czemu może się ono rozwijać w przyjaznym i ciepłym środowisku, bez niepotrzebnego stresu.
W badaniu Świadomość wychowawcza a wykształcenie rodziców Tomasz Żurawski dowodzi, że znajomość dobrych zasad wychowania potomstwa jest w Polsce silnie skorelowana z poziomem wykształcenia. Żurawski przebadał rodziców setki dzieci z województwa łódzkiego w celu oceny ich świadomości wychowawczej. Ponad jedna trzecia rodziców z wyższym wykształceniem okazała się mieć wysoką wiedzę na temat rozwoju fizycznego i intelektualnego dziecka. W przypadku rodziców ze średnim wykształceniem wysoką wiedzą mogła się pochwalić ponad jedna piąta. Wiedza żadnego z rodziców z wykształceniem zawodowym nie została oceniona jako wysoka.
czytaj także
Gdyby Żurawski w swoim niezbyt reprezentatywnym badaniu uwzględnił większą liczbę rodzin z wykształceniem zawodowym, bez wątpienia znalazłyby się wśród nich też takie, których wiedza o rozwoju psychofizycznym dziecka jest wysoka. Oczywiście rodziny z niskim kapitałem kulturowym również zajmują się dzieckiem najlepiej, jak potrafią – absolutnie nie chodzi tu o dyskredytowanie ich wkładu w pracę wychowawczą. Jednak jest sporo dowodów na to, że przekazują one wiedzę i umiejętności przydatne w szkole w mniej skuteczny sposób.
Lepiej wykształceni rodzice potrafią sprawniej uczyć swoje potomstwo nowych umiejętności, których część rówieśników nauczy się dopiero w przedszkolu lub szkole. Dzieci z inteligenckich domów, nawet tych bardzo skromnych, codziennie chłoną wiedzę z rozmów swoich rodziców lub ich znajomych. Są otoczone źródłami wiedzy, takimi jak książki czy prasa, które są dla nich czymś naturalnym. Nieustanne obcowanie ze źródłami wiedzy ułatwia wstąpienie w progi szkolne i obracanie się w szkolnym środowisku.
Według badania IBE Uwarunkowania decyzji edukacyjnych liczba książek w domu rodzinnym może być istotnym czynnikiem wpływającym na finalny poziom wykształcenia Polki i Polaka. Ponad 20 proc. badanych z wyższym wykształceniem miało w domu rodzinnym 101–200 książek. W przypadku respondentów z wykształceniem zawodowym tak bogatą biblioteczkę w domu miało jedynie 5 proc. „45% Polaków, którzy legitymują się wykształceniem podstawowym lub gimnazjalnym, wychowało się w domach, w których praktycznie nie było książek. W przypadku osób z wykształceniem wyższym odsetek ten jest ponad dziewięciokrotnie niższy” – czytamy w raporcie IBE.
Zabawa z nauką
Wykształceni rodzice nie tylko mogą skuteczniej przekazywać wiedzę, ale też chętniej się do tego garną. Co jest zrozumiałe i nie można z tego czynić zarzutu rodzicom mniej wykształconym, dla których uczenie drugiej osoby, nawet najbliższej, może być niekomfortowe, szczególnie jeśli w toku wyjdzie na jaw ich niewiedza. Poza tym gorzej wykształceni rodzice zajmują się dziećmi w inny sposób, np. częściej rozmawiają z dziećmi w starszym wieku (tj. powyżej siódmego roku życia) na ogólne tematy. To jednak niekoniecznie przekłada się na przewagę w szkole, co jest kluczowe w omawianym kontekście.
Według danych IBE prawie połowa rodziców z wyższym wykształceniem regularnie bawi się z dzieckiem klockami lub literami. W przypadku rodziców z wykształceniem zawodowym to jedynie 30 proc. Ponad połowa rodziców z wyższym wykształceniem opowiada dziecku różne historie, przy jednej trzeciej rodziców po zawodówce. Podobne różnice występują także w przypadku innych aktywności – takich jak czytanie na głos, pisanie liter czy zabawy w gry słowne. W przypadku tych ostatnich różnica jest niemal dwukrotna.
Te wszystkie zabawy z dzieckiem mają charakter edukacyjny. Młody człowiek uczy się podczas nich liter, nowych słówek, a także kształtowania relacji i zachowań. No i przede wszystkim – uczy się uczyć. Dzięki takim zabawom dziecko nabywa tak fundamentalne umiejętności jak koncentracja uwagi czy odsuwanie gratyfikacji na później. Wychowanie w inteligenckim domu daje więc nie tylko przewagę kulturową i edukacyjną, ale też mentalną. To ogromny przywilej. Zasypywaniem tych różnic w państwie rozwiniętym zajmuje się edukacja przedszkolna – oczywiście robi to z różnym skutkiem, jednak generalnie przedszkole jest niezmiernie istotne w kontekście wyrównywania szans na wczesnym etapie rozwoju przyszłych pełnoprawnych obywateli. W przedszkolu młodzi ludzie z nieuprzywilejowanych środowisk mogą nabyć umiejętności istotne w szkole, a także nauczyć się podstaw dyscypliny – w pozytywnym sensie tego słowa.
Kluczowa jest tutaj regularność. Problem w tym, że regularne posyłanie dziecka do przedszkola również przez lata było silnie skorelowane z wykształceniem rodziców. Przemysław Sadura w książce Państwo, szkoła, klasy przywołuje dane za 2010 r., według których pełne trzy lata w przedszkolu spędziło 59 proc. dzieci rodziców z wykształceniem wyższym i jedynie 14 proc. z wykształceniem zawodowym. Nawet jeśli w ostatnich latach ogólny wskaźnik skolaryzacji wczesnoszkolnej znacznie się poprawił, to te różnice sprzed dekady walnie przyczynią się do nierówności szans w pokoleniu Zet. Będą się z nimi ciągnąć przez lata, a może nawet i do śmierci.
Ukryta selekcja
Lepiej wykształceni rodzice aktywni są także na etapie szkoły. Nie tylko znacznie częściej pomagają w nauce czy bywają aktywni na forum szkoły, wchodząc w bliskie relacje z nauczycielami, lecz przede wszystkim próbują świadomie kierować decyzjami edukacyjnymi potomstwa. Taka pomoc jest nieoceniona, gdyż nastolatki często nie mają pojęcia, co ze sobą zrobić. Co również nie jest żadnym zarzutem, gdyż część ludzi nie wie, co ze sobą zrobić nawet i po trzydziestce. Wykształceni rodzice pomagają więc w podejmowaniu kluczowych decyzji, a czasem także silnie w nie ingerują.
Doskonałym tego przykładem były zachowania rodziców w dużych miastach w czasach gimnazjów. Gimnazja, jak wiadomo, były objęte rejonizacją, jednak rodzice dysponujący wysokim kapitałem kulturowym i społecznym nauczyli się ją obchodzić. Świetnie opisane jest to w innym badaniu IBE Autoselekcja na progu gimnazjum – działania rodziców w kontekście działań szkół i polityki samorządu. Wykształceni rodzice wykorzystywali swoje szerokie sieci społeczne, by w pierwszej kolejności zorientować się w ofercie edukacyjnej gimnazjów i wybrać nie tylko najlepszą szkołę, ale także klasę.
Markiewka: Nie stać cię na sukces, czyli okrutny mit merytokracji
czytaj także
Następnie najbardziej zdeterminowani rodzice podejmowali różnego rodzaju wysiłki, żeby ich dzieci dostały się do wybranej szkoły – w grę wchodziło nawet przemeldowanie dziecka do lokalu znajdującego się w rejonie gimnazjum. Te wysiłki sprawiły, że w dużych miastach nastąpiło silne zróżnicowanie gimnazjów. Sadura w swojej książce wskazuje, że zróżnicowanie międzyszkolne wyników w gimnazjach było dwukrotnie wyższe niż w podstawówkach, a w miastach powyżej 100 tys. mieszkańców wzrosło z 25 proc. w 2003 r. do 40 proc. w 2013 r., co było poziomem typowym dla edukacji po progu selekcyjnym. „Reforma edukacyjna w dużych miastach była stopniowo rozmontowywana przez rodziców o wyższym statusie ekonomiczno-społecznym oraz dyrektorów placówek dysponujących sposobami obchodzenia zasady rejonizacji. Efektem był ukryty proces selekcji na progu gimnazjów” – pisze Sadura.
Szkoła dla elity
Oczywiście gimnazja zostały już zlikwidowane, ale nie o nie przecież tu chodzi, tylko o zobrazowanie mechanizmów, za pomocą których rodzice z wysokim kapitałem kulturowym dają przewagę swoim dzieciom na etapie szkoły. Tych przewag jest znacznie więcej. Przykładowo według IBE dwie trzecie dzieci w wieku 7–12 lat mających rodziców z wyższym wykształceniem uczęszcza na zajęcia dodatkowe. Wśród dzieci rodziców z wykształceniem zawodowym lub średnim bez matury to jedynie nieco ponad 40 proc.
Te różnice mogą się wydawać niezbyt wysokie, jednak występują w bardzo wielu obszarach i nawarstwiają się przez lata. Stopniowo wchłaniany kapitał kulturowy młodych ludzi z inteligenckich domów po dwóch dekadach daje im ogromną przewagę, dzięki czemu mogą pójść na lepszą uczelnię, w której będą się sprawniej obracać, skuteczniej tworzyć własne sieci kontaktów czy budować bliższe relacje z wykładowcami.
czytaj także
Według badania Krzysztofa Czarneckiego Uwarunkowania nierówności horyzontalnych w dostępie do szkolnictwa wyższego w Polsce na elitarnych uczelniach w stolicy 81 proc. studentów stanowią dzieci rodziców z wyższym wykształceniem. Na prestiżowych uczelniach publicznych stanowią one ponad połowę. Dzieci pozostałych rodziców dominują natomiast na prywatnych uczelniach masowych. Tam prawie połowę studentów stanowią dzieci rodziców bez matury, a ponad jedną trzecią rodziców po maturze. Równocześnie Czarnecki nie stwierdził większego wpływu sytuacji materialnej studentów na strukturę społeczną poszczególnych rodzajów uczelni. Inaczej mówiąc, dziedziczony kapitał kulturowy jest ważniejszy dla poziomu wykształcenia niż kapitał materialny.
Te wszystkie opisane wyżej przewagi skutkują drastycznie wyższymi szansami na uzyskanie dyplomu uczelni u dzieci z wykształconych rodzin. Według danych IBE 73 proc. dzieci, które miały ojca z wyższym wykształceniem, same również ukończyły uczelnię. W przypadku dzieci ojców z wykształceniem zawodowym lub średnim bez matury dyplom uczelni zdobyło jedynie 24 proc. W przypadku wykształcenia matki te różnice są niemal identyczne. Równocześnie zaledwie niecałe 7 proc. dzieci ojców z wyższym wykształceniem samo skończyło zawodówkę lub szkołę średnią bez zdania matury. Na tym poziomie edukacji zatrzymało się aż 40 proc. dzieci ojców po zawodówce lub bez matury. Rodzice z wyższym wykształceniem w Polsce to ogromny kapitał. Dają oni znacznie wyższe szanse na ukończenie uniwersytetu.
Premia za wykształcenie
Oczywiście, ktoś mógłby tu zauważyć, że wyższe wykształcenie nie gwarantuje wysokich zarobków ani sukcesu zawodowego. Rzeczywiście nie gwarantuje, zapewnia jednak większe szanse – znacznie większe niż w przypadku ukończenia samej szkoły średniej. Według OECD magistrzy w Polsce zarabiają o 60 proc. więcej niż absolwenci szkół ponadgimnazjalnych. To mniej niż średnia w OECD (ponad 80 proc.), ale znacznie więcej niż w państwach skandynawskich, gdzie wyższe wykształcenie pozwala średnio zwiększyć zarobki jedynie o ok. 40 proc. Poza tym wyższe wykształcenie wyraźnie zwiększa szanse na zdobycie zatrudnienia. Według OECD wskaźnik zatrudnienia wśród Polaków z wyższym wykształceniem (90 proc.) jest prawie o 15 punktów procentowych wyższy niż wśród absolwentów szkół ponadgimnazjalnych (ponad 75 proc.).
czytaj także
Prawdę mówiąc, Przemysław Pająk byłby mniej uprzywilejowany, gdyby urodził się w rodzinie całkiem zamożnej, ale nie inteligenckiej. Gdyby jego ojciec był nieźle zarabiającym mechanikiem po zawodówce, przywilej klasowy Przemysława Pająka zapewne byłby nawet mniejszy. I absolutnie nie chodzi tu o piętnowanie dzieci rodziców z wyższym wykształceniem. To wspaniale, że rodzice przekazują swoją wiedzę potomkom, a także pomagają im na poszczególnych szczeblach edukacji. Dobrze by jednak było, żeby ludzie wywodzący się z inteligenckich domów mieli świadomość swojego klasowego uprzywilejowania. Dziedziczony kapitał kulturowy ma w Polsce ogromne znaczenie i daje potężną przewagę na rynku pracy. Być może nawet większą niż dziedziczony kapitał materialny.