Gospodarka, Kraj

Czy globalny CIT zaszkodzi Polsce?

Choć „globalny CIT” mógłby zostać lepiej dopracowany, to ogólna koncepcja jest bez wątpienia godna poparcia. Zarówno przez Polskę, jak i całą Unię Europejską, która zresztą wyraziła już ostrożną akceptację dla inicjatywy administracji Bidena. Nawet kilkunastoprocentowa stawka wyeliminowałaby wreszcie zjawisko podatkowego wyścigu do dna, w którym państwa drenują nawzajem swoje budżety. A to jest warte, nomen omen, zachodu.

O walce z ucieczką kapitału przed opodatkowaniem i rozprawieniu się z rajami podatkowymi słychać od lat, niemal rytualnie, aż do znudzenia. Gigantyczne kwoty zysków wyprowadzanych na różne wysepki na Pacyfiku i Karaibach, ale też do małych terytoriów europejskich na nikim nie robią już wrażenia, bo są tak wysokie, że stają się abstrakcyjne i niezrozumiałe. Każdy może sobie wyobrazić, ile to jest kilkaset tysięcy złotych, ale kilkaset miliardów dolarów, o których piszą kolejni dziennikarze śledczy – to już nie bardzo.

Walka z rajami podatkowymi w ostatnich latach przypominała walkę z piractwem drogowym w Polsce. Każdy wie, że zjawisko ma wielką skalę, ale nikt do końca nie wie, co z tym fantem zrobić. Nie ma nawet pełnej zgody, że zjawisko jest realnym problemem. „Konkurencja jest dobra, więc konkurencja podatkowa między państwami również” – tak w skrócie przekonują wolnorynkowi zwolennicy istnienia „jurysdykcji przyjaznych kapitałowi”, zwłaszcza jeśli je reprezentują.

Ile płacimy za raje podatkowe?

Jest jednak spora szansa, że zbliża się przełom. Do walki z rajami podatkowymi postanowiło dołączyć wciąż jeszcze największe globalne mocarstwo, które zresztą samo ma je na swoim terytorium – chociażby stan Delaware. Do tego propozycja administracji Bidena, by wprowadzić globalną minimalną stawkę CIT, zbiegła się w czasie z opublikowaniem koncepcji OECD, jak taki światowy podatek korporacyjny miałby wyglądać. Okazuje się, że to jest do zrobienia i nie potrzeba do tego zgody wszystkich państw na świecie. Jeśli USA i Unii Europejskiej nie zabraknie konsekwencji, to być może staniemy wreszcie przed szansą ograniczenia podatkowego wyścigu do dna, który co roku drenuje budżety państw – w tym budżety ich systemów ochrony zdrowia. Czego skutków właśnie doświadczamy.

Córki jednej matki

Administracja Joe Bidena proponuje wprowadzenie minimalnej stawki CIT na świecie na poziomie 21 proc. Propozycja Bidena nie powstawała jednak w próżni. Wśród państw OECD od dłuższego już czasu trwają prace nad wprowadzeniem globalnych standardów podatkowych, które uregulowałyby istniejące luki prawne wykorzystywane przez globalne przedsiębiorstwa. Prace podzielone są na dwa filary.

Prace w ramach pierwszego zmierzają w kierunku opodatkowania platform cyfrowych we wszystkich miejscach, w których powstają ich dochody, a nie tylko tam, gdzie mają swoje rezydencje podatkowe. Cyfrowi giganci osiągają bowiem przychody na całym świecie, ale przecież nie wszędzie mają swoje oddziały. Mowa tu więc o podatku cyfrowym, do którego jednak droga będzie zapewne daleka, bo akurat na to rozwiązanie USA nie patrzą przychylnym okiem. Z tego prostego powodu, że stamtąd właśnie pochodzi większość cyfrowych korporacji – to gdyby ktoś jeszcze potrzebował dowodu, że kapitał przynajmniej miewa narodowość.

Oswoić cyfrowe korporacje

W kontekście propozycji Bidena istotny jest filar drugi, którego celem jest wprowadzenie minimalnych standardów podatku korporacyjnego. Mają one wyeliminować przenoszenie zysków do rajów podatkowych oraz innych państw stosujących nieuczciwe zachęty. Jesienią zeszłego roku OECD opublikowało wstępny zarys tej koncepcji. Nie ma w niej jeszcze określonej stawki, która miałaby obowiązywać we wszystkich państwach uczestniczących, lecz jedynie zasady opodatkowania. Koncepcja opiera się na zasadzie Income Inclusion Rule (IIR). Stosowanie IIR, mówiąc w dużym skrócie, polegałoby na opodatkowaniu wszystkich oddziałów międzynarodowego przedsiębiorstwa na poziomie co najmniej globalnej stawki minimalnej CIT.

Jeśli efektywna stawka opodatkowania spółki córki (umieszczonej, powiedzmy, w Luksemburgu) byłaby niższa od minimalnej stawki CIT, wtedy jurysdykcja w miejscu rezydencji spółki matki (np. w Polsce) mogłaby nałożyć na tę ostatnią podatek uzupełniający – odpowiadający zyskom spółki córki oraz różnicy między stawką minimalną a efektywną. Miałoby to zastosowanie do każdego oddziału danego przedsiębiorstwa międzynarodowego. Podatek uzupełniający byłby obliczany dla każdej spółki córki z osobna (a jeśli w danym kraju działają dwie lub więcej spółki córki tego samego koncernu, to dla całej jurysdykcji, czyli od zysku wypracowanego w całym kraju), a następnie naliczany spółce matce w miejscu jej rezydencji podatkowej.

W jednym łańcuchu

Dla obliczenia podatku uzupełniającego kluczowe byłoby zrekonstruowanie łańcucha własności każdego przedsiębiorstwa międzynarodowego. Podatek uzupełniający byłby naliczany temu podmiotowi, który znajdowałby się na szczycie łańcucha. Gdyby jednak podmiot dominujący miał rezydencję podatkową w kraju, który nie zgodził się stosować zasady IIR, czyli na przykład w raju podatkowym, wtedy domiar podatku byłby naliczany tej spółce, która znajduje się najbliżej podmiotu dominującego w łańcuchu własności. Dzięki temu rozwiązaniu stosowanie zasady IIR będzie możliwe także wtedy, jeśli nie przyjmą jej wszystkie kraje.

Zwolennicy konkurencji podatkowej nie będą już mogli straszyć polityków, że wszyscy przeniosą się do rajów podatkowych, gdyż każde przedsiębiorstwo będzie musiało mieć swoje oddziały w państwach OECD. Bo to tam powstają realne zyski międzynarodowych przedsiębiorstw i tam odbywa się produkcja oraz konsumpcja. W rajach podatkowych prawie niczego nie ma, poza niewielkimi oddziałami księgowymi. Oczywiście można sobie hipotetycznie wyobrazić, że jakaś firma przeniesie się w całości do rajów podatkowych. Tylko że wtedy będzie funkcjonować poza realną gospodarką.

To będzie też oznaczać, że większość tych dodatkowych wpływów budżetowych trafi do państw wysoko rozwiniętych. To z nich bowiem pochodzą globalne korporacje i tam właśnie mają swoje główne siedziby. Według danych OECD 56 proc. wpływów z CIT w USA pochodzi z międzynarodowych przedsiębiorstw (MNEs) – w tym 50 proc. to podatek od korporacji z rodowodem amerykańskim. Tak więc rodzime korporacje odpowiadają aż za 89 proc. amerykańskich wpływów z CIT naliczanych od zysków MNEs.

We Francji MNEs odpowiadają za 42 proc. wpływów z CIT, przy czym 35 proc. to wpływy od korporacji z rodowodem francuskim. Koncerny rodzime odpowiadają więc za 83 proc. francuskich wpływów z CIT od zysków MNEs. Tymczasem na przykład w Indonezji rodzime korporacje przynoszą jedynie jedną trzecią wpływów z CIT obciążającego działające tam MNEs. W Meksyku połowę.

Opodatkujmy wielki biznes – bez półśrodków

Według szacunków Tax Justice Network” wśród pięciu głównych beneficjentów globalnej stawki minimalnej CIT znajdują się USA, Chiny, Japonia, Niemcy i Francja. Wprowadzenie jej na poziomie 21 proc. przyniosłoby 166 mld dol. dodatkowych wpływów budżetowych w USA i niecałe 40 mld dol. w Niemczech. Trzy czwarte wpływów z podatku uzupełniającego trafiłoby do państw należących do OECD – czyli także do Polski – ale większość trafiłaby do najbogatszych z nich.

To jednak nie jest argument przeciw temu rozwiązaniu. To, że właśnie najbogatsze kraje nominalnie zyskają najwięcej na ograniczeniu wyprowadzania zysków do rajów podatkowych, jest oczywiste – po prostu to właśnie z nich wyprowadzanych jest najwięcej zysków. Według raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego na działalności rajów podatkowych najwięcej w UE tracą Niemcy – prawie 30 proc. swoich wpływów z CIT, a Francuzi prawie 25 proc. Tymczasem Polska „jedynie” 10 proc.

Zakończyć wyścig do dna

Ale czy w takim razie propozycja Bidena jest w ogóle korzystna dla takiego kraju jak Polska – czyli niby już rozwiniętego, ale jeszcze niebogatego? Jak najbardziej. Po pierwsze, według OECD połowa polskich wpływów podatkowych z tytułu zysków MNEs pochodzi z koncernów mających polski rodowód. Inaczej mówiąc, polskie firmy również tworzą międzynarodowe łańcuchy własności, w których są podmiotem dominującym. Oczywiście nie znaczy to automatycznie, że wyprowadzają zyski do rajów podatkowych. Najczęściej po prostu otwierają oddziały w państwach, w których prowadzą działalność.

Jednak jeśli któremuś z nich przyjdzie do głowy korzystać z preferencji podatkowych w raju podatkowym, będziemy mieli możliwość naliczenia mu podatku uzupełniającego. A przecież były już takie przypadki – chociażby głośna sprawa z firmą LPP, która przenosiła znaki towarowe swoich produktów do spółki na Cyprze. I bez wątpienia takie przypadki nadal występują, tylko nie są powszechnie znane.

Zatrzymać podatkowy wyścig do dna

Po drugie, dzięki temu rozwiązaniu Polska relatywnie zyskałaby na konkurencyjności względem wielu państw w regionie. Obecny międzynarodowy system konkurencji podatkowej wymusza na państwach obniżanie efektywnych stawek CIT za pomocą stosowania przeróżnych ulg – najczęściej inwestycyjnych, ale też np. odnoszących się do konkretnych rodzajów dochodów. Widać to szczególnie w naszym regionie, który konkuruje o inwestycje przemysłowe zagranicznych przedsiębiorstw. W państwach Europy Środkowo-Wschodniej oficjalne stawki CIT wynoszą ok. 20 proc., jednak efektywne są radykalnie niższe.

Według raportu The State of Tax Justice efektywna stawka CIT w Polsce wynosi nieco ponad 11 proc. (choć podstawowa to 19 proc.). Tymczasem w Czechach i na Litwie efektywna stawka CIT wynosi zaledwie 9 proc., w Estonii 8 proc., a na Łotwie 5 proc. Tak więc otoczeni jesteśmy państwami, w których efektywne stawki opodatkowania korporacji są jeszcze (i to sporo) niższe niż nad Wisłą. Globalny CIT zakończyłby więc konkurencję podatkową w Europie Środkowo-Wschodniej, w której do liderów nie należymy – i całe szczęście zresztą.

Wielki przekręt bananowy i inne sposoby na unikanie podatków

Część komentatorów zauważa, że z powodu globalnej stawki minimalnej CIT Polska nie będzie mogła stosować ulg w podatku korporacyjnym. A tych w ostatnich latach wprowadziliśmy mnóstwo, przede wszystkim obniżony CIT 9 proc. dla małych podatników. Rozszerzyliśmy też ulgi inwestycyjne ze Specjalnych Stref Ekonomicznych na teren całego kraju. Oprócz tego wprowadziliśmy ulgę na robotyzację, IP Box (5-procentowy CIT dla przedsiębiorstw osiągających dochody z rozwijania praw intelektualnych), a od tego roku także polską odmianę estońskiego CIT (zwolnienie z CIT reinwestowanych zysków).

Argument o zablokowaniu takich możliwości przez CIT globalny nie jest jednak do końca prawdziwy. Globalny CIT będzie dotyczył jedynie firm identyfikowanych jako wspomniane już MNEs (multinational enterprises). Tymczasem według OECD zdecydowana większość wpływów z CIT w Polsce pochodzi od firm, które się do tej kategorii nie kwalifikują.

To znaczy, że nadal będziemy mogli oferować ulgi inwestycyjne przedsiębiorstwom rodzimym. Formalnie także i tym międzynarodowym, tylko że dla nich te ulgi przestaną być atrakcyjne, gdyż ich spółki matki otrzymają domiar w jurysdykcji kraju pochodzenia. Ale we wszystkich krajach ościennych będzie tak samo, więc oferowanie im ulg straci na znaczeniu. I co z tego, że nie będziemy mogli przyciągać zagranicznych inwestorów ulgami w CIT, skoro Litwa, Czechy i wszystkie pozostałe państwa, z którymi rywalizujemy o inwestycje, również nie będą mogły?

O sprawiedliwszy podział

Co więcej, minimalna stawka CIT na świecie zniechęci też działające w Polsce oddziały międzynarodowych przedsiębiorstw do pompowania kosztów w celu wyprowadzenia zysków do państw mających niższe podatki – na przykład na Cypr albo do Irlandii. Nie będzie miało to sensu, gdyż to, co zaoszczędzą w ten sposób, stracą w miejscu rezydencji spółki matki, której zostanie naliczony podatek uzupełniający. Tak więc przynajmniej część zysków wyprowadzanych z Polski za pomocą cen transferowych lub przeróżnych opłat za licencje od znaków towarowych pozostanie w naszym kraju – i tu zostanie opodatkowana.

Oczywiście propozycja OECD nie jest idealna. Można sobie wyobrazić lepszą. Tax Justice Foundation stworzyło alternatywną koncepcję METR (minimum effective tax rate), która bazuje na większości założeń drugiego filara OECD, jednak opiera się na innym podziale podatku uzupełniającego. Trafiałby on już nie tylko do miejsca rezydencji spółki matki, lecz byłby rozdzielany proporcjonalnie do skali działalności podmiotów z grupy w poszczególnych krajach.

Podatki do gruntownej reformy

Skala działalności byłaby określana na podstawie kilku obiektywnych kryteriów – liczby zatrudnionych, wartości aktywów rzeczowych, a także osiąganych w danym kraju obrotów. Nie zmieniłoby to fundamentalnie struktury dodatkowych wpływów z CIT, jednak korekta byłaby wyraźna.

Do państw OECD trafiłoby już nie trzy czwarte, ale dwie trzecie wpływów. Odpowiadałoby to ich udziałowi w globalnych utraconych wpływach podatkowych. Także w samym OECD podział byłby sprawiedliwszy – więcej pieniędzy trafiłoby do państw z PKB per capita poniżej 40 tys. dolarów, czyli także do Polski. Dodatkowe wpływy USA spadłyby ze 166 do 149 mld dol. Tak więc globalny CIT może zostać dopracowany, jednak ogólna koncepcja jest bez wątpienia godna poparcia. Zarówno przez Polskę, jak Unię Europejską, która zresztą już wyraziła swoje ostrożne poparcie dla inicjatywy administracji Bidena.

Trudno raczej przypuszczać, żeby podczas negocjacji utrzymała się stawka 21 proc., która oznaczałaby konieczność podniesienia podstawowej stawki CIT w blisko połowie państw członkowskich. W trakcie prac na forum OECD pojawiała się stawka 12,5 proc. Najprawdopodobniej globalne wpływy z podatku uzupełniającego byłyby więc wyraźnie niższe niż w propozycji Bidena. Jednak nawet kilkunastoprocentowa stawka wyeliminowałaby wreszcie zjawisko podatkowego wyścigu do dna, w którym państwa drenują nawzajem swoje budżety. A to jest warte, nomen omen, zachodu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij