„Dzieci i ryby głosu nie mają” to nie powiedzonko, to diagnoza

Agata Diduszko-Zyglewska rozmawia z Anitą Kucharską-Dziedzic i Robertem Biedroniem o szkodliwej dla samodzielnych matek i ich dzieci „teorii alienacji rodzicielskiej”.
Fot. Elizaveta Dushechkina/Unsplash

Jeśli osiem lat temu straszono w Polsce norweskim Barnevernetem, który odbiera dzieci, to przypomnę, że w Norwegii nie ma zabójstw dzieci przez rodziców, a Polsce z rąk rodzica ginie kilkadziesiąt dzieci rocznie. Prawicowi politycy mają tego pełną świadomość – mówi Anita Kucharska-Dziedzic.

Ekspertki ze Stowarzyszenia Pomocy Kobietom i Matkom „Eurydyka” opowiedziały mi o koszmarze polskich samodzielnych matek i dzieci, wynikającym z groteskowego prawa, które pomaga prawicy wdrażać patriarchalny model rodziny. Zgodnie z nim prawami człowieka w rodzinie dysponuje tylko ojciec, a pozostałe osoby są zależne od jego woli.

Prawo ojca, długi matki. Prawica uderza w kobiety nie tylko prawem aborcyjnym

W wykorzystywanej przez część polskich sędziów rodzinnych, nienaukowej i zdelegalizowanej w całej Unii Europejskiej „teorii alienacji rodzicielskiej”, kluczową wartością w życiu dziecka odgrywa więź z ojcem – także przemocowym, molestującym, uzależnionym czy niepłacącym alimentów. Matki w tej optyce muszą starannie dbać o to, żeby ich więź z dzieckiem, z którym mieszkają, nie była zbyt silna (bo to oznacza piętnowaną przez sądy „nadopiekuńczość” i „manipulację”), a ich głównym zadaniem jest budowanie u dziecka więzi z ojcem, bezwarunkowego szacunku dla niego, gotowości na kontakt na jego warunkach.

Za brak staranności w wypełnianiu tych zadań płacą kary finansowe – często po kilkaset złotych za każdy „niewłaściwie” zrealizowany kontakt dziecka z ojcem, prosto do kieszeni ojca – a w wielu wypadkach mogą także stracić prawo do opieki nad dzieckiem.

O komentarz do tej dramatycznej sytuacji poprosiłam dwoje parlamentarzystów: Anitę Kucharską-Dziedzic, posłankę Lewicy i szefową parlamentarnego zespołu ds. podmiotowości dziecka w prawie krajowym, która od lat interweniuje w tego rodzaju sprawach, oraz Roberta Biedronia, przewodniczącego Komisji Praw Kobiet i Równouprawnienia w Parlamencie Europejskim i współprzewodniczącego Nowej Lewicy.

To, co przygnębiło mnie najbardziej w kontekście obserwowania praktyki sądów rodzinnych, to właściwie całkowite pomijanie woli dziecka, jego podmiotowości. Anito, masz o wiele większe doświadczenie uczestnictwa w takich sprawach – czy z twojego punktu widzenia to problem systemowy, czy może wypadki przy pracy niektórych sędziów?

Anita Kucharska-Dziedzic: „Dzieci i ryby głosu nie mają” – to wbrew pozorom nie jest tylko powiedzonko, to jest diagnoza sytuacji dzieci w polskim systemie prawnym. One nawet jak krzyczą i płaczą, to dla systemu są bezgłośne. Jeżeli dziecko nie chce się widywać z którymś z rodziców, jeśli któregoś nie kocha i nie szanuje, to znaczy, że je ktoś (czytaj – drugi rodzic) zmanipulował i teraz sąd musi to naprawić, czyli osłabić więź z jednym z rodziców i wykształcić więź z drugim.

Osłabić więź z rodzicem, z którym mieszkają?

Dzieci mają obowiązek kochać i tęsknić za drugim rodzicem, bez względu na to, jaki on jest, a jeśli tak się nie dzieje, to znaczy, że są zmanipulowane, wyalienowane, zastraszone lub patologicznie uzależnione emocjonalnie od rodzica, z którym zamieszkują. Nad dziećmi sprawuje się władzę, nie opiekę, a sądy są od przywracania tej władzy, jeśli jej z jakichś powodów nie ma. Sądy nie stają zatem po stronie słabszego i bezbronnego, ale po stronie siły i kontroli. I tak do pełnoletniości.

Najlepszy prezent na Dzień Dziecka? Zacznijmy traktować dzieci poważnie

Ja już 24 lata prowadzę BABĘ, czyli stowarzyszenie pomagające prawnie i psychologicznie pokrzywdzonym przemocą, ale kiedy trafiają one przed oblicze organów ścigania lub wymiaru sprawiedliwości, stają się także często pokrzywdzonymi przemocą instytucjonalną. Ten system nie służy przywracaniu sprawiedliwości i naprawianiu krzywd, ale przywracaniu porządku opartego na patriarchacie, czyli władzy nad kobietami i dziećmi.

Mam świadomość, że generalizuję, że o marginesie mówię jako o normie, ale jeżeli ten margines to kilka tysięcy wniosków o ukaranie matki czy kilkaset wniosków o umieszczenie dzieci w pieczy zastępczej, by przywrócić więź z rodzicem, to mamy przepis na kilkaset tragedii.

Wydaje się, że to sytuacja, w której przegrywają wszyscy.

Na wojnie patriarchatu z kobietami mamy ofiary nie tylko po stronie kobiet, są to też nieliczni ojcowie, bo część kobiet już się nauczyła, jak wykorzystywać luki systemowe na swoją korzyść. Ale przede wszystkim mamy dzieci i jeśli chcemy całą przemoc, w tym przemoc poseparacyjną, nazywać konfliktem rodzicielskim, to państwo musi stanąć po stronie tych najsłabszych ofiar. A dopóki dzieci traktujemy jako przedmioty, a nie podmioty, szanse na zmianę są małe.

Czy udało się wyjść z przekazem o szkodliwości tego prawa poza grupę prawniczek, aktywistek, ekspertek? Rząd udaje, że nie ma problemu?

Przy nagłośnieniu pojedynczej tragedii dziecka następuje wzmożenie medialne i społeczne. Dla mnie stało się cenne, że nagle zgadzali się z nami nie tylko urzędnicy ministerialni, przychodzący na zespół mój czy Moniki Rosy, ale że nagle pojawili się ministrowie Schmidt i Romanowski i zobowiązali się publicznie do przedłożenia poprawek legislacyjnych, których się od lat domagamy.

Gender, laicyzacja i dostępne żłobki: kto sprowadzi dzieci na polską ziemię?

To się ostatnio zdarzyło po kolejnej śmierci dziecka zakatowanego w domu, po śmierci Kamilka. O jakich poprawkach legislacyjnych mowa?

Obecnie sąd może wysłuchać dziecko w sprawie cywilnej, która go dotyczy – ale nie musi. Chcemy, żeby sąd się obowiązkowo tłumaczył, dlaczego dziecka nie wysłuchał i nie uwzględnił jego życzenia, bo to będzie podstawa do odwołania się. Sąd może również pozbawić władzy rodzicielskiej rodzica, który stosował przemoc, ale również w tym przypadku nie jest do tego odgórnie zobligowany. Chcemy, by to był obowiązek sądu, jeśli dziecko padło ofiarą przemocy czy przestępstwa rodzica. A przemocą i zaniedbaniem jest także niealimentacja czy bycie świadkiem przemocy.

Czy poszczególne sądy „widzą się”, przekazują sobie informacje, które mogłyby wzajemnie uzupełniać wiedzę na temat sytuacji w danej rodzinie?

Sądy obecnie nie muszą zawieszać spraw o opiekę, jeśli toczy się jednocześnie sprawa karna, a powinny i powinna tu wystąpić obowiązkowa współpraca między sądami rodzinnymi a karnymi czy prokuraturą. I w kwestiach, o których mówiły panie z „Eurydyki” w rozmowie z tobą, nie powinno się w jakikolwiek sposób karać rodzica za brak realizacji kontaktów, jeśli tych kontaktów nie życzy sobie dziecko.

To na początek. Za tym powinny pójść kolejne zmiany w standardach opiniowania przez OZSS i biegłych, a także we właśnie znowelizowanej ustawie o przeciwdziałaniu przemocy domowej. Przypominam, że prawica doszła do władzy, obiecując ochronę rodziny przed interwencją państwa, czyli… postanowili chronić rodzinę przed chronieniem dzieci przed przemocą ze strony rodziców. Jako państwo absolutnie nie radzimy sobie z ochroną dzieci. Skazania za znęcanie się na dzieckiem to jakieś 1,5–2 proc. wyroków za znęcanie się nad członkiem rodziny.

Dzieci nie trafiają do pieczy zastępczej, choć latami są ofiarami przemocy domowej. Trafiają tam za to dzieci z kochających domów, prowadzonych przez samodzielnego rodzica – zwykle mamę – żeby w ten sposób mogły „wzmocnić więź z drugim rodzicem”. To szokujące i pokazuje, że wszystko w tym systemie postawiono na głowie.

Dzieci powinno się odbierać rodzicom i oddawać do pieczy po to, by je skutecznie chronić przed katami domowymi, a nie by dzieci nawiązywały z nimi więzi. Jeśli osiem lat temu straszono w Polsce norweskim Barnevernetem, który odbiera dzieci, to przypomnę, że w Norwegii nie ma zabójstw dzieci przez rodziców, a Polsce z rąk rodzica ginie kilkadziesiąt dzieci rocznie. Prawicowi politycy mają tego pełną świadomość. Pytanie, czy mają tego świadomość prawicowi wyborcy i czy godzą się z taką ceną płaconą za świętość i nienaruszalność polskiej rodziny.

Norwescy urzędnicy nie są łowcami dzieci [rozmowa]

***

O skutki stosowania w polskim prawie „teorii alienacji rodzicielskiej” zapytałam również Roberta Biedronia.

Agata Diduszko-Zyglewska: Jak polskie podejście do sprawy wygląda z perspektywy Parlamentu Europejskiego?

Robert Biedroń: To kolejna sprawa, w której prawica próbuje oddzielić nas od pozostałych krajów unijnych i ustawić w kontrze do europejskich rekomendacji – kosztem bezpieczeństwa i dobra polskich dzieci. W Europie nikt już nie ma wątpliwości, że nieszczęsna teoria „alienacji rodzicielskiej” to absurd, który doprowadził do krzywdy wielu dzieci. Dlatego w tak wielu dokumentach – od raportu GREVIO, przez WHO, po rekomendacje wielu innych organizacji eksperckich – mówi się wprost, że zmuszanie dziecka do kontaktu z obojgiem rodziców, bez względu na wszystko, na wolę dziecka, na zachowania rodziców – to drastyczne łamanie praw dziecka.

6 października 2021 roku Parlament Europejski przyjął rezolucję zatytułowaną „Wpływ, jaki na kobiety i dzieci wywierają przemoc ze strony partnera oraz prawo pieczy nad dzieckiem”, która między innymi odnosi się bezpośrednio do tej sprawy. Co z niej wynika?

Wiele organizacji miało nadzieję, że nasza rezolucja pomoże dokonać przełomu i zatrzymać prawicową ofensywę przeciwko kobietom, która od dekady nasila się w wielu krajach Europy za sprawą polityków i ruchów fundamentalistycznych. W niektórych krajach, jak Polska – także przy wsparciu Kościoła katolickiego.

W rezolucji wskazaliśmy na to, że tzw. alienacja rodzicielska to koncept stosowany jako element strategii procesowej przez sprawców przemocy w celu nękania byłej partnerki, mszczenia się na niej. To zjawisko ma swoją nazwę: przemoc poseparacyjna. Efektem stosowania tej strategii bywało odbieranie dziecka kochającemu rodzicowi i przenoszenie go do rodzica stosującego przemoc lub molestującego.

Podkreśliliśmy, że w sprawach dotyczących ustalenia opieki nad dzieckiem w centrum refleksji musi być dobro dziecka, a nie dobrostan któregokolwiek z rodziców. A to oznacza, że dziecko musi być w takich sprawach podmiotem, a nie przedmiotem postępowania. Czyli musi być wysłuchane, a to, co mówi, musi być potraktowane z należytą uwagą i uwzględnione.

Polskie sądy często uznają, że to, co mówi dziecko, to tylko powtórzone słowa rodzica, który się nim zajmuje, zwykle mamy. To pozwala kompletnie ignorować głos dzieci.

Niestety, to, co widziałem w aktach udostępnionych przez organizacje alarmujące o tym, co wyprawiają sędziowie szkoleni przez ziobrystów z alienacji, potwierdza to, co mówisz. Bywa, że sprawy karne dotyczące przemocy wobec matki czy oczywiste dowody dotyczące agresywnych zachowań ojca są nieuwzględniane jako okoliczność w postępowaniu dotyczącym przyznania opieki.

Co możemy poświęcić, by ratować dzieci takie jak Kamil

To niesłychane. Dlatego w rezolucji zapisaliśmy: „Nieuwzględnienie przemocy ze strony partnera stanowi naruszenie praw człowieka do życia bez przemocy oraz zdrowego rozwoju kobiet i dzieci poprzez zaniedbanie”. I zaleciliśmy rozpowszechnienie w krajach członkowskich UE wytycznych „dla specjalistów zaangażowanych w sprawy związane z przemocą ze strony partnera oraz prawami do opieki nad dziećmi, z uwzględnieniem czynników ryzyka (dotyczących dziecka lub członków rodziny, środowiska lub otoczenia społecznego i ponownego dopuszczania się przemocy), w celu umożliwienia oceny przemocy ze strony partnera z myślą o ochronie praw dzieci i kobiet”.

Po tym, jak do twojego biura zgłosiły się z prośbą o pomoc organizacje pozarządowe, złożyłeś też pytanie o możliwości pomocy dla Polek do Komisji Europejskiej.

Tak, w odpowiedzi Komisja przypomina, że zgodnie z Kartą praw podstawowych Unii Europejskiej i konwencją ONZ o prawach dziecka dzieci mają prawo do utrzymywania bezpośredniego kontaktu z obojgiem rodziców, ale absolutnie nie mogą być do tego zmuszane, jeśli jest to sprzeczne z interesem dziecka. Do tego państwa, które podpisały konwencję – tak jak Polska – mają obowiązek podjęcia wszelkich odpowiednich kroków dla ochrony dzieci przed wszystkimi formami przemocy podczas sprawowania opieki przez rodziców. Wszystkie pokrzywdzone dzieci i ofiary przemocy są również chronione zestawem praw ustanowionych dyrektywą o prawach ofiar. Jednak takie kwestie jak piecza nad dzieckiem i prawo do kontaktów z dzieckiem są rozstrzygane na mocy prawa krajowego.

Co możesz robić, żeby wspierać samodzielne mamy i dzieci nękane w sądach na mocy obecnego prawa?

To samo co posłowie w kraju. W wypadkach, kiedy sądy rodzinne powołują się na zdyskredytowaną międzynarodowo teorię alienacji rodzicielskiej, mogę apelować do prezesów sądów o obejmowanie takich postępowań szczególnym nadzorem pod kątem prawidłowości działań i dbałości o los dziecka, którego dotyczy sprawa. I tak robię.

Ale kluczowe są zmiany w prawie, o które postulują organizacje pozarządowe monitorujące te sprawy. Mówiły o tym w wywiadzie panie ze Stowarzyszenia „Eurydyka”. Tylko takie zmiany pozwolą ochronić wszystkie dzieci w razie rozstania rodziców. Obyśmy po najbliższych wyborach mogli te zmiany jak najszybciej wprowadzić.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Diduszko-Zyglewska
Agata Diduszko-Zyglewska
Polityczka Lewicy, radna Warszawy
Dziennikarka, działaczka społeczna, polityczka Lewicy, w 2018 roku wybrana na radną Warszawy. Współautorka mapy kościelnej pedofilii i raportu o tuszowaniu pedofilii przez polskich biskupów; autorka książki „Krucjata polska” i współautorka książki „Szwecja czyta. Polska czyta”. Członkini zespołu Krytyki Politycznej i Rady Kongresu Kobiet. Autorka feministycznego programu satyrycznego „Przy Kawie o Sprawie” i jego prowadząca, nominowana do Okularów Równości 2019. Współpracuje z „Gazetą Wyborczą" i portalem Vogue.pl.
Zamknij