Kraj

Duda zaproponował „nowy kompromis”. Chyba chce go zawrzeć z biskupami, bo na pewno nie z Polkami

Andrzej Duda

Prezydent ogłosił złożenie do Sejmu projektu zmian Ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Duda proponuje „wprowadzenie nowej przesłanki”. Tłumaczy przy tym, że projekt ten „oddaje istotę tzw. kompromisu aborcyjnego z 1993 roku”. Przyjrzyjmy się więc temu „kompromisowi”.

W piątek prezydent Andrzej Duda ogłosił złożenie do Sejmu projektu zmian Ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Duda proponuje „wprowadzenie nowej przesłanki, która przywraca możliwość przerwania ciąży w sposób zgodny z zasadami Konstytucji RP, jedynie w przypadku wystąpienia tzw. wad letalnych, gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na wysokie prawdopodobieństwo, że dziecko urodzi się martwe albo obarczone nieuleczalną chorobą lub wadą, prowadzącą niechybnie i bezpośrednio do śmierci dziecka, bez względu na zastosowane działania terapeutyczne”. Prezydent dodał w oświadczeniu, że projekt ten „oddaje istotę tzw. kompromisu aborcyjnego z 1993 roku i jest zgodny z orzeczeniami Trybunału Konstytucyjnego”. Przyjrzyjmy się po raz kolejny temu „kompromisowi”.

Określenie „kompromis aborcyjny” słyszeliśmy tak często, że zdążyliśmy przyswoić jego pozorną neutralność. Słowo „kompromis” przyjęło się na tyle mocno, że nawet niektórzy krytycy wciąż obowiązującego prawa antyaborcyjnego przyjęli je, mówiąc czasem o „zgniłym kompromisie”, nie porzucając jednak tego określenia. Choć ostatnie lata, a w szczególności ostatnie dni, przyniosły mocną, wyrażaną przez publicystki i publicystów krytykę, to jednak informacje o „kompromisie” czy „nowym kompromisie” wracają. Komu służy przekonywanie opinii publicznej (nas!) do tego, że obowiązujące w Polsce uregulowania dopuszczalności (a raczej: jej braku) aborcji to rozwiązanie kompromisowe?

To nie był kompromis, to była kompromitacja

Słownikowo kompromis to „porozumienie osiągnięte w wyniku wzajemnych ustępstw” (Słownik języka polskiego PWN). Z pewnością znajdą się osoby, które powiedzą, że obowiązująca Ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, uchwalona w 1993 roku, była efektem właśnie wzajemnych ustępstw. Prawda jest jednak zupełnie inna.

Ustawa antyaborcyjna z 1993 roku, w szczególności w kształcie po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 1997, nie może być uznana za efekt wzajemnych ustępstw. Powody są trzy: historyczny (dotyczący genezy tych regulacji), cywilizacyjny (wynikający z porównania regulacji tego zagadnienia w kręgu państw, do których aspirujemy), wreszcie najważniejszy, dotyczący rzeczywistości społecznej, praktyki regulowanego zjawiska.

Historia regulacji

Geneza obecnego stanu prawnego nie jest rezultatem wzajemnych ustępstw. Obowiązująca do 1993 roku Ustawa o warunkach dopuszczalności przerywania ciąży z 1956 roku (jakże jaskrawo odmienne są tytuły tych aktów prawnych!) stanowiła, że zabiegu przerwania ciąży mógł dokonać tylko lekarz, jeżeli za przerwaniem ciąży przemawiają wskazania lekarskie lub trudne warunki życiowe kobiety ciężarnej. Szerokie interpretowanie ostatniej przesłanki pozwalało na legalne przeprowadzanie licznych zabiegów aborcyjnych.

Stan prawny uległ dwóm znaczącym zmianom – w 1993 roku uchwalono nową, wspominaną tutaj kilkukrotnie ustawę. Prawo obowiązujące od 1993 do 1996 roku ustanawiało trzy przesłanki legalności usuwania ciąży – te same, które znajdziemy w aktualnie obowiązującej ustawie (jedną z nich podważył ostatnio Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej).

Rok 1996 przyniósł zmianę stanu prawnego. Regulację tego zagadnienia przeniesiono z Kodeksu karnego do ustawy o planowaniu rodziny, w której dodano artykuł 4a zawierający wówczas cztery (a nie trzy) przesłanki umożliwiające dokonanie aborcji. Nowa, czwarta, tzw. socjalna przesłanka dopuszczała przeprowadzenie aborcji w przypadku, gdy ciężarna znajduje się w ciężkich warunkach życiowych lub trudnej sytuacji osobistej. Ustawa precyzowała postępowanie w przypadku chęci skorzystania z prawa przez ciężarną, wymagając pisemnego oświadczenia, konsultacji z drugim lekarzem oraz odczekania trzech dni między dodatkową konsultacją a przeprowadzeniem zabiegu przerwania ciąży.

Tak drobiazgowe uregulowanie można odebrać jako ograniczenie prawa do aborcji, należy jednak zwrócić uwagę, że ustawodawca nie przewidział sztywnych zasad weryfikacji istnienia ciężkich warunków życiowych lub trudnej sytuacji osobistej, idąc w stronę oparcia tego na oświadczeniu składanym przez samą zainteresowaną. Znane mi źródła publicystyczne dotyczące aborcji w PRL mówią o podobnej praktyce stosowania ustawy z 1956 roku. Należy pamiętać, że szerokie rozumienie przesłanki socjalnej może w praktyce tworzyć system, gdzie aborcja jest dostępna w stopniu bardzo podobnym do jurysdykcji, w których dopuszczalna jest tzw. aborcja na życzenie.

Opisana powyżej przesłanka obowiązywała niecały rok – w maju 1997 roku Trybunał Konstytucyjny orzekł (K 26/96) o niezgodności art. 4a ust. 1 pkt 4 z konstytucją (choć obowiązywała wówczas tzw. Mała konstytucja z 1992 roku, to TK w uzasadnieniu zwrócił uwagę na art. 38 obecnej konstytucji – w momencie wydawania wyroku już uchwalonej, czekającej jednak na wejście jej w życie). Przewodniczącym TK i sędzią sprawozdawcą w tej sprawie był Andrzej Zoll – niekryjący i wtedy, i dziś swoich konserwatywnych poglądów.

Historia prawa dotyczącego dopuszczalności aborcji w Polsce pokazuje jednoznaczną dynamikę. Ustawa z 1993 w jej pierwotnym brzmieniu nie była kompromisem, nie sposób nazwać jej „porozumieniem osiągniętym w wyniku wzajemnych ustępstw”. Było to radykalne, dokonane w konserwatywnym duchu (poprzedzone wieloletnimi staraniami m.in. Kościoła katolickiego) zaostrzenie obowiązującego przez niemalże cztery dekady prawa. Krótki, nietrwający nawet roku powrót do wcześniejszego stanu prawnego spotkał się z natychmiastową konserwatywną reakcją (w wyniku ówczesnego układu sił politycznych mogącą przybrać postać wyroku TK).

Kompromis wymaga wzajemnych ustępstw. Ostatnie sześć dekad regulowania prawnego aborcji to wyłącznie ograniczanie dostępu i wolności wyboru. Jedyny wyjątek od tej zasady nie miał trwałego charakteru, został niezwłocznie „skontrowany” przez przeciwników dostępu do aborcji. Kilkumiesięczne obowiązywanie przesłanki socjalnej wynika w zasadzie wyłącznie z czasokresu niezbędnego do przeprowadzenia uznania niekonstytucyjności przepisów prawa powszechnie obowiązującego (pisząc kolokwialnie: dość trudno byłoby to zrobić szybciej).

Mieliśmy zatem w latach 90. do czynienia z derogacją istniejącego od lat 50. dostępu do aborcji (wciąż przecież ograniczonego!) i przyjęciem prawa o jawnie konserwatywnym charakterze. Warto też zwrócić uwagę na to, że pojęcie kompromisu zakłada dobrowolność, a przynajmniej współdecydowanie przy dokonywaniu ustępstw. W przedstawionej powyżej historii tych regulacji zdecydowanie bardziej widoczne jest podejmowanie arbitralnych rozstrzygnięć ograniczających dostęp do aborcji niż jakiekolwiek ustępstwa.

Polska na tle krajów regionu

Zagadnienie dostępu do aborcji można rozpatrywać w odniesieniu do regulacji obowiązujących w innych krajach – traktując je jako swojego rodzaju punkt odniesienia. Jeżeli uznamy takie podejście za zasadne, to w przypadku obowiązującego w Polsce prawa (i to nawet w przypadku stanu prawnego sprzed wyroku TK Julii Przyłębskiej) widać niesłychanie konserwatywny radykalizm obowiązujących w Polsce rozwiązań prawnych.

Oczywistym punktem odniesienia dla Polski powinny być kraje regionu – rozumiane nie w sposób stricte geograficzny, ale społeczno-polityczny. Najmocniejsze związki (kulturowe, handlowe, prawne, polityczne i te ludzkie, migracyjne) łączą nas z krajami Unii Europejskiej, Wielką Brytanią oraz z Ukrainą (być może w pewnym stopniu także z USA). Na tym tle jedynym krajem, którego prawo bardziej ogranicza dostęp do aborcji, jest Malta (absolutny ewenement nie tylko ze względu na rozmiar tego, mniejszego od Krakowa, państwa, ale też kuriozalnie konserwatywne podejście do prawa – dopiero w 2011 roku Malta umożliwiła rozwody). Spośród pozostałych krajów, w których mieszka czternastokrotnie więcej osób niż w Polsce, jedynie nieliczne przewidują pewne wyjątki od aborcji na życzenie (w Finlandii i Wielkiej Brytanii istnieją szeroko stosowane przesłanki socjalne), zaś różnice w większości z nich ograniczają się do tego, do którego momentu ciąży aborcja jest dopuszczalna. (We wspomnianych w nawiasie Stanach Zjednoczonych widoczne są ciągłe starania, zwykle ze strony środowisk chrześcijańskich fundamentalistów, zmierzające do ograniczenia kobietom prawa wyboru).

Od bezradności i złości, poprzez wkurwienie, po karnawał wolności i solidarności [podcast]

Doskonale zdaję sobie sprawę z istnienia rozwiązań prawnych, które dostęp do aborcji ograniczają nawet bardziej niż polskie prawo. Są oczywiście kraje, których ustawodawstwo nie przewiduje żadnych przesłanek legalności aborcji, znajdziemy także takie, gdzie legalna będzie aborcja wyłącznie w przypadku zagrożenia życia lub zdrowia matki, ale niedopuszczające aborcji w przypadkach, gdy poczęcie było skutkiem przestępstwa. Fakt, że istnieją kraje, w których sprawa ta regulowana jest w sposób jeszcze bardziej ograniczający wolność wyboru, jest pozbawiony istotnego znaczenia. Kraje nam bliskie, nie tylko według kryteriów geograficznych, krąg kulturowy, którego jesteśmy częścią, do którego tak usilnie aspirowaliśmy po 1989 roku (a więc Europa, kraje rozwinięte, demokracje, cywilizacja zachodnia – jakkolwiek nazwiemy grupy krajów, do których chcielibyśmy się zaliczać), w sposób jednoznaczny przyznają prymat prawom kobiet i wolności wyboru, w swoich prawach jasno odrzucając zmierzające do ograniczenia tych praw postulaty.

Praktyka

Tym, co powinniśmy brać pod uwagę, myśląc o tzw. kompromisie aborcyjnym, powinno być przede wszystkim spojrzenie na to, jak wygląda w praktyce przerywanie ciąży w Polsce.

Aborcja jest w Polsce zjawiskiem powszechnym. Ministerstwo Zdrowia publikuje informacje dotyczące liczby przeprowadzanych w Polsce terminacji. Od kilku lat oscylują one w okolicach 1000–1100 zabiegów (w poprzedniej dekadzie liczba ta wynosiła od ok. 150 do ok. 650 zabiegów).

Aborcja po polsku

Chyba dla wszystkich jest jasne, że liczby raportowane przez Ministerstwo Zdrowia stanowią znaczącą mniejszość ogólnej liczby dokonywanych w Polsce aborcji (z faktem tym zgadzają się nawet organizacje walczące o ograniczenie prawa do aborcji). Realna liczba aborcji przeprowadzanych w Polsce (lub poza granicami kraju przez kobiety mieszkające w Polsce) nie jest dokładnie znana. Organizacje kobiece szacują ogólną liczbę przeprowadzanych w Polsce aborcji na około 100–150 tysięcy rocznie (można znaleźć także wzmianki o 200 tysiącach zabiegów). Szacunki takie wynikają z liczby legalnych aborcji sprzed ograniczenia dostępu, które miało miejsce w latach 90., ze zmian przyrostu naturalnego, z liczby legalnych aborcji w krajach, w których dostęp do aborcji nie jest ograniczony, ale też ze znacznej powszechności doświadczenia aborcji. Badania CBOS z 2013 roku mówią o ok. 5 mln Polek, które mają za sobą doświadczenie aborcji. Część tych doświadczeń pochodzi sprzed 1993 roku, więc znaczny odsetek młodszych respondentek mówił otwarcie o doświadczeniu aborcji.

Czy można określać jako kompromisowe regulacje prawne, które sprawiają, że nielegalnym staje się ok. 99 proc. regulowanego przez daną ustawę zjawiska?

Siła sprawcza słów

Powyższe rozważania nie mają charakteru ćwiczenia intelektualnego. Trwała obecność określenia „kompromis aborcyjny” w dyskursie publicznym miała i wciąż ma swoje konsekwencje. Wciąż wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że obowiązujące w Polsce prawo jest efektem skutecznej presji środowisk konserwatywnych, Kościoła katolickiego czy też innych organizacji postulujących ograniczanie prawa wyboru – i to właśnie tym środowiskom służy ciągłe używanie słowa „kompromis”.

Nie przypadkiem Andrzej Duda w piątkowym oświadczeniu mówił o tym, że jego projekt „oddaje istotę tzw. kompromisu aborcyjnego”. Podobnie Porozumienie Jarosława Gowina, które kilka dni przed Andrzejem Dudą zabrało głos w tej sprawie i zaproponowało zbliżony projekt regulacji, zaznaczyło, że w szeregach partii są tacy, którzy „opowiadają się za istniejącym od ćwierć wieku kompromisem”.

Nie dajmy sobie wcisnąć żadnego nowego pseudokompromisu aborcyjnego

Konsekwentne stosowanie tego określenia przyczyniło się do normalizowania obowiązującego w Polsce prawa, którego genezą jest wieloletnia presja środowisk katolickich i konserwatywnych, prawa tak diametralnie odbiegającego od europejskich standardów, kryminalizującego setki tysięcy kobiet. To nie jest, nie był i nigdy nie miał być kompromis.

***

Marcin Wróbel – kulturoznawca i prawnik, w pracy socjolog i nauczyciel – kiedyś tylko akademicki, dziś także licealny. W Instytucie Socjologii UJ (współ)bada świadomość prawną społeczeństwa polskiego.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij