Kraj rządzony przez dziadów. Nie dziwmy się, że młodzi nie chcą angażować się w politykę

Są sfrustrowani sytuacją polityczną, chcą mieć wpływ na to, co się dzieje w Polsce, ale nie chcą angażować się w politykę.
Jarema Piekutowski
Fot. Adobe Stock

Pokolenie debiutantów patrzyło na kolejne porażki swoich rodziców i na ich ostateczne osuwanie się w indywidualizm, cynizm i pragmatyzm. Młodzi odbijają tylko świat, który dla nich zbudowaliśmy. Jeszcze nie jest za późno, by razem zacząć go naprawiać. Tylko trzeba umieć słuchać.

„Spięcie” to projekt współpracy międzyredakcyjnej pięciu środowisk, które dzieli bardzo wiele, ale łączy gotowość do podjęcia niecodziennej rozmowy. Klub Jagielloński, Kontakt, Krytyka Polityczna, Kultura Liberalna i Nowa Konfederacja co kilka tygodni wybierają nowy temat do dyskusji, a pięć powstałych w jej ramach tekstów publikujemy naraz na wszystkich pięciu portalach.

Młodzi ludzie, których zbadali autorzy raportu „Debiutanci ‘23”, to dzieci mojego pokolenia, urodzonego w latach 70. i na początku lat 80. Ten raport może służyć jako książeczka do rachunku sumienia dla mojego i poprzednich pokoleń. Przystępując do jego lektury, możemy zadać sobie pytanie: jaką Polskę zbudowaliśmy – my, nasze starsze siostry i bracia i nasi rodzice – dla naszych dzieci. Jaką wizję świata im przekazaliśmy, jaka jest w nim rola jednostki i zbiorowości, jakie miejsce zajmuje polityka. Ten egzamin moje i wcześniejsze pokolenia zdały bardzo słabo, jeśli w ogóle.

Euforia, czkawka, nadzieja: co mówią sondaże na ostatniej prostej

Z wyników badania wyziera obraz pokolenia pełnego wewnętrznych sprzeczności. Są sfrustrowani sytuacją polityczną, chcą mieć wpływ na to, co się dzieje w Polsce, ale nie chcą angażować się w politykę, by to zmienić, poza uczestnictwem w wyborach. Nie ufają politykom. Mają dość PiS i PO, nie przekonał ich Hołownia, jeśli chcą głosować, to najczęściej na Konfederację i Lewicę. Martwią się problemami ekologicznymi, chcą żyć w zielonej okolicy, a jednocześnie nie chcą działać na rzecz środowiska. Są za rozwojem taniej, szeroko dostępnej komunikacji publicznej i wsparcia dla zdrowia psychicznego, są za podniesieniem płacy minimalnej, różnymi transferami socjalnymi ze strony państwa, a jednocześnie ich najczęściej powtarzającym się postulatem jest obniżenie podatków. Ważne są dla nich więzi z innymi ludźmi, a jednocześnie liczą tylko na siebie – ich podstawową identyfikacją jest jednostka. Nie są już, jak moje i wcześniejsze pokolenia, przywiązane do religii choćby w znaczeniu tradycji kulturowej. Moje pokolenie znalazło się w samym centrum boomu edukacyjnego. Każdy chciał i musiał się kształcić, dążyć do perfekcyjnej wiedzy i umiejętności, ciężko pracować na przyszły majątek. Wśród młodych tylko 1/3 uważa wiedzę, wykształcenie i pracę za najważniejsze wartości.

„Nikt nie uzbroił ich w narzędzia potrzebne do zrozumienia tego, jakimi politycznymi prawidłami się rządzi i jak go zmienić” – piszą Maciek Możański i Hubert Walczyński z Magazynu Kontakt, omawiając wyniki raportu. To jedna z przyczyn takiego stanu rzeczy, podobnie jak przyczyny ekonomiczne, o których piszą wcześniej: słaba możliwość awansu społecznego, zabetonowanie sceny politycznej, państwo nieradzące sobie z usługami publicznymi. Te refleksje trzeba rozwinąć, spoglądając z szerszej perspektywy socjologicznej na to, jaką Polskę widzą młodzi i jak zostali ukształtowani, skoro w ten sposób na nią reagują.

Porażka konserwatystów…

Wyniki badania „Debiutanci ‘23” wskazują przede wszystkim na porażkę zarówno liberalno-lewicowej (mam na myśli liberalizm polityczny, nie gospodarczy), jak i konserwatywnej części mojego i starszych pokoleń, które zbudowały Polskę po roku 1989. Cel konserwatystów można przedstawić jako zbudowanie Polski opartej na szacunku do bohaterskiej historii, na wartościach patriotycznych, tradycyjnych i chrześcijańskich, opierającej się etycznym i kulturowym nowinkom z Zachodu. Polski, która oczyściła się ze złego dziedzictwa PRL, której przyświecają autorytety takie jak Jan Paweł II, rotmistrz Witold Pilecki czy kardynał Stefan Wyszyński. Konserwatyści próbowali budować taką Polskę przez ostatnie osiem lat od roku 2015, czyli w czasie rządów PiS, ale i wcześniej mieli możliwość oddziaływania poprzez swoje media, organizacje, Kościół i częściowo także instytucje (zwłaszcza za rządów Olszewskiego, Buzka czy w niektórych samorządach).

Mamy dziś Polskę, owszem, za rządów PiS przepełnioną instytucjami (budowanymi czasem w żółwim tempie), które mają rozpowszechniać konserwatywne wartości, walczącą poprzez różne reduty o swoje dobre imię, Polskę, w której przez wszystkie przypadki odmieniane jest imię Jana Pawła II, Polskę z religią w szkole i restrykcyjnym prawem aborcyjnym. I młodych, którzy – jak wyraźnie wskazuje badanie – tej Polski nie przyjmują, nie utożsamiają się z nią, dla których Jan Paweł II jest przede wszystkim bohaterem memów z „rzułtą mordą”. Co mogło pójść źle?

Tematy niesłusznie pomijane. Kampania wyborcza się skończy, niesmak pozostanie

Owszem, można – jak wielu konserwatystów – tłumaczyć fatalistycznie ten rozwój wypadków globalnymi zmianami kulturowymi, przemożnym oddziaływaniem internetu, mówiąc po gomułkowsku – „błyskotkami oferowanymi przez Zachód”. A może to jednak nie był jedyny możliwy scenariusz? Cofnijmy się o parę lat. W latach 2005-2013 często po stronie liberalno-lewicowej (np. profesor Hanna Świda-Ziemba) narzekano, że polska młodzież jest zbyt konserwatywna, za mało się buntuje. To wśród młodych ludzi pojawił się ruch odkrywający żołnierzy wyklętych i oddziaływał zarówno na rządy pierwszego PiS, jak i PO (przypomnijmy, że ustawa o ustanowieniu Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych została uchwalona w 2011 roku i podpisał ją prezydent Bronisław Komorowski). To młodzi sprawili, że jak grzyby po deszczu wyrastały kolejne grupy rekonstrukcyjne. To dzięki młodym na początku XXI wieku kwitły duszpasterstwa akademickie. Wtedy też był internet, też była popkultura, Polska nie była monadą bez okien.

W momencie, w którym naturalne, oddolne odruchy zostały przejęte przez władzę i stały się częścią systemu, straciły tę cechę, która dla młodych jest najważniejsza – autentyzm. Wartości narzucane przez państwo i jego instytucje w sposób nachalny, kanciasty i propagandowy, choćby były najwspanialsze, spotkają się ze sprzeciwem. A tak właśnie bardzo często działają związane z władzą media i instytucje. Nie pomaga też (jak to nazywał Ludwik Dorn) „lepka komitywa” władzy z niektórymi kręgami (niestety tymi politycznie dominującymi w Episkopacie) Kościoła katolickiego w Polsce. Młodzi widzą, że PiS buduje państwo kleptokratyczne, a Kościoła i jego wartości używa instrumentalnie. Na to wszystko nakłada się szereg kompromitacji i porażek samego Kościoła jako instytucji, związanych z większymi lub mniejszymi skandalami seksualnymi, ale przede wszystkim z „nieprzejednaną” odpowiedzią na te skandale (vide opowieści bp. Grzegorza Kaszaka o „obolałych księżach”). Młodzi to wszystko widzą i potrafią połączyć kropki. Nie obchodzi ich już walka ze „złogami komuny”, nie trafia do nich retoryka „trzeciego pokolenia SB”.

…i lewicy

Za wcześnie jednak na tryumf lewicy. Ona też poniosła porażkę. Tak jak konserwatyści nie umieli zaszczepić w młodych wartości tradycyjnych i chrześcijańskich, tak lewica nie zaszczepiła w nich poczucia solidarności i wzajemnej odpowiedzialności. Owszem, respondenci „Debiutantów ‘23” chcą, żeby pomagało im państwo, ale nie widać, by sami chcieli dać coś z siebie. Siedemdziesiąt procent spośród nich chce żyć życiem spokojnym, bezpiecznym, bez angażowania się w sprawy społeczne czy polityczne. W państwie, w którym podatki są jak najniższe – a nie musi to być Polska, bo ponad połowa, gdyby mogła, wyjechałaby i zamieszkała za granicą. Największa grupa głosuje na Konfederację, i jest to aż 46% mężczyzn. Lewica odpuściła sobie sporą część społeczeństwa – dziś w kuriozalny sposób próbuje to łatać prof. Przemysław Sadura, postulując podwyższenie wieku wyborczego dla mężczyzn. Jedyne co „Debiutanci” mają tak naprawdę z lewicy, to liberalne poglądy na aborcję i prawa osób LGBT, czyli to, o czym lewicowe (i prawicowe) media krzyczą najgłośniej. Tego, co leży u podstaw lewicowego światopoglądu, czyli przekonanie o współzależności, o konieczności dzielenia się i wyrównywania szans – w zasadzie nie zinternalizowali.

Massive Attack i Sławomir, czyli Trzecia Droga donikąd

O bohaterach „Debiutantów”, czyli pokoleniu Z, mówi się, że to pokolenie szczególnie wrażliwe na ekologię. Oczywiście w dzisiejszym świecie nie wypada odpowiedzieć inaczej, więc respondenci deklarują, że kwestie ochrony środowiska są dla nich ważne, dostrzegają zagrożenia związane z kryzysem klimatycznym, ale z badania nie wynika zbyt żarliwe zaangażowanie w te kwestie. Jedyna partia, która kwestie ekologiczne uczyniła szczególnie ważnym punktem swojego programu, czyli Polska 2050 Szymona Hołowni, nie cieszy się wśród nich wielkim powodzeniem. Życie w czystym i pełnym zieleni środowisku należy do najważniejszych kwestii dla mniejszego odsetka badanych niż posiadanie samochodu do własnej dyspozycji. Zależy im, owszem, na tym, żeby żyć w zielonej okolicy, ale są już znudzeni ciągłym gadaniem o ekologii i środowisku.

*

Dlaczego młodzi ludzie są tak negatywnie nastawieni do polityki, do zaangażowania w nią, do działań społecznych? Owszem, jest dużo racji w tym, co mówią autorzy z Kontaktu – że to pokolenie „przemielone przez pandemię”, mające trudną sytuację ekonomiczną, utrudniony awans. Ale przede wszystkim to pokolenie, które patrzyło na swoich rodziców i starszych braci, na ich kolejne porażki i nieudolne próby zbudowania państwa i organizacji, na ich ideologiczne obsesje, i na ostateczne osuwanie się w indywidualizm, cynizm i pragmatyzm. Odbijają tylko, jak lustro, świat, który dla nich zbudowaliśmy. Jeszcze nie jest za późno, by razem z nimi zacząć go naprawiać. Tylko trzeba umieć słuchać.

Odsłona Spięcia powstała wokół raportu „Debiutanci ’23”. Odsłonie towarzyszy debata przedwyborcza „Młodzi mają głos” organizowana przez SKN UW dla Klimatu, która odbędzie się w najbliższy piątek 13 X 2023 roku o 18 w Marzycielach i Rzemieślnikach na Brackiej 25 w Warszawie. Więcej szczegółów tutaj.

Jarema Piekutowski – socjolog, publicysta, analityk. Członek rady programowej think-tanku „Nowa Konfederacja” i „Laboratorium Więzi”. Publikuje m.in. w „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Rzeczpospolitej”. Autor m.in. wywiadów-rzek z Ludwikiem Dornem, Wojciechem Maksymowiczem i Andrzejem Zybertowiczem oraz powieści biograficznej o G. K. Chestertonie. Interesuje się przemianami współczesnego świata, kultury, religii i technologii.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij