Kraj

Mała, schyłkowa branża

Fot. Dzīvnieku brīvība/Flickr.com

Patrząc z perspektywy całego kraju, likwidacja branży futerkowej będzie wręcz niezauważalna – jej wpływ na bilans handlowy, rynek pracy oraz finanse publiczne jest śladowy i z każdym rokiem będzie mniejszy.

Gdy młodzieżówka PiS ogłosiła założenia swojej „piątki dla zwierząt”, ewidentnie w reakcji na głośny film Janusza Schwertnera obrazujący warunki życia norek na jednej z wielkich ferm, lobbyści oraz sympatycy hodowców zwierząt futerkowych podnieśli larum. Planowany, już po raz drugi zresztą, zakaz hodowli zwierząt futerkowych innych niż króliki to według nich cios w świetnie prosperujący i ważny dział polskiej produkcji rolnej. Branża ma dawać zatrudnienie dziesiątkom tysięcy pracowników i walnie przyczyniać się do poprawy bilansu handlowego Polski, gdyż trafia ona głównie na eksport. Na zarżnięciu tych prężnych biznesów straci nie tylko PKB oraz pracownicy, ale też budżet państwa, który zgarnia dzięki niej co roku setki milionów złotych. Likwidacja przemysłu futerkowego jest więc niezgodna z polską racją stanu, żeby nie powiedzieć: jest zdradą stanu. A tak poza tym nie można zakazywać żadnych rodzajów działalności gospodarczej, bo to socjalizm i lewactwo urągające prawu naturalnemu.

Podwójna moralność Kaczyńskiego

czytaj także

Podwójna moralność Kaczyńskiego

Aleksandra Bełdowicz

Smaczku dodaje fakt, że jednym z najgłośniej oburzających się dziennikarzy był Łukasz Warzecha, będący członkiem redakcji portalu „Świat rolnika”, który jest finansowany przez Szczepana Wójcika – przedsiębiorcę z branży futerkowej. Znając jednak paleoliberalne poglądy redaktora Warzechy, możemy przypuszczać, że oburzałby się równie mocno, gdyby ze Szczepanem Wójcikiem nie współpracował. Być może wtedy po prostu zamiast kilkudziesięciu gorących tweetów na ten temat napisałby jedynie kilkanaście.

Eksport topniejący w oczach

Gdy spojrzy się jednak w twarde dane, to obraz branży futerkowej staje się zdecydowanie mniej imponujący. Według rocznika statystycznego handlu zagranicznego GUS w 2018 roku cała działalność „skóry futerkowe i futra sztuczne; wyroby” przyniosła eksportowi 843,4 mln zł przychodów. Futra sztuczne oraz wyroby futrzane w tej działalności to zupełny margines, więc można przyjąć całą tę kwotę. Nadal jednak eksport futer odpowiadał jedynie za 0,09 proc. całego eksportu w 2018 roku, którego wartość wyniosła 951,3 mld zł. Branża futerkowa zwiększa więc polski eksport o mniej niż promil.

Co więcej, udział tej branży w gospodarce spada w szybkim tempie. Sprzedaż futer na eksport w 2018 roku wyniosła zaledwie 88,4 proc. sprzedaży z poprzedniego roku. W ciągu zaledwie 12 miesięcy sprzedaż futer z Polski za granicę spadła o prawie 12 proc. W roczniku GUS trudno znaleźć inną branżę, która tak bardzo zmniejszyłaby sprzedaż. Dość powiedzieć, że cały eksport Polski w tamtym okresie wzrósł o ponad 6 proc. Nawet branża „skóry i artykuły z nich”, której częścią jest przemysł futerkowy, potrafiła w tym czasie zwiększyć eksport – o 1,4 proc.

Widać to także po bieżących danych GUS za obecny rok, które nie są co prawda tak dokładne jak dane z rocznika, ale za to zdecydowanie bardziej aktualne. W okresie styczeń–maj 2020 roku eksport działalności „skóry futerkowe i futra sztuczne” przyniósł 116,5 mln zł przychodu, przy całym eksporcie wynoszącym 395,8 mld zł. Znaczy to, że odpowiadał już tylko za 0,03 proc. całej polskiej sprzedaży zagranicznej. Mówimy więc o branży nie tylko relatywnie niedużej, ale też schyłkowej. Wartość jej sprzedaży topnieje w oczach, co ma zapewne związek z faktem, że moda na noszenie futer zamiera na całym świecie.

Zwraca na to uwagę także Bogna Wiltowska w tekście dla animainternational.org. Według przytoczonych przez nią danych w 2015 roku polscy hodowcy norek sprzedali 9,3 mln skór po 38 dolarów za sztukę. W 2019 roku sprzedali już ich tylko 6,6 mln, po średniej cenie 23 dolary za sztukę. W ciągu zaledwie czterech lat zarówno cena sprzedawanego przez nich „surowca”, jak i sam wolumen, spadły mniej więcej o jedną trzecią.

Niewielkie zatrudnienie

Równie istotne w ocenie ekonomicznego wpływu branży futerkowej na polską gospodarkę jest zatrudnienie, które ona daje. GUS w opracowaniu Pracujący w gospodarce narodowej w 2018 roku nie wyszczególnia produkcji futer, a jedynie całą produkcję skór i wyrobów skórzanych. Można jednak spróbować oszacować to zatrudnienie na podstawie dostępnych danych. Cała produkcja skór daje zatrudnienie 26 tysiącom osób. Udział eksportu futer w całym eksporcie skór w 2018 roku wyniósł 19 proc. Jeśli więc przyjmiemy, że zatrudnienie w przemyśle futerkowym kształtuje się na podobnym poziomie, to wtedy przedsiębiorcy futrzarscy dawaliby pracę niecałym 5 tysiącom osób.

Jaś Kapela: Koniec Eldorado dla hodowców norek

Podobną liczbę wskazuje Jarosław Urbański w raporcie Ocena sytuacji branży hodowli zwierząt futerkowych i jej wpływu na polską gospodarkę z 2018 roku. Urbański pisze o maksymalnie 3–4 tysiącach zatrudnionych, jednak doszedł do tego inną drogą: porównując liczbę zwierząt w polskich i duńskich fermach. Fermy w Danii dają pracę 6 tysiącom osób, jednak trzymanych jest tam dwa razy więcej zwierząt niż w Polsce. Zakładając jednak, że fermy duńskie są bardziej zautomatyzowane niż te nad Wisłą, liczba 4–5 tysięcy pracowników branży futerkowej wydaje się realna. Branża odpowiadała więc za 0,03 proc. zatrudnienia w Polsce – ponieważ wszystkich pracujących na koniec 2018 roku było niecałe 16 mln.

Mizerne wpływy budżetowe

Także udział branży futrzarskiej w dochodach sektora finansów publicznych nie robi specjalnego wrażenia. Według raportu PwC Wpływ ekonomiczny branży hodowców zwierząt futerkowych na gospodarkę w 2013 roku przedsiębiorcy futerkowi wpłacili 91 mln zł z tytułu wszystkich danin publicznoprawnych. W tym składki na ubezpieczenie społeczne stanowiły prawie połowę – dokładnie 42 mln zł. Wszystkie dochody sektora finansów publicznych wyniosły wtedy 650 mld zł, więc udział danin płaconych przez branżę futerkową to zaledwie 0,014 proc. Nawet jeśli weźmiemy wszystkie daniny publicznoprawne, które zostały wygenerowane w wyniku działalności branży futrzarskiej, czyli 291 mln zł, to udział wyniesie 0,045 proc. Od tamtego czasu najpewniej jeszcze ten udział spadł, gdyż gospodarka szybko się rozwijała, w przeciwieństwie do schyłkowej branży futerkowej. Jej likwidacja będzie więc miała śladowy wpływ na dochody finansów publicznych.

To lobby futrzarskie chce związać ręce organizacjom prozwierzęcym

Produkcja branży futerkowej niemal w całości idzie na eksport, więc nie spełnia jakichś niezbędnych potrzeb społecznych. Nie jest to branża przyszłościowa ani innowacyjna. Wręcz przeciwnie – to eksport surowców, czyli najprostszy rodzaj przemysłu. Polska nie wytwarza odzieży z futer, bo tym się zajmują przedsiębiorcy zagraniczni. Polacy dostarczają im jedynie materiał do produkcji. Patrząc z perspektywy całego kraju, jej likwidacja będzie wręcz niezauważalna – wpływ branży na bilans handlowy, rynek pracy oraz finanse publiczne jest śladowy i z każdym rokiem będzie mniejszy. Oczywiście: dla poszczególnych osób zakaz hodowli zwierząt futerkowych będzie stanowił osobisty dramat – utratę zakładu, w który zainwestowało się pieniądze, lub utratę pracy, której w danym regionie może nie być nadto. Można jednak stworzyć okresy przejściowe, a nawet pewne mechanizmy osłonowe, które ułatwią przedsiębiorcom zbycie majątku, a pracownikom znalezienie nowej pracy.

Branża wątpliwa etycznie

Nie można wszak zapominać o kluczowej kwestii, czyli aspekcie moralnym omawianego przedsięwzięcia. Nikt nie kazał przedsiębiorcom futerkowym inwestować w tak wątpliwy etycznie proceder. Nie mówimy o hodowli zwierząt udomowionych na potrzeby produkcji żywności, tylko trzymaniu w klatkach dzikich zwierząt po to, żeby garstka bogatych kobiet i mężczyzn mogła spełnić swoje wybujałe ambicje konsumpcyjne. Dlatego też porównywanie hodowli norek do hodowli świń jest nietrafione. Z powodu różnych względów – ekonomicznych, społecznych itd. – trudno sobie wyobrazić likwidację z dnia na dzień produkcji drobiu albo wieprzowiny w Polsce. Likwidacja ferm norek jest za to jak najbardziej możliwa, a nawet będzie niespecjalnie odczuwalna ekonomicznie.

Czy przemysł futrzarski wreszcie zniknie?

czytaj także

Skoro w tym momencie możemy zrobić dla zwierząt chociaż tyle, to nie ma co się nad tym zastanawiać. Prawica często opowiada o wartościach i przestrzeganiu standardów moralnych. No więc właśnie teraz mamy okazję nieco je w naszym kraju podwyższyć. Będzie nas to kosztować naprawdę niewiele. Mały krok dla Polek i Polaków, a duży dla norek i lisów.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij