Kraj

Podwójna moralność Kaczyńskiego

Fot. flickr.com. Edycja KP.

Czy wierzę w dobre intencje Jarosława Kaczyńskiego? Absolutnie nie. Ale liczę na to, że w imię ocieplania wizerunku jego i partii rządzącej sytuacja zwierząt w Polsce wreszcie się poprawi.

Myślę, że nie tylko ja miałem déjà vu, gdy prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński na konferencji poinformował, że PiS zamierza „wprowadzić nowy porządek prawny w kwestii ochrony zwierząt”. Po tej deklaracji szef młodzieżówki PiS Michał Moskal zaprezentował propozycję zmian pod nazwą „piątki dla zwierząt”, w skład której wchodzi:

  1. humanitarne traktowanie – zakaz hodowli zwierząt futerkowych oraz ograniczenie uboju rytualnego jedynie na potrzeby krajowych związków wyznaniowych,
  2. kontrola społeczna ochrony zwierząt – zwiększenie kompetencji organizacji społecznych, możliwość asysty policji przy odbieraniu źle traktowanych zwierząt,
  3. precyzyjne prawo, większa ochrona – wprowadzenie definicji kojca w polskim prawie, prawo nakładania mandatów przez inspekcję weterynaryjną, a także zapis wprowadzający zakaz trzymania zwierząt w złych warunkach,
  4. bezpieczne schroniska – projekt ma zawierać zapis ograniczający prawo do prowadzenia schronisk przez jednostki gminne i organizacje pożytku publicznego, zajmujące się ochroną zwierząt. Mowa również o wprowadzeniu wymogu niekaralności oraz nieposzlakowanej opinii wobec osób prowadzących i pracujących w schroniskach, a także o wprowadzeniu częstszych kontroli w schroniskach,
  5. koniec z łańcuchami – wprowadzenie zakazu trzymania zwierząt na krótkiej uwięzi oraz ograniczenie stosowania kolczatek.

Projekt ustawy ma również wprowadzić zakaz wykorzystywania zwierząt w cyrkach.

Te deklaracje już słyszeliśmy

Brzmi dobrze? Nawet bardzo. Brzmi też znajomo – wszak niemal identyczne deklaracje od polityków Prawa i Sprawiedliwości słyszeliśmy już w 2017 roku. To właśnie trzy lata temu prezes PiS wystąpił w spocie Fundacji Viva!, w którym deklarował, że zakaz hodowli zwierząt futerkowych w Polsce to kwestia miłości do zwierząt i litości dla nich. I że „każdy porządny człowiek powinien coś takiego w sobie mieć”. Zauważył również, że warunki życia ludzi mieszkających w okolicy ferm futrzarskich są fatalne, a oni sami narażeni są na szereg niedogodności, z okrutnym odorem na czele. Dość nieoczekiwanie powołał się wtedy także na konieczność dorównania normom europejskich, do których obecność w kraju przemysłu futrzarskiego po prostu nie przystaje pod względem etycznym. Potępił też praktykę przenoszenia futrzarskich biznesów z krajów objętych zakazem do Polski.

Gdzie ta dobra zmiana dla zwierząt?

W tym podniosłym duchu walki o prawa zwierząt w listopadzie 2017 roku Prawo i Sprawiedliwość z dumą złożyło projekt ustawy (pod którym prezes Kaczyński podpisał się jako pierwszy). Projekt – oprócz wprowadzenia zakazu hodowli zwierząt na futra – przewidywał również m.in. koniec wykorzystywania zwierząt w cyrkach, zakaz uboju rytualnego, trzymania psów na łańcuchach, prowadzenia pseudohodowli.

Prezes PiS apelował wtedy do polityków opozycji, wyrażając nadzieję, że nawet w przypadku odmiennego stanowiska kierownictwa partii posłowie i posłanki będą mieli odwagę zagłosować za projektem zakazującym hodowli zwierząt futerkowych. I kiedy już się wydawało, że lepsze jutro zwierząt jest bliżej niż kiedykolwiek… projekt wylądował w sejmowej „zamrażarce”.

Bo mimo wzniosłych deklaracji Kaczyńskiego nawet tak „porządni” ludzie ugięli się pod naciskiem lobby hodowców zwierząt na futra.

W styczniu 2018 roku Polski Przemysł Futrzarski wpadł w lekką panikę i wypuścił – z założenia lekkie, śmieszne i ironiczne, ale w praktyce – cyniczne, kłamliwe i obłudne wideo, w którym usiłowano sprzedać bajeczkę o tym, jak cudowne życie mają w Polsce zwierzęta futerkowe i jak to obrońcy zwierząt rozpuszczają nieprawdziwe informacje, żeby zrujnować ciężko pracujących rolników. Poziom propagandy, jaki tam zastosowano, zawstydziłby nawet TVP.

To lobby futrzarskie chce związać ręce organizacjom prozwierzęcym

Kilka miesięcy później minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski z dumą obwieścił, że „branża hodowców zwierząt futerkowych nie zostanie zniszczona”. A pod płaszczykiem poszanowania dla innych religii – bo przecież nie dla zysków z eksportu – poinformował, że PiS wycofuje się także z wprowadzenia zakazu uboju rytualnego.

Pod koniec 2018 roku projekt – w wersji mocno okrojonej, również o zakaz hodowli zwierząt na futra – wrócił do Sejmu. Poseł PiS Krzysztof Czabański, choć mocno wspierał zakończenie ery ferm futrzarskich, tłumaczył wówczas, że „musimy patrzeć na realia polityczne i te związane z mentalnością polskiego społeczeństwa”.

Innymi słowy: musimy się liczyć z hodowcami zwierząt na futra. Oraz z ich sojusznikami, w tym z ojcem Rydzykiem, który wielokrotnie udzielał swojego błogosławieństwa tej branży, goszcząc chętnie w swoich mediach naczelnych futrzarzy Polski: Szczepana Wójcika i Marka Miśkę.

Ludzka twarz prezesa

Po publikacji na łamach Onet.pl dokumentu Krwawy biznes futerkowców, który jednoznacznie rozwiewa mity na temat powszechnego dobrostanu zwierząt na fermach futrzarskich, Kaczyński postanowił wrócić do deklaracji sprzed trzech lat i powtórzyć znów, że poprawa warunków życia zwierząt w Polsce jest dla partii rządzącej ważna.

Znów mogliśmy usłyszeć, że należy się kwestią praw zwierząt zająć na poważnie, znów Kaczyński wezwał opozycję do „ponadpartyjnego poparcia” projektu. A były poseł PiS Krzysztof Czabański zapowiedział złożenie zawiadomienia do prokuratury w sprawie działań podejmowanych przez lobby futrzarskie.

Chciałabym wierzyć, że Kaczyński rzeczywiście zamierza doprowadzić do realnej poprawy warunków życia zwierząt w Polsce, że nie jest to jedynie – po raz kolejny – próba ocieplenia wizerunku, pokazania ludzkiej twarzy prezesa. Chciałabym wierzyć, że lobby futrzarskie przestanie pociągać za sznurki, a hodowle zwierząt futerkowych odejdą wreszcie do historii. Bo wspieranie hodowli zwierząt na futra to wspieranie szowinizmu gatunkowego; to stawianie zarobku niewielkiej grupy hodowców wyżej niż cierpienie ludzi, którzy żyją w sąsiedztwie ferm i są zmuszeni znosić ich odór, wszechobecne muchy, zanieczyszczenia wody i gleby oraz związane z tym problemy zdrowotne.

Mam jednak nadzieję, że nawet jeśli intencje partii rządzącej są mniej szlachetne, niż deklaruje to Kaczyński, to jednak uda się doprowadzić do zakończenia ery hodowli zwierząt na futra.

Czy przemysł futrzarski wreszcie zniknie?

czytaj także

**
Aleksandra Bełdowicz jest dziennikarką, weganką, feministką, sojuszniczką osób LGBT.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij