Świat

Depp vs Heard: kilka rzeczy, których nie rozumiemy na temat przemocy domowej

Mam wrażenie, że ta sprawa cofa nas kilkadziesiąt lat. Odkopywanie się – ponownie, od nowa – z tych wszystkich stereotypów może nas kosztować zdrowie i życie ofiar przemocy. I to mnie najbardziej boli. Nie fakt, że Amber czy Depp mogą kłamać – bo mogą, każdy może – ale los milionów ofiar.

Po sześciu tygodniach rozpraw mamy decyzję ławy przysięgłych w sprawie Johnny Depp kontra Amber Heard: Depp został ofiarą pomówienia, a Heard jest mu winna 10 mln dolarów. W oczach sądu również były mąż Heard dopuścił się pomówienia i musi zapłacić jej 2 mln dolarów.

Cały świat rozstrzygnął sprawę na długo przed wyrokiem: Johnny Depp został niesłusznie oskarżony. TikToki, nagrania na YouTubie, wpisy na Twitterze – olbrzymia większość stoi po stronie Deppa i obśmiewa przemoc, o której opowiada Heard. Komentarze wspierające Johnny’ego dostają kilkadziesiąt razy więcej lajków niż te wspierające Amber. To wojna, która toczy się nie tylko wokół bezpośrednich transmisji z sali sądowej – dodatkowo napędzają ją fałszywe konta na Twitterze, boty i cała celebrycka machina, jaką mogą dziś wykorzystać uprzywilejowani, bogaci Amerykanie.

Gdy na Twitterze pisałam o przebiegu zdarzenia, o mechanizmach, które nie pozwalają na tak jednoznaczne sądy – doświadczałam masowego hejtu. „Spierdalaj”, „Ej ty jakaś jesteś przyjebana czy co”, „Ale bym ci wypierdolił pałką teleskopową ruro głupia”. I tak w tysiącach, a po wyroku – jeszcze więcej. Emocje, jakie wygenerował ten spektakl, są nieporównywalne z żadną inną sprawą w ostatnich latach.

Decyzja zapadła nie w sprawie karnej o przemoc, tylko w sprawie cywilnej o pomówienie. Ława przysięgłych nie rozstrzygnęła, kto stosował przemoc, a kto był ofiarą – tylko że oboje pomawiali. Gdyby było inaczej, sprawca lub sprawczyni zostaliby przestępcami – odpowiedzieliby karnie, odsiadując wyrok w więzieniu, a nie płacąc kary finansowe.

Kto wygra: Depp czy Heard? Jedno jest pewne: przegra Katarzyna, Marta, Filip i inne ofiary przemocy

Tu jednak chodzi o wizerunki. To jedna z największych szkód tego procesu: gdyby niezależni eksperci dowiedli, że Depp jest ofiarą przemocy, ruch #MeToo otrzymałby kolejny aspekt: skrzywdzonego mężczyzny (których w samym ruchu także było trochę, wystarczy przypomnieć ofiarę Kevina Spacey’ego). Zamiast tego mamy wzajemną nawalankę na wykupionych świadków i powielanie stereotypów, które uderzają w ofiary.

D.A.R.V.O., czyli zamiana ról

W kontekście ochrony ofiar gwałtu – także potencjalnych – ta rozprawa to jak naplucie im w twarz. Konieczność opowiadania o najgorszych, najbardziej traumatycznych momentach z życia, o gwałtach, pobiciach i znęcaniu się na oczach całego świata, odpowiadanie na szczegółowe pytania dotyczące traumatycznych zdarzeń, przeżywanie ataków paniki na ekranach komputerów – to jakiś wyższy poziom spierdolenia.

Systemowe karanie ofiar za to, że powiedziały o swoim doświadczeniu przemocy to powszechne zjawisko. Psycholożka Jennifer Freyd nazwała je D.A.R.V.O., czyli „Zaneguj, zaatakuj i zamień ofiarę w przestępcę” (Deny, Attack and Reverse Victim and Offender). To powszechna reakcja sprawców na oskarżenie: najpierw zaprzeczają, że do niej doszło, a potem atakują ofiarę i manipulują narracją tak, by ludzie myśleli, że to oni, oprawcy, są prawdziwymi ofiarami. Taki mechanizm może zadziałać zresztą w obie strony i być wymierzony w mężczyzn.

bell hooks o #metoo: Patriarchat nie ma płci

Z podobnymi historiami stykam się na co dzień. Mąż Oliwii [imię zmienione] po tym, jak założyła mu Niebieską Kartę, zrobił to samo wobec niej. To ułatwiło mu przedstawienie ich związku jako toksycznego – zamiast ukazania wprost jego działań jako przemocowych, a jej odpowiedzi na nie jako obrony. Podobnie zrobił mąż Ani, która nagrała jego gwałt.

Julia [imię zmienione], która całymi dniami była więziona i gwałcona przez swojego oprawcę, usłyszała od policjantów z wyrzutem: dlaczego kopnęła go przy ucieczce? Złamała mu nos. Przekroczenie granic obrony koniecznej to kolejna zasadzka na ofiary, które się aktywnie broniły – to one stają się winne, a nie sprawca.

Wiele z nich winnych jest tylko tego, że opowiedziało o przemocy, a ich sprawca ma czas i pieniądze, by je dręczyć. Z dobrym adwokatem mogą robić to bardzo skutecznie. Ale proces i poświęcone mu komentarze pokazały, że problem niezrozumienia mechanizmów przemocy domowej sięga znacznie głębiej, niż tylko do poziomu prawniczej strategii mężczyzn i kobiet oskarżonych o przemoc.

„Toksyczne borderki”…

„Co za toksyczny związek”. „Obydwoje są siebie warci” – co rusz pojawiają się takie komentarze. Sama wpadałam w to myślenie – naprawdę wiele wskazuje na to, że mamy do czynienia z wzajemną agresją. Ale „toksyczny związek” to bardzo niebezpieczne narzędzie wykorzystywane przez oprawców, bazujące na społecznej reakcji na przemoc domową.

„Niech rozwiążą to między sobą” to powszechna reakcja na przemoc w rodzinie. Do dziś konserwatyści są przekonani, że mówienie na ten temat służy jej rozbijaniu. W związku z tym przedstawiają przemoc jak małżeńskie sprzeczki, podważając tym samym doświadczenia ofiar. Jakby koncept rodziny był ważniejszy niż żywe osoby.

„Ona ma borderline”. „Jest psychicznie zaburzona”. „To wariatka”. „Typowy border”. „Widać, że chora psychicznie, bo toksyczna”. „Chora kobieta, tylko marzy o gwałtach”. „Szalona eks, która chce zniszczyć Deppa”. Od pierwszych dni rozprawy pojawiają się analizy dotyczące zdrowia psychicznego Amber Heard. Mają one dowieść, że jako „wariatka” jest mało wiarygodna, jej słowa są wymysłem chorej głowy, a ona przemocy nie doświadczyła.

Takie słowa zna niemal każda osoba po przemocy. Nazwanie kogoś wariatką bazuje na uprzedzeniach dotyczących zaburzeń psychicznych: wciąż mamy w głowach wizję takiej osoby jako agresywnej, nieprzewidywalnej i niebezpiecznej. Tymczasem to takie założenie jest niebezpieczne. Osoby toksyczne mogą być całkowicie zdrowe psychicznie, a problemy psychiczne nie zawsze prowadzą do przemocy. Ale przez fałszywe założenia ludzie wstydzą się skorzystać z pomocy psychiatry, który może dosłownie uratować im życie – by nie zostać uznanym za nieprzewidywalnego przemocowca. Osoby z borderline widzą teraz: moje zaburzenie jest wymówką do podważania moich słów. Gdy coś mi się stanie – nikt mi nie uwierzy. Wszyscy będą robić ze mnie wariatkę. Bo tak to zostało użyte w sądzie na oczach milionów ludzi.

Pandemia pokazała, ile możemy zyskać dzięki nowej erze przywództwa kobiet

…i trzeźwi agresorzy

Linią prawników Deppa było przeniesienie akcentu na zaburzenia psychiczne i toksyczność Heard. Za to prawnicy Heard postawili na „dowody” przemocy w postaci alkoholizmu i uzależnienia od narkotyków Deppa. Obie strategie są szkodliwe i zwyczajnie stygmatyzujące. Osoby zmagające się z uzależnieniami, tak samo jak te z zaburzeniami osobowości typu borderline, nie muszą być bardziej agresywne za sprawą swojej choroby.

Owszem, taka narracja funkcjonowała w przeszłości, a w alkoholu widziano źródło przemocy. Ale badania i wieloletnie doświadczenie ekspertek od przemocy już dawno zanegowały to założenie. Opowiadała mi o tym w rozmowie dla wtv.pl Renata Durda, kierowniczka Pogotowia „Niebieska Linia”:

„Wielu ludzi się dziwi, że przemoc często występuje w rodzinach bez problemów alkoholowych. W populacji osób, które zwracają się o pomoc do Niebieskiej Linii, zaledwie 30–40 proc. zgłasza, że poza przemocą także alkohol jest problemem w ich rodzinie. W większości przypadków nie ma problemu alkoholu”.

Solnit: Kultura mówiła mi: „kobieta to nieruchomy obiekt, a mężczyzna to pielgrzym, bohaterski wędrowiec”

Dlatego głęboko niepokoją mnie materiały wykorzystywane w trakcie procesu przez stronę Amber – zdjęcia Johnny’ego, który leży skacowany czy napruty, nagrania, gdy wymiotuje czy beka. One nie świadczą o jego przemocowości, tylko o tym, że mierzył się z uzależnieniem. Leżenie nieprzytomnym od narkotyków czy alkoholu to nie przemoc, ale udostępnianie czyichś zdjęć z tego stanu już tak. Takie zdjęcia pogłębiają tylko stygmatyzację osób mierzących się z uzależnieniami – wywołują wstręt i sklejają ich chorobę z przemocowością. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, co czują osoby uzależnione i współuzależnione, widząc te zdjęcia.

Ofiara idealna

„To nie brzmi jak coś, co powiedziałaby ofiara”. „Nie uroniła ani łzy, ofiary tak nie robią”. „Ale wykrzywia twarz, bardzo złe aktorstwo”. „Śmieje się, a po kilku sekundach płacze”. „Drama queen”. „Atencyjna szmata”. Każdy ruch i gest Amber jest obserwowany i oceniany. Każdy staje się dowodem w sprawie przeciwko niej. Problem w tym, że nie ma jednej reakcji i emocjonalności ofiary przemocy. Wszystkie te argumenty opierają się na stereotypach, które niszczą ofiary. Wymogi „idealnej ofiary” pozwalają podważać zeznania i emocje ofiary. Opierają się jednak na nieprawdziwych założeniach.

Ofiara musi płakać, ale nie być zbyt emocjonalna i nie zanosić się łzami; być smutna, ale nie zrozpaczona; mieć spuszczony wzrok, ale kontakt z rozmówcą; niewiele mówić, ale nie za mało; nie gestykulować nadmiernie, ale nie siedzieć bez ruchu. Ofiara przemocy oplątana jest wieloma zasadami, które wzajemnie się wykluczają.

„Ofiara idealna” jednak nie istnieje, za to każda osoba w pozycji ofiary może zostać podważona za to, że zachowuje się w sposób nieprzystający do stereotypu. Tyle że każda ofiara zachowuje się inaczej. To nie stereotyp wyznacza, jak może się zachowywać. Ofiara może nie uronić ani łzy, może wyć z rozpaczy – bo tak też wyglądają emocje w traumie.

Po sieci krążą miliony filmików z zeznań Amber. Ma na nich wykrzywioną twarz, grymasy, mocno gestykuluje, płacze, jest bardzo ekspresyjna. Ludzie są przekonani, że to aktorstwo, nie realne emocje. Że jest przesadzone, nienaturalne. Czy Amber gra? Możliwe. Podobnie jak aktorstwem może być absolutnie każde zeznanie w trakcie tej sprawy, bo wszyscy zeznający są świadomi, że proces jest transmitowany przed całym światem.

Jednak gdybym zaczęła teraz uderzać w Heard, czułabym, że zdradzam kobiety po przemocy, które wspierałam. To byłoby dołączenie do fali hejtu, opartej na niechęci i braku wiedzy. Opowiadanie w ten sposób o doświadczonej traumie jest zupełnie normalne. W ten sposób o przemocy opowiadały mi dziesiątki kobiet. Nie robiły tego przed kamerami, nie miały w tym żadnego interesu – po prostu rozmawiałyśmy. Nie chciały często nawet nagłaśniać czy zgłaszać sprawy. Krzyczały, gestykulowały, miały ataki paniki. Gdy Katarzyna chodziła po sali sądowej, by pokazać przebieg zdarzeń w trakcie zgwałcenia, sąd uznał to za niewiarygodne. „Tak się nie zachowuje ofiara”.

Rzecz w tym, że ofiary zachowują się również w ten sposób. Zachowania, które przez lata uznawane były za „kobiece wymysły”, służą do tego, żeby podważać słowa kobiet w sądach. Wydają się przesadzone. Tyle że one wydają się takie wyłącznie w odniesieniu do chłodnego sposobu relacjonowania zdarzeń, który utożsamiany jest z męskim. Mężczyznom od dziecka blokuje się wyrażanie emocji jako coś „niemęskiego” – a że jest ich więcej w mediach i polityce, to oni wyznaczają, co jest normą ekspresji. Dlatego wyrażanie „kobiece”, bez hamowania emocji – uznawane jest za przesadzone. „Histeria” latami służyła do tego, by stygmatyzować zupełnie normalne sposoby wyrażania emocji przez kobiety jako zaburzenie psychiczne.

Wojna i gender: niewidzialne kobiety kontra hipermęskość

To szkodzi zarówno kobietom, jak i mężczyznom. Służy do podważania słów, wiarygodności i kompetencji kobiet, ale i prowadzi do ignorowania emocji mężczyzn. A to może skończyć się tragicznie – mężczyźni popełniają więcej samobójstw niż kobiety. Wyśmiewanie widocznych emocji kobiet jest więc także zabójczą bronią wobec mężczyzn.

Kobiety także krzywdzą

Choć może się to wydawać oczywiste, warto obalić kolejny stereotyp krzywdzący niezależnie od płci i powiedzieć, że kobiety również bywają sprawczyniami przemocy. Potrafią manipulować, krzywdzić, ranić. W związkach, w domach, w pracy i szkole. Potrafią być okrutne wobec partnerów, dzieci, rodziców, krewnych, podwładnych, przyjaciół, znajomych i nieznajomych.

Ruch feministyczny w pandemicznym świecie – ku nowej polityce klasowej

Jednak to mężczyźni mają szczególnie trudno w dzieleniu się takimi doświadczeniami. Zwłaszcza że mogą spodziewać się komentarzy: „baba cię pobiła?”, „co z ciebie za facet?”, „nie umiałeś się obronić?”, „ja to bym się cieszył”. Od mężczyzn oczekuje się, że będą twardzi, a emocje pozostawią dla siebie. To sposób na utrwalanie bezkarności przemocy wobec mężczyzn, a także wzmacnianie ich cierpienia i wstydu.

Podział na kobiety ofiary i mężczyzn sprawców jest nie tylko nieprawdziwy: jest krzywdzący. Dla każdej osoby, niezależnie od płci. Uniewidacznia przemoc wobec mężczyzn i utrudnia jej ściganie, a kobiety pozbawia sprawczości.

Pomówienie – narzędzie do uciszania ofiar

Wyrok w sprawie Deppa i Heard to też prawdziwe laboratorium dla technik odwracania uwagi, przenoszenia akcentów, rozmywania winy – pomaga w tym wykorzystanie cywilnych pozwów o pomówienie. Pamiętam, jak pierwszy raz w życiu dziewczyna powiedziała mi, że ktoś ją zgwałcił. To była moja koleżanka, a sprawcą był chłopak z naszego środowiska. Następnego dnia zaczęłam dostawać telefony od jego kolegów, że jeśli będziemy o tym mówić, pozwą nas o pomówienie. Dzieje się tak niemal za każdym razem, gdy ofiara mówi o przemocy.

Inna ofiara, Agnieszka, została skazana za pomówienie, gdy sprawa o zgwałcenie jeszcze trwała. Dla sądu nie miało znaczenia, czy do gwałtu doszło, czy nie – powiedzenie o gwałcie stawiało oskarżonego w złym świetle, więc Agnieszka została skazana.

Katarzyna [imię zmienione] została skazana na więzienie za fałszywe zeznania. Dotyczyły one rzekomego romansu, który miała mieć ze sprawcą (swoim ówczesnym przyjacielem), a nie samego gwałtu. Sąd oskarżał ją, że kłamała, gdy mówiła, że tego romansu nie było. Siedziałam na rozprawach w tej sprawie – dowody na romans były praktycznie żadne, a cały proces przypominał jakiś żart: dopytywanie o życie seksualne ofiary, „świadkowie”, którzy oznajmiali, że widzieli ją, jak spacerowała ze sprawcą albo jedli razem obiad… Została za to skazana i miała iść do więzienia. Dzięki naszej interwencji w proces zaingerował Sąd Najwyższy, sprawa o zgwałcenie wróciła na wokandę przez rażące naruszenia sądu, a Katarzyna nie poszła do więzienia. Dostała „tylko” sześć miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok.

Elity są w stanie sprzedać nasze bezpieczeństwo – jeśli tylko im się to opłaca

Mam wrażenie, że ta sprawa cofa nas kilkadziesiąt lat. Wszystkie argumenty, które od lat dekontruowałyśmy, pokazywałyśmy ich szkodliwość i działanie na szkodę ofiar przemocy, wracają jak bumerang. Mamy XXI wiek, a argumenty o chorobie psychicznej rzekomej ofiary, ocena jej wyglądu, mimiki, gestów, reakcji na przemoc, łączenie alkoholizmu z przemocą rzekomej ofiary – wciąż są stosowane na sali sądowej przez wynajęty za grube miliony zespół najlepszych prawników, którzy chwytają się tego, co zadziała na ludzi. Wygrana jednej ze stron (obydwie te stereotypy powielają) okazuje się ważniejsza niż wieloletnia edukacja antyprzemocowa.

Pozornie postępowe elity działają na rzecz praw człowieka tylko wtedy, kiedy mogą na tym zyskać – w innym razie z łatwością przyczyniają się do dręczenia wykluczanych grup społecznych. Są w stanie sprzedać nasze bezpieczeństwo – jeśli tylko im się to opłaca.

Znów toniemy w powodzi stereotypów i uprzedzeń – bo gdy sprawa jest emocjonująca i nowa, one wracają jako automatyzmy, którymi od dzieciństwa byliśmy karmieni. „To wariatka”. „Chce mu zniszczyć życie”. „To alkoholik, więc jest sprawcą przemocy”.

Czy Amber może być winna? Oczywiście. Czy jest winna dlatego, że jest zaburzona psychicznie, nie płacze albo ma atak histerii w trakcie mówienia o gwałcie? Nie.

Może być winna dlatego, że fałszywie oskarżyła Johnny’ego. Może być winna dlatego, że sama stosowała przemoc na Deppie. A Depp może być winny dlatego, że zgwałcił Amber – a nie dlatego, że był uzależniony.

Odkopywanie się – ponownie, od nowa – z tych wszystkich stereotypów może nas kosztować zdrowie i życie ofiar przemocy. I to mnie najbardziej boli. Nie fakt, że Amber czy Depp mogą kłamać – bo mogą, każdy może – ale los milionów ofiar przemocy, które znów będą słyszały, że są wariatkami, histeryczkami, zasłużyły, chcą zniszczyć życie albo zrobić karierę przez mówienie o przemocy.

To uderzy i w kobiety, i w mężczyzn. W ofiary, po prostu. Boję się tego. I dlatego nie mogę dołączyć do krwiożerczego tłumu. Nawet jeśli to by mnie ochroniło, choć na chwilę, przed masowym hejtem i nagonką.

Doświadczyłaś przemocy? Potrzebujesz wsparcia? Fundacja Feminoteka i Centrum Praw Kobiet zapewniają wsparcie psychologiczne, prawne i interwencyjne.

Doświadczyłaś lub doświadczyłeś przemocy? Fundacja Przeciw Kulturze Gwałtu zapewnia darmowe wsparcie prawne.

Doświadczyłeś przemocy? Potrzebujesz wsparcia? Fundacja Fortior zajmuje się przemocą wobec mężczyzn: zapewnia pomoc psychologiczną, medyczną i prawną. Zawsze możesz się tam zwrócić. Zasługujesz na pomoc.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Maja Staśko
Maja Staśko
Dziennikarka, aktywistka
Dziennikarka, scenarzystka, aktywistka. Współautorka książek „Gwałt to przecież komplement. Czym jest kultura gwałtu?”, „Gwałt polski” oraz „Hejt polski”. Na co dzień wspiera osoby po doświadczeniu przemocy. Obecnie pracuje nad książką o patoinfluencerach.
Zamknij