Kraj

Szumowski – częściej polityk i biznesmen niż lekarz i minister zdrowia

Minister zdrowia Łukasz Szumowski. Fot. flickr KPRM

Jak lekarz ma poradzić sobie ze świadomością, że może trafić za kratki z powodu niewłaściwie postawionej diagnozy przez telefon? Jestem przekonany, że w tej sprawie nie było współpracy pomiędzy resortem zdrowia i sprawiedliwości. I kto wie, czy to też nie jest w jakimś stopniu przyczyną dymisji prof. Szumowskiego. Skuteczność ministra zdrowia zależy w największej mierze od tego, jaką ma pozycję w rządzie. Łukasz Szumowski jej nie miał – mówi nam senator Lewicy i dyrektor Miejskiego Szpitala Zespolonego w Częstochowie, Wojciech Konieczny.

Paulina Januszewska: Jedni mówią, że Łukasz Szumowski uciekł z tonącego okrętu, jakim w dobie pandemii wydaje się Ministerstwo Zdrowia, inni spekulują, że ktoś zaczął sypać w śledztwie dotyczącym możliwych przekrętów ministra podczas zakupu respiratorów, testów i przyłbic. Niewątpliwie jednak dla większości komentatorów decyzja o dymisji tuż przed zapowiadaną rekonstrukcją rządu była zaskakująca. A dla pana?

Wojciech Konieczny: Ani rezygnacja wiceministra Janusza Cieszyńskiego, ani ministra Łukasza Szumowskiego nie są dla mnie żadną niespodzianką. Tego również spodziewano się w środowisku medycznym, dla którego od dłuższego czasu było jasne, że klimat polityczny prędzej czy później zmusi obu polityków do dymisji. Dla rządu Ministerstwo Zdrowia jest niewątpliwym obciążeniem nie tylko z uwagi na odpowiedzialność za walkę z trwającą epidemią, ale także kontrowersje, które pojawiły się wokół prof. Szumowskiego. Wprawdzie początkowo był on odbierany bardzo dobrze – zarówno przez społeczeństwo, medyków, jak i otoczenie polityczne – ale sprawa ze sprzedażą respiratorów itd. znacząco zadziałała tutaj na niekorzyść.

Bilewicz: Nagonka na osoby LGBT ma zasłonić szemrane interesy ministra Szumowskiego

Po drodze były jeszcze wybory.

Owszem, dlatego nie było dobrego politycznie momentu, by dokonać zmian w resorcie zdrowia. Ale z drugiej strony minister Szumowski jeszcze przed epidemią zapowiadał odejście ze stanowiska, więc tak naprawdę stało się to, co planowano od dawna. Zaskakujący wydaje się jedynie czas podjęcia tej decyzji. Można się więc zastanawiać, po co już teraz dokonywać tak wielkiego przewrotu w Ministerstwie Zdrowia, skoro za chwilę czeka nas cała rekonstrukcja rządu.

A jak pan ocenia pracę ministra Szumowskiego na tym stanowisku?

Ani szczególnie dobrze, ani kategorycznie źle. Minister Szumowski nie wprowadził bowiem żadnych wielkich reform w polskim systemie ochrony zdrowia. Zapewne wynikało to z braku finansowych możliwości, bo nakłady na opiekę medyczną w Polsce rosną o wiele za wolno. Z takimi ograniczeniami borykali się zresztą wszyscy szefowie resortu w 30-letniej historii wolnej Polski. No, może poza prof. Zbigniewem Religą, z którego postulatami ze względu na silną pozycję i autorytet w środowisku medycznym rząd po prostu musiał się liczyć. Łukasz Szumowski nie okazał się takim wyjątkiem. Skuteczność ministra zdrowia zależy w największej mierze od tego, jaką ma pozycję w rządzie. Łukasz Szumowski jej nie miał. Dlatego tak naprawdę wymiana Konstantego Radziwiłła na niego niewiele zmieniła, mimo że medycy wiązali z tą decyzją jakieś nadzieje.

Na co?

Spodziewaliśmy się, że lekarz, który pracuje w szpitalu i zna jego problemy, nieco bardziej zdecydowanie będzie się upominał o rządowe wsparcie. Jeśli chodzi o stan szpitali, zwłaszcza tych powiatowych, to niestety długi wciąż narastają, dofinansowań brakuje, nie następują wymiany kadr w medycynie. Wydawało się, że minister Szumowski wróci do pomysłu z początku kadencji PiS-u. Chodzi o sieć szpitali, która w założeniu miała być zorganizowana zupełnie inaczej niż w wykonaniu ministra Radziwiłła. Prof. Szumowski nic z tym jednak nie zrobił, co uważam za jeden z największych minusów jego „kadencji”. Ale nie ostatni.

Premierze Morawiecki, ministrze Szumowski, zejdźcie z pluszowego krzyża i przestańcie chować się za Kaczyńskim

Czego jeszcze zabrakło?

Walki o pracowników medycznych, kiedy zaostrzono niesławny art. 37 Kodeksu karnego, umożliwiający bezwzględne karanie lekarzy więzieniem za nieumyślne spowodowanie przestępstwa. To niewątpliwie zaważy na odbiorze ministra Szumowskiego w środowisku medycznym. Byliśmy bowiem przekonani, że będzie on bronił w rządzie stanowiska, by tego typu decyzje nie wchodziły w życie, zwłaszcza w okresie pandemii oraz tuż przed szczytem zachorowań na COVID-19 i grypę, kiedy prężnie musi działać telemedycyna. Jak lekarz ma poradzić sobie ze świadomością, że może trafić za kratki z powodu niewłaściwie postawionej diagnozy przez telefon? Jestem przekonany, że tutaj nie było współpracy pomiędzy resortem zdrowia i sprawiedliwości. I kto wie, czy to też nie jest w jakimś stopniu przyczyną dymisji prof. Szumowskiego.

To znaczy?

Sądzę, że prof. Szumowski przekonał się, że pozycja ministra zdrowia w rządzie PiS jest zdecydowanie słabsza, niż to sobie wcześniej wyobrażał. Tym bardziej że w okresie epidemii też i on, i całe środowisko medyczne spodziewali się, że Ministerstwo Zdrowia będzie dopieszczone finansowo i inwestycyjnie, a nie mamy do tej pory nawet sygnałów, by sytuacja miała się zmienić. Myślę, że na rezygnacji z teki ministra zaważyło więc kilka przyczyn naraz – zarówno wizerunkowe, polityczne, jak i te związane z rozczarowaniem prof. Szumowskiego.

A czy coś ministrowi Szumowskiemu się udało?

Na pewno na plus trzeba mu zapisać dopięcie procesu informatyzacji systemu ochrony zdrowia. To działanie sprawdziło się w trakcie epidemii, kiedy możliwość wypisywania e-recept, e-zwolnień i obsługa pacjentów online oraz telefonicznie jest na wagę złota.

A jak pańskim zdaniem minister Szumowski poradził sobie z samą pandemią? Tu też zaważyły ograniczenia polityczne i finansowe czy jednak były sytuacje, w których mógł podjąć lepsze decyzje?

Bardzo dużym cieniem na to wszystko kłady się wybory prezydenckie. W zarządzaniu ministerstwem w epoce COVID-u można jednak wyróżnić kilka różnych okresów. Pierwszy nazwałbym etapem zlekceważenia zagrożenia. Właściwie do połowy marca podejmowano działania uspokajające. Nie zabiegaliśmy o to, by przystąpić do przetargu na środki jednorazowe, nie podejmowaliśmy żadnych środków zaradczych ani przygotowań. Zarówno minister zdrowia, jak i główny inspektor sanitarny uspokajali, że epidemia nas nie dotyczy. Pamiętam, że dokładnie takie słowa kierowano do zaniepokojonych sytuacją senatorów na komisji zdrowia w lutym.

Polski system ochrony zdrowia idzie na wojnę

czytaj także

A potem to się zmieniło.

Dlatego uważam, że kolejny etap był zdecydowanie lepszy w wykonaniu pana ministra. Kiedy przekonano się, jak epidemia wygląda i jakie spustoszenie sieje za granicą, zrozumiano powagę ryzyka i fakt, że zwłaszcza włoski scenariusz może powtórzyć się w Polsce. Minister Szumowski przystąpił wówczas do zdecydowanych działań. Okazało się wprawdzie, że sprzętu w szpitalach oczywiście nie ma, brakuje środków ochrony osobistej, pracownicy muszą sobie radzić sami lub z pomocą społeczeństwa. Nie można jednak zarzucić ministerstwu, że siedziało z założonymi rękami. Zarówno w zakresie prawa, organizacji, tworzenia szpitali jednoimiennych czy przesuwania środków podjęto w mojej ocenie dość sprawne, jak na stan polskiego systemu ochrony zdrowia, decyzje. I tutaj na pewno trzeba docenić pracę ministra Szumowskiego. Niestety później wkroczyły wybory.

Koronakryzys: Brak planu to czekanie na cud, który się nie wydarzy

I epidemię zaczęto rozgrywać całkowicie politycznie.

I w tym tkwi główny problem. Łukasz Szumowski wypowiadał się wtedy często jako polityk, a nie lekarz i minister zdrowia. Mówił, że w ciągu najbliższych dwóch lat nie ma szans na organizację wyborów, po czym nagle całkowicie zmieniał zdanie. Jednego dnia słyszeliśmy, że maseczki są całkowicie niepotrzebne, a innym razem, że trzeba w nich chodzić nawet po pustym lesie. To pokazywało, że w ministerstwie i całym rządzie panuje chaos. Zabrakło jednej i konsekwentnie egzekwowanej koncepcji działania, zwłaszcza gdy porównamy sytuację Polski z przykładami innych państw, które szybko wprowadziły jednoznaczne rozwiązania, jasne kryteria w kwestii noszenia maseczek, lockdownu, monitorowania zachorowań.

W Polsce mieliśmy do czynienia z wielkim zamieszaniem, które było źle odbierane przez całe społeczeństwo, ale służyło politycznym interesom PiS-u i tworzonej przez ten obóz narracji. Im bliżej wyborów, tym opinie specjalistów były coraz bardziej spychane na dalszy plan. Do tego wszystkiego dochodził również problem z testami na koronawirusa. Bardzo długo czekaliśmy na zwiększenie liczby laboratoriów, samych testów, których właściwie do dzisiaj nie ma tyle, ile być powinno.

A tuż przed wyborami i zaraz po nich usłyszeliśmy, że epidemię właściwie już pokonaliśmy.

Tak wypowiadał się wprawdzie premier, ale minister zdrowia w żaden sposób tego nie skomentował. Środowisko medyczne oczekiwało, że skoro rząd bez podstaw naukowych wygłasza tezy groźne dla społeczeństwa, to pan Szumowski się im przeciwstawi lub spróbuje wpłynąć na swoich kolegów z rządu. Oczywiście nie wiemy, co dokładnie działo się za kulisami, ale też jasne jest, że za decyzjami Zjednoczonej Prawicy stała mobilizacja wyborcza elektoratu sprzyjającemu rządowemu kandydatowi na prezydenta. Cóż, nie od tego powinno zależeć bezpieczeństwo, zdrowie i życie Polek i Polaków.

Jestem wprawdzie daleki od twierdzenia, że ministerstwo kompletnie nie poradziło sobie z epidemią. Moim zdaniem jednak walka z koronawirusem w wykonaniu ministra Szumowskiego była nierówna i niekonsekwentna, natomiast za największą i niewybaczalną wadę jego rządów uważam wspomniany już chaos informacyjny i brak jednolitej strategii. To z pewnością zaważy na stosunku społecznym do resortu zdrowia.

Dlaczego?

Bo skoro państwowy urzędnik odpowiedzialny za bezpieczeństwo obywateli co chwila radykalnie zmienia zdanie, to oznacza, że nie jest on godzien zaufania. Trudno więc się spodziewać, by Polki i Polacy chcieli dalej słuchać wytycznych ministerstwa nawet wtedy, gdy będą one słuszne. Skoro z doświadczenia wiedzą, że obostrzenia, do których gorliwie się stosowali, mogą za chwilę okazać się nieważne, to tym bardziej nie będą poważnie ich traktować. Tak samo jak zagrożenia epidemicznego.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij