Partie socjaldemokratyczne zdobywały władzę dzięki poparciu najpierw pracowników przemysłu, a potem sektora publicznego. Odkąd oba te filary się rozpadły, nie ma już prawie nikogo, kto głosowałby na socjaldemokratów.
Daniel Kopp: W swojej najnowszej publikacji Powstanie i upadek socjaldemokracji przeanalizowałeś wszystkie demokratyczne wybory, jakie odbyły się w Europie od 1918 do 2017 roku, próbując sprawdzić, co partiom socjaldemokratycznym przysparza poparcia, a co im to poparcie odbiera. Czym są trzy fale socjaldemokracji, które opisujesz w swoim tekście?
Simon Hix: Pierwszą falę stanowiły partie, które postanowiły przejść parlamentarną drogę do socjalizmu. To także partie, które zerwały z komunizmem. Zakładały, że uda im się zdobyć większość głosów, ponieważ w społeczeństwie przemysłowym to robotnicy stanowią większość, a jeśli wszyscy robotnicy zagłosują na socjaldemokratów, to rzecz jasna zapewnią im wyborcze zwycięstwo. Oczywiście tak się nie stało, ponieważ nie wszyscy robotnicy decydowali się głosować na socjaldemokratów: niektórzy wybierali komunistów, niektórzy głosowali na chrześcijańskich demokratów czy na konserwatystów. Inni nie głosowali wcale.
Socjaldemokraci dążyli do uzyskania szerszego poparcia, więc później zaczęły powstawać partie drugiej fali. Były to uniwersalne partie „dla każdego”, jak na przykład niemiecka SPD po przyjęciu założeń programowych z Bad Godesberg. Partie te stały się w tamtych czasach atrakcyjne dla przedstawicieli wielu klas. Przyciągnęły także część pracowników umysłowych z klasy średniej, szczególnie zatrudnionych w sektorze publicznym: lekarzy, nauczycieli, pracowników naukowych, prawników i tak dalej. Partie te stały się jednocześnie bardziej umiarkowane.
Gáspár Miklós Tamás: Socjalizm nie zawiódł, ponieważ nigdy go nie wcielono w życie
czytaj także
Potem nadeszła trzecia fala. Socjaldemokraci zaczęli głosić, że w czasach zliberalizowanej gospodarki, co nastąpiło wskutek globalizacji, gdy społeczeństwa zaczęły kierować się nowymi wartościami, przyszedł czas na budowanie zupełnie nowej platformy politycznej.
A jakie są główne wnioski dotyczące każdego z tych okresów?
Chcieliśmy się cofnąć i zobaczyć, z czym korelowały zmiany poparcia dla partii socjaldemokratycznych w skali krajów oraz na przestrzeni lat. Przeprowadzono sporo badań na temat okresu powojennego, głównie obejmujących Europę Zachodnią. My postanowiliśmy cofnąć się aż do roku 1918 i przyjrzeć się historii rozwoju socjaldemokracji od tego czasu, czy w kształtowaniu się poparcia dla tych partii w poszczególnych krajach i na przestrzeni całego stulecia wyborów znajdziemy jakieś prawidłowości.
Dane opowiadają historię formowania się, a następnie rozkładu konkretnych koalicji politycznych i społecznych. Pokazują historię okresu międzywojennego aż do drugiej wojny światowej, sugerując, że poparcie dla socjaldemokratów było w dużym stopniu uzależnione od wielkości produkcji oraz od siły roboczej zatrudnionej w sektorze produkcyjnym.
Z danych wynika, że poparcie dla partii socjaldemokratycznych rosło wraz z rozwojem sektora produkcyjnego. W tych krajach, w których istniał większy sektor produkcyjny, poparcie dla socjaldemokracji było większe niż w krajach, w których ten sektor był mniejszy. Co ciekawe, w tym okresie prawie nic innego nie koreluje ze wsparciem dla partii socjaldemokratycznych.
Sugeruje to, że rozwój socjaldemokracji postępował wraz z rozwojem społeczeństwa przemysłowego.
Czy ta tendencja utrzymywała się w okresie po 1945 roku?
Zdumiewające jest to, że w okresie powojennym korelacja z wielkością sektora produkcyjnego była nadal bardzo silna, ale wówczas uwydatniła się jeszcze jedna zmienna: wysokość wydatków publicznych. Ta informacja mówi nam, że społeczna baza poparcia dla tych partii faktycznie się powiększyła. Początkowo partie socjaldemokratyczne opierały się na pracownikach z sektora wytwórczego, ale w pewnym momencie dołączyli do nich pracownicy sektora publicznego.
Tak więc była to bardzo silna koalicja polityczna, łącząca zorganizowanych pracowników w sektorze produkcyjnym i nowych pracowników sektora publicznego. Powstała ona w wyniku masowej ekspansji tego drugiego w latach 50. i 60. – wskutek ogromnego rozwoju edukacji, opieki zdrowotnej, samorządności lokalnej i transportu publicznego wyłoniło się wiele nowych miejsc pracy w sektorze publicznym. Taki blok polityczny stał się fundamentem dla partii socjaldemokratycznych na kilka kolejnych dekad.
czytaj także
Osiągnęły one swój szczyt w latach 60. i 70., nakładając się na szczyt w produkcji i w wydatkach publicznych. Następnie, począwszy od lat 70., obserwujemy spadek produkcji przemysłowej w wyniku dwóch czynników: globalizacji oraz przemian technologicznych. Jak łatwo się domyślić, przy mniejszej liczbie osób zatrudnionych w tym sektorze jeden z filarów koalicji socjaldemokratycznej szybko uległ erozji. Jednak socjaldemokraci nadal radzili sobie dość dobrze, ponieważ ich wyborcami wciąż pozostawali pracownicy sektora publicznego. Tak oto mieliśmy do czynienia z sytuacją, gdy na przykład Partia Socjalistyczna we Francji była powszechnie znana jako „partia nauczycieli”, zaś w Niemczech było zupełnie inaczej: nadal istniał duży sektor produkcyjny. Oba filary socjaldemokracji były więc w niektórych krajach wciąż silne.
Przed 2008 rokiem socjaldemokraci wygrywali wybory dzięki programom „trzeciej drogi”. Dlaczego ten projekt upadł tak szybko?
Neue Mitte czy Third Way były próbą stworzenia nowego porozumienia. Początkowo, w końcówce lat 90., odniosły one realny sukces w niektórych większych krajach. Pojawiła się szansa. Nowa oferta polityczna połączyła tych, którzy ostali się w pracy w przemyśle z dużą częścią pracowników sektora publicznego, a ponadto dołączyli do niej przedstawiciele niektórych nowych zawodów w sektorze prywatnym czy profesji społeczno-kulturalnych, zatrudnieni w branżach kreatywnych i tak dalej.
Radykałowie? Komuniści? Nie – Razem to zwyczajna europejska socjaldemokracja
czytaj także
Tym razem mniejszy nacisk kładziono na zabezpieczenie wydatków publicznych, a większy na wprowadzenie pewnych regulacji gospodarki. Wydatki publiczne były teraz rozumiane bardziej jako siatka bezpieczeństwa niż jako mechanizm redystrybucji bogactwa. Dużo uwagi zaczęto poświęcać wartościom społecznym, które były istotne dla tych nowych grup, takim jak równość płci, prawa kobiet i prawa osób LGBT.
Tymczasem wydarzyło się coś jeszcze: centroprawica głównego nurtu zaczęła podążać w podobnym kierunku. W całej Europie większość najważniejszych partii centroprawicowych deklarowała: „nie jesteśmy rasistami, jesteśmy za prawami gejów, popieramy małżeństwa jednopłciowe, jesteśmy za równością kobiet”. Nie ma żadnego zasadniczego powodu, dla którego partia centroprawicowa miałaby być przeciwna tym kwestiom. Tak więc okazało się, że duża część liberalnych pracowników sektora prywatnego, którzy jeszcze do niedawna byli wyborcami partii socjaldemokratycznych, szybko je porzuciła. Nie musieli już głosować na socjaldemokratów, aby uzyskać to, na czym im zależało – równie dobrze mogli oddać głos na liberałów, konserwatystów, zielonych czy kogoś jeszcze innego. Dlatego ten nowy ruch socjaldemokratyczny był tak kruchy, a po początkowym sukcesie bardzo szybko uległ erozji.
Jaką rolę odegrał w tym względzie kryzys finansowy z 2008 roku?
Wraz z kryzysem z 2008 roku nastąpiły cięcia wydatków publicznych i nastała era polityki zaciskania pasa. Doszło również do prywatyzacji i załamania dużych części sektora publicznego. Wiele osób, które dotąd pośrednio pracowały dla sektora publicznego, nagle znalazło się w sektorze prywatnym. Doszło do głębokich zmian w strukturze zatrudnienia w sektorze publicznym. Zatem najpierw nastąpił upadek filaru produkcji, a następnie upadek filaru pracowników sektora publicznego. W pewnym sensie nie było już prawie nikogo, kto głosowałby na socjaldemokratów! Krótko mówiąc, nasza analiza jest historią powstania, a następnie rozpadu pewnej platformy politycznej.
czytaj także
Jedną ze strategii ratowania socjaldemokracji jest koncepcja, że partie powinny ewoluować ekonomicznie w kierunku lewicy, ale kulturowo i społecznie stać się bardziej konserwatywne – co niektórzy nazywają „modelem duńskim”. Twoje badania pokazują bardziej zniuansowany obraz.
Nie wydaje mi się, by nasze dane dawały jasną odpowiedź na to pytanie. Można było spotkać się z argumentacją, że socjaliści stracili wielu swoich bardziej tradycjonalistycznych wyborców, ponieważ partie socjalistyczne stały się zbyt liberalne społecznie, i że jeśli pójdą w kierunku bardziej konserwatywnym, to uda się tych wyborców odzyskać. Ale ci konkretni wyborcy już tak naprawdę nie istnieją. Wiara w to, że istnieje jakaś grupa „lumpenproletariatu”, którą socjaliści mogliby odzyskać, jest po prostu mylna. Jak pokazały nasze badania, ta grupa wyborców jest teraz bardzo mała.
Wiara w to, że istnieje jakaś grupa „lumpenproletariatu”, którą socjaliści mogliby odzyskać, jest po prostu mylna. Ta grupa wyborców jest teraz bardzo mała.
W wielu krajach produkcja przemysłowa jest znacznie mniejsza, a „klasa robotnicza” jest obecnie niezwykle zróżnicowana. Istnieją ogromne różnice między pracownikami zatrudnionymi w niepełnym wymiarze godzin, pracownikami tymczasowymi, pracownikami sektora usług, drobnego przemysłu, małych firm lub na stanowiskach wymagających stosunkowo niskich kwalifikacji (pracownicy sprzątający, bariści, sprzedawcy). Grupa osób o niskich dochodach jest znacznie bardziej spluralizowana niż kiedykolwiek wcześniej. Które to grupy socjaliści chcieliby odzyskać dzięki bardziej konserwatywnej strategii? Być może odzyskaliby część starszych wyborców, którzy mieszkają na obszarach wiejskich lub na przedmieściach. Niektórzy być może faktycznie dawniej głosowali na socjalistów. Taka strategia nie pomoże jednak w pozyskaniu wielu młodszych wyborców z nowej klasy robotniczej, z których wiele osób to kobiety i przedstawiciele mniejszości.
Jestem więc sceptyczny co do skuteczności tej strategii w dłuższej perspektywie. W bardzo szczególnym kontekście, na przykład podczas ostatnich wyborów w Danii, strategia ta mogła zadziałać, zakładając, że być może istniała pewna grupa wyborców, którzy porzucili socjaldemokratów na rzecz Duńskiej Partii Ludowej. Ale nie sądzę, aby ta prawidłowość była równie wyraźna w jakimkolwiek innym kraju. W większości przypadków, na przykład w Niemczech, dawni wyborcy socjaldemokratów rozeszli się we wszystkich politycznych kierunkach, nie tylko do populistycznej, prawicowej, społecznie konserwatywnej partii.
Jak więc, twoim zdaniem, powinna wyglądać zwycięska strategia?
Nie opierałbym jej tylko na jednej partii. Błędem nieodłącznie związanym z partiami socjaldemokratycznymi jest myślenie: „to my, socjaldemokraci, musimy zbudować ten nowy ruch polityczny”. Potraktowałbym to wyzwanie jako sposób na stworzenie nowej koalicji postępowej lub opowiadającej się za nową redystrybucją. Piketty w niedawnej książce Kapitał i ideologia stwierdził, że dawna koalicja na rzecz redystrybucji już nie istnieje, więc powinna zostać teraz zbudowana na nowo. Piketty kładzie duży nacisk na partie socjalistyczne i propozycje polityk, które powinny one realizować. Jednak ja nie myślę o tym w ten sposób. Postrzegam to wyzwanie bardziej jako budowanie koalicji różnych grup społecznych, które zdołają się zjednoczyć mimo głosowania na liberałów, zielonych czy socjalistów.
Ubóstwo ekonomii [o „Kapitale i ideologii” Thomasa Piketty’ego]
czytaj także
W niektórych krajach może to się odbywać pod parasolem jednej partii, ale w wielu krajach jest bardziej prawdopodobne, że ta nowa koalicja przybierze formę przedwyborczego paktu o współpracy między różnymi partiami, które docierają do różnych grup społecznych. Wymagałoby to umiejętności przyjrzenia się, jakie grupy społeczne opowiadają się za nowym modelem ekonomicznym, nowym typem państwa opiekuńczego czy też – kto oczekuje rozszerzenia praw socjalnych, i na tej podstawie stworzenia szerokiego programu odwołującego się do tej nowej, różnorodnej koalicji społecznej.
Kiedy rozmawiam z partiami socjaldemokratycznymi – czy to w Brukseli, czy w poszczególnych krajach Europy, instynktownie odnoszą się one do wyobrażenia o białym mężczyźnie w średnim wieku, dawnym robotniku fabryki samochodów, którego głos trzeba teraz „odzyskać”. Uważam, że nie jest to dziś typowy reprezentant klasy pracującej. Mamy dziś grupę pracowników o niskich dochodach, która jest ogromnie zróżnicowana. Należy zatem zadać sobie pytanie, jaka oferta polityczna jest w stanie przemówić do takiej mieszanki różnych interesów, które istnieją w tej bardzo szerokiej i pluralistycznej grupie. Nie sądzę, aby jedna partia była w stanie to zrobić.
Podkreśliłeś rolę przyciągnięcia młodych wyborców. Właśnie to próbowali zrobić w USA Jeremy Corbyn czy Bernie Sanders, i wprawdzie odnieśli pewne sukcesy, ale ostatecznie nie zdołało to doprowadzić ich do władzy.
Niektóre elementy programów Corbyna, Sandersa, partii takich jak Podemos czy Syriza, które przemawiają do młodszych wyborców, mają wiele sensu. Ale inne elementy tej agendy zniechęciły wielu innych wyborców, na których utrzymaniu powinno szczególnie zależeć partiom postępowym.
Myślę, że nastąpiła międzypokoleniowa redystrybucja bogactwa. Młodsi wyborcy stoją w obliczu znacznie bardziej konkurencyjnych rynków pracy, znacznie większych kosztów mieszkaniowych, często znacznie większego długu studenckiego, znacznie wyższych ryzyk społecznych i tak dalej. Zatem jakie polityki musimy wprowadzić w życie, by stworzyć nową międzypokoleniową umowę społeczną? Nie ma powodu, dla którego koniecznie miałoby to iść w parze z nacjonalizacją dużych części gospodarki czy z bardzo interwencyjną polityką zagraniczną. Aby trafić do młodszych wyborców, wcale nie trzeba powielać jeden do jednego postulatów politycznych z lat 70.
Warto postawić na mobilizację młodszych wyborców. Jednak takie działania często niosą ze sobą cały ten bagaż radykalnej polityki lewicowej, która z kolei jest odpychająca dla wielu osób z klasy średniej. Ci wyborcy są wprawdzie za redystrybucją i za sprawiedliwym społeczeństwem, ale mają poczucie, że niektóre z tych postulatów politycznych są nie dla nich.
Czy w twojej opinii istnieje jakaś partia socjaldemokratyczna, która odnosi teraz sukcesy?
Szkocka Partia Narodowa jest w pewnym sensie nowoczesną partią socjaldemokratyczną. To bardzo interesujące patrzeć na to, co robi. Duże inwestycje w edukację, brak opłat za studia na wyższych uczelniach, podejście do rozwiązania problemów mieszkaniowych, w tym wysokiego zadłużenia, zwiększenie wydatków na opiekę zdrowotną, podniesienie – choć raczej symboliczne – opodatkowania grup o wyższych dochodach, polityki środowiskowe, równość płci, prawa mniejszości i tak dalej. W pewnym sensie jest to właśnie program nowej partii socjaldemokratycznej. Nie ma w tym nic skomplikowanego!
Neutralna klimatycznie Europa to szansa dla socjaldemokracji
czytaj także
W dzisiejszych czasach nie da się uniknąć pytań o koronawirusa. Jakie wyzwania i szanse może przynieść pandemia dla partii socjaldemokratycznych?
Szanse dotyczą nowej umowy społecznej. Spójrzmy, jakie lekcje daje nam tutaj historia. Wnioski z dwóch wojen światowych i wielkiego kryzysu z lat 30. XX wieku są takie, że po tych wielkich wydarzeniach nastąpiła zasadnicza zmiana w systemach podatkowych i prawdopodobnie zobaczymy to samo po COVID-19. Jedną z przyczyn tej zmiany jest przekonanie, że grupy o niższych dochodach czy osoby z pierwszej linii frontu zostały najbardziej dotknięte przez ten kryzys, podczas gdy grupy o wyższych dochodach były w dużej mierze chronione lub izolowane.
Nowe poczucie solidarności może oznaczać, że grupy o wyższych dochodach powinny wziąć na siebie większą odpowiedzialność za pokrycie kosztów rosnącego państwa opiekuńczego. Na koszty te składają się większe wydatki publiczne na opiekę zdrowotną, prawdopodobnie wyższe płace minimalne, lepsze wsparcie dla pracowników zatrudnionych na podstawie śmieciowych umów oraz rosnące wydatki publiczne w wielu obszarach. Są szanse, że wykrystalizuje się teraz nowa umowa społeczna, podobnie jak stało się to właśnie po wielkim kryzysie i po drugiej wojnie światowej.
Matyja: Lewica mogłaby być partią udanej transformacji sektora publicznego
czytaj także
Prawdziwe zmartwienie, czy może raczej prawdziwe wyzwanie, leży jednak w sferze swobód i wolności jednostki. Kierunek, w jakim zmierzamy, jeśli chodzi o zbieranie danych osobowych, śledzenie ruchów ludzi, monitorowanie ich zachowań, nakazywanie niektórym ludziom, by zostali w domach, podczas gdy inni nie muszą się tak ograniczać… W tej chwili wszyscy mówimy o zdrowiu publicznym, interesie publicznym, odpowiedzialności zbiorowej, ale w pewnym momencie ludzie zaczną pytać: „zaraz, a co z moimi prawami? W jaki sposób przetwarzacie moje dane? Na jakiej podstawie mnie śledzicie?”. To będą prawdziwe wyzwania dla liberalnych demokracji. Centroprawica ma mniej skrupułów w tego typu sprawach niż centrolewica. Uważam, że w nadchodzących miesiącach i latach będzie to nowe pole bitwy dla świata demokratycznej polityki.
**
Daniel Kopp jest redaktorem naczelnym magazynu „International Politics and Society”. Wcześniej pracował dla brukselskiego think tanku, organizacji pozarządowej oraz niemieckiej telewizji informacyjnej.
Simon Hix jest brytyjskim politologiem i profesorem nauk politycznych w London School of Economics and Political Science. Regularnie przedstawia sprawozdania przed komisjami w Izbie Gmin, Izbie Lordów i w Parlamencie Europejskim.
Artykuł ukazał się w magazynie IPS Journal. Publikację polskiego tłumaczenia dofinansowano ze środków Fundacji im. Friedricha Eberta. Z angielskiego przełożyła Marzena Badziak.