W 2022 roku wynagrodzenie doktorantów pierwszego i drugiego roku na Uniwersytecie Warszawskim wynosi 2371,70 zł brutto. Jest to stawka poniżej pensji minimalnej (3010 zł brutto). Za tę kwotę coraz trudniejsze – wręcz niemożliwe – staje się wynajęcie kawalerki w Warszawie, natomiast pokoje zaczynają kosztować ponad połowę takiego wynagrodzenia.
14 listopada 2022 roku 48 tysięcy pracownic i pracowników akademickich zrzeszonych w związkach zawodowych rozpoczęło strajk na wszystkich dziesięciu kampusach Uniwersytetu Kalifornijskiego (Berkeley, Davis, Irvine, Los Angeles, Merced, Riverside, San Diego, San Francisco, Santa Barbara, Santa Cruz). Strajkujący – między innymi doktorantki czy młodzi badacze – domagają się wyższych płac, by móc utrzymać się finansowo w coraz droższej Kalifornii. Pozostałe postulaty dotyczą wsparcia dla badaczy rodziców, osób z niepełnosprawnościami, badaczy zagranicznych, a także pewności zatrudnienia, dofinansowania dojazdów do pracy czy procedur antybullyingowych.
Kiedy studia są kulą u nogi. Czy Ameryka odpuści długi absolwentom?
czytaj także
Strajk jest konsekwencją fiaska rozmów między uniwersytetem a badaczami. Decyzję o jego rozpoczęciu podjęto po głosowaniu, w którym wzięło udział ponad 36,5 tysiąca osób, spośród których 98 proc. zagłosowało za rozpoczęciem protestu.
Strajk oznacza wstrzymanie pracy dydaktycznej, która na Uniwersytecie Kalifornijskim jest w znacznej mierze wykonywana przez młodszych badaczy. To oni prowadzą grupy ćwiczeniowe, sprawdzają prace zaliczeniowe czy egzaminy. Mając na uwadze, że liczba studentek studiów I stopnia (undergraduate) przekracza 230 tysięcy, niemożliwe jest, by całą tę pracę wykonywali profesorki i profesorowie. Ta sytuacja teoretycznie wymusza na władzach uniwersytetu konieczność niezwłocznych negocjacji z młodymi badaczkami. Szczególnie że egzaminy semestralne odbywają się w połowie grudnia, jeszcze przed przerwą świąteczną. Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana.
Publiczno-prywatne
Próby zbycia młodych badaczy wpisują się w szerszy trend stopniowo przekształcający Uniwersytet Kalifornijski w coraz mniej publiczną uczelnię. Korzystając z przykładu Berkeley, opierając się na danych przedstawionych przez grupę tamtejszych profesorów, można zaobserwować bardzo szybki wzrost liczby osób studiujących. W roku akademickim było to 35 346 osób, w obecnym (2022/2023) – 45 307 osób, a założeniem na rok 2029/2030 jest 51 201 osób.
Celem takiego działania jest między innymi zwiększenie wpływów do budżetu uniwersytetu (bycie uniwersytetem publicznym bynajmniej nie oznacza oferowania darmowych studiów). Coraz niższe dofinansowanie od władz stanowych zmusza uniwersytety do poszukiwania innych źródeł pieniężnych.
W tym kontekście zastanawiające są decyzje o radykalnym finansowaniu infrastruktury sportowej, czego najgłośniejszym przykładem jest przebudowa stadionu w Berkeley, która zadłużyła uczelnię na ponad 450 milionów dolarów. Kwota ta – po wliczeniu odsetek – ma wzrosnąć do ponad 1,2 miliarda dolarów. Ponadto związki atletyczne otrzymują rocznie około 25 milionów dolarów. Chociaż w kontekście tych zarzutów pojawiają się głosy, że popularność sportów uniwersyteckich – zwłaszcza futbolu – czyni je dochodowymi dla uczelni, to należy podkreślić, że zyski, które przynoszą, bynajmniej nie pozwolą na spłacenie wskazanych powyżej zobowiązań finansowych.
czytaj także
Berkeley ma jednak inny kluczowy zasób, którym są posiadane nieruchomości. Niemniej słaby rating kredytowy – związany ze wspomnianą inwestycją stadionową – uniemożliwia swobodne przeprowadzenie dowolnych inwestycji. Z tego powodu zdecydowano się na wykorzystanie partnerstwa publiczno-prywatnego.
Ta hipotetycznie korzystna sytuacja dla władz uczelni okazuje się fatalna dla studentów oraz pracowników administracyjnych i obsługi. Deweloperzy budują prywatne akademiki, w których koszt wynajęcia pokoju przekracza możliwości finansowe znacznej liczby studentów. Prowadzi to także do dalszego wzrostu cen rynkowych wynajmu w Berkeley i okolicach. Ponadto prywatne firmy nie muszą przejmować się związkami zawodowymi działającymi na uniwersytecie, co pozwala na oferowanie gorszych warunków pracy.
Chęć cięcia kosztów łączy deweloperów i władze uniwersytetu. Chociaż w styczniu 2022 roku podjęto decyzję o przeznaczeniu około 800 tysięcy dolarów rocznie na podwyżki pensji kanclerzy (chancellors – pozycji analogicznej do polskiego rektora), to równocześnie coraz większą popularnością na Uniwersytecie Kalifornijskim cieszy się logika, którą można sprowadzić do złotej myśli polskiego świata IT, wedle której każdego specjalistę da się zastąpić określoną liczbą stażystów.
Uczelnia coraz częściej zatrudnia wykładowców (lecturers), którzy nie prowadzą własnych badań, a ich obowiązki ograniczają się do prowadzenia zajęć. Znajdują się oni w silnie prekaryjnej sytuacji, będąc zatrudnionymi na krótki okres. Trudne warunki na akademickim rynku pracy wymuszają na młodych badaczach chwytanie się każdej możliwości zarobku. Wedle doniesień władze uniwersytetu starają się obecnie złamać strajk, proponując lecturers dodatkowe wynagrodzenie za sprawdzanie egzaminów. Na razie nadzieje na rozegranie strajkujących zasadą „dziel i rządź” okazują się płonne.
Trudno budować nowy, bardziej sprawiedliwy świat bez nowej, bardziej sprawiedliwej edukacji
czytaj także
Pierwsze zwycięstwa
Strajk na Uniwersytecie Kalifornijskim zapisał się do historii już pierwszego dnia ze względu na swoją skalę. Dzięki niej uznawany jest za największy strajk akademicki w historii Stanów Zjednoczonych. Ponadto presja i walka przyniosły swoje pierwsze skutki – władze uniwersyteckie zaproponowały rozwiązania dotyczące około 12 tysięcy osób, przede wszystkim badaczy postdoktoranckich, które zostały zaakceptowane przez zespół negocjacyjny. Propozycja będzie teraz głosowana przez same badaczki oraz badaczy. Niemniej nie oznacza to końca strajku z ich strony. Będą go kontynuować, solidaryzując się z pozostałymi grupami.
Opisywane problemy nie dotyczą wyłącznie Uniwersytetu Kalifornijskiego. Z podobnymi problemami – a także brakiem związku zawodowego – mierzyli się doktoranci Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku. Ich działania odniosły sukces i doprowadzono do uzwiązkowienia. Kolejne strajki poza Kalifornią mają miejsce w nowojorskiej New School, gdzie o swoje prawa walczą wykładowcy niepełnoetatowi (stanowiący 87 proc. kadry), a także – wykraczając poza Stany Zjednoczone – w Wielkiej Brytanii, gdzie strajkuje związek University and College Union.
Doktoranci w Berkeley wydają często ponad połowę swojego miesięcznego wynagrodzenia na wynajem pokoju. Pozostałe koszty życia w jednym z najdroższych stanów wymuszają na nich życie od pierwszego do pierwszego i comiesięczny stres, a ich perspektywy zawodowe to przede wszystkim roczne kontrakty w innym stanie na stanowisku wspomnianych lecturers lub – przy większym szczęściu – badaczy postdoktoranckich. Takie warunki uniemożliwiają odłożenie pieniędzy, założenie rodziny czy zbudowanie stabilnego związku. Uniemożliwiają również prowadzenie rzetelnej pracy akademickiej, która wymaga czasu i skupienia. I z tego powodu wymaga także godnej płacy.
Spięcie: Mamy na czym budować. Polska szkoła to nie tylko problemy
czytaj także
Berkeley–Warszawa, wspólna sprawa
W 2022 roku wynagrodzenie doktorantów pierwszego i drugiego roku na Uniwersytecie Warszawskim wynosi 2371,70 zł brutto. Jest to stawka poniżej pensji minimalnej (3010 zł brutto). Za tę kwotę coraz trudniejsze – wręcz niemożliwe – staje się wynajęcie kawalerki w Warszawie, natomiast pokoje zaczynają kosztować ponad połowę takiego wynagrodzenia. Każda osoba na doktoracie staje więc w obliczu konieczności dodatkowej pracy. W pełni znormalizowane jest traktowanie doktoratu jako czegoś „obok” czy drogiego hobby.
W 2014 roku studentki i studenci Uniwersytetu Warszawskiego zawiązali ruch o nazwie Uniwersytet Zaangażowany. W jego manifeście wskazano, że „Uniwersytet nie istnieje poza wspólnotą ogółu studentów i pracowników, która go współtworzy w trosce o wspólne dobro”. Idea ta pozostaje nieustannie aktualna, a podstawą troski o wspólne dobro jest troska o godny byt materialny. Stąd pozostaje mieć nadzieję, że po Nowym Jorku, Kalifornii i Wielkiej Brytanii przyszedł czas na Polskę.
**
Artur Kula – historyk i prawnik. Doktorant Uniwersytetu Warszawskiego oraz École des hautes études en sciences sociales (EHESS) w Paryżu. Aplikant adwokacki. Obecnie przebywa na stypendium naukowym na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley.