Świat

Czy solidarność z Palestyńczykami oznacza poparcie dla Hamasu? [polemika]

Poznałam wielu palestyńskich Gandhich. Dokumentują przemoc okupacji i łamanie praw człowieka, które od 75 lat stanowi w Palestynie niemal codzienność. Wielu z nich aresztowano czy więziono. Izrael ich także uważa za terrorystów, ponieważ zdaniem władz Izraela istnieje coś takiego jak „terroryzm bez użycia przemocy”.

Z pewną konsternacją przeczytałam opublikowany 12 października na łamach Krytyki Politycznej artykuł Jakuba Woroncowa zatytułowany Hamas i banalizacja zła. Tekst został opublikowany niedługo po brutalnym ataku Hamasu na izraelskich cywili, więc szok i gniew były uzasadnione. Skoro jednak autor uderza w tym tekście w lewicę, która jego zdaniem albo przemilcza zbrodnie Hamasu, albo próbuje je usprawiedliwiać, czuję się zobowiązana na to odpowiedzieć.

Autor pisze: „Wydarzenia komentują aktywiści i aktywistki na rzecz praw człowieka, jednak ich wypowiedzi są dalekie od solidarności z ofiarami”. Dalej cytuje kolektyw niosący pomoc uchodźcom na białoruskiej granicy, który „dystansując się od samej zbrodni Hamasu, stwierdził: »Staramy się wytłumaczyć zjawisko odreagowania (sic!) tego, co działo się przez ostatnie kilkadziesiąt lat, kiedy syjoniści bez zawahania strzelali do nieuzbrojonej i bezbronnej ludności cywilnej«”.

Hamas i banalizacja zła

czytaj także

Hamas i banalizacja zła

Jakub Woroncow

Mnie w przytoczonym wyżej cytacie dziwi raczej czas przeszły – bo sytuacja, o której mówi kolektyw, jest jak najbardziej aktualna. Nasuwa się więc pytanie: czy sam autor solidaryzuje się ze wszystkimi ofiarami, czy tylko z tą ich częścią, z którą jego zdaniem należy się solidaryzować?

Czy Hamas jest lewicowy?

Autor krytykuje (słusznie!) Judith Butler, która zaliczyła Hamas do „ruchów społecznych obecnych na globalnej lewicy” – chociaż nie wspomina, że wypowiedź Butler pochodzi z 2006 roku – nawet jeśli już wtedy była to opinia kontrowersyjna. Zdaniem Woroncowa Hamas jest raczej skrajnie prawicowy jako organizacja religijna i nacjonalistyczna.

Czy aby na pewno nacjonalistyczna? W warunkach arabskich nacjonalizm (panarabizm) stoi w opozycji do ruchów islamistycznych takich jak Hamas. Dla arabskich nacjonalistów ideą jednoczącą jest naród (arabski – nie palestyński czy na przykład egipski). Przedstawicielem arabskiego nacjonalizmu był na przykład charyzmatyczny egipski prezydent, Gamal Abdel Naser, który wierzył w arabski socjalizm, a także w konieczność wyzwolenia Palestyny.

Lata 1952–1970 były w świecie arabskim erą Nasera, przywódcy, który choć na chwilę zjednoczył Arabów. Nigdy wcześniej i nigdy później żaden człowiek nie był w tej części świata tak popularny. Przez chwilę Arabowie uwierzyli nie tylko w to, że kolonializm może upaść, ale też w swoją własną wielkość. Naser to zresztą ważny punkt odniesienia nie tylko w kontekście Palestyny, ale też dwóch głównych myśli politycznych, które ukształtowały współczesny Bliski Wschód – czyli arabskiego nacjonalizmu i islamizmu.

Skąd się wziął i dlaczego przegrał Mohammad Mursi: krótka historia władzy w Egipcie

Upadek Nasera i idei arabskiego nacjonalizmu nie przez przypadek nastąpił wkrótce po porażce Arabów w wojnie sześciodniowej. Z tą datą wiąże się też wzrost znaczenia islamizmu – w zbiorowej świadomości jeden sposób identyfikacji i tłumaczenia sobie świata został wyparty przez drugi. Do dziś wielu badaczy uważa, że to właśnie porażka połączonych armii Jordanii, Syrii i Egiptu w starciu z Izraelem przyczyniła się do wzrostu nastrojów islamistycznych, w tym również radykalnego islamu.

Czy jednak zakwalifikowanie Hamasu jako organizacji prawicowej lub lewicowej ma jakiekolwiek znaczenie? Podział na lewicę i prawicę to nasz uproszczony, europejski sposób postrzegania świata. Obecny rząd Izraela jest zdecydowanie prawicowy, nie zmienia to jednak faktu, że również wtedy, gdy Izrael rządzony był przez lewicowców, Palestyna była okupowana.

Czy Palestyna jest okupowana?

O tym, że Palestyna jest od dziesięcioleci okupowana, trzeba mówić – przede wszystkim dlatego, że właśnie to jest kluczem do zrozumienia obecnych wydarzeń. Tymczasem nadal kwestionuje się samo istnienie okupacji. Na Facebooku ktoś tonem znawcy tematu objaśnia: „Jeśli ktoś mówi ci, że Palestyna jest pod okupacją, zadaj mu jedno bardzo proste pytanie. Zapytaj go, kiedy Palestyna istniała, a założę się, że nie będzie potrafił podać konkretnej daty”.

Powiela w ten sposób izraelską teorię „brakującego suwerena”. Zgodnie z czwartą konwencją genewską, z okupacją mamy do czynienia wtedy, kiedy prawowity suweren traci swoją suwerenność na rzecz innego podmiotu. Izrael utrzymuje, że prawowitego suwerena w tym miejscu nie było – w końcu najpierw istniało Imperium Osmańskie, później mandat brytyjski, a po powstaniu Izraela, w efekcie wojen arabsko-izraelskich, do 1967 roku to Egipt okupował Gazę, a Jordania – Zachodni Brzeg i Wschodnią Jerozolimę. Zdaniem Izraela oznacza to, że Izraelczycy nie odebrali tego terytorium nikomu, kto miał do niego tytuł prawny.

Žižek: Hamas i twardogłowi Izraelczycy – dwie strony tego samego medalu

A jednak Nakaz wojskowy nr 1 (od 1967 roku nakazy wojskowe stanowią na okupowanych terytoriach Palestyny jedno ze źródeł prawa i regulują wszystkie aspekty życia Palestyńczyków, choć mieszkający tam żydowscy osadnicy podlegają już cywilnemu prawu Izraela) uznał sytuację w Palestynie za okupację, jednocześnie uznając jurysdykcję konwencji genewskich. Dopiero później Izrael zmienił narrację.

Izrael zwyczajnie nie chce stosować niektórych norm, zwłaszcza międzynarodowego prawa humanitarnego, które mają zastosowanie w trakcie okupacji. Izraelski Sąd Najwyższy utrzymuje, że Zachodni Brzeg jest terytorium spornym, nie zaś okupowanym. W 2001 roku wysokie strony konwencji genewskiej przyznały, że konwencja ta ma zastosowanie na terytoriach palestyńskich. Zgadzają się z tym niemal wszyscy – oprócz samego Izraela.

Czy jednak naprawdę potrzebujemy kwalifikacji prawnej? Czy nazwanie tego, co ma miejsce w Palestynie, okupacją jest nam niezbędne, by dostrzec krzywdę Palestyńczyków?

Gdzie jest palestyński Gandhi?

Woroncow pisze również: „Hamas głosi, że »Izrael będzie istniał, dopóki islam go nie zniszczy«. I nie robi nawet rozróżnienia na »lepszych, chcących pokoju Żydów« i złych »syjonistów«”. Nikt o zdrowych zmysłach nie twierdzi, że bojownicy Hamasu to pacyfiści. Mówimy za to, że stosowanie zbiorowej odpowiedzialności, bombardowanie Gazy i pozbawianie jej mieszkańców dostępu do prądu czy wody jest bezprawne i nieludzkie.

Od osób, które krytykują działania Izraela, wymaga się natychmiastowego (najlepiej w tym samym zdaniu) potępienia przemocy Hamasu. Dlaczego od osób, które solidaryzują się z izraelskimi cywilami zabitymi przez Hamas, nie wymaga się jednoczesnego potępienia okupacji?

Kolejna noc pod bombami w Gazie

czytaj także

Na profilu wydawnictwa Agora ktoś udostępnił rysunek flagi Izraela z pacyfką w środku, w połączeniu z cytatem z Imagine Lennona („Imagine all the people living life in peace…”). Wydało mi się to dość nieprzyzwoitym gestem. Bo biało-niebieska flaga, w której umieszczono symbol pokoju, jest flagą okupanta. Flagą kraju, którego samo powstanie związane jest z czystkami etnicznymi, wypędzeniami i masakrami, takimi jak ta w Dejr Jasin czy Tanturze.

Kiedy piszę o przemocy Izraela, to nie po to, by usprawiedliwić Hamas. Warto jednak zrozumieć, dlaczego w 2007 roku Palestyńczycy zagłosowali na tę organizację i dlaczego palestyńskie dzieci rzucają kamieniami w stronę izraelskich żołnierzy. Ażeby to zrozumieć, warto spojrzeć nie tylko na przemoc Hamasu, ale też na przemoc Izraela i na to, z czym Palestyńczycy mierzą się na co dzień od 75 lat, a co nie trafia na okładki gazet, bo zwyczajnie już dawno się światu znudziło.

W 2011 roku twórczyni filmowa Julia Bacha wygłosiła przemowę na konferencji TED zatytułowaną Pay attention to nonviolence. Bacha opowiadała o swojej ośmioletniej pracy, kiedy dokumentowała wysiłki Palestyńczyków i Izraelczyków, by zakończyć konflikt, i o niezrozumieniu, kiedy opowiadała o tym swoim odbiorcom w Europie czy Stanach. Wciąż ją pytano, gdzie jest palestyński Gandhi i dlaczego Palestyńczycy nie stosują pokojowego oporu. Bacha była zmieszana, bo właśnie wróciła z Bliskiego Wschodu, gdzie takich ludzi spotykała – ludzi, którzy ryzykowali wiele, broniąc swojej ziemi i niezbędnych do życia zasobów. Jednak my o nich nie słyszeliśmy.

Brazylijska dokumentalistka opowiada o sile naszej uwagi. Mówi, że to my nie zwracamy dostatecznie dużej uwagi na opór bez użycia przemocy. Jako przykład podała palestyńską wieś Budrus, niedaleko Ramallah. Znajduje się ona w pobliżu tzw. zielonej linii, czyli uznanej na arenie międzynarodowej linii demarkacyjnej oddzielającej Izrael od terenów palestyńskich. Izrael chciał wybudować tam barierę separacyjną, ale nie przed wioską, tylko przez sam jej środek – przez co mieszkańcy Budrus nie tylko straciliby 40 proc. swojej ziemi, ale też zostaliby otoczeni murem. W praktyce oznaczałoby to, że nie mogą bez zezwolenia wjechać ani na teren Izraela, ani na Zachodni Brzeg, gdzie znajdowały się ich szkoły, praca czy domy najbliższych osób. Aby tego uniknąć, Palestyńczycy i Izraelczycy ramię w ramię pokojowo protestowali – i wygrali. Po 10 miesiącach udało im się przekonać władze do przesunięcia planowanego muru na zieloną linię.

Obóz dla uchodźców palestyńskich Aida w Autonomii Palestyńskiej. Fot. Dalia Mikulska

Ilu z nas słyszało o Budrus? A takich miejsc i takich społeczności jest w Palestynie więcej. Są też wsie takie jak Nabi Samuel, którym się nie udało, a wybudowany przez Izrael mur zniszczył ich mieszkańcom życie – o nich też mało kto w Europie słyszał. Wszyscy jednak słyszeliśmy o Hamasie i jego okrucieństwach.

„Milczenie niesie poważne konsekwencje dla prawdopodobieństwa, że pokojowe działania mogą się w Palestynie rozwijać, czy nawet przetrwać” – przekonuje Bacha. „Opór z użyciem przemocy i opór bez użycia przemocy mają jedną bardzo istotną cechę wspólną: oba są formą teatru, który poszukuje widzów. Jeśli na pierwszych stronach gazet opisywani są wyłącznie agresywni aktorzy i jeśli tylko oni przyciągają światową uwagę dla sprawy palestyńskiej, coraz trudniej przekonać lokalne społeczności Palestyny, że nieposłuszeństwo obywatelskie jest realną opcją w ich trudnym położeniu”.

Smoleński: Strefa Gazy bez wyjścia

Ja też poznałam wielu palestyńskich Gandhich. Po raz pierwszy pojechałam do Palestyny na zaproszenie organizacji o nazwie al-Hak (arab. „prawda”). Jej pracownicy od ponad 40 lat monitorują i dokumentują naruszenia praw człowieka, które od 75 lat stanowią w okupowanej Palestynie niemal codzienność. Wielu z nich aresztowano czy więziono. Niektórzy musieli opuścić swój kraj, na innych nałożono zakaz opuszczania go.

Aby ich zdyskredytować, Izrael przypiął im (i jeszcze pięciu innym palestyńskim organizacjom broniącym praw człowieka) łatkę „terrorystów”, ponieważ zdaniem Izraela istnieje coś takiego jak „non-violent terrorist act”, czyli terroryzm bez użycia przemocy.

Byłam w Nabi Samuel, czyli w miejscu, które Izrael postanowił oddzielić od reszty Zachodniego Brzegu murem, podobnie jak Budrus. Jednak tam opór nie przyniósł oczekiwanego rezultatu. Poznałam ludzi, dla których codzienność to walka o przetrwanie. Byłam we wsiach i osiedlach zagrożonych wyburzeniem. I w obozach dla uchodźców, których mieszkańcy są uchodźcami od kilku pokoleń.

Skąd bierze się frustracja?

Pozwólcie, że opowiem wam o obozie Aida niedaleko Betlejem. Zamieszkują go Palestyńczycy z 27 wsi między Jerozolimą a Hebronem. Obóz został utworzony przez ONZ w 1950 roku, po tym, jak powstało państwo Izrael, a mieszkańcy tych wsi stracili domy, zostali wypędzeni lub uciekli w obawie przed przemocą (niosły się wieści o wydarzeniach takich jak masakra Dajr Jasin).

Obóz dla uchodźców palestyńskich Aida w Autonomii Palestyńskiej. Fot. Dalia Mikulska

Ci ludzie wciąż są uchodźcami, od ponad 70 lat. Żyją w obozie, który wprawdzie zamiast namiotów z plandeki ma murowane budynki, ale żyją w ciasnocie, jedni na drugich. Marzą o powrocie. Regularnie stosowany jest tu gaz łzawiący. Izraelscy żołnierze strzelają pociskami z gazem w okna, więc ludzie osłaniają je drewnem. Strzelali w plac zabaw, na którym bawiły się dzieci. Stosują zbiorową odpowiedzialność – kiedy ma miejsce protest, traktują gazem łzawiącym nie tylko protestujących, ale też pozostałych mieszkańców obozu. Mówi się, że mieszkańcy tego miejsca są społecznością najbardziej narażoną na użycie gazu łzawiącego na świecie.

Nad wejściem do obozu znajduje się wielki klucz, symbol powrotu do domów opuszczonych podczas Nakby. Obok zdjęcie chłopca – to 13-letni Abdel-Rahman Shadi Obeidallah, który dokładnie w tym miejscu został zabity przez izraelskiego snajpera. Izraelczycy powiedzieli później, że był to przypadek – czy rzeczywiście? Myślę, że ma to drugorzędne znaczenie, bo efekt jest ten sam. Rozpacz matki, gniew, smutek, żal, desperacja. Gdy zapuścimy się nieco dalej wąskimi uliczkami obozu, zobaczymy mural z podobizną chłopca. Jego pogrzeb przerodził się w demonstrację. I znów strzelano do ludzi gazem łzawiącym. Podczas Intifady armia izraelska weszła do obozu i obwieściła przez megafony: „Jeśli nie przestaniecie rzucać kamieniami, zabijemy was wszystkich”.

Poza regularną przemocą są też przerwy w dostawach wody. Zwykle trwają tydzień lub dwa, ale najdłuższa trwała 72 dni. Mieszkańcy magazynują więc wodę na dachach. Jakoś sobie radzą, ale rośnie w nich frustracja. Ich sytuacja się nie zmienia, a na pewno nie na lepsze. Nawet wtedy, gdy cichnie huk bomb, a wraz z nim milkną media.

Morderstwo palestyńskiego aktywisty. Czy ktoś tu jeszcze pragnie pokoju?

Zatem jeszcze raz, gdyby komuś przyszło do głowy, że lewica usprawiedliwia Hamas: nic podobnego. Wielu rzeczy nie można usprawiedliwiać, ale warto je zrozumieć. Zwyczajnie staram się powiedzieć, że przemoc Hamasu nie bierze się znikąd. To nie znaczy, że jest słuszna, właściwa czy sprawiedliwa – nie. Jeżeli jednak będziemy udawać, że okupacji nie ma, jeśli będziemy odwracać wzrok od codziennej przemocy i niesprawiedliwości wymierzonej w Palestyńczyków – takiej zwyczajnej, zbyt nudnej dla mediów i tej samej od 75 lat – to niech nas nie dziwią desperackie i brutalne zamachy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dalia Mikulska
Dalia Mikulska
Pracowniczka humanitarna
Z wykształcenia prawniczka i politolożka. Z zawodu pracowniczka humanitarna, z doświadczeniem pracy w krajach takich jak Liban, Somalia, Kenia, Etiopia czy Ukraina. Badała także tunezyjską strategię prewencji i zwalczania radykalizmu oraz rozwijała wiedzę o sytuacji w Palestynie podczas Szkoły Letniej Międzynarodowego Prawa Humanitarnego na Okupowanych Terytoriach Palestyńskich. Stypendystka Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej na reportaże o Syrii oraz laureatka stypendium im. Mileny Jesenskiej, w ramach którego pisze o Tunezji. Nominowana do nagrody dziennikarskiej „Człowiek z Pasją” za reportaż o zbrodniach dokonywanych w syryjskich aresztach.
Zamknij