Świat

Žižek: Hamas i twardogłowi Izraelczycy – dwie strony tego samego medalu

Bezwarunkowo popieram prawo Izraela do obrony. Tak samo bezwarunkowo współczuję Palestyńczykom ich rozpaczliwego i coraz bardziej beznadziejnego losu. Nie ma tu żadnej sprzeczności.

Atak Hamasu na Izrael należy potępić bezwarunkowo – bez żadnych „ale” i „jeśli”. Wystarczy przypomnieć sobie masakrę cywili na festiwalu muzycznym, 260 młodych ofiar. To nie jest działanie wojenne, ale po prostu rzeź, a przy tym oznaka, że do swojego celu, czyli zniszczenia państwa Izrael, Hamas będzie dążył przez masowe zabójstwa izraelskich cywili.

Nie można jednak rozpatrywać tego ataku poza historycznym kontekstem. Taka kontekstualizacja w żadnym razie go nie uzasadnia, ale wyjaśnia, jak i dlaczego do niego doszło.

Gebert: Zamordowana szansa na pokój

Rozpacz zwykłych Palestyńczyków

„Wer Antisemit ist, bestimmt der Jude und nicht der potenzielle Antisemit” („O tym, kto jest antysemitą, decyduje Żyd, a nie potencjalny antysemita”) – takim cytatem „Der Spiegel” zatytułował wydrukowaną w 2020 roku debatę o antysemityzmie i propalestyńskim ruchu BDS (Bojkot, Dezinwestycje, Sankcje). W porządku, brzmi to logicznie, ofiara powinna sama decydować, czy została poszkodowana. Ale czy nie to samo dotyczy Palestyńczyków? Chyba oni też mają prawo wskazać, kto grabi ich ziemię i pozbawia elementarnych praw?

Kilkanaście lat temu wyobrażenie o poziomie rozpaczy zwykłych Palestyńczyków z Zachodniego Brzegu Jordanu dała fala pojedynczych ataków samobójczych na ulicach (głównie) Jerozolimy: Palestyńczyk podchodził na ulicy do Żyda, wyciągał nóż i dźgał ofiarę, wiedząc, że sam zostanie natychmiast zabity przez otaczających go przechodniów. Były to ataki terrorystyczne bez przekazu, bez okrzyków „Wolna Palestyna!”. Stała za nimi nie żadna wielka organizacja (nie twierdziły tak nawet władze izraelskie), nie żaden projekt polityczny, a jedynie czysta rozpacz.

Przebywałem wówczas w Jerozolimie. Znajomi Żydzi ostrzegali mnie przed zagrożeniem, radząc, że gdybym zobaczył coś podejrzanego, mam głośno krzyczeć: „Nie jestem Żydem”. Pamiętam wyraźnie, że mocno wstydziłem się na myśl o takim zachowaniu. Równocześnie zdawałem sobie sprawę, że nie wiem, jak naprawdę postąpiłbym w takiej sytuacji.

Kiedy więc czytamy nagłówki takie jak „Koszmar Izraela” czy „Izraelski 11 września: niewyobrażalny terror uderza w serce narodu”, powinniśmy pamiętać: tak, koszmar, ale w koszmarze od dziesiątków lat żyją też Palestyńczycy i Palestynki na Zachodnim Brzegu.

Izraelscy terroryści u władzy

Sprawy przybrały gorszy obrót za kolejnego rządu premiera Benjamina Netanjahu. W czasie dyskusji telewizyjnej 23 sierpnia 2023 roku minister bezpieczeństwa narodowego Itamar Ben-Gewir powiedział: „Moje prawo, prawo mojej żony, moich dzieci do swobodnego poruszania się po drogach Judei i Samarii [na Zachodnim Brzegu] jest ważniejsze od prawa Arabów”. Zwracając się do Mohammada Magadli, jedynego Araba wśród panelistów, minister dodał: „Sorry, Mohammadzie, takie są realia”. Innymi słowy, państwo już nawet formalnie nie potępia antypalestyńskiej przemocy.

Życiorys Ben-Gewira wymownie świadczy o tej zmianie. Wiadomo, że jeszcze zanim został osobą publiczną, zawiesił w domu portret izraelsko-amerykańskiego terrorysty Barucha Goldsteina, który w 1994 roku zamordował 29 i ranił 125 muzułmanów modlących się w Grocie Patriarchów w Hebronie. Ben-Gewir wszedł do polityki przez ruch Kach i partię polityczną Kahane Chaj, uznane za organizacje terrorystyczne i zakazane przez sam rząd izraelski. Ze względu na skrajnie prawicowe poglądy w wieku osiemnastu lat ekstremista nie został powołany do powszechnej służby wojskowej w Siłach Obronnych Izraela.

Žižek: Jak wygląda barbarzyństwo

Człowiek jeszcze niedawno piętnowany przez państwo jako rasista i terrorysta dziś został ministrem, mającym pilnować rządów prawa. Państwo Izrael, lubiące przedstawiać się jako jedyna demokracja na Bliskim Wschodzie, de facto przemieniło się w teokrację (a obowiązujące w nim prawo to odpowiednik prawa szariatu). W odpowiedzi na niedawne zdarzenia Shlomo Ben-Ami pisze: „wykluczając jakiekolwiek polityczne postępowanie w związku z Palestyną i śmiało deklarując w programie działań, że »naród żydowski ma wyłączne i niezbywalne prawo do całego obszaru Ziemi Izraela«, fanatyczny rząd Netanjahu sprawił, że rozlew krwi stał się nieunikniony”.

Przesada? Otóż tak brzmi pierwsza z oficjalnych wytycznych dla 37. rządu Izraela: „Naród żydowski ma wyłączne i niezbywalne prawo do całego obszaru Ziemi Izraela. Rząd będzie promował i rozwijał zasiedlanie wszystkich rejonów Ziemi Izraela: Galilei, pustyni Negew, Wzgórz Golan, Judei i Samarii”.

Jak można po pojawieniu się takiej „wytycznej” winić Palestyńczyków za to, że odmawiają negocjacji z Izraelem? Czy ta „wytyczna” nie wyklucza po prostu jakichkolwiek poważnych negocjacji? Czy nie pozostawia Palestyńczykom wyłącznie możliwości krwawego oporu?

Kto korzysta na ataku?

Gdybym był bardziej podatny na teorie spiskowe, zapewne powątpiewałbym w rozgłaszaną teraz informację, jakoby służby bezpieczeństwa Izraela nie wiedziały nic o nadchodzącym ataku. Moim zdaniem zaskoczenie: „jak mogło do tego dojść?”, jest udawane. Przecież Gaza pozostawała pod całkowitą kontrolą Izraelczyków, nie brakowało informatorów, zainstalowano nowe lądowe i powietrzne systemy ostrzegania i tym podobne.

Czy wolno zadać pytanie: kto najwięcej skorzystał na ataku Hamasu? Patrząc właściwie po stalinowsku, można stwierdzić, że atak Hamasu obiektywnie służy interesom izraelskich twardogłowych, którzy dziś rządzą państwem (o interesach Rosji nie wspominając: wojna w Palestynie już odwróciła uwagę od Ukrainy). Ale nawet gdyby Netanjahu wiedział, że Hamas coś szykuje, nie mógł przewidzieć liczby zabitych Izraelczyków i Izraelek. Zarazem jednak atak Hamasu może też oznaczać koniec Netanjahu, utratę reputacji „premiera od bezpieczeństwa”.

Apartheid as usual. Śmierć dziennikarki nie zmieni polityki Izraela

Kto wie, jak było naprawdę? Sytuacja jest mglista. Jaką rolę rzeczywiście odegrały Iran, Rosja, Chiny? Czy wojna w Gazie to pierwsze chwile III wojny światowej? Jedno jest pewne: stanowi ona katastrofę o epokowych konsekwencjach.

Zamiast jednak zatracać się w teoriach spiskowych, warto zwrócić uwagę, że obie strony – tak samo Hamas, jak rząd Netanjahu – pozostają przeciwne jakiejkolwiek opcji pokojowej i opowiadają się za walką na śmierć i życie.

Wyrwać się z błędnego koła

Atak Hamasu trzeba czytać na tle wielkiego konfliktu, który w ostatnich miesiącach poróżnił Izraelczyków. Znany historyk Juwal Harari brutalnie skomentował politykę prowadzoną przez rząd Netanjahu: „To bez wątpienia pucz. Izrael jest na drodze do przemiany w dyktaturę”.

Izraelczycy podzielili się na nacjonalistów-fundamentalistów, starających się zlikwidować resztę instytucji legalnej władzy państwowej, i społeczeństwo obywatelskie – świadome tego zagrożenia, ale wciąż obawiające się zaproponować pakt z niebędącymi antysemitami Palestyńczykami i Palestynkami. Ten podział stopniowo doprowadził wręcz do wojny domowej między izraelskimi Żydami. Widać było oznaki rozpadu porządku prawnego.

W obliczu ataku Hamasu kryzys (przynajmniej chwilowo) został zażegnany. Zapanował duch zgody. Opozycja natychmiast zaproponowała utworzenie wyjątkowego rządu jedności narodowej. Jej lider Ja’ir Lapid oświadczył: „Nie będę zajmował się kwestią, czyja to wina i dlaczego nas zaskoczono. Zjednoczeni stawimy czoła nieprzyjacielowi”. To niejedyny taki gest. Na przykład rezerwiści, którzy w proteście przeciwko reformom sądownictwa i naruszeniu trójpodziału władzy wstrzymywali się od służby wojskowej, ponownie się zaciągnęli. Polityczny klasyk: wewnętrzny podział zostaje przezwyciężony, gdy obie strony jednoczą się przeciwko wrogowi zewnętrznemu. Jak, do cholery, wyrwać się z tego błędnego koła?

Czym jest Hamas [wyjaśniamy]

Odmiennie wypowiedział się nie kto inny niż były premier Ehud Olmert: tak, Izrael powinien walczyć z Hamasem, ale powinien też wykorzystać sytuację, by wyciągnąć rękę do tych Palestyńczyków, którzy gotowi są do negocjacji, skoro wojna toczy się na tle nierozwiązanej kwestii palestyńskiej.

A bez wątpienia istnieją tacy Palestyńczycy i Palestynki, którzy nie są antysemitami. W niedzielę 10 września 2023 roku grupa ponad stu akademików, akademiczek, intelektualistów i intelektualistek podpisała list otwarty, potępiający: „moralnie i politycznie naganne uwagi” prezydenta Palestyny Mahmuda Abbasa na temat Holokaustu i pochodzenia Żydów aszkenazyjskich: „Zakorzenione w teorii ras, powszechnej wówczas w europejskiej kulturze i nauce, nazistowskie ludobójstwo narodu żydowskiego zrodziło się z antysemityzmu, faszyzmu i rasizmu. Stanowczo odrzucamy jakiekolwiek próby umniejszania, fałszywego przedstawienia czy uzasadniania antysemityzmu, nazistowskich zbrodni przeciwko ludzkości czy rewizjonizmu historycznego względem Holokaustu”.

Kim są Palestyńczycy?

Co więc mogłaby tu zrobić Europa poza szczypaniem się, że nie udziela dość wsparcia jednej czy drugiej stronie trwającego konfliktu? Nie wszyscy Izraelczycy są fanatycznymi nacjonalistami, nie wszyscy Palestyńczycy są antysemitami (tak samo jak nie wszyscy Rosjanie popierają Putina).

Być może przede wszystkim trzeba dostrzec ogromną rozpacz i dezorientację, która czasem prowadzi do złych czynów. Następnie warto uzmysłowić sobie dziwne podobieństwo między Palestyńczykami, którym odmawia się życia w jedynym miejscu, znanym im jako ojczyzna, a samymi Żydami.

Podobieństwo to widać nawet w samym słowie „terroryzm”: słowo to miało dla Żydów wydźwięk pozytywny w czasie walki z wojskami brytyjskimi w Palestynie. Pod koniec lat 40. XX wieku do amerykańskich gazet dano całostronicowe ogłoszenie z nagłówkiem List do terrorystów Palestyny. Autor pisał: „Moi dzielni przyjaciele, może nie uwierzycie w to, co do was piszę, skoro w powietrzu duszno od saletry. Żydzi Ameryki działają dla Was”. Autorem tym był Ben Hecht, znany hollywoodzki scenarzysta.

Kolejna noc pod bombami w Gazie

czytaj także

Nad polemikami pod tytułem „kto jest większym terrorystą” unosi się ciężka, ciemna chmura. Miliony palestyńskich Arabów od dziesięcioleci żyją w stanie niepewności. Kim oni są? W jakim kraju mieszkają? Czy jest to terytorium okupowane, Zachodni Brzeg, Judea i Samaria, czy Państwo Palestyny, uznawane obecnie przez 139 z 193 państw członkowskich ONZ? Palestyna należy do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, UNESCO, Konferencji Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju i jest stroną w sprawach Międzynarodowego Trybunału Karnego. Po nieudanej próbie uzyskania statusu pełnoprawnego członka ONZ w 2011 roku decyzją Zgromadzenia Ogólnego Palestyna została stałym obserwatorem.

Natomiast kontrolujący terytorium Izrael uważa Palestyńczyków i Palestynki za osadników tymczasowych, przeszkodę do ustanowienia „normalnego” państwa jednego narodu żydowskiego. Nawet wielu niewierzących Izraelczyków twierdzi, że nieistniejący ich zdaniem Bóg nadał im na wyłączność Ziemię Izraela.

Palestyńczyków traktuje się wyłącznie jako problem. Państwo Izrael nigdy nie dało im nadziei, nie nakreśliło pozytywnej roli w państwie, w którym żyją. Najbardziej obsceniczny był chyba krążący kilkanaście lat temu pomysł, że każdy Palestyńczyk z Zachodniego Brzegu powinien otrzymać pół miliona dolarów za wyjazd z kraju.

Tylko nie kompromis

Postawa Hamasu i postawa twardogłowych Izraelczyków to zatem dwie strony tego samego medalu. Linia podziału przebiega tak naprawdę nie pomiędzy nimi, ale pomiędzy zawziętymi fundamentalistami a ludźmi otwartymi na współistnienie – po obu stronach. Nie wolno też, rzecz jasna, ulec podwójnemu szantażowi, że jeśli ktoś popiera Palestyńczyków, to tym samym musi być antysemitą, a jeżeli ktoś sprzeciwia się antysemityzmowi, tym samym musi popierać Izrael. Rozwiązaniem nie jest kompromis, „złoty środek” pomiędzy dwoma ekstremami. Trzeba raczej dążyć aż do celu w obu kierunkach: obrony praw Palestyńczyków i Palestynek oraz walki z antysemityzmem.

Palestyńczycy mogą siedzieć i patrzeć, jak Żydzi głosują na prawicowych ekstremistów

Może brzmi to utopijnie, ale w rzeczywistości mowa o dwóch momentach tej samej walki. Zwłaszcza dziś, gdy nie brakuje syjonistów-antysemitów: ludzi ukrywających swój antysemityzm, a głośno popierających ekspansję Izraela; od Andersa Breivika po chrześcijańskich fundamentalistów w USA.

Tak, bezwarunkowo popieram prawo Izraela do obrony przed atakami terrorystycznymi. Jednocześnie bezwarunkowo współczuję rozpaczliwego i coraz bardziej beznadziejnego losu Palestyńczyków i Palestynek na terytoriach okupowanych. Naszej wolności i godności w praktyce zagrażają ci, którym się wydaje, że w mojej postawie tkwi jakaś „sprzeczność”.

**
Copyright: Project Syndicate, 2023. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Slavoj Žižek
Slavoj Žižek
Filozof, marksista, krytyk kultury
Słoweński socjolog, filozof, marksista, psychoanalityk i krytyk kultury. Jest profesorem Instytutu Socjologii Uniwersytetu w Ljubljanie, wykłada także w European Graduate School i na uniwersytetach amerykańskich. Jego książka Revolution at the Gates (2002), której polskie wydanie pt. Rewolucja u bram ukazało się w Wydawnictwie Krytyki Politycznej w 2006 roku (drugie wydanie, 2007), wywołało najgłośniejszą w ostatnich latach debatę publiczną na temat zagranicznej książki wydanej w Polsce. Jest również autorem W obronie przegranych spraw (2009), Kruchego absolutu (2009) i Od tragedii do farsy (2011).
Zamknij