Świat

Rosja nie ukryje ogromnej liczby nowych grobów

Wkrótce po tym, jak mężczyzn wcielono do wojska, zaczynają płynąć pieniądze. Kiedy któryś umrze i do rodziny dotrą milionowe wypłaty, otoczenie jest zszokowane ich wysokością. Ale ogromnej liczby nowych grobów nie da się już utajnić. I przychodzi myśl do głowy, że z tą wycieczką do punktu rekrutacyjnego może lepiej się jednak wstrzymać.

Katja Woronina: Rosyjska agresja na pełną skalę przeciw Ukrainie trwa już prawie półtora roku. Kto w samej Rosji zyskuje na niej finansowo?

Władisław Inoziemcew: Na ten moment z pewnością przemysł zbrojeniowy. Kompleks militarno-przemysłowy w tym kraju uchodzi za w pełni upaństwowioną branżę, ale tak nie jest. Zaangażowali się tam bardzo bogaci biznesmeni, jak Andriej Bokariew, współwłaściciel producenta wagonów i lokomotyw Transmashholding oraz przedsiębiorstwa wydobycia węgla Kuzbasrasresugol. Poza tym na kontraktach zbrojeniowych korzystają też inne gałęzie przemysłu i dostawcy. Generalnie bardzo dużo pieniędzy płynie do wojska, także w formie wynagrodzeń. W sensie biznesowym głównych beneficjentów należy szukać w zbrojeniówce i w otoczeniu Kremla.

Czy w przypadku Rosji można mówić o gospodarce wojennej?

To byłaby mocna przesada. Wedle szacunków CIA i innych ośrodków eksperckich Zachodu wydatki Związku Radzieckiego na armię, włącznie z kosztami zbrojeń, wynosiły od 12,5 do 16 proc. ówczesnego PKB. Obecny udział wydatków zbrojeniowych w Rosji to realnie jakieś 2,5 proc. PKB, a łączne wydatki na wojsko, razem z kosztami bieżącymi i utrzymaniem sił zbrojnych, to moim zdaniem około 6–7 proc. O gospodarce wojennej dałoby się mówić przy poziomie powyżej 10 proc.

Czyli górna granica możliwości nie została jeszcze osiągnięta?

To, czy ciągły przyrost wydatków zbrojeniowych jest realistyczny, okaże się dopiero na dalszym etapie wojny.

Matrioszki, słupy i towary mary. Jak Rosja omija zachodnie sankcje

Liczni eksperci przepowiadają od dłuższego czasu nową mobilizację częściową, tak jak we wrześniu zeszłego roku, albo nawet mobilizację powszechną. Zamiast tego widzimy jednak, że państwo zabiega o nowych żołnierzy przy pomocy pieniędzy. Dmitrij Miedwiediew, zastępca przewodniczącego Narodowej Rady Obrony, mówił niedawno o 231 tysiącach zrekrutowanych od początku roku. Pan w tekście opublikowanym na łamach portalu analitycznego Riddle mówił o „jedynym w swoim rodzaju połączeniu kultu śmierci z kultem pieniądza”, który miałby wyjaśniać, dlaczego rosyjska armia wciąż znajduje nowych rekrutów. Co pan miał na myśli?

Mam wrażenie, że państwo zdaje się w pierwszej kolejności na użycie dobrowolnie wcielanych żołnierzy kontraktowych. Po nieudanej operacji zdobycia Kijowa w zeszłym roku rosyjskie dowództwo dostrzegło rozmiar strat i Putin nakazał dodatkową wypłatę 5 milionów rubli (wówczas około 49 tys. euro) bliskim każdego zabitego żołnierza. Jego decyzja wynikała z rozpoznania, że wypłaty pieniędzy są niezbędne do tego, by mimo wszystkich tych żołnierskich grobów ludzie dalej nie kwestionowali sensu prowadzenia wojny. Do tego dochodzą jeszcze wysokie, dodatkowe wypłaty ubezpieczeń dla rannych lub zabitych żołnierzy i kolejne wypłaty na wypadek śmierci z budżetu władz poszczególnych regionów. Wreszcie – zasiłki dla rodzin, które straciły swego żywiciela.

Jak się doda to wszystko razem, to wielkość kwoty wypłacanej bliskim za zabitego żołnierza rośnie z początkowych trzech aż do przynajmniej 10 milionów rubli (około 98 tys. euro). Żeby zarobić tyle pieniędzy, rosyjski mężczyzna o przeciętnych dochodach w wielu regionach musiałby pracować przynajmniej 30 lat.

Trumienne+, czyli wojna jako polityka równościowa w Rosji

Podobnie było z żołdem. Już po ogłoszeniu częściowej mobilizacji stało się jasne, że ówczesne wypłaty miesięcznego żołdu nie robią na nikim wrażenia, bo były niższe od rosyjskiej średniej krajowej. Dlatego rząd pospieszył z kolejnymi obietnicami coraz wyższych wypłat, włącznie z różnymi dodatkami. Kiedy zwerbowani zeszłej jesieni nowi żołnierze spotkali w okopach żołnierzy, którzy od początku wojny otrzymywali zaledwie po 40 tys. rubli miesięcznie, także wynagrodzenie tamtych podniesiono. Od tamtego czasu żołd podstawowy wynosi miesięcznie 204 tys. rubli (prawie 2 tysiące euro), do tego są różne dodatki i udogodnienia.

I dalej może tak zostać?

Silny spadek kursu rubla i inflacja prowadzą do ciągłej utraty wartości wynagrodzenia, sądzę więc, że te sumy trzeba będzie dalej podnosić. Częściowa mobilizacja w zeszłym roku poszła raczej kiepsko. Ponad milion ludzi opuściło kraj, a około 400 tysięcy przyczaiło się gdzieś w Rosji – tego rodzaju spadek wielkości siły roboczej jest zbyt niebezpieczny. Państwo wymusza zatem na wielkich przedsiębiorstwach wysyłanie rekrutów spośród własnych załóg i jeszcze dopłacanie z własnej kieszeni do ich żołdu, by stworzyć dodatkowe bodźce do wyjazdu na front.

Czy to potencjalne skurczenie się siły roboczej w razie powszechnej mobilizacji sprawiło, że zdecydowano się przyjąć model armii najemnej?

Tak sądzę. 300 tysięcy wcielonych do armii rekrutów nie ma wielkiego wpływu na rynek pracy, ale jeśli drugie tyle ucieka w siną dal, to jest już za dużo. Nie tyle zatem częściowa mobilizacja rodzi problemy, ile jej skutki uboczne.

Kolejny etap katastrofy

A te zachęty finansowe działają?

Na pewnym poziomie tak. W siłach zbrojnych nie widać znamion jakiegoś buntu, tylko zeszłej jesieni nastąpiło wzburzenie, kiedy w ramach mobilizacji częściowej świeżych rekrutów wysłano prosto na front. W tym momencie wszystko zdaje się przebiegać dosyć sprawnie. Ludzie dostają pieniądze, ich bliscy też, choć zdarzają się problemy, np. kiedy śmierć nie zostanie dowiedziona. Ale jeden problem wciąż pozostaje – napływ do wojska wyraźnie spada.

Łatwo tę zmianę wyjaśnić na przykładzie małego miasteczka. Miesiąc czy dwa po tym, jak mężczyzn wcielono do wojska, zaczynają płynąć pieniądze, a ich rodziny nagle kupują sobie lepsze jedzenie i ubrania. Kiedy któryś umrze i do rodziny dotrą milionowe wypłaty, otoczenie jest zszokowane tak wielkimi sumami. Początkowo zatem kampania werbunkowa szła dobrze. Od początku roku nie da się już jednak utajnić ogromnej liczby nowych grobów. I przychodzi myśl do głowy, żeby może z tą wycieczką do punktu rekrutacyjnego chwilę się jednak wstrzymać. Co prawda na początku roku Duma przyjęła zaostrzenie stosownych ustaw, które ułatwić mają werbunek przymusowy, ale bez nowej mobilizacji powszechnej niewiele to pomoże. Jedyne, co pozostaje, to podwyższać żołd.

Wielu ludzi w Rosji ma długi i wysokie zaległości w opłatach za różne usługi komunalne. Biorący udział w wojnie pod pewnymi warunkami mogą liczyć na oddłużenie. To jest element tej samej taktyki?

Weterani otrzymują całą masę udogodnień, a państwo robi wszystko, żeby odroczyć spłatę ich zobowiązań lub częściowo je przejąć. Rzeczywiście wiele ludzi ma zaległości w różnych opłatach, ale z pewnością tylko niewielka część ludności zdecyduje się rozwiązać swoje problemy finansowe poprzez zaciągnięcie się do armii. Oznaczałoby to zresztą duże obciążenie regionalnych budżetów i kasy ogólnopaństwowej.

Jak długo budżet może znieść takie wypłaty?

Chociaż w razie śmierci żołnierza regiony dopłacają część sumy wartą około 10 tys. euro lub nawet więcej, zbytnio ich to nie obciąża. W przypadku budżetu federalnego chodzi o dużo większe sumy. W te silnie podwyższone wydatki na budżet obronny trzeba też wliczyć wydatki socjalne na żołnierzy i ich rodziny. Wedle wszystkich znanych mi szacunków wynoszą one jednak mniej niż jeden procent PKB. Trzeba przy tym zwrócić uwagę na fakt, że w Rosji za sprawą korupcji przy produkcji zbrojeniowej około połowy kwoty zlecenia znika w prywatnej kieszeni. A w przypadku wypłat dla żołnierzy i ich krewnych wygląda to inaczej, tam zazwyczaj pieniądze wypłacane są od razu. Najpóźniej po 18 miesiącach około połowy wypłaconych zasiłków powraca w formie podatków do kasy państwa.

Traumazone, czyli ekonomia polityczna nihilizmu – krótki kurs

Na jaki okres szacuje pan horyzont planowania rosyjskiego rządu?

Najwyżej kilka kwartałów. Z wyjątkiem cykli produkcyjnych – nawet gdyby wojna zakończyła się jutro, to nie znaczy, że produkujący czołgi Uralwagonzawod wstrzyma produkcję, raczej by ją tylko zwiększył. Straty w sprzęcie wojskowym są na tyle wysokie, że ich wyrównanie zajmie całe lata. Dopiero niedawno udało się osiągnąć poziom 50 czołgów miesięcznie. Przemysł zbrojeniowy jest ustawiony na wiele lat.

**

Władisław Inoziemcew – ekonomista, specjalny doradca ds. projektu Russian Media Studies przy Middle East Media Research Institute (Memri) w Waszyngtonie, a także dyrektor Ośrodka Badań Społeczeństwa Postindustrialnego w Moskwie. W Polsce ukazała się jego książka Nienowoczesny kraj. Rosja w świecie XXI wieku (Wyd. Agora 2020).

Wywiad ukazał się na łamach magazynu „Jungle World”, nr 36–37, 7 września 2023. Dziękujemy redakcji za zgodę na przedruk. Z niemieckiego przełożył Michał Sutowski.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij