Świat

Czy dziennikarki mogą być aktywistkami?

Wiemy, że prawicowe media świadomie okłamują odbiorców, wspierając władzę autokratów. Czy wobec tego pozostała część dziennikarskiego świata powinna upierać się przy „bezstronności”?

Czy dziennikarzom i dziennikarkom wolno pisać i mówić to, co myślą? Za sprawą niedawnych kontrowersji odżyły stare pytania o ich etykę zawodową i polityczną rolę w demokracji.

W ramach toczącego się właśnie procesu o zniesławienie ujawniono, że dziennikarze Fox News świadomie okłamywali widzów, twierdząc, iż wybory prezydenckie w USA w 2020 roku zostały „skradzione”. Stacja BBC na chwilę zawiesiła w obowiązkach swojego prezentera, byłego napastnika piłkarskiego Gary’ego Linekera, za tweety krytykujące politykę uchodźczą brytyjskiego rządu, ponieważ miały one łamać tradycyjne zobowiązanie stacji do bezstronności. Dziennikarze na całym świecie dyskutują zatem, czy przyjęcie jednoznacznego stanowiska „niebezpiecznie” przekracza jakąś granicę „aktywizmu”.

3:0 z Polską, 3:0 z BBC. Lineker już nie gra, ale wciąż wygrywa

Tyle że konwencjonalne rozróżnienie na „dziennikarzy” i „aktywistów” jest błędne z założenia. Rola osoby dziennikarskiej nigdy nie miała w sobie nic biernego. A w czasie, kiedy autokraci konsolidują władzę, atakując „media” (lub zbywając wszystkie krytyczne treści jako „fake newsy”), kto nie piętnuje tego zachowania, praktycznie toleruje wzbierający autorytaryzm. W takim milczeniu nie ma nic neutralnego.

Jak słusznie wskazuje wielu krytyków i krytyczek mediów, tradycyjna praktyka mechanicznej reprodukcji „obu stron” konfliktu politycznego często prowadzi do zniekształcenia rzeczywistości. Już w 2014 roku nagłówek w „The Atlantic” ostrzegał: Tak, polaryzacja jest asymetryczna – konserwatyści są gorsi. Od tego czasu Partia Republikańska zdążyła już ulec pełnej trumpizacji i zwróciła się przeciwko demokracji jako takiej. Prezentowanie sytuacji asymetrycznej jako symetrycznej tworzy więc pozory tradycyjnej dziennikarskiej obiektywności – kosztem prawdy.

Według krytyka mediów Jaya Rosena za takim „obustronnizmem” stoi nie tyle zawodowa etyka obiektywności, ile uprzedzające starania dziennikarza bądź dziennikarki, by uniknąć oskarżeń o stronniczość. Zamiast poszukiwać prawdy, pisze Rosen, symetryści zabezpieczają się fasadą nieskazitelnej neutralności.

Czy można już zacząć karać za fałszywe newsy? To się okaże

Z drugiej strony dziennikarz lub dziennikarka deklarujący się jako członkowie „demokratycznego ruchu oporu” mogą stracić wiarygodność, jeśli opór ten przekłada się na konkretne stanowiska w sprawach takich jak wymiar zasiłku dla bezrobotnych, które, choć istotne, nie dotykają przecież samego sedna demokracji. W demokracji nigdy nie zabraknie rzeczywistych konfliktów, z którymi trzeba sobie jakoś radzić. A domieszka agitacji – czy to progresywnej, czy konserwatywnej – w każdym artykule skutkuje nie tylko tendencyjnością. W podtekście ma ona lekceważenie współobywateli i obywatelek: brak zaufania, że czytający potrafią samodzielnie wyrobić sobie opinię. Tymczasem publicyści lubią załamywać ręce, że społeczeństwo traci „zaufanie do mediów”. Warto sobie przypomnieć, że w tym przypadku obowiązuje zasada wzajemności.

Zamiast ujmować ten problem jako konflikt między dziennikarstwem a aktywizmem, lepiej rozróżniać sprawozdawczość od rzecznictwa (niebędącego tym samym co publicystyka uprawiana przez postacie regularnie komentujące bardzo różnorodne kwestie). Obie praktyki muszą się opierać na faktach i obydwie zapraszają czytających do otwartości. Natomiast głównym celem reporterki jest informowanie, a rzeczniczki – reformowanie. Ten drugi cel nie powinien jednak powstrzymywać przed pracą śledczą. Przeciwnie, często to właśnie dzięki niej rzecznictwo zyskuje siłę przekonywania.

Krytycy rzecznictwa traktują je jak alternatywę wobec wiernego, bezstronnego przywoływania faktów. Dobra rzeczniczka oczywiście jednak będzie poszukiwać „najlepszej dostępnej wersji prawdy”, jak mawiał Carl Bernstein. Wystarczy przypomnieć sobie działalność Idy B. Wells, która pod koniec XIX wieku regularnie ryzykowała życie, by skrupulatnie donosić o linczach na amerykańskim Południu. Uważna i rzetelna sprawozdawczość leżała u podstaw jej kampanii, a nie na jakimś drugim biegunie.

Rzecznictwo różni się od sprawozdawczości tym, że od przedstawienia faktów przechodzi do budowy społeczności zwolenników i zwolenniczek. Podtrzymanie stałej komunikacji o danej sprawie od zawsze jest najlepszym sposobem budzenia i mobilizowania wsparcia. Jeśli tylko o tym procesie mówi się otwarcie, nie musi on stać w sprzeczności do etyki zawodowej.

Czy mogę być obiektywna, relacjonując wojnę w Ukrainie?

Clou skandalu Fox News nie jest więc to, że stacja okazała się otwarcie stronnicza, ale to, że jej „gwiazdy” i producenci doskonale wiedzieli, iż stwierdzenia o „skradzionych” wyborach to fałsz, a mimo to postanowili je nagłaśniać. Nad fakty przedłożono oglądalność i zyski. Ten porządek priorytetów uwidocznił się w szczycie pandemii COVID-19. Podczas gdy osobistości Fox News gardłowały na wizji o „wolności” i „otwarciu gospodarki”, biura stacji pozostawały zamknięte, a personel pracował z domu.

W profesjonalnych redakcjach (a do tej kategorii Fox oczywiście nie należy) mogą pracować zarówno rzeczniczki, jak i reporterki. Najważniejsze jest to, żeby odbiorcy i odbiorczynie treści mogli ocenić, z czym mają do czynienia: w jaki sposób organizacja podejmuje decyzje redakcyjne i jak zarabia pieniądze. Kryterium wiarygodności łatwiej spełnić, jeśli organizacje medialne zatrudniają osobę na stanowisku redaktora – przedstawiciela opinii publicznej, zajmującą się poznawaniem spostrzeżeń i opinii czytelników i czytelniczek.

Oczywiście zaufanie nie jest dobrem samym w sobie, zauważa Pippa Norris z Harvardu. Podczas pandemii wielu ludzi ufało szarlatanom z internetu i covidowym negacjonistom. Niektórzy pacjenci wciąż zażywają bez wątpienia nieodpowiednie dla nich leki, takie jak ivermectin, ponieważ Donald Trump i Jair Bolsonaro promowali je jako „lekarstwo” na koronawirusa. Zdaniem Norris demokracja nie potrzebuje więc od swoich obywateli ani cynicznego niedowiarstwa, ani łatwowierności, ale „sceptycznego zaufania”, opartego na dowodach świadczących o kompetencji i uczciwości instytucji.

Tak zwany zdrowy rozsądek pcha nas w objęcia radykałów z prawicy

Wchodząc w dialog z grupami czytelniczymi i jawnie prowadząc rzecznictwo lub sprawozdawczość, organizacje medialne mogą zasłużyć na zaufanie, udowadniając, że są go godne. Reporterki i rzeczniczki – a także publicyści i wolni strzelcy, tacy jak Gary Lineker – muszą zachować obiektywizm w sensie dążenia do rzetelnego informowania opinii publicznej o faktach. Jednak poparcie dla pewnej sprawy i budowa społeczności wokół niej nie są tym samym co stronniczość. Co więcej, w czasie gdy wolność słowa i prasy słabnie pod nieustannym naporem autokratów, cnota bezstronności może zmienić się w występek.

**
Copyright: Project Syndicate, 2023. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jan-Werner Müller
Jan-Werner Müller
Politolog, autor książki „Co to jest populizm?”
Jan-Werner Mueller jest profesorem politologii na Uniwersytecie Princeton i autorem wydanej nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej książki „Co to jest populizm?”.
Zamknij