Świat

Covidowa ruletka

Wiemy już, że kontakt z wirusem nie wzmacnia odporności, ale może ją osłabić. Każde kolejne zakażenie może zostawić po sobie trwały uszczerbek na zdrowiu. A jednak wszyscy gramy w covidową ruletkę.

Na COVID-19 można spojrzeć jak na sprawdzian z empatii. Kto był gotów znosić zamęt i niedogodności dla dobra innych? A kto – niekoniecznie? Odpowiedź często zaskakiwała. Myślę tu na przykład o pięciorgu znanych aktywistach ekologicznych, którzy potępili lockdowny, szczepienia, a nawet maseczki, twierdząc, że stanowią niedopuszczalne pogwałcenie naszych swobód, nie zaproponowali jednak w zamian żadnych innych rozsądnych sposobów na powstrzymanie rozprzestrzeniania się wirusa. Czworo z nich aktywnie szerzyło dezinformacje.

A przecież naczelną koncepcją myślenia ekologicznego jest to, że dobro innych jest nadrzędne wobec szkodliwych przyjemności i wygód jednostki. Kiedy jednak przyszedł czas próby, ci ekolodzy wybrali własną wygodę przed zdrowiem i życiem innych ludzi.

Śmierć nadal krąży nad Polską

Ponieważ wiemy już, jakie są koszty bezczynności, trudno znaleźć jakiekolwiek usprawiedliwienie takich postaw. Egoizmu broniono, twierdząc, że swobodne rozprzestrzenianie się wirusa wytworzy z czasem odporność populacyjną. Jednak istnieje już całe mnóstwo dowodów na to, że kontakt z wirusem nie tylko nie wzmacnia naszej odporności, ale może ją osłabić. Wirus atakuje i dziesiątkuje komórki układu odpornościowego, przez co u niektórych zaburzenia immunologiczne utrzymują się jeszcze przez wiele miesięcy po zakażeniu.

Wiadomo również, że każdy kolejny kontakt z wirusem zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia dodatkowych powikłań. W obszernym badaniu przeprowadzonym w USA stwierdzono, że z każdą kolejną reinfekcją zwiększa się ryzyko zaburzeń funkcji mózgu, układu nerwowego, serca, płuc, układu krwionośnego, nerek, wydzielania insuliny i pracy mięśni. Badacze analizujący wskaźniki zdrowia uważają, że następstwa długiego covidu „są równie poważne jak w przypadku urazowego uszkodzenia mózgu”. A ponieważ wiadomo już, w jaki sposób wirus atakuje nasze komórki, „urazowe uszkodzenie mózgu” to nie tyle analogia, co opis stanu chorobowego. Skutki bywają druzgocące, od skrajnego zmęczenia i duszności przez mgłę mózgową, zaburzenia psychotyczne, po utratę pamięci, padaczkę, na demencji kończąc.

Wszyscy gramy w covidową ruletkę. Z kolejnym zakażeniem skutki dla zdrowia mogą okazać się trwałe. Sam zachorowałem już trzykrotnie. Cieszę się, że w ogóle stać mnie jeszcze na jakąkolwiek aktywność. I choć od tamtej pory ćwiczę, ile mogę, choroba za każdym razem coś mi odbiera: odporność, objętość płuc, sen, ogólną kondycję. Źródłem wszystkich trzech zakażeń była w moim przypadku najprawdopodobniej szkoła. Rodziny z dziećmi w wieku szkolnym kręcą w koronawirusowej rosyjskiej ruletce bębnem częściej niż rodziny, w których takich dzieci nie ma. A pomimo upływu trzech lat od wybuchu pandemii władze nie zrobiły praktycznie nic, by szkoły stały się bezpieczniejsze.

Pojawiają się mocne argumenty za tym, że covid można powstrzymać, oczyszczając powietrze, podobnie jak kiedyś powstrzymano cholerę, oczyszczając wodę. W słabo wietrzonych wspólnych pomieszczeniach, zwłaszcza w klasach, gdzie uczniowie spędzają razem długie godziny, wirus ma się jak pączek w maśle. W jednym z badań ustalono, że mechaniczne systemy wietrzenia w klasach obniżają ryzyko zakażenia o 74 proc.

Pandemia ludzi ubogich. Kto umiera na COVID-19?

Nasi panowie i władcy zdają sobie sprawę z tego, jak ważna jest wentylacja i filtracja. W brytyjskim parlamencie zamontowano ostatnio wyrafinowany system filtrów powietrza, obejmujący odpylacze elektrostatyczne. Zdaniem wykonawcy montującego ten system urządzenia sprawiają, że „w danym pomieszczeniu liczba wirusów i bakterii unoszących się w powietrzu zostaje zmniejszona do minimum”.

To samo dotyczy departamentów rządowych, gdzie pracują ministrowie. Podczas styczniowego Światowego Forum Ekonomicznego w każdej sali znajdował się system oczyszczania powietrza, chroniący w niektórych przypadkach polityków, którzy odmawiają prawa do tego typu rozwiązań własnym obywatelom. Tak jakby uważali, że ich życie ma większą wagę niż nasze.

Standardy dotyczące czystości powietrza, których domagają się bogaci i możni tego świata, powinny być powszechne i obowiązywać we wszystkich szkołach i innych obiektach użyteczności publicznej. Prywatne szkoły same zainwestowały w wentylację i oczyszczacze powietrza. Jednak szkoły państwowe, często stojące na krawędzi bankructwa, są zdane na państwowe dotacje, obwarowane całym mnóstwem bezsensownych warunków, stąd – przyznawane jak na lekarstwo. Klasyczny przykład krótkowzrocznej polityki. Dodatkowe koszty opieki zdrowotnej z powodu nawracających fal zakażeń i długotrwałe, być może dożywotnie następstwa będące udziałem wielu chorych znacznie przewyższają wartość inwestycji w oczyszczanie powietrza.

Koronawirus obala mity indywidualizmu

Zamiast jednak wprowadzać proste i skuteczne działania, takie jak np. noszenie odpowiednich maseczek (N95) w miejscach publicznych i oczyszczacze powietrza w pomieszczeniach wspólnych, wybraliśmy stopniową normalizację czynnika niszczącego nasze zdrowie. Doprowadzi on prawdopodobnie w przypadku większości z nas do skrócenia okresu życia, kiedy cieszymy się dobrym zdrowiem. Tych, którzy cierpią z powodu skrajnej postaci zaburzeń, czyli długiego covidu, traktuje się jako coś wstydliwego, o czym wolelibyśmy zapomnieć.

Wystarczy tylko bąknąć, że być może należałoby przywrócić obowiązek noszenia maseczek w transporcie publicznym, a w mediach społecznościowych setki użytkowników podnoszą larum w obronie „wolności!” i wyzywają bąkającego od tyranów. Dla owych trolli każda ich najmniejsza swoboda, jak np. prawo do jeżdżenia pociągiem i autobusem z odkrytymi ustami, jest ważniejsza niż uniknięcie zaburzeń zdrowotnych, a nawet śmierci. Uważają, że ich prawo do wydychania drobnoustrojów na otoczenie stanowi ich nienaruszalną swobodę.

Niewykluczone, że to właśnie oni, ze swoimi pogróżkami i teoriami spiskowymi, przyczynili się do tego, że Jacinda Ardern, polityczka, która prawdopodobnie ochroniła najwięcej obywateli swojego kraju przed wirusem, podała się do dymisji. I to właśnie oni prześladują osoby w maseczkach na ulicy oraz lekarzy i pielęgniarki w szpitalach. Jeżeli jeszcze się nie zakazili, uważają, że to dzięki szczęśliwej gwieździe, która obdarowała ich „naturalną odpornością”, a nie dlatego, że przeważnie nie ruszają się z domu. To ideologia przesiąknięta starotestamentowym ableizmem: chorują ci, którzy zasłużyli na to, by zachorować.

Ardern rezygnuje. Odchodzi „najefektywniejsza liderka na planecie” czy jedynie mistrzyni PR-u?

Nie sugeruję, że sprawdzian z empatii oblewa każdy, kto nie zakłada maseczki w środkach komunikacji miejskiej – tym sposobem musiałbym potępić praktycznie wszystkich. Jednak jeżeli władza nie da przykładu, jeżeli nie nastąpi w związku z tym odpowiednia zmiana kulturowa, nawet ci najbardziej życzliwi będą zachowywać się tak, jakby mieli całą resztę ludzi w nosie.

Osoby, które nie chcą wziąć na siebie odpowiedzialności za własne czyny, powtarzają: „Odpuśćcie sobie!”, „Alleluja i do przodu!”. Jak Tony Blair po wojnie w Iraku i Boris Johnson wielokrotnie łapany na łamaniu zasad. Wszyscy chcemy, żeby już było po koronawirusie. Ale, niestety, nie jest. Wirus się zadomowił. Będzie mutować, pokonywać nasze mechanizmy obronne, kruszyć nasz układ odporności i odbierać nam zdrowie, aż w końcu nasze życie stanie się jedynie cieniem tego, czym mogłoby być. Chyba że zaczniemy traktować się wzajemnie z szacunkiem i domagać się powszechnych standardów czystości powietrza w pomieszczeniach.

Chcecie postępu? Oto on: zdrowie zupełne

czytaj także

Czy naprawdę chcemy siedzieć z założonymi rękoma i przyglądać się, jak wirus odbiera nam z każdą brutalną zimą nasze prawo do zdrowia? Czy raczej w obliczu bierności władz zakaszemy rękawy i ponownie weźmiemy sobie do serca troskę o ludzkie życie? Decyzja, tak jak w przypadku wszystkich innych dylematów moralnych, należy do nas.

**
George Monbiot jest dziennikarzem i działaczem ekologicznym. Publikuje w „Guardianie”. W 2023 roku nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukaże się jego książka Regenesis. Feeding the world without devouring the planet.

Artykuł ukazał się na blogu autora. Z angielskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij