Świat

[SKANDAL] Słowacja zakazała zjadania treserów zwierząt przez tygrysy!

Michal Chmela zaprasza na subiektywny przegląd wydarzeń (nie tylko politycznych) z Czech i Słowacji.

Stało się już smutną jesienną tradycją, że co roku o tej porze w Czechach odbywa się ceremonia wręczania najwyższych odznaczeń i medali Republiki Czeskiej – uroczystość państwowa, którą nasz ukochany prezydent Zeman zdołał gruntownie i całkowicie sprywatyzować. Biorąc pod uwagę jakość tego wydarzenia, tradycyjną narzekankę na rozmaitych sponsorów, kolesi, nacjonalistów, rasistów, wspólników przestępstw i zagranicznych agentów, sporadycznie się pojawiającą prawdziwie zasłużoną osobę (zazwyczaj bezpiecznie zmarłą albo emerytowaną, żeby nie mogła zaprotestować), można spokojnie pominąć ten event i zająć się nieco mniej przygnębiającymi kwestiami.

Jak zmienić najstarszy uniwersytet w Europie Środkowej w chińską agencję PR

Na początek: zeszłomiesięczna historia o podejrzanej firmie pożyczkowej, która próbowała kupić sobie PR za pośrednictwem największego czeskiego uniwersytetu, okazała się zaledwie wierzchołkiem większej, bardziej porąbanej i zdecydowanie głupszej góry lodowej.

Gott ist tot, a premier skarży się sam na siebie [korespondencja z Czech]

O ile pierwotny plan rebrandingu uczelni zakończył się porażką, o tyle udało się zwrócić uwagę mediów na sposób, w jaki Uniwersytet Karola traktuje tematy tak drogie serduszkom działu marketingu firmy Home Credit, jak na przykład rynek chiński. Jak się okazuje, niektórzy akademicy to zaiste pracowite mróweczki.

Po pierwsze, człowiek, który wymyślił, że zmieni markę uniwersytetu – rektor Tomáš Zima – wykorzystuje swoją pozycję do organizowania konferencji opłacanych przez ambasadę chińską. Następnie pojawił się przeciek, z którego wynikało, że płacono również za wykłady o tym, jak niesamowicie korzystne dla Europy są inwestycje na rynku chińskim. Wygłaszał je Miloš Balabán, który, tak się akurat składa, jest właścicielem firmy, za pośrednictwem której pieniądze z ambasady trafiały do uczelni. Czyli w zasadzie płacono za rozpowszechnianie propagandy certyfikowanej jako edukacja. A co jest w tym wszystkim najlepsze? Jeden z projektów, nad którym pracował Balabán i jego kumple, dotyczył środków ochrony instytucji akademickich przed zagranicznymi wpływami politycznymi.

Choć trudno postawić się w sytuacji wielomiliardowego biznesu pożyczkowego Home Credit – nic dziwnego, że firma wycofała się z umowy sponsoringowej, kiedy sprawa wyszła na jaw i trafiła pod ostrzał mediów, a Uniwersytet Karola zaczął być prześwietlany pod kątem opisywania stosunków czesko-chińskich.

Home Credit wybrał jednak inną strategię obrony swojego dobrego imienia: PPF, spółka-matka Home Credit, kupiła sobie telewizję Nova, najpopularniejszą stację w kraju. Zważywszy na polityczne zapatrywania właściciela PPF, któremu najbliżej jest do konserwatystów i prawicy, obserwowanie, jak to przejęcie wpłynie na i tak tabloidowy, sensacyjny styl TV Nova, może być okazją do kupy śmiechu. Nawet jeśli będzie to śmiech przez łzy.

Big Brother spotyka Big Data. Oto najbardziej totalna technologia władzy w historii ludzkości

Brzydkie słowo na S

Wygląda na to, że temat edukacji odbija się dziś szczególnie głośnym echem. Rośnie presja w sprawie wynagrodzeń nauczycieli – tradycyjnie bolesnej kwestii w tym kraju. W porównaniu z innymi zawodami, które wymagają wyższego wykształcenia, czescy nauczyciele są najgorzej opłacani w Europie, więc można by oczekiwać, że media i politycy zrozumieją powody, dla których ogłosili dość nieogarnięty strajk.

Czarę goryczy przelała reforma szkolnictwa. Pierwotnie Ministerstwo Edukacji obiecało dziesięcioprocentowy wzrost wynagrodzeń nauczycieli, ale w ostatniej chwili zostało to szybko i ukradkiem zmienione. Wzrost płac miałby wynieść osiem procent, a pozostałe dwa byłyby przydzielane w formie dodatkowych nagród, przyznawanych według uznania kierownictwa szkoły. Najwyraźniej założenie jest takie, że nagrody indywidualne mają zmotywować leniwych nauczycieli, żeby pracowali lepiej, szybciej i konkurowali ze sobą mocniej, jak przystało na korpopracowników epoki kapitalizmu.

Związki zawodowe nauczycieli żywią zrozumiałą obawę, że pieniądze te mogą albo zniknąć w głodnej paszczy reformy systemu edukacji albo, ten tego ten, w czyjejś nietransparentnej kieszeni. Stąd wziął się pomysł jednodniowego strajku nauczycieli. W przeciwieństwie jednak do polskiego odpowiednika jego organizacja pozostawia sporo do życzenia – jak napisał jeden z portali informacyjnych, „nikt nie wie, ile szkół jest zamkniętych”.

A poparcie społeczne dla nauczycieli? Cóż, wydaje się, że w czeskim społeczeństwie dominuje najntisowa postawa: „Jak będziecie dobrze pracować, to i tak dostaniecie nagrodę”.

Część problemu stanowi fakt, że – jak mniej lub bardziej wyraźnie pokazują rozmaite komentarze medialne – przy całej radości, jaką daje nam napędzane korporacyjnym niewolnictwem wolne państwo, „strajk” to nadal Bardzo Brzydkie Słowo. Zwracanie uwagi na społeczną niesprawiedliwość to temat, którego nie wypada poruszać w porządnym czeskim domu, bo ktoś jeszcze mógłby się zdenerwować. „Jak oni śmią walczyć o swoje, podczas gdy my wszyscy w milczeniu znosimy kaprysy przełożonych, przedstawicieli, sąsiadów i zwierząt domowych?!”.

Według tej samej narracji związki zawodowe to grupa nieudolnych biurokratów, którym udało się wywinąć od porządnej, uczciwej pracy i którzy tylko patrzą, jak tu coś namieszać i sprowadzić kłopoty na wszystkich normalnych, ciężko pracujących ludzi. Taką narrację wspierają w Czechach zarówno establishment, jak i w przeważającej mierze prawicowe media. Dopóki nie spotka jej zasłużony i, miejmy nadzieję, bolesny koniec, strajkowanie będzie postrzegane w Czechach jako coś szalenie wstydliwego i bumelanckiego.

Dlaczego liberałowie nie lubią nauczycieli?

Kolejny atak na dobrą zabawę! 

Oglądanie się na Słowację w poszukiwaniu optymistycznych wiadomości świadczy raczej o nadmiarze dobrej woli. Jednak od czasu do czasu zza słowackiej granicy dociera do nas naprawdę dobra informacja. Oto przykład: na początku listopada Słowacja zakazała występów cyrkowych wielu zwierząt, w tym tych tradycyjnie męczonych ku uciesze gawiedzi, jak lwy, tygrysy, niedźwiedzie, małpy i słonie.

Pomijając oczywiste konsekwencje dla praw zwierząt, oznacza to, że Europa jest na dobrej drodze, by wbić ostatni gwóźdź do trumny przemysłu cyrkowego. Oto udało się wyeliminować jedyną rzecz, na zobaczeniu której NAPRAWDĘ zależy każdemu, kto pofatyguje się z dziećmi do cyrku – tego momentu, kiedy tygrys spogląda na pompatycznego typka z biczem, dochodzi do wniosku, że ma tego dosyć, i urywa mu łeb.

I jaki jest sens teraz chodzić do cyrku?

Słowacja zakazała tresury i publicznych występów lwów, tygrysów, niedźwiedzi, naczelnych, słoni, żyraf, hipopotamów,…

Opublikowany przez Koalicja CYRK BEZ ZWIERZĄT Wtorek, 5 listopada 2019

**
Przełożyła Katarzyna Gucio.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michal Chmela
Michal Chmela
Tłumacz, dziennikarz
Tłumacz, dziennikarz, korespondent Krytyki Politycznej w Republice Czeskiej.
Zamknij