Świat

Przemoc jest równocześnie potępiana i romantyzowana. To schemat znany z narodzin faszyzmu

Im gwałtowniej eskaluje w USA przemoc, tym większe jest na nią przyzwolenie. Po policyjnym zabójstwie George’a Floyda w ciągu miesiąca odnotowano 72 przypadki wjechania autem w tłum protestujących. A od niedawna w Oklahomie demonstrantów można rozjeżdżać legalnie.

NOWY JORK – Masowe strzelaniny, które regularnie zakłócają życie Amerykanów, nie powinny być postrzegane jako losowe incydenty. Dowodzą one postępującego rozpadu suwerennej władzy państwa. Suwerenność – najwyższe roszczenie do władzy – wymaga, aby spełnione były co najmniej dwie zasady: niepodzielności i monopolu na legalne stosowanie siły. Tylko państwo, za pośrednictwem sił policyjnych, może stosować przemoc we własnej obronie – zarówno przed atakiem obcych sił, jak i przed terroryzmem i przestępczością wewnątrz kraju.

Utrata zaufania do policji i jej uprawnień jest groźnym zjawiskiem nie tylko dlatego, że zachęca do polegania na sobie w sytuacjach domniemanego niebezpieczeństwa czy bezprawia. Brak wiary w to, że państwo jest w stanie zapewnić bezpieczeństwo i sprawiedliwość – innymi słowy, chronić tkankę społeczeństwa – sprawia, że samowystarczalność staje się potencjalnym rywalem dla suwerenności państwa.

Upojeni przemocą: Ameryka staje się faszystowską dystopią

Historia pokazuje, że pojawienie się faszystowskich ruchów politycznych wiązało się z równoległym powstaniem prywatnych bojówek: czarnych koszul Mussoliniego, brunatnych koszul Hitlera, zielonych koszul Salgado w Brazylii czy błękitnych koszul Eoina O’Duffy’ego w Irlandii.

W dzisiejszych Stanach Zjednoczonych odosobnione przypadki wewnętrznych aktów terroru współistnieją z bardziej zorganizowanymi formami przemocy. Szturm na amerykański Kapitol 6 stycznia 2021 roku, nagły wzrost sprzedaży broni wśród przesyconego już bronią społeczeństwa oraz rozwój i normalizacja radykalnych prawicowych organizacji politycznych i bojówek – to tylko niektóre z licznych dowodów na przyspieszający rozpad zbiorowej wiary w suwerenność państwa.

A mogli zabić. Nowe fakty o szturmie na Kapitol

Prawicowe teorie spiskowe o „głębokim państwie” oraz kłamstwa Partii Republikańskiej na temat fałszowania wyborów mają wspólny cel: podważyć legitymację państwa. Wraz z szerzeniem się tych postulatów w mediach tradycyjnych i społecznościowych pozapaństwowe ośrodki przemocy zyskują coraz większą akceptację. Przemoc jest równocześnie potępiana i romantyzowana; to także schemat znany z narodzin faszyzmu.

Wszechobecna przemoc sama się napędza. Przekonuje, że dawna państwowość wyczerpała się lub jest w fazie schyłkowej, a co za tym idzie, jest niezdolna do zachowania niepodzielności suwerennej władzy i monopolu na legalne użycie siły. Z tego zaś rodzi się wniosek, że na arenę musi wkroczyć nowa, kompetentna siła, stanowiąca dla niej przeciwwagę. Jak ujął to Donald Trump 6 stycznia 2021 roku: „Jeśli nie będziecie walczyć do upadłego, nie będziecie mieli kraju”.

Zalewanie rynku bronią – tak jak zalewanie rynku idei „szajsem” (zgodnie z zaleceniem byłego doradcy Trumpa, Steve’a Bannona) – pogłębia niestabilność społeczną. Tam, gdzie rośnie lęk i zamęt, rosną siły reakcyjne. Ci, którzy się boją, mogą nie być skłonni uciekać się do przemocy, ale coraz częściej akceptują fakt, że inni stosują przemoc w ich imieniu.

Miesiąc po masakrze w Uvalde. Co zrobiła Ameryka?

Najlepszym sposobem na obronę liberalnej demokracji przed rosnącym zagrożeniem jest mobilizacja instytucji, które nadal funkcjonują: prasy, pokojowych zgromadzeń i procesu wyborczego. Musi to jednak nastąpić szybko, ponieważ każda z tych instytucji jest zagrożona. Facebook, Twitter i TikTok są obecnie dominującymi źródłami informacji, jednak ze względu na ich oparte na „ekonomii uwagi” modele biznesowe pierwszeństwo nad prawdą ma zysk. Ponieważ kłamstwo szerzy się szybciej od prawdy i przykuwa uwagę na dłużej niż fakty, w ostatecznym rozrachunku jest cenniejsze dla firm, które polegają na jak najdłuższej uwadze użytkowników, którym wyświetlają reklamy.

Tymczasem prawu do publicznego gromadzenia się zagrażają nowe przepisy stanowe, które otwierają drogę do stosowania przemocy wobec pokojowo protestujących. W Oklahomie kierowcy, którzy potrącą, a nawet zabiją kogoś swoim autem, nie będą pociągani do odpowiedzialności, jeśli „uciekali przed zamieszkami […] i mieli podstawy przypuszczać, że ucieczka jest konieczna, aby uchronić operatora pojazdu przed poważnymi obrażeniami lub śmiercią”. Ta sama ustawa wprowadza też nowe kary dla protestujących, którzy blokują ulice lub ruch drogowy, w tym grzywny w wysokości do 5 tys. dolarów i aż do roku więzienia.

Podobnie ci, którzy wjadą w tłum protestujących we Florydzie i Iowa mogą powołać się na immunitet w sprawach cywilnych, jeśli oświadczą, że działali w samoobronie.

Niebezpieczeństwo, które towarzyszy tego typu prawom, jest oczywiste. Z analizy ośrodka badawczego The Chicago Project on Security and Threats, której autorem jest Ari Weil, wynika, że w 2020 roku, w następstwie morderstwa George’a Floyda przez policjanta z Minneapolis, odnotowano 72 przypadki wjechania autem w tłum protestujących w 52 miastach w ciągu jednego tylko miesiąca.

Również procesowi wyborczemu zagrażają przepisy stanowe, które mogą dać (kontrolowanym przez republikanów) stanowym legislaturom prawo do zignorowania wyników wyborów prezydenckich i podstawienia własnych elektorów w miejsce tych, których wskazali wyborcy.

Co jeszcze bardziej niepokojące, Sąd Najwyższy USA wykonał niedawno gest w kierunku poparcia skrajnej doktryny prawnej, która zapewniłaby stanowym legislaturom nietykalność przed stanową lub federalną kontrolą sądową. To oznacza, że nie istniałyby żadne środki prawne, aby zablokować głosy podstawionego przez legislatury Kolegium Elektorskiego.

W obliczu piętrzących się zagrożeń ochrona podstawowych instytucji demokratycznych – wolnych mediów, prawa do pokojowych zgromadzeń oraz wolnych i uczciwych wyborów – będzie wymagać nie tylko zwiększonego zbiorowego zaangażowania, ale też prawdziwej odwagi.

Tej samej odwagi, jaką wykazali się dawni niewolnicy w epoce Jima Crowa i w obliczu terroru Ku Klux Klanu po wojnie secesyjnej. Odwagi aktywistów, którzy walczyli o prawa obywatelskie z nieprzejednanymi zwolennikami segregacji w latach 60. A wreszcie odwagi, jaka cechowała kobiety, które wywalczyły prawa wyborcze, a dziś znów muszą walczyć o prawo do decydowania o swoim ciele i zdrowiu.

Prawybory potwierdzają: republikanie nie mogą uwolnić się od Trumpa

Choć tym razem stawka jest być może najwyższa w historii, główne przesłanie pozostaje niezmienne. W wolnej republice podstawowe prawa trzeba zdobywać od nowa za każdym razem, kiedy suwerenna władza państwowa – ucieleśniająca fundamentalne wartości spajające wszystkich Amerykanów – jest zagrożona.

Przemoc, jaka rozlewa się dziś po Ameryce, atakuje zabezpieczenia stojące na straży debaty obywatelskiej i rządów prawa, wystawiając na próbę dalszą kontynuację pokojowych starań o wspólną tożsamość – założycielski ideał Stanów Zjednoczonym Ameryki wyrażony w motcie E pluribus unum, „z wielu – jedno”.

**
Richard K. Sherwin – profesor prawa, kierownik projektu Visual Persuasion Project na New York Law School. Współredagował książkę A Cultural History of Law in the Modern Age (2019).

Copyright: Project Syndicate, 2022. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Anna Opara.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij