Parafrazując Slavoja Žižka, łatwiej uwierzyć dziś w rządy jaszczuroludzi niż w to, że społeczeństwo można zorganizować bardziej sprawiedliwie.
W ostatnich latach coraz częściej słyszy się o tym, że amerykańscy milenialsi tęsknią za socjalizmem. Trudno powiedzieć, ile w tym prawdy i co dla młodych Amerykanów kryje się pod pojęciem socjalizmu, jednak sądząc po debatach toczących się na amerykańskich portalach, często chodzi tu o wyidealizowane wyobrażenie „modelu nordyckiego”. O ile młodym Amerykanom być może rzeczywiście marzy się jakiś socjalizm, o tyle starszym pokoleniom nadal kojarzy się on raczej z ponurą wizją upadających komunistycznych dyktatur.
Amerykańscy antykomuniści odkryli: 70% millenialsów woli socjalizm
czytaj także
Jeszcze na początku lat 80. Związek Radziecki i jego atomowy arsenał słusznie wzbudzały obawy, jednak po 1989 roku socjalizm zaczął być utożsamiany z nieefektywnością i ciągłymi niedoborami towarów. Niewątpliwie ułatwiło to wkrótce potem częściowy demontaż na kontynencie europejskim „zbyt kosztownego” państwa socjalnego, które wielu Amerykanów z trudem odróżnia od socjalizmu państwowego typu radzieckiego. Jednak w ostatnich latach, podczas gdy młoda amerykańska lewica otwiera się na „socjalizm dla milenialsów”, na prawicy coraz większą rolę odgrywają rozmaite teorie spiskowe, ostatnio zwłaszcza spod znaku ruchu QAnon. A wraz z rozwojem epidemii COVID-19 tego rodzaju teorie spiskowe coraz częściej padają na podatny grunt w kontynentalnej Europie.
Co to jest teoria spiskowa?
Na początku nowego tysiąclecia ukuto szereg pojęć oznaczających nieprawdziwe informacje. Fake newsy, „postprawda” albo starsze „legendy miejskie” różnią się od siebie, ale żadne z tych wyrażeń nie oznacza jakiegoś zupełnie nowego zjawiska. Jednak co do jednego większość komentatorów tych różnych wersji „nieprawdy” jest zgodna: rozpowszechnianie dezinformacji jest następstwem schyłku dominacji tradycyjnych mediów oraz zasługą pełnych rozmachu mediów społecznościowych. Podobnie jest z teoriami spiskowymi.
czytaj także
Co to takiego? Dwóch badaczy z Harvardu, Cass R. Sunstein i Adrian Vermeule, stworzyło minimalną definicję teorii spiskowej, według której jest to „próba wytłumaczenia jakiegoś zdarzenia lub procesu przez odwoływanie się do machinacji możnych tego świata, którzy próbują zataić swoją rolę (przynajmniej do czasu osiągnięcia własnych celów)”. Definicja ta mieści w sobie rozmaite paranoidalno-spiskowe wyjaśnienia konkretnych wydarzeń lub ich okoliczności – od supozycji, że rząd amerykański wiedział zawczasu o atakach z 11 września, ale rozmyślnie im nie zapobiegł, aby zyskać w ten sposób większe kompetencje w zakresie bezpieczeństwa wewnętrznego kraju, po teorie na temat zamieszkujących wnętrze Ziemi reptilian, jaszczuroludzi, którzy stamtąd pociągają za wszystkie sznurki. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by różne teorie łączyły się i wzmacniały: oto chemtrails – już nie smugi kondensacyjne samolotów, ale rzekomo rozpylane przez nie szkodliwe dla zdrowia substancje chemiczne – mogą być podstępnym działaniem reptilian planujących zgubę ludzkości.
Z drugiej strony – nie każda krążąca po internecie mistyfikacja jest teorią spiskową; taka teoria zakłada bowiem istnienie zmowy możnych i bogatych ludzi przeciwko bezsilnej większości. Innymi słowy, teoria spiskowa opiera się na tym, że klasa rządząca spiskuje na zgubę klasy rządzonej. Tym właśnie współczesne teorie spiskowe różnią się od strachu przed tajnymi rewolucyjnymi stowarzyszeniami, przeciwko którym wymierzono m.in. brytyjską ustawę Unlawful Societies Act z 1799 roku, mającą stłumić republikańską opozycję.
Niewątpliwe zasługi na tym polu ma m.in. popkultura. Pierwsza część trylogii Illuminatus! pióra Roberta A. Wilsona i Roberta Shea ukazała się w 1974 roku i od razu stała się wielkim hitem. Ironiczne, postmodernistyczne science fiction napisane z anarchistycznym dystansem opierało się na osiemnastowiecznej legendzie o spisku iluminatów. To właśnie do trylogii Iluminatus! nawiązał Umberto Eco w Wahadle Foucaulta z 1988 roku; nawiązują też do niej popularne, choć nieudolnie napisane książki Dana Browna, w tym bestseller Kod Leonarda Da Vinci. I tak jak w latach 40. popularność science fiction przyczyniła się do rozpowszechnienia wiary w kosmitów porywających ludzi (zręcznie powiązanej z teoriami spiskowymi w serialu Z archiwum X), tak popkulturowe obrazy iluminatów i różokrzyżowców rządzących światem rozsiały spiskowe ziarno znacznie dalej, niż miało szansę dotrzeć o własnych siłach.
USA mają kłopot
Sunstein i Vermeule przekonują, że w kontekście akademickim w odniesieniu do teorii spiskowej stosuje się dwa odmienne podejścia. Z jednej strony jest to perspektywa filozoficzna, zwłaszcza epistemologiczna, a więc dotycząca możliwości i granic poznania świata, a z drugiej – socjologiczna albo freudowska. Niemniej oba te podejścia sugerują to, o czym w związku z teoriami spiskowymi często wspomina Slavoj Žižek: teorie te mają podłoże egzystencjalne, dają nam pewność, że ktoś rządzi światem, nawet jeśli są to gigantyczni jaszczuroludzie we wnętrzu Ziemi. Bowiem myśl, że pędzimy przez wszechświat bez żadnego planu i przeznaczenia, jest bardziej przerażająca niż istnienie jakiegokolwiek planu, choćby najbardziej diabolicznego. Patrząc na to w ten sposób, teorie spiskowe należy uznać za substytut religii.
czytaj także
Jednak teorie spiskowe można również wyjaśnić politycznie. Nie są jedynie przekazem, który pasywnie odbieramy, ale stają się instrumentem działania. W świecie toczy się walka Dobra za Złem, a teoria spiskowa wzywa nas, byśmy stanęli po stronie Dobra. Zaś wiara w prawdziwość danej teorii to oczywiście pierwszy krok na tej drodze. Proste wyobrażenie polityki jako konfrontacji Dobra ze Złem to być może jedna z przyczyn ogromnej popularności teorii spiskowych w Stanach Zjednoczonych.
Kolejną może być również brak ochronnej sieci zabezpieczenia społecznego i narastające nierówności po drugiej stronie oceanu. W USA długo panował mit „amerykańskiego marzenia”, który miał legitymizować istniejące rozwarstwienie. Wielu Amerykanów długo wierzyło w to, że tak naprawdę nie są biedni, a tylko czekają na to, żeby zbić fortunę. W XX wieku „amerykańskie marzenie” zaczęło zmieniać się z realnej szansy w pewną ideologię, jednak nadal był siłą napędową Ameryki. Choć owo marzenie niewielu ludziom się spełniło, sporo było takich, którym z biegiem lat podnosiła się stopa życiowa i mogli oczekiwać, że ich dzieciom będzie żyło się lepiej niż im samym. Przez lata było tak, że każdy musiał brać udział w owej loterii i większość miała spore szanse na wygraną. „Amerykańskie marzenie” często podaje się jako jedną z przyczyn tego, że w Stanach Zjednoczonych nigdy nie rozwinął się na szeroką skalę ruch socjalistyczny: przecież nikt nie będzie walczyć przeciwko klasie, do której sam aspiruje.
czytaj także
Jednak w ostatnich dekadach nierówności w dochodach, które przecież w Ameryce zawsze były spore, przestały być korygowane przez znaczną mobilność społeczną. Dziś ubodzy pozostają ubodzy. W USA widać to lepiej niż gdziekolwiek indziej na świecie. I brak tutaj jakiegoś wytłumaczenia, które uzasadniałoby pogłębiającą się przepaść między biednymi i bogatymi. Nierówności są tak wielkie i na tyle trudne do ogarnięcia rozumem, że jedyne, co jest w stanie choć trochę je wyjaśnić, to spisek możnych. Obecne teorie spiskowe uważa się często za specyficzne w tym sensie, że wielu ludziom zastępują politykę. Politykę redukują do narracji spiskowej wszyscy, którzy są szczerze przekonani o tym, iż w Ameryce toczy się walka między siatką pedofilską z ośrodkiem w Waszyngtonie i Hollywood a prezydentem Donaldem Trumpem. Grupy na Facebooku poświęcone tej teorii znanej jako QAnon liczyły miliony członków (niedawno Facebook zablokował konta powiązane z QAnon – red.).
Zagubiony socjalizm
„Polityka spiskowa” ma pewien szkopuł: otóż trudno znaleźć wspólne interesy i zawierać sojusze z jej wyznawcami. Ludzie zazwyczaj albo wierzą w spiski, np. że COVID-19 stworzyła Światowa Organizacja Zdrowia, aby podbić zyski koncernów farmaceutycznych, albo nie wierzą w nie. Trudno znaleźć jakikolwiek kompromis między tymi dwiema postawami. Co prawda obalanie tych teorii jest potrzebne, jednak prawdopodobnie nie zapobiegnie ich rozprzestrzenianiu się w internecie szybciej, niż ktokolwiek zdąży dowieść ich nieprawdziwości. Ich źródłem jest bowiem głęboka frustracja, której trudno się dziwić, patrząc na globalny rozkład zamożności.
Nie było spisku, była polityka [rozmowa z Adamem Leszczyńskim]
czytaj także
Być może teorie spiskowe są dziś tak popularne m.in. dlatego, że straciliśmy socjalizm. I to nie tylko w sensie perspektywy, że w przyszłości będzie nam się powodzić lepiej niż w przeszłości, ale również w znaczeniu umiejętności politycznego artykułowania naszego gniewu w momencie, kiedy taka przyszłość staje się coraz mniej prawdopodobna. W czasach, kiedy znaczna część klasy pracującej miała świadomość tego, że celem klasy rządzącej jest przede wszystkim to, by nie musiała się dzielić z tą pierwszą swoimi zyskami, snucie teorii o reptilianach nie miało sensu. Po co buntować się przeciwko noszeniu maseczek, kiedy ma się za plecami potężny ruch polityczny, dążący do zmiany świata? Krach projektu komunistycznego, który rozpoczął się najpóźniej w 1956 roku, i pomyślna delegitymizacja socjalizmu jako postępowego światopoglądu, która zaczęła kiełkować już w latach 70., ale osiągnęła pełnię dopiero po 1989 roku, doprowadziły nas do sytuacji, w której wielu ludziom łatwiej uwierzyć w QAnon czy spisek WHO niż w alternatywną organizację społeczeństwa.
Zatem dziś pozostaje nam jedynie mieć nadzieję, że amerykańscy milenialsi rzeczywiście wierzą w socjalizm i będą skłonni co nieco złożyć na jego ołtarzu, a my będziemy mogli dołączyć do nich w tych wysiłkach.
**
Matěj Metelec jest eseistą i redaktorem czeskiego dwutygodnika kulturalnego „A2”. Zajmuje się historią ruchu socjalistycznego i myśli politycznej w Europie Środkowej.
Z czeskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.