Kultura

Solpol stracimy. Tak jak wcześniej straciliśmy Supersam czy dworzec w Katowicach

To, co ma największą wartość, jest burzone, a po pewnym czasie następuje refleksja, najczęściej gdy ktoś na Zachodzie napisze albo powie, że to było wartościowe. Wtedy bierzemy się za ochronę tego typu obiektów, ale już nie tych najlepszych, bo te wyburzono. Rozmowa z urbanistą Kubą Snopkiem.

Paulina Siegień: Jest afera wokół Solpolu. Kilka dni temu ogłoszono, że wrocławski Solpol, czyli zbudowany w 1993 roku w centrum Wrocławia kolorowy budynek, budzący wiele skrajnych emocji, zostanie rozebrany, a w jego miejscu powstanie coś innego. Podniosły się głosy krytyczne, w tym twój post na fejsbuku, który zaczął krążyć po sieci i mediach. Co sprawiło, że zaangażowałeś się w tę sprawę?

Kuba Snopek: Znowu dzieje się dokładnie to samo, wchodzimy na te same grabie. Po raz kolejny tracimy w Polsce bardzo wartościowy obiekt architektoniczny i po raz kolejny reakcja jest zbyt późna i skazana na porażkę. Mam wrażenie, jakbym oglądał wypadek samochodowy w zwolnionym tempie. Dokładnie widać, co się dzieje i dokładnie wiadomo, co się wydarzy za chwilę. Napisałem ten post z bezsilności. Generalnie, architektura to niezwykle ważna część kultury i tożsamości, ale w Polsce nie cieszy się popularnością. Jest zbyt mało ekspertów, decydentów, polityków i ludzi kultury, którzy podchodziliby do architektury na poważnie. Dlatego ciągle wydarza się to samo. Nie potrafimy docenić jako społeczeństwo czegoś, co jest unikatowe i wartościowe, pozwalamy to wyburzyć, a potem zaczyna się płacz i zgrzytanie zębami, bo wielka strata. I z Solpolem będzie dokładnie to samo.

Super Sam w 1969 roku Fot. Wikimedia Commons/CC0

To samo, co z…

To samo co z Supersamem, dworcem w Katowicach, wieloma modernistycznymi pawilonami, najbardziej znany przykład to Pawilon Chemii w Warszawie. To się cyklicznie powtarza. Jakieś 10-15 lat temu atmosfera wokół budynków późnego modernizmu była taka sama, jak dziś wokół postmodernistycznego Solpolu. To jest trudna architektura, która wymaga trochę wysiłku intelektualnego, żeby ją zrozumieć i docenić, do tego starzeje się i jest brudna. Np. dworzec w Katowicach był po prostu brudny i to był jeden z często podnoszonych argumentów za jego wyburzeniem!

Taki Solpol nie wygląda jak prosta w odbiorze i zrozumiała dla wszystkich dziewiętnastowieczna kamienica i z tego względu nie znajduje wielkich rzesz wielbicieli, gotowych występować w jego obronie. Z Supersamem było tak, że został on zniszczony, na jego miejscu powstał bardzo przeciętny budynek, a dopiero później zaczęła się dyskusja o tym, co straciliśmy. Pamiętam, jak przyjechał szwajcarski architekt Christian Kerez i zapytano go, jaki jest jego ulubiony budynek w Warszawie, a on powiedział, że jego ulubiony budynek już nie istnieje, że to był Supersam. I nagle wszyscy się obudzili, że to wielka tragedia. Podobnie było z modernistycznymi pawilonami. Jak już wszystkie najlepsze realizacje zniknęły, to pojawia się wola, by chronić tego typu architekturę.

To co jest nie tak z nami, że tak się dzieje?

To jest błąd systemowy: polska kultura po prostu nie widzi architektury. Jesteśmy w stanie jako społeczeństwo zrozumieć i docenić wartość filmu, poezji czy literatury, ale architektura nie znajduje zrozumienia. Obok sprawy Solpolu drugim koronnym dowodem dla mnie na potwierdzenie tej tezy jest tzw. „odbudowa Pałacu Saskiego w Warszawie”. Moim zdaniem dyskusja nie powinna toczyć się wokół odbudowy pałacu, a wokół zniszczenia jednego z największych dzieł polskiej powojennej architektury, jakim jest kompozycja placu Piłsudskiego z Grobem Nieznanego Żołnierza. Nie jest on prostym symbolem, to bardzo nieoczywista forma narodowego miejsca pamięci, o głębokiej wymowie, której zrozumienie wymaga refleksji, wysiłku intelektualnego. Tymczasem niedawno odbyło się głosowanie w senacie i okazuje się, że zniszczenie Grobu Nieznanego Żołnierza ma szerokie poparcie ponad podziałami politycznymi. To bezrefleksyjne porozumienie sprzyja promowaniu architektury przeciętnej, prymitywnej.

Pałac Saski. Odbudowa, której do niczego nie potrzebujemy

Wróćmy do Solpolu. Decyzja o zburzeniu ma wielu zwolenników w samym Wrocławiu, w dość powszechnym przekonaniu to architektura szpetna i nawet do pewnego stopnia wstydliwa. Na czym więc polega wyjątkowa wartość Solpolu?

Zacznijmy od tego kryterium oceny, że coś jest szpetne, brzydkie. To, w jaki sposób społeczeństwo tworzy i odbiera architekturę, odzwierciedla wartości, które ono wyznaje. Wokół Solpolu toczy się dyskusja z użyciem takich właśnie argumentów: jest szpetny, nie pasuje, jest inny. Powiem szczerze, że społeczeństwo, które uważa, że należy zniszczyć to, co jest inne, szpetne i nie pasuje, jest dość przerażające.

Na wartość Solpolu składa się kilka elementów. Pierwszy to taki, że to jest architektura absolutnie unikatowa. Postmodernizm jako styl w architekturze przybiera często formę antymodernizmu. Modernizm miał agendę społeczną, chciał zmieniać świat, stosunki społeczne, ale formalnie stał się dosyć nudny. Przybrało to formę takiej dość jednostajnej pudełkowej architektury.

Architektura PRL: nie tylko polityka

Postmoderniści na całym świecie niezależnie od siebie szukali sposobu na dyskusję z tą formą, szukali nowej estetyki, która byłaby wesoła, pełna entuzjazmu, w jakiś sposób inna, wyróżniająca się. Tych dróg było bardzo dużo i jak dzisiaj patrzymy na dziedzictwo postmodernizmu, czyli architektury lat 80. i 90., to bardzo duża część z tej architektury przetwarzała różne historyczne elementy. Na całym świecie są takie budynki, które udają, że są starsze niż w rzeczywistości, albo które w bardzo dosłowny sposób starają się nawiązać do stylów historycznych, w Polsce dobrym przykładem jest stare miasto w Elblągu.

Solpol jest interesujący, bo tworzy tę nową estetykę nie poprzez udawanie czegoś starego, ale poprzez wybieranie różnych elementów starej architektury i przekształcanie ich w zupełnie nieoczekiwany sposób. Powstał kolaż, w którym można odszukać absydę kościoła i elementy starych kamienic, ale w całości to zupełnie nowa forma, która nie ma ambicji, żeby być formą historyczną. Solpol to postmodernizm, który patrzy w przyszłość, nie w przeszłość.

Czyli powinniśmy chronić to, co jest ciekawe, chociaż niekoniecznie ładne.

Trudno powiedzieć, czy Solpol jest ładny czy brzydki, bo to bardzo subiektywne kategorie. Modernizm też wydawał się brzydki, aż pojawiła się moda na modernizm i nagle stał się w oczach wielu ludzi ładny. Podobnie było z brutalizmem.

Solpol to architektura jedyna w swoim rodzaju i to jest moim zdaniem największa jego wartość. Po prostu nie ma niczego podobnego. Nie możemy powiedzieć, że to jest polski Hans Hollein, polski Michael Graves, czy polski Aldo Rossi, bo każdy z nich miał zupełnie inny język formalny. Wojciech Jarząbek, autor projektu Solpolu, wymyślił swoją formę i stworzył własny wyjątkowy język. Nie zbudował zbyt wielu obiektów, a wśród tych, które zbudował, Solpol jest niewątpliwie najlepszy.

Kolejna wartość Solpolu tkwi w tym, że sam twórca mówił, że chciał w tej bryle w jakiś sposób oddać nastrój epoki. A nastrój epoki to była wielka zmiana, koniec PRL-u, początek kapitalizmu, nowe stosunki społeczne, nowa moda, nowa estetyka. I ten budynek jest dokumentem tej epoki, odzwierciedleniem atmosfery przełomu, początku lat 90. Generalnie architektura jest dość kapitałochłonnym przedsięwzięciem, a wtedy tego kapitału było mało, więc ta nowa estetyka bardzo często przybierała formy bazarów, jakichś mniejszych form, budek handlowych, kiosków, a tutaj mamy nagle spory budynek. Nie ma aż tak wiele dużych realizacji z tamtego okresu i nie ma chyba żadnego innego budynku, który byłby równie mocno osadzony w estetyce lat 90.

W stosunku do tej estetyki ważną rolę gra chyba pokolenie. To nie przypadek, że Solpolu bronią młodzi ludzie. Dla części społeczeństwa lata 90. kojarzą się trochę wstydliwie, z jakimś takim obciachem. Próbowaliśmy być inni, fajni i zachodni z użyciem tych środków, które były pod ręką. Obok rozwija się nostalgia za tym czasem, której sztandarowym wyrazem jest Duchologia Olgi Drendy.

Tak, to wraca. Dopiero co skończyłem oglądać Rojst ‘97, który cały jest zbudowany na tej nostalgii za estetyką lat 90., muzyczną, graficzną.

„Rojst ʼ97”: Bagno o wielu dnach

To jest obecne też we współczesnej modzie, we wnętrzarstwie. Ta estetyka wraca jako pewna antyteza estetyki panującej w latach 2000., 2010., takiego Airbnb-minimalizmu, tych szklanych szarych biurowców, powściągliwości. Wydaje mi się, że wszyscy mają jej już trochę dość i postmodernizm jest pociągającą alternatywą, która wraca już przetworzona i przekształcona w różnych warstwach kultury. Niestety, do decydentów, od których zależy, czy dany budynek zostanie zburzony czy nie, ten trend jeszcze nie dotarł. Z drugiej strony, rzeczywiście, lata 90. to czas kompleksów, kiedy byliśmy biedni, budowało się z byle czego.

Widmowa dekada [rozmowa z Olgą Drendą]

To jak można tą nienostalgiczną część społeczeństwa przekonać do takiej architektury?

Solpol całym sobą mówi jedną bardzo ważną moim zdaniem rzecz. Jest dowodem na to, że w latach 90. więcej było możliwe. Dzisiaj Solpol by po prostu nie mógł powstać. Nikt by nie pozwolił go zbudować. Żyjemy w czasach silnej kontroli przestrzeni, takiej kulturowej kontroli, gdzie argumentem jest to, że coś nie pasuje, nie wpisuje się, że projekt jest zbyt krzykliwy, nie jest historyzujący. Dzisiaj Solpol nie mógłby powstać, a to, że powstał mówi wiele dobrego o latach 90., o otwartości na nowe idee i swobodzie twórczej, jaka wtedy panowała. Mi się to kojarzy fajnie, Solpol to dla mnie ta sama epoka co Majka Jeżowska i Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, Chłopaki nie płaczą i Killer. Dla mnie to pozytywne wspomnienia.

Pracowałeś przez wiele lat w Rosji i w Ukrainie. Czy oni też mają takie przygody z architekturą?

W Ukrainie dzieje się wiele ciekawych rzeczy wokół architektury. Z jednej strony trwa tam dekomunizacja, która na początku była dość prymitywna, ale stała się w pewnym momencie procesem pełnym refleksji o tym, jak obcować z architekturą z czasów ZSRR. W latach 80. w Ukrainie powstało kilka realizacji w duchu postmodernizmu, kiedy dojrzewała już w społeczeństwie i elitach polityczna wola wyjścia z ZSRR. To była jeszcze epoka Gorbaczowa, ale te budynki sugerowały już wyraźnie, że Ukraina wybrała inną ścieżkę.

Co ciekawe, ostatnio, dosłownie miesiąc temu w lipcu, bardzo podobna sytuacja do afery wokół Solpolu wydarzyła się w Kijowie. Znajduje się tam brutalistyczny budynek z 1985 o nazwie Kwiaty Ukrainy, zaprojektowany jako kwiatowy pawilon. Deweloper go kupił i zaczął burzyć. Młodzi ludzie w Kijowie się bardzo szybko zorganizowali i pojechali na miejsce, gdzie zatrzymali koparki. Wokół tego wytworzył się całkiem spory protest i budynek został momentalnie wpisany na listę zabytków i uratowany.

Tam, gdzie kończy się polityka, azylu udziela sztuka

Z Solpolem było trochę na odwrót. Wniosek o wpisanie do rejestru zabytków przeszedł przez wszystkie instancje i w każdej z nich poległ, wydano zgodę na rozbiórkę. Wtedy wrocławska młodzież się zorganizowała, odbyło się Solpol party, zrobiono piękne zdjęcia, ale to już raczej walc na Titanicu niż działanie, które może zmienić te decyzje, które zapadły. Solpol stracimy.

W swojej książce o Bielajewie, czyli moskiewskim blokowisku z czasów Chruszczowa, piszesz o kryzysie związanym z pojęciem zabytku, bo w wiek zabytkowy wchodzi architektura, która nam się nie kojarzy w oczywisty sposób z czymś, co wymaga specjalnej ochrony. To właśnie modernistyczna zabudowa mieszkaniowa, generalnie późny modernizm, a teraz dochodzą do tego dylematy architektury postmodernistycznej. Jak sobie wyobrażasz rozwiązanie tego kryzysu?

Cały świat ma ten problem, bo jakieś 50-60 lat temu zaczęła powstać architektura abstrakcyjna w swojej formie i trudniejsza w odbiorze, a do tego pozbawiona unikatowości – prefabrykowana. Podkreślam, że to akurat nie jest przypadek Solpolu, który jest absolutnie unikatowy. Dziedzina ochrony zabytków weszła na pole minowe, bo zasady ochrony zabytków, które obowiązują od XIX wieku, napotykają w związku z tym trudności. Należy się bardziej zagłębić w tę architekturę, by zrozumieć, czy i co należy chronić.

Sytuacja w Polsce jest jednak inna, jak mi się wydaje i Polska jest pod tym względem zupełnie wyjątkowa. W Polsce instytucje, eksperci, media, generalnie wszyscy spóźniają się z ochroną tego, co jest najbardziej wartościowe. W rezultacie to, co ma największą wartość, jest burzone, tak jak było z Supersamem, dworcem w Katowicach czy teraz z Solpolem, a po pewnym czasie następuje refleksja, najczęściej wywołana przez czynniki zewnętrzne, np. ktoś na Zachodzie napisze albo powie, że to było wartościowe. Wtedy bierzemy się za ochronę tego typu obiektów, ale już nie tych najlepszych, bo te wyburzono, tylko tych średnich, które zostały.

Ochrona zabytków powinna jednak polegać na tym, by wybrać te najbardziej wartościowe obiekty, by to one pozostały z nami na zawsze. To jest tragiczne, bo zostajemy z drugo- i trzeciorzędnym dziedzictwem. Za chwilę stanie się to po raz kolejny: wyburzymy niezwykle poetycki Grób Nieznanego Żołnierza i w przyszłość pomaszerujemy ze stojącymi nieopodal schodami donikąd Jerzego Kaliny. To one staną się głównym pomnikiem na najważniejszym placu w Polsce!

A jak można przyspieszyć refleksję, by nie przychodziła do nas dopiero po artykule „stażysty z Guardiana”, jak to ironicznie opisujesz w swoim poście o Solpolu?

Zawsze uważałem i uważam nadal, że największą rolę do odegrania mają media, że są takim klejem, który potrafi przekazać to, co mówią eksperci szerszej publiczności. W Krytyce Politycznej macie fantastycznego publicystę, który pisze o polityce i o kinie, i on bardzo często pisząc o kinie pisze o polityce, a pisząc o polityce pisze o kinie. To się przenika, bo też tak się w polskiej kulturze utarło, że kino to bardzo istotny element naszej tożsamości. Trudno sobie wyobrazić, że ktokolwiek się zgodzi, by zniszczyć wszystkie kopie Pociągu Kawalerowicza, żeby wymazać ten film z polskiej kultury. A z Supersamem właśnie się to zdarzyło, to jest moim zdaniem porównywalna sprawa.

Legenda w przedmiotach zaklęta

Wydaje mi się, że rozwiązaniem jest mówienie o tym w mediach i środowiskach szerszych niż eksperckie, bo ochrona zabytków jako zinstytucjonalizowana dziedzina działalności zaledwie odzwierciedla te wartości, jakie ma społeczeństwo i co na temat architektury myśli społeczeństwo. Ten społeczny stosunek do architektury należy kształtować, ot choćby przez takie wywiady jak ten, żeby nie szukać daleko przykładu. To jest pierwsza rzecz do zrobienia.

Sen o elektryfikacji

Po drugie, w Polsce mamy wielu ludzi, organizacji i instytucji, które zabiegają o ochronę zabytków i tego, co powinno ich zdaniem być uznane za zabytki. Tylko, że sytuacja bardzo różni się w zależności od miejsca. Warszawa ma fantastycznego konserwatora zabytków, jest o wiele lepiej niż we Wrocławiu. Jest SARP w Częstochowie, który bardzo troszczy się o architekturę powojenną, są takie głosy z Łodzi. Warto moim zdaniem spojrzeć na te wszystkie inicjatywy lokalne i ucząc się od nich podjąć próbę przekształcenia tych istniejących instytucji ochrony dziedzictwa, które dziś nie zdają egzaminu. Jeśli we Wrocławiu dojdzie do zburzenia Solpolu, to będzie to oznaczać, że instytucje, które do tego dopuściły, nie spełniają swojej najbardziej podstawowej funkcji i należałoby przemyśleć, czy są one w ogóle potrzebne w takiej formie.

Dworzec PKP Katowice w 2010 roku Fot. Kggucwa/Wikimedia Commons

Z jednej strony związek architektury z polityką, o którym mówisz, jest dość oczywisty, a z drugiej rzeczywiście dość słabo skonceptualizowany w mediach, przynajmniej dopóki nie pojawia się taki przypadek jak Solpol, jakaś kontrowersyjna rozbiórka. Stosunek społeczeństwa do architektury, generalnie do przestrzeni wiele mówi o tym społeczeństwie. Zafrapowało mnie, co w takim razie mówi o polskim społeczeństwie marzenie o odbudowie Pałacu Saskiego?

Że większość ma to gdzieś. To nie jest coś, co szeroko rezonuje. Ale jeśli miałbym coś powiedzieć o polskim społeczeństwie przez pryzmat Grobu Nieznanego Żołnierza i Pałacu Saskiego, to na pewno nie byłaby to pochlebna diagnoza. Sytuacja wygląda tak, że mamy ekspertów, którzy są generalnie zgodni co do tego, że Grób Nieznanego Żołnierza i kompozycja placu Piłsudskiego jest bardziej wartościowa niż jakakolwiek odbudowa. Tymczasem politycy, którzy podejmują decyzje o odbudowie, mają to po prostu gdzieś.

Poza tym, nie do końca wiadomo, co będzie odbudowywane, bo jeśli wierzyć varsavianistom, to Pałac Saski już dawno tym pałacem nie był, więc kształt tej odbudowy może okazać się niespodzianką.

Ale najbardziej niepokojące i tak jest to, że nie wiadomo po co. To ma być symbol, jakaś taka wielka dekoracja, ale ideologowie odbudowy nie mają wykrystalizowanego zdania co do przyszłej funkcji tego budynku. Na razie mamy giełdę pomysłów, co tam umieścić, może Senat, może jakieś muzeum.

Dla pokrzepienia przypomnę, że podobna historia wydarzyła się w Berlinie. Ze względów ideologicznych wyburzono budynek pałacu republiki, czyli NRD, którzy eksperci uważali za bardzo wartościowy architektonicznie. Jako pretekst uznano fakt, że budynek jest z azbestu. Został więc zniszczony, a na jego miejscu powstała rekonstrukcja pruskiego zamku. Tyle, że funkcja tego zamku nie była jasna i skończyło się na połączeniu przestrzeni wystawienniczej z hotelem. Dzisiaj w Berlinie wszyscy załamują ręce, że wydano tyle miliardów euro nie wiadomo na co i nie wiadomo komu i do czego jest to potrzebne. Więc nie jesteśmy jedyni – warto byłoby się uczyć nie tylko na swoich, ale też na cudzych błędach.

***

Kuba Snopek – urbanista, badacz miast, pedagog. Absolwent Instytutu Strelka, UC Berkeley i PWr. Wieloletni dyrektor programowy Charkowskiej Szkoły Architektury i wykładowca moskiewskiego instytutu Strelka. Autor książki Bielajewo: Zabytek Przyszłości, poświęconej ochronie niematerialnego dziedzictwa i projektu Architektura VII. Dnia – badań kościołów wybudowanych w Polsce w drugiej połowie XX wieku. Autor projektu Real Estate Art – krytycznych badań sztuki fundowanej przez deweloperów.

**

ZEIT-Stiftung Ebelin und Gerd Bucerius

Materiał powstał dzięki wsparciu ZEIT-Stiftung Ebelin und Gerd Bucerius.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Siegień
Paulina Siegień
Dziennikarka i reporterka
Dziennikarka i reporterka związana z Trójmiastem, Podlasiem i Kaliningradem. Pisze o Rosji i innych sprawach, które uzna za istotne, regularnie współpracuje także z New Eastern Europe. Absolwentka Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego i filologii rosyjskiej na Uniwersytecie Gdańskim. Autorka książki „Miasto bajka. Wiele historii Kaliningradu” (2021), za którą otrzymała Nagrodę Conrada.
Zamknij