Historia, Weekend

Niemcy, nie naziści. O niemieckich antyfaszystach w II RP

„Niechaj krzyczą nacjonaliści z jednej i drugiej strony, że socjaliści zdradzają naród” – pisała w styczniu 1928 roku PPS-owska „Gazeta Robotnicza”. „Nie o naród chodzi burżuazji. Chodzi jej jedynie o worek z pieniędzmi. A nam chodzi o nasze prawa robotnicze, bo gnębi polskich i niemieckich robotników jednakowa nędza i ucisk”.

Międzywojenną Polskę zamieszkiwało niemal milion osób narodowości niemieckiej, skupionych głównie na obszarze Pomorza, Wielkopolski, Śląska i województwa łódzkiego. Już w latach 20. zaczęła rozpowszechniać się w ich gronie ideologia nazistowska.

Z początku zjednywała sobie tylko wąskie grupki działaczy. Prawdziwa eksplozja popularności hitleryzmu nastąpiła jednak dopiero po przejęciu przez NSDAP władzy w Niemczech. „Nie tylko nacjonaliści, centrum i pseudodemokraci po prostu z dnia na dzień oświadczyli, że uważają się za narodowych socjalistów, ale i znaczna ilość ludzi o chwiejnych i nieskrystalizowanych poglądach dała się pociągnąć w pole magnetyczne promieniujących z Trzeciej Rzeszy prądów” – napisał potem Emil Zerbe, pochodzący z Łodzi lider niemieckich socjalistów w Polsce.

Antifa: codzienny antyfaszyzm

czytaj także

Niektórzy dojrzeli w Hitlerze ideowego pobratymca, jeszcze częściej postrzegano go jako protektora rozsianych za granicą rodaków, a także człowieka dającego nadzieję na przywrócenie niemieckiej dominacji na dawnych terytoriach Rzeszy. Fascynacja nazizmem była tak duża, że wychodzący w Poznaniu „Posener Tageblatt” posunął się w lipcu 1933 roku do stwierdzenia, że „my, Niemcy w Polsce, jesteśmy wszyscy narodowymi socjalistami”.

DSAP kontra NSDAP

W rzeczywistości ekspansja hitlerowskiej ideologii napotykała jednak na głosy oporu i zorganizowaną opozycję. Sprzeciw wyraziła część chadeków na czele ze śląskim senatorem Eduardem Pantem. Choć Pant odrzucał nazizm, to nawet on początkowo doszukiwał się w nim „pewnych wartości”, upatrując ich np. w krytycznym stanowisku wobec liberalizmu. Zdecydowanie potępiał jednak narodowy szowinizm i wskazywał na rażącą sprzeczność pomiędzy ideologią NSDAP a moralnością chrześcijańską, konsekwentnie deklarując przy tym lojalność wobec państwa polskiego.

Postawa partii Panta była jednak dość odosobniona na tle innych ugrupowań niemieckiej prawicy i centrum. Szybko dotknął ją ostracyzm ze strony pobratymców i polityczna izolacja. Naturalnym wrogiem nazizmu była za to z założenia robotnicza lewica. Adolf Hitler oskarżał ją o odpowiedzialność za wszystkie nieszczęścia, jakie spotykały naród niemiecki, a wytępienie marksizmu uznał za naczelne zadanie swej polityki.

Bezpardonowa walka, jaką hitlerowcy toczyli z socjalistami i komunistami w samych Niemczech, przekładała się też na stosunki pomiędzy tymi środowiskami poza granicami kraju. Ponieważ niemieccy komuniści nie wytworzyli w Polsce odrębnej organizacji, ośrodkiem działalności antyfaszystowskiej stała się tutaj założona w roku 1925 Niemiecka Socjalistyczna Partia Pracy w Polsce (DSAP).

Socjaliści odrzucili ideę wspólnego frontu politycznego polskich Niemców, uznając, że służy ona interesom nacjonalistów i klas posiadających. Zamiast niej wybrali drogę współpracy z innymi partiami socjalistycznymi działającymi na obszarze II RP, przede wszystkim z PPS i żydowskim Bundem.

W marcu 1926 roku, na wspólnej konferencji zorganizowanej w Łodzi, DSAP i PPS zgodnie zadeklarowały, że będą zwalczać „wszelkie wystąpienia nacjonalistyczne wszystkich ugrupowań obu narodów”. Mimo wściekłych ataków środowisk prawicowych socjaliści konsekwentnie przekonywali, że niemieckiemu robotnikowi bliżej winno być do polskiego czy żydowskiego robotnika niż do niemieckiego fabrykanta. „Niechaj krzyczą nacjonaliści z jednej i drugiej strony, że socjaliści zdradzają naród” – pisała w styczniu 1928 roku PPS-owska „Gazeta Robotnicza”. „Nie o naród chodzi burżuazji. Chodzi jej jedynie o worek z pieniędzmi. A nam chodzi o nasze prawa robotnicze, bo gnębi polskich i niemieckich robotników jednakowa nędza i ucisk”.

Nawróceni naziści: od Hitlera do Jezusa

czytaj także

I gdy w początkach 1933 roku duża część mniejszości niemieckiej w Polsce z aprobatą i entuzjazmem zareagowała na dojście NSDAP do władzy, to socjaliści bili na alarm, ostrzegając, że naziści nie tylko niosą zgubę społecznym interesom robotnika, ale również groźbę krwawych waśni, łącznie z widmem nowej wojny. „Partia uważała i uważa ruch hitlerowski za najgorszy i najgroźniejszy przejaw nacjonalizmu. Każda próba przeniesienia walki narodowościowej na teren Polski znajduje w Niemieckiej Socjalistycznej Partii Pracy zdecydowanego przeciwnika” – czytamy w oświadczeniu DSAP z maja 1933 roku.

Demaskatorzy nazizmu 

Działacze DSAP podjęli karkołomną próbę walki z potężną machiną hitlerowskiej propagandy głoszącą, że zwycięstwo nazizmu przyniosło Niemcom rozwiązanie problemów ekonomicznych, a zwykłym ludziom zapewniło godne życie, pracę i chleb. W szeregu miejscowości polscy i niemieccy socjaliści organizowali wspólne manifestacje pod hasłem walki z faszyzmem. Jedna z nich odbyła się w Katowicach, 11 grudnia 1933 roku.

Przemawiający na niej Siegmund Glücksmann, poseł DSAP na Sejm Śląski, demaskował obłudę, z jaką naziści wykorzystywali stosowane wcześniej przez lewicę hasła socjalne. Stwierdził, że Hitler „namalował piękny czerwony szyld i tak okłamywał robotników”, ale w rzeczywistości z socjalistycznego programu nie zrealizował nic.

Kto tu jest nazistą? Jak Rosjanie manipulują historią i statusem ofiary

Według Glücksmanna nazizm oddał organizacje robotnicze w ręce kapitalistów, a w państwie niemieckim zamierza zaprowadzić ustrój stanowy rodem ze średniowiecza, gdy nad chłopem i robotnikiem panowali monarchowie, szlachta i kler. W odpowiedzi na socjalistów sypały się gromy ze strony osób uwiedzionych wizjami Adolfa Hitlera. „Ci ludzie nie należą do naszej niemieckiej wspólnoty narodowej i muszą być od niej oddzieleni” – grzmiał poseł niemieckiej prawicy do polskiego Sejmu Kurt Richard Graebe, potępiając DSAP za „wylewanie kubłów nieczystości na Rzeszę”.

Praca Graebego i jemu podobnych przynosiła widoczne efekty. Socjaliści nie tylko nie byli w stanie powstrzymać postępującej nazyfikacji mniejszości niemieckiej w Polsce, ale i sami tracili wpływy oraz społeczne poparcie. Szeregi DSAP topniały, a kręgosłupy ideowe łamały się nawet u partyjnych liderów. W roku 1934 z organizacją zerwał wieloletni przywódca i były poseł Artur Kronig, wybierając współpracę ze środowiskami prohitlerowskimi. Działalność partii socjalistycznej ograniczała się tylko do okręgu łódzkiego i Górnego Śląska. Pomorze i Wielkopolska już od dłuższego czasu stanowiły rejony całkowitej dominacji niemieckiej prawicy. Dosyć wyraźnie widać było, że duchem niemieckiego nacjonalizmu najsilniej przesycone są te obszary II RP, które wcześniej znajdowały się w granicach cesarstwa Hohenzollernów.

Osłabieni socjaliści nie zamierzali się jednak poddawać. Konsekwentnie informowali o zbrodniach hitlerowskiego reżimu, o ekscesach antysemickich, masowych prześladowaniach opozycji i grozie obozów koncentracyjnych. Demaskowali aktywność nazistowskiej propagandy na terenie Polski, zwracając uwagę np. na działalność przesiąkniętych tą ideologią niemieckich szkół prywatnych.

DSAP udzielała też schronienia i pomocy materialnej emigrantom politycznym z Rzeszy. Organizowała przemyt antyfaszystowskiej propagandy przez kordon graniczny. Aktywność ta ściągała na nich uwagę służb nie tylko niemieckich, ale także i polskich. Podejrzane kontakty z komunistycznym podziemiem w Rzeszy sprawiły np., że czasowo aresztowany został przywódca górnośląskiej DSAP Johann Kowoll. Ten sam Kowoll stwierdził jednak potem, że „kto jako Niemiec czuje się w Polsce prześladowanym i sądzi, że od Adolfa Hitlera doczeka się wybawienia, temu możemy tylko oświadczyć, że my nie mamy najmniejszego zamiaru powędrować z wolnej Polski w niewolę, by powiększyć europejski obóz koncentracyjny nazistów”.

Wolfenstein w imię Ameryki bez nazistów

Na tle reszty niemieckiego środowiska w Polsce robotniczy ruch socjalistyczny stanowił osamotniony bastion wierny ideom demokracji, równości obywatelskiej i międzynarodowego braterstwa. Tygodnik „Czarno na białem” pisał w grudniu 1938 roku, że „obok zhitleryzowanego mieszczaństwa niemieckiego, w Polsce mieszkają masy niemieckiego proletariatu, które z obrzydzeniem patrzą na to, co się dzieje za naszą zachodnią granicą, nie marzą o »hitlerowskim raju« i w poczuciu swego obowiązku obywatelskiego chcą wraz z ludem polskim pracować dla dobra wspólnego państwa”. Warto mieć świadomość, że postawa taka niebywale utrudniała wówczas życie w ramach niemieckiej społeczności, narażała na szykany ze strony rodaków i groziła choćby utratą pracy.

W obliczu katastrofy

Jeszcze głębszą przepaść wykopywała postawa DSAP wobec zbliżającego się konfliktu zbrojnego. Socjaliści przekonywali, że reżimu hitlerowskiego nie można utożsamiać z narodem niemieckim, że władza nazistów pochodzi z terroru, a nie z wolnych wyborów, i że narodowy interes Niemców nakazuje im wypowiedzenie posłuszeństwa tej władzy. A gdyby Rzesza posunęła się do napaści na Polskę, to w jej obronie winni stanąć wszyscy obywatele bez różnicy narodowości.

„Nasza lojalność względem Polski, naszej ziemi ojczystej, jest stała i nie zależy od chwilowych stosunków między rządami” – deklarował już wcześniej lider DSAP Emil Zerbe. „Obrona niepodległości Polski jest obowiązkiem każdego wolnego Niemca” – dodawał Johann Kowoll, przemawiając na wiecu w Białej w kwietniu 1939 roku. „Gdy reżim hitlerowski narzuci światu wojnę, to celem najważniejszym dla wszystkich narodów, również dla narodu niemieckiego, będzie zniszczenie tego reżimu” deklarował wychodzący w Łodzi socjalistyczny „Volkszeitung” w lipcu 1939 roku„musi to nastąpić, o ile świat nie ma być zamieniony na więzienie”.

Jeszcze 23 sierpnia, kilka dni przed wybuchem wojny, odbyła się w Łodzi wspólna polsko-żydowsko-niemiecka manifestacja socjalistyczna, podczas której wzywano robotników do stawienia oporu hitleryzmowi, lecz przestrzegano ich jednocześnie, by w tej walce nie dali się sprowadzić na manowce narodowego szowinizmu.

Sierakowski: Neonazistą okazał się Putin, nie Zełenski

„Wrogiem nie są Niemcy i naród niemiecki. Wrogiem jest niemiecki nacjonalizm” – z uporem przekonywał „Volkszeitung”. „Istnieją miliony Niemców, którzy w razie wojny nie będą walczyli o zwycięstwo własnego kraju, bo oznaczałoby ono pogłębienie i utrwalenie niewoli narodu. Z całą siłą przeciwstawiać się będą swym ciemięzcom, o ile celem wojny nie będzie zniszczenie niemieckiego narodu ani państwa niemieckiego. […] Są gotowi walczyć nie przeciwko niemczyźnie, lecz przeciwko systemowi, który ujarzmił naród niemiecki”.

Niemieccy antyfaszyści nie powstrzymali Hitlera, nie zapobiegli wojnie, ale w czasach, gdy miliony ich rodaków podążyły za swym krwawym wodzem i jego śmiercionośną ideologią, oni jedni z czystym sumieniem mogli powiedzieć o sobie, że są Niemcami, nie nazistami.

*

Przemysław Kmieciak – z wykształcenia politolog, z zawodu księgowy, z zamiłowania historyk na trudnym odcinku popularyzacji dziejów polskiej lewicy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij