Historia, Weekend

Jak pogodzić święty spokój ze świętami?

Niemożliwa mieszanka oczekiwań uwiera wiele kobiet przez cały rok, ale z całą mocą wybucha w momentach szczególnej mobilizacji, takich jak właśnie święta Bożego Narodzenia.

Jak mieć dom posprzątany ekologicznymi środkami czyszczącymi, pierniki (bezglutenowe!) upieczone, dzieci przystrojone w eleganckie ubranka i wychowane w duchu rodzicielstwa bliskości, partnera zaopiekowanego emocjonalnie i fizycznie, a pracę zawodową wykonaną na czas, z kreatywnością, poszanowaniem prawa pracy i potrzeb zespołu (ale nie zespołu wypalenia zawodowego)?

Słowem – jak zostać idealną panią domu, taką jak nasze prababki?

Jeśli taką jak nasze prababki, to nic prostszego. Trzeba tylko zrezygnować z pracy zawodowej albo zatrudnić pomoc domową.

Zbliżają się święta, a święta należy urządzić. Urządzanie zaś świąt kulturowo przypada kobietom – to one gotują, sprzątają, kupują prezenty dla licznej rodziny i przyjaciół, organizują, przystrajają, przypominają i czuwają nad tym, by wszyscy poczuli magię świąt. A nawet jeśli w ich rodzinie i związku obowiązki rozkładają się bardziej demokratycznie, to nad budowaniem poczucia winy czuwają media społecznościowe, pokazując, że wszyscy inni mają bardziej niż my wymyślne dekoracje, wystawne kolacje i luksusowe prezenty. A do tego znaleźli czas na rodzinną sesję zdjęciową w świątecznych piżamach przed trzaskającym wesoło kominkiem.

Media społecznościowe podbijają jednak tylko tradycyjną normę kulturową, według której sukces kobiety mierzony był posiadaniem doskonale funkcjonującej, licznej rodziny, żyjącej w wygodnym i zadbanym domu. Te same zasady obowiązywały nasze prababki, babki i matki. W miarę upływu czasu i emancypacji do wymagań dołączyło jeszcze prowadzenie satysfakcjonującego życia zawodowego i rozwój osobisty.

Dziś ta niemożliwa mieszanka oczekiwań uwiera wiele kobiet przez cały rok, ale z całą mocą wybucha w momentach szczególnej mobilizacji, takich jak na przykład święta Bożego Narodzenia. Co więc poradziłyby nam nasze przodkinie? Jak urządzić święta godne perfekcyjnej pani domu i pozostać przy zdrowych zmysłach?

Nieporadnik pani domu. O obowiązkach młodej żony w gospodarstwie domowym

W latach 30. XX wieku. „Bluszcz”, najpopularniejsze czasopismo dla kobiet, prowadziło kurs korespondencyjny dla panien chcących zostać idealnymi gospodyniami domowymi. Wykłady w formie tekstów z zadaniami co dwa tygodnie wysyłano subskrybentkom, które po dwóch latach otrzymywały świadectwo ukończenia kursu i czekały na grad ofert matrymonialnych od zachwyconych adoratorów. W wykładach poruszano liczne tematy, od sposobu gotowania kury na rosół, przez opiekę nad chorym niemowlęciem, po sprzątanie, gotowanie, zarządzanie domowym budżetem i organizowanie wielkiego prania w maglu. Jeden z wykładów podawał także przykładowy rozkład dnia pracy idealnej pani domu z mieszczaństwa:

„Plan dnia pani domu:

7.30 śniadanie.
8–9 zmywanie szkła i porcelany, dokończenie toalety.
9–10 reparacje, szycie itp.
10–13 zajęcia okresowe lub sporadyczne na mieście, jak np. sprawunki, PKO, krawcowa.
13–14 rachunki, kontrola i wykończenie porządków.
14–15 zajęcia umysłowe: korespondencje, gazety lub t.p.
15–16 pomoc w kuchni i nakrycie do stołu.
16–17 obiad.
17–19.30 zajęcia z dziećmi (pomoc w lekcjach).
19.30–20 kolacja.
20–22 beletrystyka, radio, kino, teatr itp.

Plan dnia służącej:

6.30–7 czyszczenie ubrań i obuwia.
7–8.30 podanie śniadanie, zjedzenie, sprzątnięcie ze stołu, zamiatanie pokoi.
8.30–9.30 zakupy do obiadu.
9.30–11.30 sprzątanie pokoi, w tem jednego gruntownie (dzień, w którym służąca pierze, wolny jest od gruntownego sprzątania, wobec czego pozostaje więcej czasu na zajęcia okresowe).
11.30–13.30 zajęcia okresowe.
13.30–16 gotowanie obiadu z pomocą pani domu.
16–17 obiad i sprzątnięcie.
17–19 wolne.
19–20 szykowanie, podanie i zjedzenie kolacji.
20–20.30 sprzątanie po kolacji”.

Nietrudno zauważyć, gdzie tkwić miało źródło sukcesu idealnej gospodyni domowej. Większość zadań wykonywała zatrudniona do tego służąca.

14 godzin harówy to pestka [rozmowa z Joanną Kuciel-Frydryszak]

To właśnie byłaby porada naszej prababki. Model idealnej kobiecości, zasadzający się na oddaniu sferze domowej, wychowywaniu dzieci i czuwaniu nad spokojem rodziny, wytworzył się w klasie mieszczańskiej w drugiej połowie XIX wieku jako odpowiedź na trudy i niebezpieczeństwa industrializacji. Anioł w domu, łagodna matka i cudowna żona miały być przeciwwagą dla brudnego, głośnego świata zewnętrznego, gdzie wyprawiali się mężczyźni ery przemysłowej, by w brutalnym kapitalizmie zdobywać swoją fortunę.

Zadaniem kobiety z klasy wyższej było właśnie tworzenie wrażenia domowego ogniska – pilnowanie, by dzieci były uczesane i nauczone pacierza, gorąca kolacja zawsze na stole, a kapcie przy fotelu. Zadaniem kobiety z klasy robotniczej było zaś naprawdę rozpalenie tego ogniska – prace brudne, jak pranie, gotowanie, sprzątanie, wykonywała służąca lub kucharka, a ciężar codziennej opieki nad dziećmi przejmowała bona lub guwernantka.

Gdzieś po drodze wymagania wobec kobiet zlepiły się w jedno. Jedna kobieta ma spełniać standardy obliczone ponad sto lat temu na całą ich grupę, w tym ze dwie otrzymujące za to regularne wynagrodzenie. Dodajmy, że kobiety z klasy robotniczej we własnych domach także nie spełniały standardów idealnych pań domu, ponieważ pracowały fizycznie po 10 lub 12 godzin dziennie.

Czy osoby o lewicowych poglądach mogą zatrudniać pomoc domową?

Nawet w latach międzywojennych, gdy sytuacja społeczna się zmieniła, a kobiety szerzej weszły na rynek pracy i służąca mieszkająca w domu przestała być popularna, świat nie stawiał kobietom takich wymagań jak dziś. Owszem, pytano również, „jak pogodzić pracę zawodową z obowiązkami domowymi”, ale odpowiedź była nieco inna. Autorka stosownego wykładu z kursu „Bluszczu” pisała:

„Należy przede wszystkim uzbroić się moralnie w hart i pogodę ducha, pozbyć się, tylokrotnie, z mniejszą lub większą słusznością zarzucanej kobietom drobiazgowości, umieć rozsądnie i celowo wybrać mniejsze zło dla uniknięcia większego, nie wpadać w przesadę i nie poddawać się nerwom”.

I zatrudnić służącą.

Autorka dowodziła, że praca zawodowa jest potrzeba wielu kobietom do osobistego spełnienia, jednak nie należy jej wykonywać kosztem rodziny, gdy pieniądze otrzymane za pracę nie pozwolą na zatrudnienie pomocy do dzieci i do zajmowania się domem. Co innego dobra, wysoko płatna praca. „Czy kobieta będzie lekarką, adwokatką, inżynierką, nauczycielką z pełnem wykształceniem, wyższą urzędniczką, czy handlowczynią, dochód jej miesięczny zaczynać się będzie od 500 zł i wyżej, a to już daje możność zapewnienia sobie dobrej, fachowej pomocy w domu” – radziła autorka wykładu. Do przerwania pracy zachęcała zaś wszelkie „biuralistki” niżej wykształcone, ponieważ ich pensja nie mogła pozwolić na zatrudnienie dobrej służącej.

Porada ta jest dziś przestarzała, pokazuje jednak, jak różna od obecnej była ówczesna definicja idealnej pani domu. Jeszcze niecałe sto lat temu opieka nad domem i dziećmi nie była czymś, co można wykonywać przy okazji, bez wysiłku, ale zawsze idealnie. Praca w domu, choć faworyzowana względem pracy zawodowej i uważana za bardziej właściwą dla kobiety, była rozumiana jako pełnoetatowe zajęcie, wykonywane albo samodzielnie bez innych zajęć, albo przy wydatnej pomocy opłaconych pracownic. Niewielu osobom przychodziło do głowy, żeby jedną ręką stenografować, drugą gotować zupę żółwiową, a trzecią przystrajać choinkę.

Nie ma równości w polskim domu

Podobnie jak doszło do połączenia w jedną, niespełnialną litanię zadań kobiet o różnych drogach życiowych, tak samo zlepiły nam się oczekiwania wobec osób z różnych klas społecznych. Widać to dobrze również przy okazji świąt. W XIX wieku wystawne kolacje, czarujące bale i huczne rocznice były rozrywką dla ludzi z klas wyższych, mających do dyspozycji armię opłaconych pracowników. Dziś wymagamy od siebie i innych, by ludzie bez środków finansowych obchodzili święta godne dworu w Soplicowie czy pałacu hrabiny Karolowej, gdzie Wokulskiego zaproszonego na wielkanocne „święcone” do przedpokoju wpuszcza dwóch lokajów w liberii.

Zapominamy, że Zosia nie gotowała sama bigosu, a hrabina Karolowa w życiu nie obrała sama jajka do święconki. My idealnie umyć mieszkanie, zaplanować menu, kupić, ugotować, przystroić, zapewnić drinki, rozrywki, muzykę i opiekę nad starszymi, dziećmi i zwierzętami mamy zaś o własnych siłach, spełniając absurdalne wymagania wymyślone w odległych czasach dla niepodobnych do nas ludzi.

Jak więc pogodzić święty spokój ze świętami Bożego Narodzenia w dawnym stylu?

Pierogi i karpia zamówić z garmażerki, a do pucowania okien i wanny wynająć osobę sprzątającą.

A jeśli jest to poza naszym zasięgiem finansowym, to w obliczu nierealistycznych standardów lansowanych przez współczesną kulturę parsknąć perlistym śmiechem.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Alicja Urbanik-Kopeć
Alicja Urbanik-Kopeć
Doktorka historii kultury
Alicja Urbanik-Kopeć (1990) – badaczka historii literatury i kultury polskiej XIX wieku, obroniła doktorat w Zakładzie Historii Kultury Instytutu Kultury Polskiej UW. Oprócz kulturoznawstwa ukończyła też filologię angielską w ramach Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych UW. Interesuje ją, co dla ówczesnych znaczyła nowoczesność. Pisze o spirytyzmie, wynalazkach, emancypacji i klasie robotniczej. Autorka książek „Anioł w domu, mrówka w fabryce” (Wydawnictwo Krytyki politycznej 2018) „Instrukcja nadużycia. Historia kobiet służących w dziewiętnastowiecznych domach” (Post Factum 2019) i „Chodzić i uśmiechać się wolno każdemu. Praca seksualna w XIX wieku na ziemiach polskich” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2021).
Zamknij