„Sukcesja” podaje jak na talerzu obszary, w których można dostrzec przejawy tak zwanej zgnilizny Zachodu. Wbrew narracji Kremla ta degrengolada nie przychodzi wcale ze strony gender czy środowisk LGBT, ale stamtąd, gdzie skupiły się pieniądze i wpływy.
Sukcesję można oglądać dla przyjemności, ale też w celach terapeutycznych. Po obejrzeniu produkcji HBO do końca aż chce się pojechać do rodzinnego domu, podejść do milczącego i niedostępnego ojca, poklepać go po ramieniu i powiedzieć „w sumie byłeś jednak w porządku”. Następnie przytulić krzykliwą matkę i wyszeptać jej do ucha „jest już dobrze, wszystko jest już ok”.
Toksyczność przeciętnej polskiej rodziny z klasy robotniczej blednie przy atmosferze, która panowała w domu bogatych i wpływowych Royów. Niemal każdy odcinek Sukcesji otwiera na pojednanie ze swoimi bliskimi i akceptację własnego pochodzenia. Mimo wszystko lepiej się użerać z kompleksem niższości i barierami awansu niż mieć w sobie tyle nieuzasadnionej megalomanii co Kendall Roy czy jego braciszek pierdoła, Connor.
Równocześnie Sukcesja nie służy do rozładowania społecznych roszczeń, które kwitną w klasach nieuprzywilejowanych. Wręcz przeciwnie, produkcja Jessiego Armstronga podaje jak na talerzu obszary, w których rzeczywiście można dostrzec przejawy tak zwanej zgnilizny Zachodu. Wbrew narracji Kremla ta degrengolada nie przychodzi wcale ze strony gender czy środowisk LGBT, ale stamtąd, gdzie skupiły się pieniądze i wpływy.
To „Sukcesja”, a nie „Parasite” jest trafionym w punkt kinem lewicowym
czytaj także
Gdyby Putin rzeczywiście chciał pokazać swoim rodakom zepsucie Zachodu, mógłby puścić na rosyjskiej jedynce Sukcesję. Obecnie mógłby mieć problem ze zdobyciem praw do emisji, ale w ramach importu równoległego może ją zawsze ściągnąć z torrentów. Istnieje jednak ogromne ryzyko, że Rosjanie ciepło odebraliby bohaterów dzieła Armstronga. Przecież na tle Prigożyna czy Deripaski nawet Logan wygląda na sympatycznego biznesmena z misją.
Zachodnie elity wciąż są nieskończenie lepsze od tych ze Wschodu, nie zmienia to jednak faktu, że nasz współczesny model ekonomiczno-społeczny przeżarty jest patologiami. Świetnie obrazują to Billions czy Biały lotos, ale Sukcesja robi to najbardziej dobitnie.
(Uwaga, w dalszej części tekstu znajdują się spojlery)
Fałszywa merytokracja
Zachodnia merytokracja najbardziej wkurza wcale nie dlatego, że pod swoją fasadą ukrywa ogromną nierówność szans. Gdyby rodzinna akumulacja kapitału rzeczywiście zapewniała nam elity wysokiej jakości, to można by ten nierówny start jeszcze jakoś uzasadniać – co prawda dzieci z uprzywilejowanych rodzin faktycznie mogą bez porównania łatwiej zdobyć wykształcenie i kontakty, ale za to stają się mądre i kompetentne, dzięki czemu zbudują nam lepszy świat.
Niestety, w zachodniej merytokracji na szczycie znajdują się nie ci, którzy są najlepsi, ale ci, którzy są o tym najbardziej przekonani – i nie zawahają się przed niczym, żeby dowieść tego światu i samym sobie.
Przekonanie o własnej wyższości, poparte rozległymi znajomościami i biegłością w gierkach towarzyskich wyższych sfer, ewentualnie uzupełnione dyplomem jakiejś niezłej uczelni, z nadwyżką kompensuje brak kompetencji oraz intelektualną pustkę. Treść jest tutaj nieważna, liczy się dobrze opakowana i sprzedana forma.
Dyplomatka z samcem alfa plus u boku albo dobranocka dla fajno-Amerykanów
czytaj także
Niezmiernie ważna jest też płeć. Najbardziej rozgarnięta z rodzeństwa Royów Shiv nie miała szans na zdobycie fotela prezesa, gdyż – dosłownie – nie miała jaj. Mogła się wdrapać co najwyżej na fotel ciężarnej żony prezesa, co też niechętnie uczyniła. To zimne pojednanie Toma i Shiv przywodzi także na myśl zakończenie pierwszego sezonu Białego lotosu, gdy ambitna młoda żona jednego z bohaterów z rezygnacją wraca do niego, mimo że jest zepsutym, zamożnym bucem, który wykorzystuje majątek matki do wywyższania się ponad innych. Obie odrapane ze złudzeń bohaterki rezygnują więc z próby przebicia szklanego sufitu i postanawiają umościć się, jak najwyżej się da, w obecnych okolicznościach.
Oczywiście setki lat temu porządek społeczny był jeszcze mniej sprawiedliwy niż dziś. Ale wtedy nikt przynajmniej nie ukrywał, że wysoka pozycja to efekt niemal wyłącznie urodzenia. Dziś przekonuje się nas, że elity wyłonione zostały w wyniku rywalizacji na zasługi i kompetencje, chociaż codziennie widzimy dowody na coś zupełnie przeciwnego.
Wybitne jednostki szkodzą
Media branżowe uwielbiają fetować charyzmatycznych liderów, którzy mają stać za sukcesem przeróżnych przedsiębiorstw. Wciąż dominuje przekonanie, że wybitna jednostka to dla organizacji skarb. Wynoszonym na piedestał gwiazdom komentatorzy są w stanie wybaczyć wiele, gdyż ich toksyczność ma być ceną za ich geniusz. Ceną, którą warto ponieść, by móc korzystać z owoców ich szerokiej aktywności. Dokładnie w tym duchu przemawiał Kendall na pogrzebie Logana – co prawda ojciec był szorstki, brutalny, a może nawet i zły, ale za to był człowiekiem czynu.
Wiemy już jednak, że tak zwane wybitne jednostki często bardziej szkodzą i zatruwają atmosferę, a stworzone przez nie organizacje zwykle nie są trwałe. Charyzmatyczny lider najczęściej rozpycha się tak mocno, że wokół nie ma już miejsca na inne, zdolne i ambitne jednostki. Taki absolutny przywódca nie tworzy organizacji obok, tylko wokół siebie. Podmiotem w takim układzie nie jest autonomiczna organizacja, ale jej lider, twórca i legenda w jednym.
czytaj także
W Sukcesji bohaterowie drugoplanowi nie pracowali dla Waystar Royco, tylko dla Logana. Żeby utrzymać ten stan rzeczy, głowa rodziny Royów prowadziła politykę „dziel i rządź”, rozgrywając przeciw sobie nawet własne dzieci. Umiejętne zarządzanie konfliktami zapewnia takim liderom władzę absolutną, ale wypłukuje firmę ze zdolnych i samodzielnych osób. Dokładnie w ten sposób swoje partie budowali Donald Tusk i Jarosław Kaczyński.
Problem w tym, że po odejściu swojej gwiazdy organizacja zaczyna momentalnie się chwiać, gdyż traci swój jedyny fundament. Dlatego też po wyjeździe Tuska do Brukseli PO zaczęła przegrywać jedne wybory za drugimi. Po śmierci Logana Waystar Royco trafiło zaś w ręce Szwedów, co przy okazji rozbiło rodzinę Royów.
Biznes rodzinny to rak
Chociaż w Polsce firmy rodzinne są uznawane za „sól tej ziemi” i rzekomo ciągną cały wzrost gospodarczy, to tak naprawdę jest to jeden z najgorszych modeli biznesowych, jakie istnieją. W firmach rodzinnych dominują zwykle relacje nieformalne, w wyniku czego pleni się kolesiostwo, nepotyzm oraz drobne spiski jednych przeciw drugim. Nie dotyczy to tylko zaangażowanych w firmę członków rodziny, ale też pozostałych zatrudnionych, którzy dostosowują się do nieformalnej kultury organizacyjnej.
Między członkami każdej rodziny występują tak duże emocje, zaszłości i pamięć o krzywdach, że trudno je oddzielić od życia zawodowego. Występujące między nimi zadry oraz niezdrowa rywalizacja zatruwają atmosferę w całej firmie, uniemożliwiając jej sprawne osiąganie celów. Członkowie rodziny zwykle wiedzą o sobie niemal wszystko i nie zawahają się tego użyć. Budowanie trwałej organizacji na takim fundamencie to droga przez mękę – głównie pracowników i kontrahentów.
Obecność kobiet ociepla politykę? Polityczka i dziennikarka oglądają „Rząd”
czytaj także
Przypadek? Tak sądzę
Sukcesja przypomina nam również, jak wiele znaczy łut szczęścia. Rodzeństwo Royów ze swoimi walorami i przymiotami osobistymi nigdy nie zaszłoby tak wysoko, gdyby nie ich pochodzenie. Zbiegi okoliczności czy decyzje podejmowane pod wpływem chwili nieustannie determinowały kolejne zdarzenia, podobnie jak i ich finał. Sama śmierć Logana była niespodziewana i być może nie miałaby miejsca, gdyby Matsson nie ciągnął go przez pół świata samolotem. Gdyby Shiv w ostatnim momencie nie zmieniła decyzji podczas głosowania, to Tom nie zostałby prezesem. Gdyby Kendall nie miał na koncie tragicznego wypadku pod wpływem ketaminy, być może przekonałby siostrę do zmiany tej decyzji.
Zresztą kariera Toma, nieoczekiwanego zwycięzcy, to jeden wielki przypadek. Przecież to nie jego śliskie usposobienie zawiodło go na sam szczyt, tylko fakt, że nie było nikogo innego pod ręką. Dotyczy to zarówno jego małżeństwa z Shiv, jak i kolejnych awansów (między innymi na szefa ATN). Matsson wybrał go na prezesa tylko dlatego, że potrzebował mężczyzny, którym mógłby sterować, a Tom akurat się nawinął.
Tax the Rich
Dzieje Waystar Royco pokazują również, dlaczego należy wysoko opodatkować bogatych i korporacje. Nie chodzi tu nawet o nadmiernie wystawne życie, nieustanne loty na drugi koniec świata czy poruszanie się ośmioma SUV-ami zamiast dwoma sedanami. Chodzi o wpływy, które zyskuje się dzięki akumulacji kapitału.
Rozległe kontakty umożliwiają dalszą akumulację, co zaś generuje kolejne wpływy. Waystar Royco jest na tyle potężne, że może realnie wpływać na proces demokratyczny, najpierw promując wybranego przez siebie niczym w castingu kandydata, a następnie informując o jego zwycięstwie pomimo braku pewności.
Dyplomatka z samcem alfa plus u boku albo dobranocka dla fajno-Amerykanów
czytaj także
I to jest kluczowy problem w rosnących nierównościach ekonomicznych – przekładają się one na nierówności polityczne. Akumulacja bogactwa i rozwarstwienie dochodowe sprawiają, że klasy uprzywilejowane mogą na przeróżne sposoby bronić swoich interesów, nawet jeśli są nieuzasadnione lub wręcz szkodzą społeczeństwu jako całości.
Można temu przeciwdziałać na różne sposoby – na przykład odpowiednio regulując finansowanie partii politycznych i działalność lobbystów. Te działania to jednak leczenie objawów, a nie choroby. Wysokie opodatkowanie możnych tego świata przeciwdziała nierównościom politycznym u samego źródła, co powinno leżeć na sercu nie tylko niepoprawnym lewakom, ale też obrońcom demokracji liberalnej.