Film

W trzewiach Behemota [Majmurek o „Sukcesji”]

sukcesja serial recenzja

Siła „Sukcesji” bierze się z tego, jak serial przygląda się współczesnym miliarderom jako nowej klasie panującej. Patrzymy na nią z najbliższej możliwej odległości, jesteśmy w samym sercu imperium Royów, w bebechach maszyny, gdzie kapitał zmienia się we władzę, a władza w kapitał.

Dla seriali drugi sezon często bywa najtrudniejszy. Pierwszy utrzymuje ciekawość widza, w kolejnych odcinkach odsłaniając świat przedstawiony, postaci i siatkę łączących je relacji. W drugim widz wie już to wszystko, trzeba dodać „coś więcej”, by utrzymać jego ciekawość.

Drugiemu sezonowi Sukcesji udaje się to znakomicie. Choć w historii rodziny Royów – miliarderów kontrolujących wielki konglomerat medialno-rozrywkowy, obejmujący m.in. telewizję, prasę, studio filmowe i parki rozrywki – dzieje się pozornie niewiele nowego w porównaniu z pierwszym sezonem, to każdy odcinek oglądamy w największym napięciu. To ścisła czołówka telewizyjnych premier tego sezonu.

5 rzeczy, które w 2018 zachwycały w internecie

Nie tylko Murdochowie

Na czym opiera się siła Sukcesji? Na połączeniu pozornie sprzecznych elementów: satyry wymierzonej w obrzydliwie bogatych z empatycznym psychologicznym portretem ludzi skrzywdzonych przez własny przywilej; wielkiej narracji na miarę Szekspira czy klasyków dziewiętnastowiecznej powieści z reality show z życia „górnego procenta jednego procenta”; krytyki społecznej z szansą rozkoszowania się cynizmem władzy i przywileju.

Sukcesja od początku czytana była też jako serial z kluczem. W problemach rodziny Royów, walce o kontrolę nad medialnym imperium między jego twórcą, schorowanym patriarchą Loganem, i jego dziećmi, doszukiwano się odniesień do sporów w rodzinie Murdochów, konfliktu między ciągle zarządzającym rodzinnym biznesem Rupertem a jego synami, Lachlanem i Jamesem.

Ten klucz staje się niemal zupełnie nieistotny w drugim sezonie. Choć podobieństwa Logana do Murdocha cały czas są wyraźne, to siła Sukcesji bierze się z czegoś innego: tego, jak serial przygląda się współczesnym miliarderom jako nowej klasie panującej. Patrzymy na nią z najbliższej możliwej odległości, jesteśmy w samym sercu imperium Royów, w trzewiach Behemota, w bebechach maszyny, gdzie kapitał zmienia się we władzę, a władza w kapitał.

Imperium Royów nie tylko zarabia pieniądze: przez swoje lokalne gazety i telewizję informacyjną do złudzenia przypominającą Fox News kształtuje polityczną rzeczywistość Stanów Zjednoczonych. Jak z przekąsem zauważa córka Logana, Shiv, „tata tak szanuje niezależność swoich mediów, że te mówią dokładnie to, co chce usłyszeć”: propagują niskie podatki, ograniczoną interwencję państwa w gospodarkę, cięcia wydatków społecznych i konserwatywno-populistyczną agendę kulturową.

Od pucybuta do dziennikarza, czyli alt media podbijają Amerykę

Widzimy, jak wobec tej medialnej potęgi polityka okazuje się często bezradna. Gdy w końcówce drugiego sezonu na imperium Royów spadają kłopoty, Logan bardziej niż przesłuchania przed Kongresem obawia się reakcji akcjonariuszy. W pierwszym sezonie progresywny senator o prezydenckich ambicjach, w niemal każdym przemówieniu atakujący zagrożenia, jakie media Royów tworzą dla amerykańskiej demokracji, ubija deal z Loganem – w czym pomaga Shiv, pracująca dla polityka jako główna koordynatorka strategii wyborczej.

Niedyskretny urok władzy

Świat „górnego procenta jednego procenta” jest przedstawiony w serialu jako miejsce, gdzie zachowała się logika czystej, feudalnej niemalże władzy, w niczym nieosłabionej przez formalnie panującą na zewnątrz demokrację, prawa obywatelskie i rządy prawa.

W jednym z odcinków drugiego sezonu rodzina Royów i czołowa kadra menadżerska ich korporacji urządzają wyjazdową konferencję na temat przyszłości firmy w pałacyku myśliwskim na Węgrzech. Gęsta atmosfera i środkowoeuropejska sceneria przypomina klimaty rodem z jakiejś austriackiej powieści rozliczającej elity z kolaboracji z nazizmem. Sami Royowie żartem przywołują zresztą to skojarzenie. Po polowaniu na zwierzynę tłumnie spędzaną przez lokalną ludność pod ambony strzeleckie, przy obfitej kolacji, rozegra się kolejny dramat władzy wyreżyserowany przez makabrycznego patriarchę, który swoich ludzi potrafi traktować naprawdę podle. Wie, że może, że finansowe profity, jakie im oferuje, pozwalają znosić największe upokorzenia.

Czy nie za mało złościmy się na bogatych?

W Sukcesji obcujemy z przedstawicielami elity, którzy nie tylko doskonale zdają sobie sprawę z własnego, niezasłużonego przywileju, ale też wydają się nim rozkoszować w przewrotny, ironiczno-cyniczny sposób. „Nie wiem, czego chcą normalni ludzie – mówi jeden z synów Roya, Roman. – Moja idea zabawy to wynająć apartament w najdroższym hotelu i wciągać kokainę z ciał kobiet, które jeszcze nie wiedzą, że są prostytutkami”. Gdy Royowie zastanawiają się, czy wyjściem z kłopotów firmy nie będzie sprzedanie się funduszowi z petrodolarowej satrapii, żartują, że prowadzący go syn dyktatora nosi buty „zrobione pewnie ze skóry obrońców praw człowieka”.

Jeden z kluczowych wątków drugiego sezonu krąży wokół skandalu, który uderza w imperium Royów: prasa odkrywa, że należąca do rodziny linia wycieczkowa oferująca rejsy po Karaibach przez lata tuszowała przypadki molestowania seksualnego i wypadki, do jakich dochodziło na morzu. Sprawy zamiatano pod dywan zwłaszcza wtedy, gdy ofiarami byli zatrudniani na czarno nielegalni migranci albo oficjalnie niezatrudnieni przez Royów pracownicy seksualni. W korporacyjnych dokumentach tego typu wypadki określone są skrótem NRPI – non real person involved, nie ucierpiała żadna prawdziwa osoba – legalny pracownik lub klient.

Specyficzna przyjemność oglądania Sukcesji polega na tym, że serial pozwala widzom z klasy średniej, którzy z punktu widzenia świata Royów też nie bardzo są „prawdziwymi osobami”, zidentyfikować się z niedającym się etycznie obronić, absolutnie cynicznym spojrzeniem klasy panującej.

Majmurek: Jeden procent jedzie na gapę. Pora wywalić miliarderów z pokładu

Ślepi sternicy

Sukcesja nie tylko inscenizuje dla nas ekscesy bezwstydu współczesnej oligarchii. W następnym ruchu idzie dalej: pokazuje nam, jak bardzo sprawujący nad nami władzę układ społeczny pozostaje głęboko irracjonalny, jak często ci, którzy trzymają w ręku niewyobrażalne dla zwykłych śmiertelników zasoby, sami nie bardzo wiedzą, co robią.

Imperium Royów od początku pierwszego sezonu zmaga się z problemami. Media, na których zbudowało swoją potęgę – telewizja i prasa – przeżywają głęboki kryzys, wykańcza je internet, a ciągle nie wiadomo, jak na nim sensownie zarabiać. Medialny konglomerat jest jak statek, który stracił wszystkie mapy, a każda mogąca objąć ster osoba jest niedowidząca, jeśli nie ślepa. Logan był kiedyś bez wątpienia wielkim wizjonerem w swojej branży, nie mając na starcie żadnych rodzinnych kapitałów (inaczej niż Murdoch, który małe australijskie imperium prasowe odziedziczył po ojcu), zbudował biznes wart miliardy dolarów. Wyraźnie nie rozumie jednak współczesnych czasów, w pierwszym sezonie przechodzi też wylew, po którym zachowuje się, jakby był niespełna władz umysłowych.

Najstarszy syn Logana, Connor, nie nadaje się do niczego. Nie ma żadnych talentów, choć uważa się za wielki umysł. Przygotowuje się do startu w wyborach prezydenckich, głosząc zestaw poglądów brzmiący jak bryk z Ayn Rand dla dwunastolatków. Trzeci syn Logana, Roman, sprawia wrażenie socjopatycznego błazna, który niczego nie jest w stanie traktować poważnie. Shiv na początku wydaje się najzdolniejsza z całego rodzeństwa. Gdy jednak porzuca politykę, by wejść w rodzinny biznes, przegrywa swoją grę.

Drugi syn, Kendall (świetny, przypominający trochę z wyglądu i maniery Władysława Kosiniaka-Kamysza Jeremy Strong), w pierwszym sezonie rzuca wyzwanie ojcu. Jest jednak słaby, cierpi na niezaleczoną chorobę narkotykową i na końcu sezonu przegrywa wszystko, co ma do przegrania. Drugi sezon zaczyna jako postać pokonana, całkowicie podporządkowana ojcu. Przez cały sezon obserwujemy, jak próbuje zerwać się ze smyczy, uświadamiając sobie, że albo sam zada w końcu ojcu śmiertelny cios, albo zostanie pożarty przez ojca i jego imperium.

Choć Royowie lubią mówić o jedności i znaczeniu rodziny, to ich rodzinna więź ma głęboko toksyczny charakter. Wszyscy ze wszystkimi toczą cichą, nieustanną wojnę o pozycję w imperium. Sukcesja pokazuje, jak obecna wersja kapitalizmu – czy, dokładniej, socjalizacja do cech potrzebnych, by grać w nim o najwyższe stawki – nawet ze zwycięzców czyni emocjonalne kaleki. Jak na Twitterze napisał pewien amerykański poeta, „wszyscy bohaterowie Sukcesji potrzebują, by ktoś ich wreszcie szczerze uścisnął i obłożył dziewięćdziesięcioprocentowym podatkiem”.

60 mln. To was nie rusza?

System i jego twarz

Sukcesja jest jedną z kilku telewizyjnych produkcji z ostatnich sezonów – obok między innymi Billions i Trust – przyglądających się miliarderom jako nowej klasie panującej. Trudno się dziwić, że popkultura kieruje swoje spojrzenie w tę stronę. Ostatnia dekada dla nikogo nie była tak dobra jak dla milio- i miliarderów. To oni najbardziej skorzystali na globalnej koniunkturze. Władza, jaką dają im kontrolowane przez nich zasoby, staje się też coraz częściej przedmiotem politycznego sporu. Amerykańska lewica coraz wyraźniej mówi, że samo istnienie miliarderów jest dowodem klęski systemu, że nikt nie powinien posiadać takiej władzy i takich pieniędzy, jak Jeff Bezos, Bill Gates czy Mark Zuckerberg.

Mark Zuckerberg kupuje dom nad Biebrzą

Sukcesja pytanie o władzę miliarderów trochę wysubtelnia. W serialu nawet oni muszą mierzyć się ze znacznie potężniejszym od siebie żywiołem: władzą sił rynkowych i coraz bardziej abstrakcyjnego i zdepersonalizowanego kapitału finansowego. Logan Roy mówi w pewnym momencie: „Nie istnieje nic takiego jak General Motors. Jest koalicja interesów różnych graczy, którą, by ułatwić sobie myślenie, nazywamy General Motors”.

Amerykańska lewica coraz wyraźniej mówi, że samo istnienie miliarderów jest dowodem klęski systemu, że nikt nie powinien posiadać takiej władzy i takich pieniędzy jak Jeff Bezos, Bill Gates czy Mark Zuckerberg.

Patriarcha rodu Royów wydaje się wierzyć, że dopóki jego imperium pozostanie w rękach rodziny, będzie czymś więcej niż nazwą skupiającą strumienie kapitałów. Przez cały sezon walczy z wrogim przejęciem swojej firmy, przygotowanym przez grupę inwestorów. W ostatnim odcinku Kendall i Logan spotykają się z organizującym je finansistą. Próbują go kupić, potem przestraszyć, ten jest jednak całkowicie nieporuszony. Groźby na niego nie działają: wie, że ostatecznie gra toczy się o to, czy przekona wystarczającą grupę inwestorów, że jeśli to on i jego ludzie przejmą władzę nad imperium Royów, będą mieli nieco większą szansę, by minimalnie więcej zarobić na każdym zainwestowanym w medialny konglomerat dolarze.

Gdy mamy wrażenie, że system jest głęboko niesprawiedliwy i skonstruowany przeciw nam, szukamy figury lub miejsca władzy, do których moglibyśmy zaadresować swoje roszczenia. W czasach feudalnych był nim zamek lokalnego barona, w czasach nowożytnych absolutna monarchia i jej aparaty, w dziewiętnastowiecznym kapitalizmie fabrykant, w okresie powojennym – demokratyczne państwo.

List do miliarderów

Dziś, gdy ekonomia coraz bardziej odpływa spod władzy polityki, gdy sam kapitalizm staje się coraz bardziej abstrakcyjny, to „miejsce władzy” często wydaje się puste. Nic dziwnego, że chcemy na nim obsadzić miliarderów, tych, którzy wydają się najbardziej korzystać na tym wszystkim, co dzieje się wokół nas. Sukcesja przypomina jednak, by nie mylić systemu z jego twarzą, fasady z konstrukcją, monarchy z monarchią – Royowie są tylko symptomem o wiele bardziej systemowego problemu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij