Przypominając sobie i wam książki, które w tym roku były dla mnie ważne, inspirujące, przyjemne, postaram się trochę podążyć tropem eseju Olgi Tokarczuk, w którym zawiera się także pewna diagnoza i projekt literatury − pisze Kinga Dunin.
Literatura to nie tylko książki. Jak wiadomo, dzieło literackie nie istnieje, istnieją tylko jego interpretacje. Istnieją natomiast czytelnicy, recenzenci, akademicy ustalający kanoniczne odczytania, życie literackie − cała ta społeczna otoczka.
Na koniec roku, w tym czasie rankingów, prawie każdy, kto zajmuje się książkami z własnej lub redakcji woli, taki ranking produkuje. A przecież wiadomo, że w tym roku największym wydarzeniem literackim był Nobel dla Olgi Tokarczuk.
Dunin o Tokarczuk: Olga jest niespokojnym i bardzo dociekliwym duchem
czytaj także
Nie wydała ona akurat w tym czasie żadnej książki, ale napisała esej, wykład noblowski, całkiem długi, bardzo dobrze skonstruowany, o niezaprzeczalnych walorach literackich. Przez wielu czytelników i medialnych komentatorów oceniony wręcz entuzjastycznie. Kto wie, czy w kraju, w którym niewiele się czyta tekstów dłuższych niż trzy strony, nie był to najczęściej czytany w tym roku tekst.
czytaj także
Wydarzenie to, Nobel dla polskiej pisarki, poza szczerą radością wywołało też szereg innych emocji. Z jednej strony ekscytację z gatunku „duma, duma, nasz Polak został papieżem”, z drugiej agresję, paskudny odprysk toczonej tu wojny kulturowej.
Efektem tego połączenia były kuriozalne wygibasy polskich notabli, prezydenta, ministra kultury, awantury na komisji sejmowej, co jeszcze podgrzewało emocje. Do tego doszły − to cena za celebryctwo − rozważania o kroju sukienki, fryzurze i zainteresowanie życiem prywatnym, ale przecież to też część współczesnego życia okołoliterackiego. Jak dowiadujemy się z Onetu, noblistka jest szczęśliwą żoną i matką (uff…), a jej syn i mąż noszą to samo imię: Krzysztof.
czytaj także
Wydaje mi się, że w tej sytuacji dość oczywistym jest uznanie eseju Czuły narrator za najważniejsze wydarzenie sezonu. Nie jest to książka? Nie bądźmy drobiazgowi. W dobie internetu to nie okładka czyni literaturę.
A teraz, przypominając sobie i wam książki, które w tym roku były dla mnie ważne, inspirujące, przyjemne, postaram się trochę podążyć tropem tego eseju, z którego kilka cytatów powtarzano na okrągło, a najczęściej te dotyczące sytuacji na świecie. Zawiera się w nim jednak także pewna diagnoza i projekt literatury. Może nawet bardziej projekt, wychodzący od takiego oto spostrzeżenia:
Żyjemy w rzeczywistości wielogłosowych narracji pierwszoosobowych i zewsząd dochodzi nas wielogłosowy szum. Mówiąc „pierwszoosobowe” mam na myśli ten rodzaj opowieści, który zatacza wąskie kręgi wokół „ja” twórcy, piszącego mniej lub bardziej wprost tylko o sobie i poprzez siebie.
Myśl tę autorka potem rozwija, więc nie jest ona aż taka prosta, i w dużej części podzielam jej intuicje, ale z pewnością nie należy traktować tego zbyt formalistycznie. Z opowieści jednostkowej można uczynić parabolę, czego we współczesnej literaturze pewnie rzeczywiście brakuje i na co Tokarczuk zwraca uwagę. Ale można nawet dość egotyczne doświadczenie tak obudować okolicznościami, że otwiera nas na dużo więcej niż wąski krąg „ja”. A przede wszystkim wydaje mi się, że każda książka do pewnego stopnia jest w pierwszej osobie, nawet jeśli nie jest to narracja pierwszoosobowa; mówi nam coś o autorze, jego wrażliwości, wyobraźni, światopoglądzie, zakresie dostępnych mu doświadczeń, które mogąc być mniej lub bardziej egocentryczne, w mniejszym lub większym stopniu dadzą się zuniwersalizować.
W tym kontekście trudno nie wymienić na początek powieści, którą i tak pewno bym wymieniła, chociaż nie uważam jej za najlepszą w dorobku autora. O ile wiem, Tokarczuk czyta i ceni jego prozę.
Richard Flanagan, Pierwsza osoba, przeł. Maciej Świerkocki, Wydawnictwo Literackie 2019
czytaj także
To opowieść o zawiłym stosunku autora do bohatera. I o tym, że ostatecznie zawsze pisarz opowiada o sobie. Występują w niej zresztą wyraźne nawiązania autobiograficzne.
Następne będą dwie książki jak najbardziej pierwszoosobowe.
Didier Eribon, Powrót do Reims, przeł. Maryna Ochab, Karakter 2019
czytaj także
Autobiograficzny i socjologiczny esej o klasowym wstydzie, wypieranej przez wiele lat przez autora świadomości swojego pochodzenia – z klasy ludowej, co było większym obciążeniem niż niehetero orientacja seksualna. O pracy, której wymaga awans społeczny. Jednak nie ta historia indywidualnego awansu była dla mnie najciekawsza, ale właśnie portret środowiska, z którego Eribon się wywodzi. Niesentymentalny, ale rozumiejący. Klasowość społeczeństw to fakt, doświadczenie klasowości, w końcu bardzo uniwersalne, to już fabuła.
Ważna książka. Non-fiction. Ale, jak pisze Tokarczuk: „Nigdy nie entuzjazmowałam się rozgraniczeniem na fiction i non-fiction”. Ostatecznie zawsze chodzi o to samo − sens i prawdę. Chociaż jednocześnie niepokoi ją ucieczka czytelników od fikcji w stronę gatunków, które obiecują „prawdziwa prawdę”. Właściwością literatury jest to, że czytamy ją tak, jakby była prawdziwa.
Izabela Morska, Znikanie, Znak Literanova 2019
czytaj także
Także esej, też autobiograficzny, o własnym chorowaniu. Można uznać nawet, że nieco narcystyczny, ale w gruncie rzeczy używający choroby jako metafory użytecznej i do opisu stanów egzystencjalnych, i społeczeństwa, i polityki. Choroba jest w tej książce ważna, ale chyba największe wrażenie robi opisywane przez Morską doświadczenie braku uznania, zmagania się z sytuacją, która dla jednostki jest dojmująco prawdziwa, a inni albo system odmawiają jej realności.
Eribon i Morska piszą o sobie, ale na pewno nie jest to „wąski krąg wokół ja”. Chociaż może nie aż tak szeroki, jak wymarzyła sobie Tokarczuk w swojej wizji literatury. Takiej, której może jeszcze nie ma. Z narratorem czwartoosobowym, który „potrafi zawrzeć w sobie zarówno perspektywę każdej z postaci, jak i umiejętność wykraczania poza horyzont każdej z nich, który widzi więcej i szerzej…”. Widzi świat jako sieć rozmaitych współzależności i powiązań (czy takim narratorem miała być Jenta z Ksiąg Jakubowych, która unosiła nad przedstawianym światem? Czy taką konstelację skojarzeń, symboli i wydarzeń widzimy w Biegunach?).
czytaj także
W takiej literaturze musi też znaleźć się miejsce na mit, transgresję, ekscentryzm, surrealizm, psychologizm. Kluczową kategorią jednak jest czułość:
głębokie przejęcie się drugim bytem, jego kruchością, niepowtarzalnością, jego nieodpornością na cierpienie i działanie czasu. Czułość dostrzega między nami więzi, podobieństwa i tożsamości. Jest tym trybem patrzenia, które ukazuje świat jako żywy, żyjący, powiązany ze sobą, współpracujący i od siebie współzależny.
Czuły narrator to esej, literatura, a nie wykład z teorii literatury. Tokarczuk odwołuje się do intuicji i pewnej wizji świata, którą proponuje nam – w pierwszej osobie. Świata, który dzięki literaturze dociera do nas w swojej skomplikowanej różnorodności i współzależności i którego doświadczamy bez resentymentu, osądzania – z czułością. I nie sposób nie zgodzić się z ministrem Glińskim: nie ma w nim zagwarantowanego miejsca na nobilitowanie wspólnoty narodowej i rodziny.
Trudno wyobrazić sobie jedno totalne dzieło, które by to marzenie spełniało. Zresztą Tokarczuk mówi też o literaturze, która składa się z rozmawiających ze sobą rozmaitych książek. Po trosze tak jest − „wszystkie książki są o innych książkach”, przynajmniej w naszym kręgu kulturowym. Na pewno powinniśmy rozszerzyć pole tej rozmowy, odważniej wpuszczać głosy innych kultur, grup etnicznych, kobiet, nie trzymać się ściśle podziałów gatunkowych – co też jest postulatem autorki.
Z różnych powodów pewno nie każdy z takim widzeniem literatury się zgodzi. Sama widzę to trochę od innej strony. Myślę, że z tego, co jest dostępne, każdy tworzy sobie taką literaturę, na jaką zasłużył, może nie zawsze piękną. Na pewno to, o czym mówi Olga Tokarczuk, można przenieść na stronę czytelnika, odbiorcy. I wtedy byłby to postulat, aby szukać w różnych miejscach i kojarzyć ze sobą różne rzeczy. Czytanie poszerza horyzonty, przynajmniej taką mam nadzieję, ale też zawsze czytamy „w pierwszej osobie” i to, co nam się podoba, coś o nas mówi.
W tym roku zwróciły moją uwagę także na przykład takie książki.
Serhij Żadan, Internat, przeł. Michał Petryk, Czarne 2019
czytaj także
Nieheroiczna wojna w Donbasie oczami cywila. Mało tu walki dobrych Ukraińców ze złymi Ruskimi, więcej groźnego chaosu. I jest rodzące się poczucie przynależności do ukraińskiej wspólnoty, które nie jest nacjonalistyczne.
Dominika Słowik, Zimowla, Znak 2019
czytaj także
Realizm magiczny na polskiej prowincji w pierwszej dekadzie XXI wieku. Cukier i szkło dla poszukujących symboli.
Joanna Rudniańska, Sny o Hiroszimie, Wydawnictwo W.A.B. 2019
czytaj także
Ekscentryczne, zróżnicowane formalnie. Polkom śni się Hiroszima, a nie Katyń. O lękach indywidualnych i zbiorowych, z kryminalną intrygą.
Salcia Hałas, Potop, Wydawnictwo W.A.B. 2019
czytaj także
Kobiety ze złej dzielnicy, rewitalizacja przez likwidację, katastrofa klimatyczna – wierszem.
Kristen Roupenian, Kociarz, przeł. Magdalena Sommer, Muza 2019
czytaj także
Zbiór opowiadań, z których tylko jedno, tytułowe jest ważne. Jeśli ktoś jeszcze ma siłę dyskutować o #metoo − warto przeczytać. Bohaterka przeżyła najgorszy seks w swoim życiu. Co do tego doprowadziło? Nie był to zły pan, który wyskoczył z krzaków.
Malcolm XD, Emigracja, Wydawnictwo W.A.B .2019
czytaj także
Pikareska, naprawdę śmieszna. Młody Polak w Wielkiej Brytanii. Może nie pływa tam jak ryba w wodzie, raczej czołga się po dnie, ale nie jęczy, nie ma kompleksów ani nie pluje jadem na Angoli.
W ten sposób dotarliśmy do magicznej liczby dziesięciu książek roku, a miałam jeszcze parę typów. Najlepsza (dla mnie) książka popularnonaukowa: Patolodzy Pauliny Łopatniuk. Najlepszy komiks: Sylwetki i cienie Michała Rzecznika. Najlepszy reportaż: Joanna Gierak-Onoszko, 27 śmierci Toby’ego Obeda. Wszystkiego najlepszego!