Kraj

Katastrofa zawłaszczona przez człowieka. A co ze zwierzętami pozaludzkimi?

Nośnikiem prawdy o katastrofie klimatycznej są biografie pokrzywdzonych. Musimy wiedzieć, co czują ofiary drastycznych zmian warunków życia na Ziemi. Gdy jednak te opowieści nie uwzględniają czujących jednostek niebędących ludźmi, można je odczytać jako jeszcze jedną formę negacjonizmu.

Na początku stycznia 2020 roku pół tysiąca polskich naukowców oraz kilkadziesiąt organizacji pozarządowych zaapelowało do koncernów medialnych o deklarację rzetelnej informacji o problemach związanych ze zmianami klimatycznymi. Domagano się, aby zobowiązały się do przeszkolenia dziennikarzy i współpracy z ekspertami, bez czego trudno mówić o edukacji społeczeństwa. Tłumaczono, że nie można adekwatnie zareagować na zagrożenie, jeśli się go nie zrozumie.

„Gazeta Wyborcza” odpowiedziała szybko i w przychylnym tonie, opisując zmiany wprowadzone w funkcjonowaniu redakcji. Elementem, który podkreśliła, była modyfikacja języka komunikowania o „dramatycznej sytuacji, jaką przychodzi nam wszystkim obserwować”. Zrezygnowała z określenia „zmiany klimatyczne” jako niewystarczającego i nieadekwatnego, zastępując je ostrzejszym: kryzys klimatyczny.

Nie bójmy się klimatycznego alarmizmu [polemika z Kamilem Fejferem]

Pamiętam, że pokiwałem z uznaniem głową. To ważne, co i jak się mówi. Jest naprawdę źle, a ostatnią rzeczą, której potrzebujemy, jest letnia retoryka. Czas alarmu ma swój język. Ma być adrenalina, stres i mobilizacja – bez nich nie zareagujemy tak jak trzeba.

Zadbaj o katastrofizm

W połowie następnego roku tytuł jednego z artykułów w gazecie brzmiał już: „Kryzys klimatyczny? Nie, katastrofa ekologiczna – podkreślają klimatolodzy i biolodzy” W treści mogliśmy przeczytać, że „nie stoimy tylko przed kryzysem klimatycznym, ale wręcz przed katastrofą ekologiczną, związaną z globalnym ociepleniem, olbrzymim tempem wymierania dzikich gatunków i gwałtownym wzrostem ludzkiej populacji”.

A więc katastrofa – antropogeniczna, choć wielu żyje jak gdyby nigdy nic. Rozumiem funkcję, której wypełnienia oczekuje się od słów z krańca skali. To cenne rejestry języka. Bez nich nasze opowieści byłyby nierealistyczne. Słowniki dosadnie tłumaczą charakter katastrof: ogromny zasięg, śmierć wielu osób, wielkie zniszczenia, tragiczne skutki.

Historia zna wiele bolesnych diagnoz rzeczywistości. Poczucie katastrofy towarzyszy nam od dawna. Dobrze, że jesteśmy zdolni aż tak silnie czuć zagrożenie, niepewność i utratę, ale również troskę i niezgodę na zniszczenie, które im towarzyszą. To bardzo ludzkie być wrażliwym do tego stopnia. I społeczne, bo przekracza dramat jednostkowy, choć mówi się, że w obliczu katastrofy ludzki egoizm może wzrastać.

Głód, zniszczenie, choroby, migracje i wojna. Tak, mowa o twoim życiu

Podłoża katastrofizmu bywały różne, uzasadnienia lepsze lub gorsze, ale niezależnie od tego, niesie on wartość – świadczy dobitnie o naszej naturze moralnych zwierząt. Być może wejdę w spór z hedonistami, ale pielęgnowanie poczucia dyskomfortu wynikającego ze stanu świata, akceptacja poczucia katastrofizmu, wydają się równie ważne i potrzebne jak dążenie do odczuwania przyjemności.

Szczególnie kiedy przejmujemy się katastrofą innych. Koniecznym wstępem do tego wymiaru jest jednak doświadczenie własne lub nam podobnych. Niestety, często to ono właśnie dominuje, skutkując zawłaszczaniem dramatów. Tak jest w przypadku katastrofy klimatycznej.

Moja katastrofa jest większa niż twoja

„Oczywiście głównie interesuje nas los naszego gatunku”, napisała Elizabeth Kolbert na ostatniej stronie książki Szóste wymieranie. Historia nienaturalna (Wydawnictwo Filtry, 2022). Chodzi tu jednak o coś więcej niż losy gatunków. W narracji poświęconej globalnemu ociepleniu dramat zwierząt często spychany jest na plan dalszy.

We wspomnianym wcześniej apelu naukowców i aktywistów problem widać jak na dłoni. Mówi się w nim o śmierci ludzi z powodu upałów, zatroskaniu o życie dzieci, drastycznym spadku produkcji żywności i głodzie, masowych migracjach ludzi i wojnach o kurczące się zasoby oraz o zagrożeniu dla istnienia cywilizacji.

Owszem, listę skutków efektu cieplarnianego otwiera masowe wymieranie gatunków, ale ten ogólny kontekst jest jedynym, w którym występują zwierzęta pozaludzkie. Etyczny wymiar ich indywidualnych tragedii znika w problemie masowej utraty bioróżnorodności. Ich krzywda zdominowana jest holistyczną narracją przyrodniczą i ekologiczną.

A przecież inne zwierzęta i ich dzieci również są zagrożone głodem i śmiercią z powodu upałów. Też będą zmuszone masowo uciekać, co sprowadzi na nie represje. Z pewnością także będą licznymi ofiarami konfliktów o zasoby. Nie tylko te żyjące w środowisku przyrodniczym, ale również te udomowione.

Kolbert przywołała także znamienne słowa badacza bioróżnorodności Paula Ehrlicha: „doprowadzając inne gatunki do zagłady, ludzkość podcina gałąź, na której siedzi”. Myśli o współzależności różnych form życia nigdy za wiele, ale cytat ujawnia tendencję do traktowania życia innych zwierząt instrumentalnie. Ich dobro lub krzywda liczą się przede wszystkim wtedy, kiedy mają wpływ na ludzi.

Jak opłakiwać masową śmierć?

W 2019 roku, a więc w czterdziestą rocznicę pierwszej światowej konferencji klimatycznej w Genewie, w czasopiśmie „BioScience” opublikowano oświadczenie jedenastu tysięcy naukowców z ponad stu pięćdziesięciu krajów świata. Sformułowane w alarmującym tonie, mówi o zaburzeniach w funkcjonowaniu społeczeństw i ekonomii, a nawet zagrożeniu losu ludzkości i konieczności podtrzymania życia na Ziemi, która jest jedynym domem ludzi.

W dokumencie mówi się o niszczeniu bioróżnorodności i ekosystemów, podkreśla się ich funkcjonalną rolę – zdolność sekwestracji dwutlenku węgla. Zwierzęta potraktowane są w podobny sposób, jako odgrywające „znaczącą rolę w obiegu i magazynowaniu węgla i składników odżywczych”. Nie ma mowy o drastycznym spadku jakości ich życia, utraty domu i zagrożeniu śmiercią.

Wyróżnieni winą

W marcu tego roku Międzyrządowy Zespół ds. zmiany klimatu (IPCC) zakończył pracę nad kolejną częścią szóstego raportu podsumowującego, tak zwanym raportem syntetycznym. Dokument scala wiedzę o zmianach klimatycznych zawartą we wszystkich poprzednich częściach raportu.

IPCC nie mówi w nim o kryzysie lub katastrofie, ale nie oznacza to, że nie widzi i nie komunikuje dramatyzmu sytuacji. Wnioski z części podsumowujących już zaobserwowane oraz przewidywane zmiany funkcjonowania życia na Ziemi, są zatrważające. Jednak i tu widać różnice w opisie sytuacji ludzi i innych zwierząt.

Monbiot: To już postanowione. Nikt nie odwoła katastrofy

Mówi się na przykład zarówno o zdrowiu fizycznym, jak i psychicznym ludzi oraz o obniżeniu ich dobrostanu; wyszczególnia się różne problemy egzystencjalne. To samo jednak przecież dotyczyć będzie niezliczonych zwierząt, a nie jest wspomniane. Zbyt wiele już wiemy z zakresu zoopsychologii i etologii, by mieć obawy, że informowanie o tym miałoby nienaukowy charakter.

Trzeba natomiast docenić, że w przypadku zwierząt jest mowa o „masowej śmiertelności na lądzie i w oceanie”. Wzmianka o ich umieraniu lepiej oddaje charakter dramatu niż informowanie o wymieraniu gatunków. Nieodwracalne zmiany w ekosystemach to często powolna śmierć z powodu chorób, temperatur, głodu i pragnienia, a także konfliktów z innymi zwierzętami, w tym z ludźmi.

W raporcie czytamy, że około połowy przebadanych gatunków zwierząt przemieszcza się w kierunku biegunów lub na wyższe wysokości, próbując szukać miejsca do życia, często nieskutecznie. To proces przesycony życiowymi porażkami konkretnych jednostek.

Czy ludzie krzywdzą zwierzęta mniej niż w 1975 roku?

Być może nie należy mówić, że katastrofa klimatyczna jest przede wszystkim pozaludzka. Porównywanie krzywdy różnych zwierząt jest ryzykowne. Cała dostępna wiedza o skali zmiany klimatu i naturze jej ofiar wskazuje jednak, że znaczna część dramatu rozgrywa się w społecznościach innych istot. Jeśli coś nas wyróżnia, to wina za stan rzeczy i odpowiedzialność za ograniczenie przyszłych skutków naszych destrukcyjnych działań.

Biografie, głupcze

Praca nad formami opisu i komunikacji nie powinna kończyć się w przypadku kryzysu klimatycznego na wzmocnieniu dosadności. Zaostrzenie retoryki jest uzasadnione, tak ze względu na realizm opisu, jak i konieczność poruszenia odbiorców. Jednak jest niewystarczające.

Emocjonalną odpowiedź można wywołać również, nie zapominając o zwierzętach i przedstawiając je jako czujące, pokrzywdzone i walczące o lepsze życie jednostki. Obok wcześniej wymienionych znaczeń słowa katastrofa słowniki wymieniają jeszcze jedno: „całkowite niepowodzenie jakiegoś przedsięwzięcia”. Jeśli jest nim czyjeś życie, jest to katastrofa totalna.

Dawno temu Arystoteles zaproponował retoryczną triadę, stanowiącą współzależne podstawy efektywnej perswazji: racjonalny i merytoryczny logos, wiarygodny i budzący zaufanie ethos oraz wywołujący emocjonalną reakcję pathos.

Nawet najbardziej precyzyjne dane, parametry, tabele i wykresy, najrzetelniejsze opisy mechaniki wielkoskalowych procesów nie wypowiedzą pełnej prawdy o katastrofie. Jej nośnikiem są przede wszystkim biografie pokrzywdzonych, relacje trudów ich życia w zniszczonym świecie. Dotyczy to zarówno ludzi, jak i pozostałych czujących zwierząt. I nie jest to kwestia, którą nauka powinna scedować na reportażystów, poetów i aktywistów.

Stopnie, procenty, emisje i wzory chemiczne… śpicie już? Nie umiemy mówić o klimacie

Naukowcy zajmują się również tym, co czują ofiary drastycznych zmian warunków życia na Ziemi spowodowanych niszczycielską działalnością ludzi. Ból, cierpienie, strach, mogą opisać biolodzy, etolodzy i zoopsychologowie, ale również humaniści. Raporty w rodzaju przygotowywanych przez IPCC są niezwykle ważne, ale powinny dopełniać je wnioski badaczy i badaczek innych dyscyplin. Brak opowieści o czujących jednostkach niebędących ludźmi, gdy opisuje się klimatyczny dramat, może być odczytany jako forma negacjonizmu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dariusz Gzyra
Dariusz Gzyra
Działacz społeczny, publicysta, weganin
Dariusz Gzyra – filozof, działacz społeczny, publicysta. Wykładowca kierunku antropozoologia na Uniwersytecie Warszawskim. Członek Polskiego Towarzystwa Etycznego. Redaktor działu „prawa zwierząt” czasopisma „Zoophilologica. Polish Journal of Animal Studies”. Autor książki „Dziękuję za świńskie oczy” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2018). Weganin.
Zamknij