Kraj

Za rządów PiS do Polski przybyła rekordowa liczba migrantów, ale mamy też złe informacje

Napływ imigrantów spowoduje szereg napięć społecznych, wynikających z obiektywnych trudności. Przede wszystkim na rynku mieszkaniowym, gdzie w ostatnim czasie nastąpiła gwałtowna podwyżka czynszów.

Trwa kolejna awantura o imigrację zarobkową do Polski. Role w tej „debacie” są tak pokręcone, że trudno się połapać, gdzie kto stoi. Rząd sprowadza pracowników z całego świata na potęgę, jednocześnie strasząc społeczeństwo imigrantami, których ma nam „podrzucić” Bruksela. Najwyraźniej liczą na to, że ich najbardziej podgrzani wyborcy potrafią na pierwszy rzut oka zidentyfikować i być uprzejmymi dla Indusa w Uberze jako „dobrego imigranta od Kaczyńskiego”, a nie tego złego od von der Leyen.

Polska powinna walczyć o imigrantów. Oto dlaczego

czytaj także

Proeuropejski i otwarty Donald Tusk podczas wiecu w Poznaniu krzyczał do mikrofonu o setkach tysięcy obywateli krajów muzułmańskich, które sprowadziło PiS w ubiegłym roku – dla porównania podając znacznie skromniejsze liczby z ostatniego roku rządów koalicji PO-PSL. Człowiek przez chwilę musiał się zastanowić, czy to jeszcze Tusk, czy już jednak Krzysztof Bosak.

W tle rozgrywa się też wątek poboczny w postaci miasteczka dla „imigrantów z państw islamskich”, którzy budować będą rafinerię Orlenu. Na potrzeby dyskusji poseł PO Jan Grabiec zaczął udowadniać, że Indie można nazwać krajem islamskim.

Obie strony używają tematu imigrantów do własnych partykularnych celów, zupełnie nie zwracając uwagi na to, do czego takie podgrzewanie nastrojów może doprowadzić. Setki tysięcy ludzi są bez skrupułów używane jako broń w polskiej kampanii wyborczej, byle tylko przyłożyć drugiej stronie. Nic, tylko pogratulować odpowiedzialności naszej klasie politycznej – bo „elitą polityczną” tych ludzi trudno nazwać.

Z Lagos przez Londyn do Katowic

Jest faktem, że imigracja zarobkowa do Polski w ostatnich dwóch latach jest rekordowa. Według danych Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej, w 2021 roku Polska wydała przeszło pół miliona pozwoleń na pracę dla osób spoza UE. Jak wskazuje GUS, to o jedną czwartą więcej niż w 2020 roku i aż ośmiokrotnie więcej niż w 2015 roku.

W ponad 350 tys. przypadków dotyczyło to Ukraińców i Białorusinów, którzy jak na razie nie wzbudzają większych emocji, ale i to może się przecież zmienić, jeśli rządzący jeszcze trochę postraszą cudzoziemcami. Pozostałe 150 tys. osób to jednak ludzie z całego świata. Z Filipin oraz Indii przybyło po kilkanaście tysięcy pracowników. Z Bangladeszu 7,5 tys., a z Indonezji prawie 8 tys. Nad Wisłę trafiło też prawie 10 tys. Gruzinów, 11 tys. Nepalczyków i 15 tys. obywateli Uzbekistanu.

PiS położył podstawy pod wielokulturową, tęczową Polskę

W zeszłym roku liczba pozwoleń na papierze spadła do 365 tys., jednak to efekt wojny w Ukrainie. Uchodźczynie znad Dniepru otrzymały prawo pobytu i dostęp do świadczeń społecznych, więc liczba pozwoleń dla Ukraińców spadła do ledwie 85 tys., a łącznie z Białorusinami to 100 tys. Tak więc realnie w zeszłym roku ściągnęliśmy rekordową liczbę ponad ćwierć miliona pracowników z krajów spoza UE i spoza Ukrainy i Białorusi.

Z Indii przybyło aż 41 tys. osób. Na znacznie większą skalę zapraszamy też mieszkańców Afryki – Nigerii, Kamerunu, Angoli, Algierii czy Maroka – których liczby idą już w tysiące. W ostatnim czasie w Katowicach wieźli mnie taksówką między innymi bardzo rozpolitykowany Azer, z którym dyskutowaliśmy zawzięcie o kwestiach geopolityki jeszcze kilka minut po dojechaniu na miejsce, oraz niezwykle otwarty Nigeryjczyk, który opowiadał o swoich wcześniejszych doświadczeniach z pracy w Wielkiej Brytanii (w Polsce podobno jest mu lepiej – przynajmniej dotychczas).

Gdzie nasi goście pracują? Jest tak naprawdę zaledwie kilka branż, do których trafia zdecydowana większość imigrantów. W 2021 roku prawie jedna czwarta pozwoleń dotyczyła pracowników przetwórstwa przemysłowego. Kolejne jest budownictwo, gdzie pracuje jedna piąta migrantów, i niemal taki sam odsetek, który trafił do transportu i gospodarki magazynowej oraz do „działalności wspierającej”. Te cztery działy odpowiadały za niecałe 90 proc. pozwoleń na pracę wydanych w 2021 roku. Kolejne 6 proc. to gastronomia i handel detaliczny łącznie.

Listy o demokracji: Kto patrzy na morze, widzi Europę

Nieprzypadkowo działy te pokrywają się z listą wakatów podawaną przez GUS. W 2021 roku na czele znalazł się przemysł z prawie 35 tys. nieobsadzonych miejsc pracy. 20 tys. wakatów zanotowano w budownictwie. Przynajmniej 15 tys. pracowników brakowało w handlu, a 13 tys. w transporcie i logistyce.

Ruch w drugą stronę

Gdyby nie pracownicy z zagranicy, to te kluczowe dla polskiej gospodarki sektory nie miałyby jak funkcjonować. Dlatego też w ściąganiu cudzoziemców przodują województwa, w których znajduje się największy potencjał przemysłowy i gospodarczy – w ubiegłym roku były to mazowieckie, wielkopolskie i śląskie.

Według danych Polskiego Instytutu Ekonomicznego w ubiegłym roku cudzoziemcy stanowili już niecałe 4 proc. zatrudnionych w Polsce. Co czwarta firma w Polsce zatrudnia osoby niebędące obywatelami państw UE. W większym stopniu robią to duże przedsiębiorstwa – przeszło połowa firm powyżej 250 pracowników ma w swojej załodze osoby spoza UE. Przeszło połowa wszystkich firm deklaruje również, że zatrudnianie cudzoziemców jest konieczne z powodu niemożności znalezienia pracowników w Polsce.

Równocześnie przedsiębiorstwa zwracają uwagę na pojawiające się problemy, które jednak nie są zaskakujące – dla dwóch trzecich firm największy kłopot sprawia bariera językowa. Poza tym ściąganie pracowników spoza UE wiąże się z czasochłonnym procesem rekrutacyjnym. Co ciekawe, tylko 29 proc. firm deklaruje, że pracownicy spoza UE mają niższe oczekiwania płacowe od Polaków.

W gruncie rzeczy było kwestią czasu, by jedna z najbardziej otwartych na globalną wymianę gospodarek na świecie, jaką jest Polska, stała się kolejnym z celów migracji zarobkowych. Od lat 90. sprzedajemy i kupujemy z zagranicy niemal wszystko, co jest gdziekolwiek produkowane.

Referendum migracyjne: desperacki skok PiS w pogoni za wymykającą się władzą

Od trzech dekad przez Polskę nieustannie i bez większych przeszkód przepływa też kapitał – napływa w postaci bezpośrednich inwestycji zagranicznych, a wypływa jako dywidendy od zysków, które te inwestycje przyniosły. Przez ponad dwie dekady ruchy migracyjne następowały za to niemal tylko w jednym kierunku – miliony ludzi wyjeżdżały stąd na jakiś czas lub na stałe. W połowie zeszłej dekady pojawiło się wreszcie zjawisko masowej imigracji zarobkowej do Polski. Ktoś w tych wszystkich fabrykach i usługach musi pracować, a rodowitych mieszkańców naszego kraju po prostu nie wystarczy.

ChatGPT w miejsce Morawieckiego?

W międzyczasie Polska stała się gigantem eksportowym. W pierwszym kwartale tego roku nadwyżka handlowa naszego kraju wzrosła do rekordowych prawie 7 proc. PKB. Nasz eksport rośnie dzięki inwestycjom zagranicznym, które także biją rekordy.

Intel zbuduje u nas dużą fabrykę półprzewodników nie po to, żeby Polacy mieli je na własny użytek, ale by je sprzedawać na cały świat. Dzięki temu włączymy się w łańcuch produkcji najbardziej zaawansowanych technologicznie produktów, a ulokowane tutaj 5 mld dolarów w absolutnie kluczowej branży zwiększy polskie bezpieczeństwo równie dobrze co dodatkowe 5 tys. amerykańskich żołnierzy.

Fabryka Intela da zatrudnienie około 2 tys. osób. Nawet jeśli wszyscy oni, co do jednego, będą rodowitymi Polakami, to skądś tam przyjdą, więc gdzie indziej ich zabraknie. Coraz bardziej zaawansowane technologicznie inwestycje nie płynęłyby do Polski szerokim strumieniem, gdyby korporacje nie miały pewności, czy uda im się zapełnić wakaty. Zamykanie się na imigrację zarobkową jest więc skazywaniem Polski, jeśli nie na zacofanie, to na pewno znacznie wolniejszy rozwój. Zwolennicy monokulturowej i monoetnicznej Polski chcą więc również Polski słabiej rozwiniętej.

Oczywiście tak masowy napływ imigrantów zarobkowych spowoduje też szereg napięć społecznych, wynikających z obiektywnych trudności. Przede wszystkim na rynku mieszkaniowym, gdzie w ostatnim czasie nastąpiła gwałtowna podwyżka czynszów. W dużych miastach mieszkań jest za mało i są niedostępne cenowo nawet dla obywateli i obywatelek Polski.

O takich drobnostkach oczywiście polski rząd zawczasu nie pomyślał. Imigranci powinni znaleźć przecież nie tylko miejsce zatrudnienia, ale też przyzwoite miejsce zamieszkania – najlepiej nie w barakach o wielkości dwóch toi toiów. Polityka migracyjna powinna być poprzedzona szeregiem działań nieco bardziej skomplikowanych niż podpisywanie pozwoleń na pracę, które wydawać mógłby równie dobrze ChatGPT, gdyby go tylko nieco przyuczyć.

Między „ciapatym” a „ziemniakiem”. W Norwegii „polakk” to obelga

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij