Kraj

Większość dzieci doświadcza przemocy seksualnej w sieci. Czas z tym skończyć [rozmowa z Mają Staśko]

Reklamodawcy – a nawet państwo – chętnie współpracują z milionerami, którzy kapitalizują dręczenie ludzi, a osobę z klasy niższej, która robi to samo, potępiają z całą mocą. Bo brzydko wygląda obok ich ekskluzywnych reklam i niszczy wizerunek.

Patrycja Wieczorkiewicz: Otworzyłaś w Warszawie „witrynę sklepową”, której celem jest uświadamianie społeczeństwa w kwestii przemocy seksualnej wobec dzieci w internecie. Jakie są reakcje?

Maja Staśko: Wyłącznie pozytywne. Odsłaniając witrynę, robiliśmy wywiady z przechodniami, byli bardzo przejęci i potępiający względem oprawców. Zastanawiałam się, jak to możliwe, że skoro wszystkich to oburza, to 6 na 10 młodych osób przyznaje, że doświadczyło tej formy wykorzystania w sieci w dzieciństwie. Albo tego nie zauważano – być może w przekonaniu, że to coś tak okropnego, że wręcz niemożliwego – albo odwracano wzrok, albo przyzwalano na takie zachowania. Ale większość dorosłych, którzy mają dzieci, nie zdaje sobie sprawy z tego, co się dzieje w częściach internetu skierowanych do młodych.

300 milionów dzieci i młodzieży doświadcza molestowania w sieci

Jak to się stało, że ze skupienia na problemie przemocy wobec kobiet przeszłaś do aktywizmu na rzecz dzieci wykorzystywanych w internecie?

Od dłuższego czasu zajmuję się przemocą w sieci. Nie tylko wobec kobiet, również mężczyzn i innych osób. Sama jej doświadczałam i doświadczam. Właśnie dlatego, że zajmowałam się przemocą wobec kobiet, w tym sygnalistek, przetrwanek nagłaśniających jej przypadki. Zastanawiałam się, z czego to wynika.

Zrobiłaś akcję Hej, hejterze. Na czym dokładnie polegała?

Na spotykaniu się z hejterami i rozmawianiu z nimi, dzieleniu się doświadczeniami i zastanawianiu się, gdzie jest źródło tej nienawiści.

I jakie wnioski?

Wysłuchałam wielu osobistych historii, często bardzo traumatycznych. Część tych osób była w momencie przeżywania jakiejś krzywdy. Komuś zmarła bliska osoba, ktoś się z kimś rozstał. To były trudne, ważne emocje. Oprócz tego pojawił się wątek wielkich biznesów, które sprawiają, że przemoc w sieci jest bezkarna. To mnie zaprowadziło do patostreamów, które dają młodym ludziom przykład, że jak kogoś obrazisz, poniżysz, skopiesz, to zyskasz większe zasięgi, które następnie możesz kapitalizować. Często więc chodziło po prostu o pieniądze. Chciałam zrozumieć, jak to wszystko działa. To doprowadziło mnie do problemu przemocy wobec dzieci w internecie.

Dzieci były w tym tylko ofiarami czy również oprawcami?

Jednymi i drugimi. Podam przykład Lasuczity, która zaczęła agresywną działalność w sieci, mając kilkanaście lat. Wyżywała się na innych, również na mnie, nasyłała na ludzi hejterów, swoich fanów. Tak zdobywała zasięgi – i stała się popularna wśród dzieci. Jej przypadkiem zajmowała się policja i sąd rodzinny, ale jako niepełnoletnia nie mogła odpowiadać jak dorosły. Dzieci stają się sprawcami także dlatego, że widzą, jak rozwijają się kariery patostreamerskie, jak choćby Nitra. Chcą być takie jak oni, to ich idole. Powielają to, co widzą. Taki osiemnastoletni Kawiaq, który od sześciu miesięcy przebywa w areszcie, dręczył na swoich streamach dziewczyny. Wzorował się na Danielu Magicalu, na którego zresztą powoływał się na streamach.

Mejza to patopolityk, Nitro to patostreamer. Krzywdzą dla zasięgów i pieniędzy

Spodziewał się też, że dostanie propozycję walki we freak fightach. Psikał gazem pieprzowym w przypadkowych przechodniów, zaczepiał ludzi. Część jego ofiar była niepełnoletnia. Zaprosił na streama dziewczynę, podawał jej alkohol, a gdy była już pijana, zagrali w butelkę i razem z kolegą podstępem sprawili, że się rozebrała. Była półprzytomna, wymiotowała, a oni wyrzucili ją bez koszulki na mróz na zewnątrz, by „nie mieć kłopotów”. Następnego dnia, na kolejnym streamie, z inną dziewczyną, jego kolega uderzył ją w głowę butelką po alkoholu. Miała twarz we krwi. Dzięki naszym działaniom i interwencji udało się nagłośnić temat, a policja złapała nastolatków, mimo iż uciekli z kraju.

Jaka jest skala problemu? Mamy jakieś dane?

Tak. Według badań fundacji Młode Głowy aż 54 proc. młodych osób, uczniów i uczennic, ogląda freak fighty, a 40 proc. patostreamy. Choć to dziwne rozróżnienie, bo to pierwsze również jest patostreamem. Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa podaje, że to 26 proc. – przy czym 16 proc. nie wiedziało, że to, co ogląda, ma charakter przemocowy. Jeszcze kilka lat temu to było 10 proc. Dzieci są zagubione, nie wiedzą już, co jest, a co nie jest przemocą. Jeśli na przykład przemoc na konferencjach freak fightowych – inwektywy, znieważenia, pobicia, rzucanie przedmiotami czy skopanie kogoś – sprzedawana jest pod postacią rozrywki i dobrej zabawy, to jej znaczenie się rozmywa. To ocieplanie przemocy w celach komercyjnych. Dane wskazują, że wiele młodych osób nie wie, czy same nie są ofiarami przemocy w internecie, bo nie są w stanie jej zidentyfikować.

Czyli pod względem normalizacji przemocy jest coraz gorzej?

Tak, na pewno. W 2018 roku patostreamy nie były tak skomercjalizowane i rozpowszechnione, głównie dlatego, że pokazywały osoby z klas niższych. Takie, które łatwo wypchnąć poza społeczny nawias i nimi pogardzać. Dzisiaj to wielkie biznesy prowadzone przez milionerów, nawiązujących współprace z największymi markami. Te marki chcą się w ten sposób reklamować: ostatnie Fame MMA było transmitowane na Canal+, a kolejna edycja ma się odbyć na Stadionie Narodowym, którego wspólnikiem jest skarb państwa. Dlatego to dla młodzieży – i nie tylko – trudniejsze do odrzucenia niż pijak, który nie ma pracy. Reklamodawcy – a nawet państwo – chętnie współpracują z milionerami, którzy kapitalizują dręczenie ludzi, a osobę z klasy niższej, która robi to samo, potępiają z całą mocą. Bo brzydko wygląda obok ich ekskluzywnych reklam i niszczy wizerunek.

Z jakimi formami przemocy wobec dzieci w internecie się spotykałaś?

To są bardzo różne kategorie. Moja najnowsza kampania skupia się na przemocy seksualnej. To np. przesyłanie dzieciom nagich zdjęć osób dorosłych bądź innych dzieci. To wyłudzanie ich własnych nagich czy półnagich zdjęć, prośby, by je przesyłały, a następnie udostępnianie ich publicznie. W każdej sekundzie w internecie udostępniane są dwa zdjęcia małoletnich.

Wojciech Suchodolski to kolejna śmiertelna ofiara patostreamingu

Gdzie na przykład?

Na stronach pornograficznych, na portalu X, czyli dawnym Twitterze, na Instagramie. Był czas, że na takich platformach, m.in. na Facebooku, powstawały całe profile poświęcone tego rodzaju kontentowi.

Jak platformy sobie z tym radzą?

To zależy. Jeśli chodzi o publiczne udostępnianie, to X/Twitter radzi sobie różnie, Facebook i Instagram lepiej, bo całkowicie zakazują nagości, strony pornograficzne wcale. Najtrudniej uporać się z tym, co występuje w prywatnych wiadomościach. A taka forma komunikacji umożliwia groomerom nękanie i uwodzenie dzieci. Skupione na Polsce badania przeprowadzone przez fińską organizację Protect Children wskazały, że oprawcy korespondują z dziećmi głównie za pomocą szyfrowanych komunikatorów. Zapoznają się z nimi np. na Facebooku, potem przechodzą tam, gdzie sami są bezpieczniejsi. W 2004 roku mieliśmy słynną kampanię fundacji Dajemy Dzieciom Siłę…

„Cześć, jestem Wojtek i też mam 12 lat” – chyba wszyscy z naszego pokolenia to znają.

Tak, wtedy groomerzy podszywali się pod młode osoby. Dziś to wygląda inaczej, co pokazała Pandora Gate. Teraz piszą, że „wiek nie ma znaczenia”, „jesteś wyjątkowo dojrzała”, „ja cię wszystkiego nauczę”, „między moimi rodzicami też jest duża różnica wieku”. Korespondują, manipulują, uwodzą, a w najgorszym przypadku na końcu gwałcą.

Skąd ta zmiana strategii?

Może stąd, że sprawcy nie muszą się już tak ukrywać? Nie muszą oszukiwać w kwestii wieku, by dotrzeć do dzieci – platformy sprawiły, że jest to łatwiejsze niż kiedykolwiek. Gdyby ktoś wystawał pod szkołą i zaczepiał nieletnie osoby, prawdopodobnie zostałby zgarnięty przez policję. Ale gdy ktoś w sieci szuka dziecięcych kont i się z nimi kontaktuje – nikt tego nie pilnuje. Pozostaje bezkarny.

„Dymy” na freak fightach to przemoc. Czy ktoś zareaguje?

Piszą do ciebie dziecięce ofiary czy raczej rodzice?

Przede wszystkim rodzice. Jeśli zgłaszają się do mnie osoby nieletnie, przekierowuję je na telefon zaufania prowadzony przez fundację Dajemy Dzieciom Siłę, podając numer 116 111, albo podaję kontakt do Rzeczniczki Praw Dziecka: 800 12 12 12. Sama nie mam kompetencji, by je wesprzeć. Dzieci w ogóle rzadko się do mnie zgłaszają. Staram się tworzyć swoje treści pod dorosłych. Albo do starszych nastolatków, bardziej świadomych. Z rodzicami, którzy do mnie piszą, rozmawiam i im doradzam, ale też polecam zgłoszenie się do FDDS, która prowadzi również telefon przeznaczony dla opiekunów i rodziców: 800 100 100.

Sama mam dość wiedzy i doświadczenia, by publicznie pokazywać im, jak oprawcy i platformy niszczą dzieci, mogę to nagłaśniać, wskazywać problem, jego przyczyny i skalę, ale mam poczucie, że same osoby nieletnie nie powinny dostawać komunikatów, które są oburzające, skandalizujące, które mogą aktywować traumę. Dlatego strona mojej najnowszej akcji jest oznaczona jako dla osób powyżej 18. roku życia. Można tam przeczytać m.in. historie osób, które doświadczyły przemocy w dzieciństwie bądź wieku nastoletnim. Nie chcieliśmy, by trafiły na nie dzieci. Wystarczająco już są eksponowane na treści przemocowe i seksualne przez platformy, ale także przez swoje idolki, które zarabiają na ich niedojrzałości emocjonalnej i zaangażowaniu, by promować swoje projekty, nierzadko zawierające promocję kryminalistów.

Ale dzieci cię znają, rozpoznają. Choćby dlatego, że sama wzięłaś udział w High League, a więc we freak fightach. Wchodzą na twój profil na Instagramie, widzą, o czym piszesz.

Wiedziałam, że młode osoby będą oglądać freak fighty – dlatego tam także poszłam. Ze sceny mówiłam o telefonach zaufania dla młodzieży, o tym, że w sytuacji kryzysu warto zwrócić się do lekarza, że zasługują na pomoc. Pokazywałam własnym zachowaniem, że nie musimy się zgadzać na przekraczanie naszych granic i możemy wprost wyrazić sprzeciw. Przekazywałam inne wartości niż tam promowane. Mocno za to oberwałam, bo tam na miejscu byłam w tym sama. Ale to było ważne – i dostałam tysiące wiadomości ze wsparciem i wdzięcznością.

Natomiast moje konto na Instagramie śledzą głównie osoby dorosłe – na ulicach też podchodzą do mnie dorośli, nie dzieci. Mimo to przez kilka ostatnich lat zmieniłam sposób komunikacji. Jest łagodniejszy, nastawiony na to, że może obejrzeć to starsza nastolatka. Częściej używam słowa „krzywda” zamiast „przemoc”, treści są mniej naładowane emocjami, by ich nie podsycać u młodych ludzi, po trudniejszych wpisach udostępniam miejsca wsparcia, gdzie osoba może zwrócić się po pomoc.

Staśko: Będę się bić w MMA, żeby pomóc ofiarom przemocy

Prowadzisz też warsztaty na temat hejtu i w ogóle przemocy w sieci w szkołach.

Wówczas też nie używam mocnych słów i opisów, a obok zawsze jest psycholożka dziecięca, która może wesprzeć uczniów i uczennice. Bardzo o to dbamy, rozmawiam o tym z psycholożkami i pedagożkami – one też zastanawiają się nad tymi kwestiami. Jak uświadamiać i nagłaśniać, by było to w pełni etyczne, ale i docierało do młodych na platformach, które zarabiają na trudnych emocjach dzieci i wystawiają je na przemocowe i seksualne treści, by zwiększać zasięgi? To bardzo trudne. Właściciele i właścicielki każdego konta edukacyjnego na Instagramie się z tym mierzą, dyskutują. A w tym czasie influencerzy, którzy docierają do dzieci na największą skalę, mają to gdzieś i narażają je na nieodpowiednie treści i zachowania. Wyjątkiem jest Julia Żugaj, która o to naprawdę dba, bardziej lub mniej skutecznie.

W jaki sposób?

Bycie dorosłą idolką dzieci w mediach społecznościowych to ciągłe wyzwania. Julia stara się nie robić współprac z influencerami, którzy narażają nieletnich na nieodpowiednie treści. Ostatnio wyznała, że gdyby Fagata wzięła udział w Tańcu z gwiazdami, ona raczej by się na to nie zdecydowała, by jej dziecięcy fani nie zderzyli się z treściami pornograficznymi. Takie próby stworzenia bezpiecznej przestrzeni w sieci nie zawsze wychodzą, bo internet nie jest taką przestrzenią. Dorośli ludzie – np. kanały commentary, na których Julia pojawiła się w wywiadach, z treściami dla starszych, też mogą trafiać do dzieci i je narażać. A te treści to np. omawianie wulgarnych, przemocowych zachowań – i to niekoniecznie z potępieniem, czasem z rozbawianiem, traktowaniem ich jako rozrywki czy biznesu, np. w ramach komentowania freak fightów.

Zdarzyło się też na nich bagatelizowanie molestowania. Ale to nie jest „wina” Julii Żugaj. Te wszystkie problemy wynikają z faktu, że nie ma odrębnej sfery dla dzieci w internecie, a platformy i decydenci ich nie chronią. Tymczasem dorośli też mają prawo mówić publicznie o „dorosłych” sprawach, także Julia. Nawet jeśli popełnia błędy, to naprawdę uważa na to, co przekazuje dzieciom i jakie to może mieć konsekwencje. Robi sto razy więcej w tej kwestii niż platformy i decydenci.

Dotąd dużo pisałaś i mówiłaś o traumach, długofalowych skutkach traumy seksualnej w przypadku ofiar dorosłych, głównie kobiet. A jak to wygląda w przypadku dzieci?

Badania wskazują, że skutki te mogą być jeszcze bardziej dotkliwe w przypadku dzieci. Trauma jest w stanie ukształtować mechanizmy adaptacyjne na całe życie, a mózgi dzieci są bardziej plastyczne, łatwiej poddają się działaniu czynników zewnętrznych. Jeśli dziecko nie trafi natychmiast na dobrą terapię, może przejść przez całe życie ze skutkami traumy. Co może zaskakiwać, wśród dzieci próby samobójcze zdarzają się częściej w przypadku doświadczenia przemocy seksualnej w sieci niż poza nią.

Znamy tego przyczynę?

Internet pamięta. Trudno cokolwiek trwale z niego wymazać. Jeśli ktoś opublikował nagie zdjęcia dziecka, może się to za ofiarą ciągnąć do końca życia i nie będzie w stanie tego ukryć. W takich przypadkach ograniczone jest działanie mechanizmów obronnych typowych dla przemocy seksualnej, jak wyparcie czy dysocjacja.

Nie ma niewłaściwych reakcji na gwałt

W europarlamencie jest rozpatrywane rozporządzenie mające chronić dzieci przed przemocą w internecie. Co na to polscy politycy?

Piszę do nich intensywnie. Proszę kandydatów na europosłów o głosy. Na razie dostałam kilka odpowiedzi, m.in. od Roberta Biedronia czy Róży Thun – każdy deklaruje wsparcie tego projektu, z pewnymi poprawkami, które proponują w ramach swoich komisji. W tej chwili – dopóki nie zostanie wypracowane stałe rozporządzenie w tej kwestii – obowiązuje ustawa przejściowa.

Czym się różnią ich założenia?

Ustawa przejściowa nakłada na platformy możliwość chronienia dzieci poprzez wykorzystanie ich algorytmów. Są dostosowane indywidualnie, bo nie da się stworzyć jednego rozwiązania, które będzie działało wszędzie – platformy różnią się od siebie. Na przykład komunikatory działają zupełnie inaczej niż media społecznościowe, jeśli chodzi o publikowanie treści.

Czyli platformy dostaną możliwość wprowadzenia zmian, ale nie nakaz?

To takie przygotowanie do rozporządzenia, które nałoży już konkretne zobowiązania na platformy. Osoby tworzące algorytmy są w stanie dopilnować, by platformy łatwiej mogły rozpoznać grooming czy dziecięcą pornografię i w tym drugim przypadku zablokować film lub zdjęcie przed publikacją. Te treści mogłyby nigdy nie trafić do sieci – i nie zniszczyć życia dzieciom. Potem jest za późno, użytkownicy mogą przecież stworzyć milion kopii.

Polskie #MeToo: Liberalne elity, Pandora Gate, mężczyźni źle socjalizowani i kobiety, które poczuły się molestowane

Jesteś członkinią Brave Movement, organizacji należącej do koalicji ECLAG, działającej na rzecz zmian w zakresie ochrony dzieci przed przemocą seksualną w internecie. Na czym polegają jej działania?

ECLAG to koalicja naciskająca na zmiany ustawodawcze, w ramach której tworzone są propozycje zmian. Brave Movement, której jestem członkinią, jest globalną siecią zrzeszającą przetrwanki przemocy seksualnej i wspierające je osoby. Działając w organizacji, spotykamy się z europosłami i opowiadamy im o przemocy z naszej perspektywy, wspieramy się i wymieniamy doświadczeniami pomagania, odbywamy spotkania z ekspertkami i ekspertami, dowiadujemy się m.in. o sposobach działania algorytmów, o szyfrowaniu treści, formach ochrony prywatności. Ofiarom przemocy seksualnej szczególnie zależy na tej prywatności, bo często przekazują sobie wzajemnie treści związane z traumą. To ważne, by komunikatory były dla nich bezpiecznym miejscem.

A czy wówczas nie będą również bezpieczniejszym miejscem dla potencjalnych sprawców? Da się to rozdzielić?

To najważniejszy element rozporządzenia: rozwiązać to tak, by komunikatory chroniły prywatność wszystkich osób – także przetrwanek – z wyjątkiem oprawców. To rozporządzenie ma być zagrożeniem wyłącznie dla sprawców przemocy seksualnej wobec dzieci – groomerów i pedofilów. Pracuje nad tym całe grono specjalistów.

Mam wrażenie, że traktujesz tę sprawę bardzo osobiście.

Po pierwsze, pisząc książkę o patostreamach, widziałam ogrom przemocy, na którą eksponowane są dzieci. Jej skalę uświadomiła mi też Pandora Gate. Wówczas mnóstwo osób pokrzywdzonych zwracało się do mnie po wsparcie – większość tych historii nie była publiczna. Zrozumiałam, że to inne oblicze tego samego problemu, którym wspólnie zajmowałyśmy się wcześniej, pisząc Gwałt polski. Czułam się jak w trakcie #MeToo, tyle że przemoc dotyczyła internetu. Większość młodych osób doświadczyła przemocy seksualnej w sieci. Ja też, choć do niedawna nie identyfikowałam się jako osoba nią pokrzywdzona. Ale zaczęłam sobie przypominać o szeregu przekroczeń z dzieciństwa. Jak na Czaterii czy Interii, w czacie o poezji, dostałam zdjęcie penisa. Miałam z 10 lat. Albo jak pisali do mnie – dziecka – dorośli mężczyźni, próbując się umówić.

Pamiętam, jak z kuzynką siedziałam na Czaterii i z wypiekami na twarzy odpisywałyśmy na wiadomości o seksualnym charakterze. To był nasz sposób dowiadywania się, o co w ogóle chodzi w tym całym seksie.

Fascynacja dzieci tematem seksu jest zupełnie normalna. Zwłaszcza że to tabu, że nie ma edukacji seksualnej. Gdy brakuje edukatorów, w ich miejsce wchodzą oprawcy seksualni i pornografia. To przerażające.

Pamiętam też, że gdy ściągało się nielegalnie filmy – robiłam to jako dziecko, więc chyba mogę dziś o tym mówić – przez programy typu Ares, często pod oryginalnymi nazwami kryły się filmy porno. Miałam jakieś osiem lat, gdy pobrałam taki, w którym ukazana była symulacja gwałtu. Nie wiem zresztą, czy symulacja, wtedy tym bardziej nie byłam w stanie tego odróżnić. Czułam się zafascynowana i zawstydzona, ale nie straumatyzowana. Obejrzałam film kilka razy. Często zastanawiam się, jak mogło to na mnie wpłynąć. Takie sytuacje wciąż muszą mieć miejsce.

Mają. Badania, które przytoczyłam na początku, nie obejmowały osób z naszego pokolenia. Ale to nie znaczy, że tego nie doświadczałyśmy, choć dostępność tego typu treści była znacznie mniejsza niż dziś, nie było to też tak skomercjalizowane.

Co mogą zrobić rodzice, żeby chronić swoje dzieci przed tego rodzaju doświadczeniami?

Większość rodziców nie ma pojęcia, że to się dzieje. A nawet jeśli, to w tej chwili technologia nie działa. Badania wskazują, że 81,6 proc. dzieci poniżej 13 lat korzystało z mediów społecznościowych, choć oficjalnie mają one ograniczenie właśnie od 13. roku. Co oznacza, że trafiały na treści nieodpowiednie do ich wieku. Zapory platformowe nie działają. Wystarczy, że dziecko zadeklaruje, że jest starsze niż w rzeczywistości albo zaloguje się w jakiś inny sposób, np. korzystając z konta rodzica albo kolegi czy koleżanki. Może też oglądać treści nieodpowiednie w szkole, na nośnikach kolegów i koleżanek. Na indywidualnym poziomie nie da się tego dopilnować – to problem systemowy i związany z samowolką platform.

Program zero dla polskiej szkoły: zero samobójstw i samookaleczeń

Wydaje mi się, że takie zakazy, próby kontroli ze strony rodziców mogą dodatkowo prowadzić do konfliktów.

Do konfliktów z rodzicami i spadku zaufania do nich, ale też do wykluczenia rówieśniczego. Jeśli większość dzieci w klasie ogląda np. treści patostreamerskie, to te, które mają do nich ograniczany dostęp, mogą odstawać od grupy. Badania na ten temat robił NASK. Z raportu Dojrzeć do praw. Czy prawa dziecka są respektowane także w środowisku cyfrowym? wynika, że dzieci, które się w tego typu treściach nie orientują, częściej czują, że odstają od rówieśników. Kiedy na jednej z konferencji przed freak fightem Marta Linkiewicz krzyczała „ryyyyyyj!”, naśladowały ją dzieciaki w szkole, a te, które nie wiedziały, o co chodzi, były uznawane za odludków.

Czyli co, rodzice nie mogą nic zrobić?

Oczywiście, że mogą. Mogą budować ze swoimi dziećmi silne, oparte na zaufaniu więzi. Tak by wiedziały, że ze wszystkim mogą się do nich zwrócić i że nie muszą się niczego wstydzić. Rodzice mogą tłumaczyć szkodliwość nieadekwatnych do ich wieku treści, rozmawiać o tym, co dzieciaki widzą w sieci, mądrze edukować w zakresie seksualności i przemocy. Rodzic nie będzie w stanie kontrolować wszystkiego, co jego dziecko robi w internecie, i nie powinien być za to obwiniany – podobnie jak nie powinniśmy obwiniać rodziców dziecięcych ofiar przemocy seksualnej. Winny jest sprawca i wszyscy, którzy go wspierali. Dlatego najważniejszy jest nacisk na platformy i na decydentów – to oni kryją oprawców.

Więc może odpowiedzialni rodzice powinni angażować się właśnie w takie działania?

Oczywiście.

Czy sprawcy przemocy seksualnej w internecie cokolwiek grozi?

Obecnie są właściwie całkowicie bezkarni. 40 proc. dziecięcych ofiar przemocy w internecie nikomu jej nie zgłasza, nikogo o niej nie informuje. Nie wierzą, że to cokolwiek da, i zazwyczaj mają rację. Prawie nikt nie odpowiada za hejt, grooming, groźby karalne, wykorzystywanie seksualne w sieci. Widać to wyraźnie na przykładzie Pandora Gate. Żaden z ujawnionych mężczyzn nie poniósł konsekwencji prawnych, choć wiadomo, że nie tylko Stu wysyłał erotyczne treści do dzieci. Ministerstwo Sprawiedliwości robiło w tej sprawie konferencje, wszyscy politycy wyrażali oburzenie, pisały o tym wszystkie media – a wciąż nikt nie został ukarany. Skoro w takiej sytuacji nie ma wyroków, to jak mają zapadać, gdy oprawca jest bardziej anonimowy, a sprawa nie jest głośna?

Autonomia cielesna i emocjonalna: Czy trzeba pocałować ciocię, bo będzie jej przykro?

Mówiłaś o rozwiązaniach na poziomie europarlamentu. A co powinno się zmienić w polskim prawie, by lepiej chroniło dzieci w tym zakresie?

Jeśli chodzi o nacisk wobec platform, to najlepiej robić to z poziomu Parlamentu Europejskiego. Natomiast w polskim Kodeksie karnym mamy choćby zapis o groomingu w internecie. Tylko że jest bardzo rzadko stosowany. Nie kojarzę nikogo, kto zostałby skazany z tego paragrafu, i nie znam pokrzywdzonej, która znalazłaby sprawiedliwość w tej kwestii w sądzie – a wspieram takie osoby. Są w Kodeksie karnym groźby karalne, jest stalking, znieważenie, udostępnianie treści pornograficznych dzieciom czy nagich zdjęć bez zgody. Największy problem jest więc z tym, by zapisy te były traktowane z należytą powagą i wykorzystaniem narzędzi, które organy ścigania mają – np. do identyfikacji sprawców i zabezpieczania dowodów. Paradoksalnie w internecie pozostaje więcej dowodów na przestępstwa niż w świecie realnym. Zawsze pozostaje jakiś cyfrowy ślad.

A co z rządową ustawą o patostreamach?

Projekt przewidywał karanie osób dorosłych za czerpanie korzyści finansowych z przemocowych treści nawet dziesięcioma latami więzienia. Jeszcze przed zmianą władzy rozmawiałam o tym z pracowniczką Elżbiety Witek. Mówiła, że tak, tak, oczywiście, że się tym zajmą, ale nie wiadomo kiedy. Nie zajęli się, projekt został zamrożony. Powstał nowy rząd i musi sporządzić własny. Tuż po wyborach parlamentarnych rozmawiałam o tym m.in. z Katarzyną Kotulą. Deklarowała, że Lewica się tym zajmie. Trochę czasu minęło i nic się nie zadziało.

Osoba, która pomaga dzieciom, nigdy nie powinna być samotną wyspą [rozmowa]

Jakie są twoje dalsze plany w tej sprawie?

Zrobię wszystko, by dzieci były bezpieczniejsze w sieci. Będę działać, dopóki starczy mi sił. Także dlatego, że sama marzę o dziecku – i chcę, by miało dobre, szczęśliwe dzieciństwo. Robię to też dla niego lub dla niej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Patrycja Wieczorkiewicz
Patrycja Wieczorkiewicz
redaktorka prowadząca KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka, feministka, redaktorka prowadząca w KrytykaPolityczna.pl. Absolwentka dziennikarstwa na Collegium Civitas i Polskiej Szkoły Reportażu. Współautorka książek „Gwałt polski” (z Mają Staśko) oraz „Przegryw. Mężczyźni w pułapce gniewu i samotności” (z Aleksandrą Herzyk).
Zamknij