Kraj

Mejza to patopolityk, Nitro to patostreamer. Krzywdzą dla zasięgów i pieniędzy

Gdyby nienawiść mogła być zbanowana, to poseł Mejza poszedłby na pierwszy ogień, ciągnąc za sobą całą Zjednoczoną Prawicę.

Prawicowy poseł Łukasz Mejza ogłosił w Sejmie, że po tym, jak zbanowano Nitrozyniaka na YouTubie za nienawiść, czas zbanować mnie, Jachirę i „Nitro polskiej polityki”, czyli zdaniem Mejzy… Donalda Tuska.

Nitro to popularny streamer, który w transmisjach wyzywał ludzi, groził pobiciem i śmiercią, obrażał matki i wygląd dzieci przed tysiącami widzów. Po miesiącach naszej walki YouTube zdecydował się zamknąć dwa jego kanały.

Mejza nie dość, że przypisuje to sobie (chociaż nie zrobił w sprawie nic), to wykorzystuje to, by szczuć na nielubiane przez siebie osoby.

Tyle że Nitra bardziej przypomina sam Mejza. Człowiek, który – jak informuje Wirtualna Polska – zarabiał na nadziejach nieuleczalnie chorych ludzi metodami niemającymi medycznego uzasadnienia, uczestniczący w kampanii nienawiści Zjednoczonej Prawicy wobec całych grup społecznych, by utrzymać władzę jako minister w ich rządzie, nie jest szczególnie odległy od człowieka, który zarabiał na krzywdzie ludzi w sieci.

Polityk, którego firma miała mamić rodziców nieuleczalnie chorych dzieci cudownym leczeniem za 80 tys., nagle myśli o dzieciach i chroni je przed patologią? Dobry żart.

Zarabianie na krzywdzie wciąż jest możliwe i się opłaca – w Sejmie i w sieci. Ale miejmy nadzieję, że już niedługo, o czym świadczy ban dla Nitra.

Mój konflikt z Mejzą

Łukasz Mejza twierdził, że Nitro promował się na konfliktach z innymi, podając za przykład mnie. Mówił, że Nitro „zajmował się konfliktami z innymi, równie patologicznymi twórcami pokroju lewaczki Mai Staśko”.

Zestawianie Nitra i mnie, jego ofiary, wielokrotnie przez niego poniżanej i obrażanej, która od miesięcy działała na rzecz nagłośnienia jego przemocy, pokazuje tylko, że działalność Mejzy dotycząca osób pokrzywdzonych raczej się nie zmienia. Nie potrafi odróżnić ofiary od sprawcy przemocy. Ale to nieszczególnie dziwi w jego przypadku.

Wykorzystywanie słabszych i bezbronnych osób, które szukały pomocy medycznej, to niejedyny biznes Mejzy, który skończył się zawiadomieniem do prokuratury. W 2019 roku jego firma otrzymała od województwa lubuskiego i Unii Europejskiej niemal 1 mln zł na przeszkolenie pracowników. Agencja Rozwoju Regionalnego nie mogła jednak zweryfikować, czy usługi świadczone przez firmę Mejzy były adekwatne do wykazanych kosztów. Zarząd województwa lubuskiego skierował zawiadomienia do prokuratury.

Mejza, osoba z bardzo poważnymi zarzutami, mnie nazywa patologiczną. Nie dziwi mnie to jednak.

Politycy radykalnej prawicy od lat starają się walczyć z prawami kobiet i obrzydzić im feministki. W latach 90. tacy jak Mejza twierdzili, że feministki są brzydkie, potem, że agresywne i nienawidzą mężczyzn – a wszystko po to, by nie dopuścić naszych prawdziwych postulatów do przestrzeni publicznej, zniechęcić i ukryć to, że to dzięki feministkom kobiety w Polsce upominają się o sprawczość i poczucie kontroli nad własnym ciałem, które politycy prawicy co rusz nam odbierają.

Szpila: Dlaczego nie przyjęłam Grand Pressa

czytaj także

Wsparcie dla ofiar cyberprzemocy? Nie, lepiej zaatakować działaczkę antyprzemocową

Gdyby polityk naprawdę chciał coś zrobić z patologią w sieci, pomógłby dzieciom, które doświadczają hejtu, i walczyłby o zwiększenie dla nich pomocy psychologicznej. Ale on ma inny cel: chce zaatakować konkretne osoby, w tym mnie. Bo walczę na rzecz ofiar hejtu i wykorzystywanych ludzi. Bo walczę z przekrętami finansowymi. Bo staję po stronie ludzi słabszych, a nie bezkarnych decydentów.

Zamiast wsparcia ofiar cyberprzemocy – polski poseł z mównicy atakuje działaczkę, która walczy z cyberprzemocą i chroni jej ofiary.

Łukasz Mejza za wszelką cenę chce do mnie zniechęcić – bez ani jednego argumentu, bez podania powodu, bezkarnie rzucając, że jestem patologiczna. Porównuje mnie do Nitra, który twierdził, że gdyby nie było kar, chciałby kogoś zgwałcić. Ja od lat pomagam ofiarom gwałtów, jeżdżę z nimi na komendę i do sądu, wspieram, spotykam się. To próba publicznego poniżenia mnie.

Może gdybym go za to pozwała, musiałby przelać pieniądze na rzecz ofiar przemocy? Przemyślę.

Wśród influencerów można znaleźć naprawdę wielu patologicznych ludzi, wśród polityków także. W wypadku Mejzy wystarczyłoby spojrzeć w lustro. A jednak ten wymienił tylko tych liberalnych i lewicowych. Wygląda na to, że nie robi tego bez powodu: bo to lewica domaga się sprawiedliwości społecznej. Wykorzystywanie nadziei nieuleczalnie chorych osób, specjalność Mejzy, to jedna z podlejszych rzeczy dla większości lewicowców: dla nas zdrowie i życie są ważniejsze niż zyski. Staniemy zawsze po stronie chorych, a nie zarabiających na ich krzywdzie patoprzedsiębiorców.

Czy politycy prawicy dostają jakąś premię za każde wypowiedziane: „wina Tuska i lewaków”? To by wiele tłumaczyło.

Darth Tusk

Dlaczego rząd nie zbanował Mejzy?

Mejza zarzuca Nitrowi, że tworzył popularność na konfliktach z innymi. Ale przecież sposoby działania Mejzy są dokładnie tym samym, co zarzuca Nitrowi: opierają się na szczuciu, wykorzystywaniu słabszych, generowaniu trudnych emocji i sztucznych podziałów, by utrzymać odbiorcę i zgarnąć dla siebie widoczność, a także pozory wspólnej walki ze sztucznie wykreowanym wrogiem.

To działania Zjednoczonej Prawicy od lat, a także sposoby przyciągania i utrzymywania ludzi przez właścicieli mediów społecznościowych. Kosztem zdrowia i życia ludzi – dla zysków. Dlaczego bowiem YouTube nie zbanował Nitra wcześniej, mimo jego zachowań? Bo opłacało mu się trzymać u siebie tak popularnego twórcę, który zwiększał ruch na stronie.

Dlaczego rząd nie zbanował Mejzy mimo jego zachowań? Gdyby rzeczywiście nienawiść miała być banowana, to Mejza poszedłby pierwszy, ciągnąc za sobą całą Zjednoczoną Prawicę.

Twarze przemocy wobec kobiet

Zjednoczona Prawica zbudowała zasięgi na nienawiści jak Nitro

To szczyt hipokryzji, że Mejza potępia Nitra za to, że opiera swoją działalność na nienawiści. Mejza był ministrem w rządzie Zjednoczonej Prawicy, która na nienawiści zbudowała zasięgi. W 2011 roku na nienawiści do feministek i gender, w 2015 roku do uchodźców, w 2019 do środowiska LGBTQ.

Polska scena polityczna działa jak scena influencerów – liczy się polaryzacja, tworzenie wroga, trudne emocje, które utrzymują uwagę ludzi, wyżywanie się ich na wskazanych grupach, dzielenie społeczności, a wszystko to dla partykularnych interesów, zasięgów i pieniędzy. Tak wygląda walka o władzę w późnym kapitalizmie. Pato-YouTube nie różni się tu niczym od pato-Sejmu.

Tyle że na działania Sejmu łożymy my wszyscy. Z naszych pieniędzy sponsorowane są te kampanie nienawiści i tworzenie autorytetów ze zwykłych krzywdzicieli, sprawców i złoli. Nie mam pojęcia, jakim cudem Mejza jeszcze nie został wyrzucony z Sejmu za to, co miał zrobić ze swoimi szemranymi biznesami. Jeśli człowiek, który naprawdę ma na sumieniu krzywdę cierpiących ludzi, wychodzi na mównicę i domaga się zbanowania kogoś, bo krytykuje papieża (który wiedział o przemocy w Kościele i nic z nią nie robił, chociaż mógł) – to żyjemy serio w alternatywnych kosmosach.

Na nienawiści przez lata zarabiał Nitro. I zarabia Mejza. A także Kaczyński, Korwin-Mikke, Takefun, Kamerzysta i reszta tej szajki łasej na władzę, zasięgi i widoczność. W Sejmie i na YouTubie.

Co Mejza jeszcze robi w Sejmie?

Mejza zarzuca Tuskowi, czyli „politycznemu Nitro”, że działa dla własnych korzyści. Nie mam jakiejś wielkiej sympatii do Tuska, ale czy branie kasy od chorych osób, obiecując im nierealistyczną poprawę, nie jest najgorszym skurwysyństwem? A branie pieniędzy publicznych do własnej kabzy?

Łukasz Mejza mówi: „skoro zbanowaliśmy ekstremistę nienawiści, zbanujmy też tych, którzy podobnymi metodami próbują zbudować zasięgi także w polityce”. Czemu Mejza mówi „my”? Kto zbanował? Prawicowi politycy, którzy bazują na nienawiści przy dosłownie każdej kampanii wyborczej? Ci sami, którzy w dupie mają ofiary i cyberprzemoc?

Sam Nitro zresztą napisał na Twitterze: „Trochę przypał mówić wprost, że to polityczna decyzja”. W ten sposób Mejza – przez fałszowanie rzeczywistości – dał Nitrowi broń do ręki, by robić z siebie politycznie represjonowanego, a nie zwykłego przemocowca.

I w tej reakcji Mejza i Nitro znów są podobni. Gdy ujawniono materiał Wirtualnej Polski, tę samą taktykę obrał Mejza, widząc w tym polityczny spisek, a jej dziennikarzy nazywając „płatnymi zabójcami”.

No więc to nie jest żadna „polityczna decyzja”, tylko traktowanie Sejmu przez Mejzę jak swojego kolejnego biznesu: tworzenie rozgłosu na zasięgowym temacie i konfliktach z innymi. To nie Tusk, lecz Mejza jest politycznym odpowiednikiem Nitra. Sejm powinien natychmiast odciąć się od stwierdzenia, że to oni „zbanowali Nitra”, by nie napędzać fake newsów przez niekompetencje i fałszywe twierdzenia posła, który pragnie wybić się na zasięgowym temacie i wykorzystuje do tego autorytet Sejmu. To dla Sejmu kompromitujące i zwyczajnie niepoważne.

Popularność jest jak alkohol. I dlatego powinna być ograniczana

Patopolitycy w pato-Sejmie

Wiem, jak szkodliwy jest Nitro. Od miesięcy mówiłam o hejcie i jego toksyczności. Wielokrotnie przez to padałam ofiarą jego i jego fanów. Byłam prześladowana, poniżana, obrażana, grożono mi gwałtami i śmiercią – dlatego że sprzeciwiłam się przemocy. Pracowałam nad tekstem z opisem zachowań Nitra, pisałam z biurem prasowym YouTube’a i autorem filmu, który w filmie świetnie podsumował toksyczną działalność Nitra, co najpewniej doprowadziło do bana.

Mejza przypisuje sobie te zasługi, a nie kiwnął palcem, żeby patologia na YouTubie zniknęła. Może był zbyt zajęty rozwijaniem nowego biznesu „turystyki medycznej”, w której chore osoby miały dostać pomoc na nieuleczalne przypadłości metodami, które nie są medycznie uzasadnione. Może w tym czasie miał inne obowiązki polityczne, np. starał się zniszczyć osoby LGBTQ. Może wypisywał wniosek o kolejne publiczne pieniądze, które zostaną niejasno rozdysponowane. Ale przypisywanie sobie akurat przez niego zasług w zwalczaniu patologii to jakiś nieśmieszny żart. Ma zerowe moralne prawo do rozliczania kogokolwiek.

Szczerze współczuję niektórym posłankom i posłom, że zasiadają w Sejmie z takimi ludźmi. Że są w miejscu napędzanej czysto korporacyjnymi mechanizmami szczucia nienawiści. Ta przestrzeń nie różni się nadmiernie od gal freak fightów, gdzie influencerzy się obrażają, wyzywają, oskarżają i szczują dla zysków.

Tyle że za działania Sejmu płacimy my, a zawód polityka wiąże się z autorytetem społecznym. A przynajmniej powinien. Dziś u nas większość polityków to patopolitycy, a Sejm to pato-Sejm. Zwykli ludzie i tak nie mogą tam się dostać, bo nie mają kontaktów w żadnej partii i wystarczających pieniędzy, by poprowadzić kampanię, a także czasu wymaganego do politycznego zaangażowania po pracy. Tak działa demokracja parlamentarna w kapitalizmie – więc nic dziwnego, że polityka parlamentarna to cyrk nastawiony na zyski i zasięgi, a politycy korzystają z identycznych technik zwracania uwagi jak patoinfluencerzy, i identycznych narzędzi pracy jak patoprzedsiębiorcy.

Poseł Mejza wyraził nadzieję, że to dopiero początek drogi banowania nienawistników. Miejmy nadzieję, że ma rację. Mówił też: „skoro zbanowaliśmy ekstremistę nienawiści, zbanujmy też tych, którzy podobnymi metodami próbują zbudować zasięgi także w polityce”. Dobrze, Łukaszu Mejza. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Zaczniemy od pana.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Maja Staśko
Maja Staśko
Dziennikarka, aktywistka
Dziennikarka, scenarzystka, aktywistka. Współautorka książek „Gwałt to przecież komplement. Czym jest kultura gwałtu?” oraz „Gwałt polski”. Na co dzień wspiera osoby po doświadczeniu przemocy. Obecnie pracuje nad książką o patoinfluencerach.
Zamknij