Kraj

Wiemy, kto będzie miał tej zimy najgorzej. „Będzie nieprawdopodobna drożyzna”

W rządzie panuje obecnie sarmackie babie lato, wiara, że jakoś to będzie, że nie będzie głębokich mrozów, a Unia Europejska zluzuje wymogi polityki klimatycznej. To są mrzonki – mówi ekspert energetyczny Piotr Maciążek.

Michał Sutowski: Będzie zimno zimą?

Piotr Maciążek: Modele meteorologiczne, którymi dysponują firmy wiatrakowe, pokazują, że listopad i grudzień mają być dość ciepłe i wietrzne. Gdyby faktycznie tak było, to dałoby się zaoszczędzić sporo węgla i gazu, a energetyka wiatrowa pomogłaby domykać system.

I wtedy tę pierwszą fazę kryzysu energetycznego moglibyśmy przejść względnie suchą stopą… Swoją drogą to zastanawiające, że choć wszyscy wiemy, że wiatraki mogłyby pomóc, to mimo rządowych zapowiedzi liberalizacji zasady 10h, która blokuje ich rozwój, od dwóch miesięcy nic się nie dzieje.

To na jesień, ale co z zimą?

Będziemy mieli, a właściwie już mamy, najpoważniejszy kryzys energetyczno-paliwowy w Europie od czasu drugiego kryzysu naftowego w 1979 roku, pogłębiony – choć nie w całości spowodowany – wojną w Ukrainie.

Słowo „kryzys” odmienia się przez wszystkie przypadki, we wszystkich branżach, od energetyki konwencjonalnej przez ciepłownictwo aż po sektor LPG, czyli skroplonego gazu petrochemicznego. O tym ostatnim mówi się chyba najmniej, choć jest bardzo poważny.

A to dlaczego?

Bo to bardzo popularne paliwo w Polsce – na gazie jeździ 14 proc. kierowców i gotuje lub ogrzewa się milion gospodarstw domowych. Mamy też w Polsce całe regiony, gdzie nie ma gazyfikacji, np. na Podlasiu, i tam się po prostu grzeje butlami; korzysta też z tego rolnictwo, bo gazem zasila się szklarnie.

Oblicza kryzysu: kto w najbliższych miesiącach ucierpi najbardziej?

I LPG też sprowadzamy z Rosji?

Około 1,3 mln ton na łącznie zużywane w Polsce 2,5 mln ton. I to jest problem, bo nie da się znaleźć zastępstwa dla dostaw rosyjskich nagle, żeby się to nie odbiło na dostępności i cenie surowca. Nasze porty nie są przystosowane do tego, by przyjmować duże gazowce z LPG, więc trzeba by sprowadzać go przez porty ARA, czyli z Beneluksu, gdzie firmy tradingowe mają powierzchnie magazynowe dawno wynajęte.

Tak samo jest z właścicielami odpowiednich cystern kolejowych, a że cała Europa szuka surowców, to ich dowiezienie i przeładunek są zwyczajnie trudne. Co prawda są terminale, które odbierają gaz z morza i one trochę ratują sytuację, ale akurat ten gdyński jest w stanie upadłości i ma postępowanie z bankami. No i przestrzenie magazynowe są przy wschodniej granicy, a nie nad Bałtykiem.

Kto będzie miał tej zimy najgorzej?

Zwykli Polacy.

Czyli którzy?

Najbiedniejsi.

Inwestowanie w efektywność energetyczną budynków to domena ludzi zamożnych. Fotowoltaika i pompy ciepła to stosunkowo drogie instalacje, warte po kilkadziesiąt tysięcy złotych, więc nawet z dopłatami nie stać na nie było tzw. statystycznego Polaka. I to zarazem będą ci najmocniej napiętnowani za to, że palą węglem.

Albo czymkolwiek, jak powiedział Jarosław Kaczyński do wyborców na Podhalu.

Nie tylko Kaczyński. Minister klimatu i środowiska Anna Moskwa powiedziała, że „zachęcamy do kupowania węgla na raty”, a dzień wcześniej, że „nigdy nie twierdziliśmy jako ministerstwo, że węgla starczy dla wszystkich”, i to pokazuje, że sytuacja jest bardzo poważna. W fatalnej sytuacji są więc ci, którzy muszą palić węglem lub po prostu odpadami kopalnianymi, bo liberalizacja prawa cofnęła efekty walki ze smogiem i na czas kryzysu wolno będzie palić właściwie wszystkim.

Bogaci mieli czas na wymianę pieców. Dlaczego dopłacamy do ich węgla?

Poza oponami i innymi szkodliwymi rzeczami, to też prezes Kaczyński.

Prezes prezesem, a w sprzedaży pojawił się ostatnio „ekogroszek gumowy”, czyli zapakowane w worek… ścinki z opon samochodowych. Krótko mówiąc, wszystkie aspiracje ekologiczne zostały zawieszone po to, by wygenerować jakiekolwiek ciepło dla polskich domów. Cofamy się w rozwoju, choć równocześnie powołujemy nowego pełnomocnika rządu ds. czystego powietrza.

Ile tego węgla zabraknie?

Rząd nie chce mówić, ile dokładnie węgla brakuje. Portal wysokienapięcie.pl w sierpniu obliczył, że chodzi o 4 mln ton. Według lipcowych wskazań Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla deficyt dla energetyki i ciepłownictwa może wynieść 1,5–3,5 mln ton, ale tak naprawdę sytuacja jest dynamiczna.

W mediach gruchnęła na przykład wiadomość o spadku wydobycia w Bogdance, co może spowodować 1 mln ton deficytu dla Enei w tym roku. Te wszystkie wyliczenia, mówią o jednym: interwencyjny skup węgla przez rząd na rynkach światowych poniósł fiasko, a sytuacja jest poważna.

Coś ponoć płynie.

Wypowiedź minister Moskwy, że sprowadzamy węgiel interwencyjnie z Australii, RPA, USA, Kolumbii i Indonezji, a więc aż z pięciu kierunków, już świadczy o tym, że jest źle, bo to znaczy, że żaden dostawca z tych krajów nie ma niskiego poziomu kontraktacji i trzeba go ściubić po kawałku i na pewno drogo.

Niedawno na spotkaniu w ambasadzie Australii usłyszałem, że tamtejsze firmy mają zamówienia zakontraktowane do przodu na 2–3 lata. No i wreszcie, z tego, co w końcu przypływa do Polski, pewnie 10 proc. nada się do palenia w piecach jako tzw. węgiel grubego sortu, reszta tylko dla energetyki.

Nie zorientowano się, że wskutek wojny tego węgla będzie brakować?

Zorientowano się od razu, bo już w maju nastąpił wyciek do mediów, może kontrolowany, listu minister Moskwy do Kancelarii Premiera. Ostrzega ona w nim, że natychmiastowe embargo na węgiel rosyjski wywoła u nas kryzys, bo nie można go będzie efektywne zastąpić w krótkim czasie. Odbieram ten przeciek jako wyraz chęci zrzucenia z siebie odpowiedzialności: resort mówi, że przecież my ostrzegaliśmy, a premier beztrosko wprowadził zakaz sprowadzania z Rosji surowca nawet bez okresu karencji, np. kwartalnego, jak inne kraje.

Rozumiem, że ministerstwo się broni, ale czemu rząd nie potraktował tej notatki poważnie?

Pokazuje to raczej, że decyzja o embargu na węgiel z Rosji nie była poparta szczegółowymi analizami, lecz podjęto ją na poziomie premiera, bez zasięgnięcia opinii ministerstw. Była, krótko mówiąc, polityczna, bo chcieliśmy się pokazać jako awangarda państw odcinających się od Rosji. A jednocześnie moment był komfortowy, bo to był marzec – uznano, że mamy czas. Tyle tylko, że okazało się, że mimo wysiłków i nadzwyczajnych działań rząd nie może ściągnąć tego węgla i zabezpieczyć bilansu energetycznego.

A co z argumentem, że mamy przecież kopalnie w Polsce? Może już z dwojga złego lepiej go wydobyć tutaj niż sprowadzać statkami z drugiego końca świata?

To niewykonalne, bo cała branża jest wygaszana. Sam prezes Polskiej Grupy Górniczej w wywiadzie dla portalu WNP.pl blisko rok temu powiedział, że zarządza największą masą upadłościową w Europie. A jeśli nie uruchamiamy nowych chodników, to zapowiedzi zwiększenia wydobycia są zwyczajnie puste, nie przekładają się na żadne konkrety. Zresztą komunikaty samych spółek są bardzo sceptyczne wobec deklaracji rządu.

Inna rzecz, że jak najnowocześniejsza polska kopalnia Bogdanka poinformowała, że nie zwiększy wydobycia węgla, to doszło do dymisji jej prezesa. Być może w PGG można, pracując całodobowo czy w weekendy, uzyskać o pół miliona czy milion ton więcej, ale brakuje znacznie więcej.

Strach o zimne kaloryfery. Dziś w Cieszynie, jutro w całej Polsce

Górnicy podobno dostali podwyżki. Nie po to, żeby zgodzili się pracować więcej?

Nie, po prostu górnicze związki zawodowe, zdając sobie sprawę, że każda tona węgla jest teraz na wagę złota, wystąpiły o podwyżki. Analizując dane GUS, widzę, że górnictwo wypracowało w pierwszej połowie roku 5 mld zysku, co oznacza rekordowy rok, ale dynamika wzrostu uposażeń wyniosła… 81 proc. Skala podwyżek jest zatem tak wielka, że zyski z branży są przejadane. Z drugiej strony ja się ludziom nie dziwię, bo oni wiedzą, że jak teraz nie zarobią, to w przyszłości lepiej już nie będzie.

Ilu ludzi w Polsce to dotyczy? Problem braku węgla do ogrzania się?

Około jednej trzeciej gospodarstw domowych jest ogrzewane węglem kamiennym, ale na wsi aż 77 proc. – najwięcej w Europie, a tylko 40 proc. ma dostęp do ciepła sieciowego. W Polsce też zresztą pochodzącego w 70 proc. z węgla. I tam też będzie dramat.

To znaczy?

Byłem niedawno uczestnikiem Forum Ciepłowników Polskich w Międzyzdrojach, z udziałem około 400 firm, od dużych spółek typu PGE Termika czy Veolia, aż po powiatowe ciepłownie.

I co mówią ciepłownicy?

Źle mówią. Z danych, jakie podawano na Forum, wynika, że 70 proc. firm liczy na pomoc państwową, a 30 proc. nie ma żadnej zdolności kredytowej. Problemem jest głównie koszt paliwa, bo akurat ceny uprawnień do emisji się nieco uspokoiły na poziomie 70 euro za tonę – przypomnę, że w lutym i sierpniu dochodziły nawet do 100 euro. Ten obraz jest dramatyczny, bo pokazuje, że branża en masse traci rentowność.

W energetycznym klinczu na własne życzenie

Ale czy chodzi o to, że będą kłopoty finansowe, czy że nie będzie czym palić w ciepłowniach?

Dla większości ciepłowni surowca zapewne starczy, ale jego ceny oszalały. Realny wzrost kosztów wytwarzania ciepła to ponad 100 proc., a średni wzrost taryf, jaki nastąpi w 2023 roku, na jaki pozwala poszczególnym firmom Urząd Regulacji Energetyki, to w przypadku ciepłowni węglowych 17 proc., a dla gazowych 22 proc.

Czyli się nie spina.

No nie, a te firmy nie mają nadwyżek z lepszych czasów. To zawsze był biznes o niewysokiej marży, bo polityka taryfowa – nastawiona, co zrozumiałe, na obniżanie rachunków za ciepło do akceptowalnego poziomu – nie pozwala im akumulować kapitału. Teraz więc trzeba będzie te pieniądze dosypać, tzn. rząd będzie to musiał zrobić, o ile zgodzi się Komisja Europejska.

Zapewne się zgodzi, ale to oznacza dalszy dodruk pieniądza. A w skrajnych przypadkach, jak w moim rodzinnym Cieszynie, mamy do czynienia z sytuacją, w której państwowy de facto Tauron musi interwencyjnie przejmować całą spółkę miejską, bo ta już rentowność straciła.

I co dalej?

Branża nastawiała się na przejście z węgla na gaz, ale i to dzisiaj stoi pod znakiem zapytania, bo mamy rekordowe ceny gazu w Europie. Wszyscy na siłę próbują zdywersyfikować dostawy, a Gazprom je odcina. Zresztą przejście z węgla na gaz wymaga kapitału inwestycyjnego, a żadna z firm tych środków nie ma.

Tak czy inaczej, zmiana źródła energii to sprawa na lata. A na teraz, na kolejne miesiące?

Może nie będziemy mieli do czynienia ze spektakularnym brakiem dostępności paliwa, ale raczej z nieprawdopodobną drożyzną, której część gorzej zarabiających nie wytrzyma. Oczywiście w gorszej sytuacji są ci, co się grzeją indywidualne, bo mogą w ogóle nie dostać węgla, może go nie być na składach.

Doskonale ilustruje to polityka sklepu internetowego Polskiej Grupy Górniczej, która sama się przyznała, że klienci nie mogą od miesięcy realizować zamówień. A to hasło: „kupujcie węgiel na raty” pokazuje, że jego koszt będzie astronomiczny. Skoro tona węgla potrafi kosztować nawet 2 tysiące złotych, a przed kryzysem to było 800 złotych, no to wiele rodzin ma problem, bo ogrzanie domu jednorodzinnego, takiego nieefektywnego energetycznie, wymaga 6–7 ton surowca.

Dodatek węglowy w czymś pomoże?

Na pewno nie wystarczy do pokrycia różnicy cen, to raz. A dwa, że trzeba potem ten surowiec jeszcze zdobyć, dostać go po prostu. No i trzy, że dodatki powinny być skierowane do najbiedniejszych, a nie do wszystkich, bo w ten sposób nakręci się tylko spiralę inflacyjną.

A są jakieś grupy społeczne, które są względnie odporne na kryzys?

Oczywiście, mieszkańcy dużych miast. Zarabiamy ponadprzeciętnie i to jest główny powód naszej przewagi, plus np. Warszawa ma bardziej efektywne ciepłownictwo. Ale najważniejsze jest to, że przy szybujących cenach wszystkiego ciepło mniej będzie kosztować statystycznego warszawiaka niż tego, kto zarabia medianę ogólnopolską – zwłaszcza że ten drugi częściej mieszka w gorzej ocieplonym domu czy bloku.

Skoro już wiadomo, że węgla w różnych miejscach zabraknie – coś się z tym robi?

Dane świadczą, że w różnych sektorach gospodarki firmy przygotowują się na zimę. Na Towarowej Giełdzie Energii znajdziemy dane o planowych wyłączeniach mocy w elektrowniach i z nich wynika, że co najmniej od lipca część z nich pracowała poniżej możliwości. A to o tyle dziwne, że zapotrzebowanie na prąd wtedy wzrasta, więc zapewne oszczędzano surowiec na kolejne miesiące. Historia sporu w Jaworznie też mogła się z tym wiązać.

Sprzeczna z nauką, antyklimatyczna i… wcale niezobowiązująca. Taka jest nowa taksonomia unijna

 

Przypomnijmy: Rafako, czyli producent najnowszego bloku węglowego w Polsce, twierdzi, że kocioł się psuje, bo Tauron, czyli właściciel, pali niewłaściwym węglem, gorszej jakości.

Ja nie przesądzam, kto ma w tym sporze rację, ale faktycznie argument był taki, że narusza się umowy gwarancyjne, bo pali węglem nieodpowiedniej jakości dla nowego kotła. Tak czy inaczej, wszystkie doniesienia, a już na pewno te ograniczenia wykorzystania mocy pokazują, że węgiel jest w Polsce racjonowany co najmniej od lipca, podobnie z gazem.

Jego też może zabraknąć?

Sytuacja zdecydowanie nie jest optymalna. Baltic Pipe mamy zakontraktowany na poziomie 30 proc. przepustowości i domawia się coś teraz na szybko, ale polityka informacyjna rządu jest niejasna. Zapewne chodzi o to, że obecny zarząd PGNiG dwoi się i troi, by zapewnić nam gaz, ale poprzedni prezesi tej spółki nie wykorzystali czasu pokoju na rozsądną kontraktację.

Wiadomo, że w ostatnim czasie zawarto trzy nowe kontrakty na potrzeby rury z Norwegii, ale nie ma danych, na ile gazu i od kogo, poza przeciekiem na temat francuskiego Totalu. Można podejrzewać, że w pozostałych przypadkach to pośrednicy, którzy dostaną duże marże. Podejmuje się próby rozwiązania problemu przez zwiększenie częstotliwości odbiorów w terminalu w Świnoujściu i zapełnienie magazynów, ale my mamy niewielkie magazyny.

Rezygnacja z importu gazu z Rosji? W Europie nawet się tego nie dyskutuje [rozmowa z ekspertem do spraw energetyki]

A rozwiązania solidarnościowe, tzn. że pożyczamy od Niemców czy skądinąd – mogą pomóc? Czy teraz wszystkim brakuje?

To dobre pytanie. U nas panuje przekonanie, że jesteśmy lepiej zabezpieczeni niż Niemcy, więc jest niechęć, żeby im pomagać, włącznie z poczuciem moralnej wyższości. Na zasadzie: niech ta zima będzie dla nich trudna, to może się obudzą i przeanalizują swoje błędy.

A to nie uderzy rykoszetem?

To, że nie nadwyrężamy dziś zapasów po tym, jak Gazprom jednostronnie zerwał w kwietniu umowę z nami, zawdzięczamy dostawom właśnie z Niemiec. To Nord Stream 1 sprawia, że system się nam bilansuje. Widać jednak grę Rosjan na to, żeby nic tamtędy nie płynęło, więc może zanim nadejdą mrozy, będziemy musieli zużywać te swoje zapasy, bo nie będzie gazu z Niemiec.

Oddaliśmy do użytku, co prawda, łącznik na Słowację, więc niektórzy wierzą, że możemy odkupić gaz od braci Węgrów. Technicznie to możliwe, ale oni sami mają problemy z negocjacjami zwiększenia dostaw z Rosji. Mnóstwo zatem zależy od czynników pogodowych, ale też politycznych.

Zaczynamy na to jakoś reagować? Tam, gdzie mamy wpływ? Co z tym racjonowaniem gazu?

Azoty i Anwil zastopowały niedawno produkcję nawozów sztucznych dla rolnictwa, oficjalnie właśnie ze względu na ceny surowca. Tyle że one są bardzo wysokie już od kilku miesięcy. A te dwie firmy są największymi krajowymi konsumentami gazu, więc można domniemywać, czy aby nie było to narzędzie oszczędzania surowca na jesień i zimę. Oczywiście to jest spekulacja, bo oficjalne wyjaśnienia są takie, że chodzi o ceny i opłacalność.

A czemu nie mówi się prawdy? Może ludzie doceniliby zapobiegliwość?

Ale coś takiego uderzałoby w przekaz, starannie konstruowany od wielu miesięcy, że my jesteśmy lepiej do zimy przygotowani od naszych sąsiadów. Partia już chyba wie, że to tylko częściowa prawda, i nie ufa własnemu rządowi, stąd te wszystkie plotki, że miałby do niego powrócić Krzysztof Tchórzewski, słynny m.in. z nieudanej budowy bloku węglowego Ostrołęki.

A w czym on pomoże?

Jest uważany za kogoś, kto węgiel ogarnia najlepiej i kto być może zdoła sprowadzić ten brakujący surowiec z zagranicy. Tak czy inaczej, racjonowanie surowców na pewno się zaczyna, na pewno też ograniczana będzie temperatura w sieciach ciepłowniczych. Niestety, ciepłownictwo nie w całej Polsce wyglądają tak jak w części Warszawy, gdzie poziom informatyzacji sieci w ramach projektu Hubgrade Veolii i zastosowanie czujników pozwala na automatyczne regulowania temperatury w zależności od warunków atmosferycznych i stanu budynku, a to podnosi efektywność systemu nawet o kilka-, kilkanaście procent.

Czy kryzys tego rodzaju może nas zmusić do przyspieszenia transformacji energetycznej? Jak będzie zimno, to pomyślimy o ciepłowniach na inne paliwa?

Rzecz w tym, że nie da się jej sfinansować samą polityką taryfową, bo to byłby zbyt duży szok cenowy dla konsumentów. Inwestycje w ciepłownictwo muszą więc być kredytowane albo ze środków europejskich, albo z sektora bankowego. Tyle że w Polsce prawo jest niestałe i nieprzewidywalne, w związku z czym banki nie wiedzą, jakie będą przyszłe warunki działania ciepłowni. To samo dotyczy zresztą energetyki i sektora paliwowego, choć akurat tam jest względnie najspokojniej.

Dlaczego?

Bo w punkcie wyjścia, czyli w momencie inwazji na Ukrainę, dywersyfikacja była już najbardziej zaawansowana. W latach 2014–2022 ograniczono pobór rosyjskiej ropy do naszych rafinerii z 80 do 50 proc., a zaufani partnerzy i istniejąca infrastruktura pozwalają sięgać po nią na zewnątrz. Choć nie da się ukryć, że po wynikach półrocznych Orlenu i tak widać koszty odcinania się od Rosjan – w kwietniu w ogóle przestaliśmy brać stamtąd ropę, do lipca kosztowało nas to dodatkowe 3 miliardy złotych.

Prezydent Wołodymyr Zełenski zapowiedział, że nie pozostawi Polski w potrzebie i przyśle węgiel, a także zapowiedział eksport ukraińskiego prądu do naszego kraju. To coś zmienia w obrazie sytuacji na zimę?

Na zimę nie zmienia, tym bardziej że dużą część z tych 3 milionów ton węgla, które wyeksportowaliśmy od stycznia do czerwca, poszło właśnie na Ukrainę. Zapowiedź w tej sprawie traktowałbym raczej jako dobry PR.

W tej wojnie bardziej niż o granice chodzi o model państwa

A import prądu z elektrowni jądrowej Chmielnicki?

To inna sprawa, choć oczywiście nie na tę zimę – inwestycja w modernizację linii energetycznej do Rzeszowa musi potrwać. Most energetyczny między Polską a Ukrainą jest na tyle istotny, że prawdopodobnie przesądził o głośnej niedawno dymisji pełnomocnika rządu ds. infrastruktury energetycznej Piotra Naimskiego.

Jarosław Kaczyński mówił w wywiadzie, że Naimski „nie nadaje się do współpracy i wszystko blokuje”. To ma coś wspólnego z Ukrainą?

Spekulowano, że nie chciał Francuzów w projektach atomowych i sprzyjał wyłącznie Amerykanom, ale ja jestem zwolennikiem jeszcze jednego czynnika. Otóż podległe mu Polskie Sieci Energetyczne unikały inwestycji w połączenia międzysystemowe z sąsiadami, w tym linię Rzeszów–Chmielnicki – nie jest tajemnicą, że sam Naimski nie był do tego pomysłu dobrze nastawiony.

Dlaczego?

A to już trzeba jego spytać, bo ja nie widzę racjonalnych powodów. Mogę tylko przypuszczać, że życzył sobie realizacji „autarkicznej”, publicystycznej wizji, że jak nie zbudujemy połączeń energetycznych z sąsiadami, to nie zaatakuje nas zielona energia i dłużej w Polsce przetrwa węgiel. Ta strategia okazała się krótkowzroczna, bo teraz mamy problem z ratowaniem się importem. A przypomnijmy, że system już 4 lipca był na granicy wytrzymałości i groził nam blackout.

A czy w elektroenergetyce, skoro brakuje węgla, nie grozi nam blackout zimą?

Sądzę, że nie – chyba że dojdzie do spektakularnej awarii lub dwóch naraz. Nigdy jednak dość przypominania, że średni wiek naszych bloków to blisko 50 lat, postoje remontowe i awaryjne są bardzo częste, więc cały czas siedzimy tu na beczce prochu. A w przyszłości będzie tylko gorzej, bo prądu potrzeba będzie coraz więcej. Za sprawą elektryfikacji transportu, ale też np. ogrzewania – pompy ciepła to najszybciej przyrastający segment ciepłownictwa w Polsce. Tylko jeszcze nie wiemy, skąd będziemy generować do nich energię elektryczną.

W Czechach wrze. „Należy spodziewać się społecznego niezadowolenia i radykalizacji”

No dobrze, to co robić?

W rządzie, mam wrażenie, panuje obecnie sarmackie babie lato, wiara, że jakoś to będzie, nie będzie głębokich mrozów, a Unia Europejska zluzuje wymogi polityki klimatycznej. Tyle że owszem, przymyka się oko na różne rzeczy, by przetrwać kryzys, ale poziom aspiracji klimatycznych w Europie rośnie, a nie spada. Tymczasem premier objeżdża Europę z pomysłem, żeby węgiel potraktować jako paliwo przejściowe… To są mrzonki. Nawet ci wszyscy ciepłownicy w Międzyzdrojach mówili, że im się nie podoba cała ta transformacja, ale jak chcą przetrwać, to muszą ją przeprowadzić.

To co rząd może zrobić?

Bez polexitu nie wyobrażam sobie zanegowania polityki klimatycznej, w polexit nie wierzę. A skoro tak, to kluczowe jest pozyskiwanie środków z Unii Europejskiej na modernizację energetyki i ciepłownictwa. I to jak najwyższych środków.

Tak, jesteśmy zapóźnieni, więc dajcie nam więcej pieniędzy?

Ich negocjowanie jest dużo skuteczniejsze niż kontestowanie polityki klimatycznej, gdy tymczasem premier postuluje dziś, że skoro system energetyczny w wyniku wojny wymknął się spod kontroli, to zawieśmy system handlu emisjami. W ciągu sześciu miesięcy premier powielił pomysły posła Janusza Kowalskiego, które wtedy uważano za niezwykle kontrowersyjne w obrębie rządu. A dziś to jest po prostu agenda rządowa.

Ale to są wyzwania na przyszłe lata. A co na dziś? Czy można jakoś ograniczyć rozmiary katastrofy?

Pojawiło się rozporządzenie, dzięki któremu rząd będzie miał prawne możliwości ograniczenia dostaw energii i paliw do różnych podmiotów. Nie ma jednak załącznika, w którym szeregowano by w grupy różne branże, przedsiębiorstwa itp.

Czyli firmy nie wiedzą, w której są kolejności odśnieżania…

Tak, nie wiemy, które firmy, względnie które samorządy zostaną odcięte w pierwszej kolejności, które później. Taka lista powinna istnieć, być jawna, powinno to być wytłumaczone, bo przecież taka sama polityka jest wdrażana w innych krajach, w Niemczech czy Wielkiej Brytanii – tylko wszystko jest przejrzyste, a u nas grozi arbitralność. Druga rzecz to brak nakazu administracyjnego oszczędzania energii tam, gdzie to możliwe.

Rząd, który zaciekle bronił węgla, może być jego grabarzem

Choć wiadomo, że dla wszystkich nie starczy?

Strategia wobec kryzysu energetycznego jest powieleniem strategii covidowej: nie zmuszamy, zachęcamy, co złego, to nie my. Rząd chce przerzucić odpowiedzialność za oszczędzanie na samorządy, więc nie ma dokumentu, według którego ciepłownie miałyby np. ograniczyć ogrzewanie w budynkach o 2 stopnie.

Nie ma rozwiązań, które by mówiły, że w miastach należy, powiedzmy, od drugiej do piątej rano wyłączyć np. trzy czwarte latarni. Albo czy w dużych obiektach handlowych oświetlenie ma być włączone przez całą dobę. Ceduje się to wszystko na samorządy i ich decyzje, przez co tracimy efekt skali i pula oszczędności będzie mniejsza, niż potencjalnie mogłaby być.

Co jeszcze dałoby się zrobić?

Na pewno trzeba oszczędzać i racjonować zużycie, i na poziomie miejskim, i na poziomie spółek. Ja się dziwię, że nie ma prac legislacyjnych, które wymusiłyby racjonowanie paliwa w zamian za jakieś rekompensaty. W Europie następują różne ruchy inicjujące oszczędności w różnej skali – w Hiszpanii, kiedy było upalne lato, wprowadzono zachęty rządowe, by nie chodzić pod krawatem do pracy i wyłączyć klimatyzację w biurach. U nas to było przedmiotem raczej śmieszkowania niż analizy.

A ekspert ds. energetyki Piotr Maciążek zabezpiecza się jakoś na zimę?

Ja mam duże szczęście, bo mieszkam w warszawskim budynku, który ma ciepło systemowe, a tego w stolicy raczej nie zabraknie. Tyle że będę musiał przestać chodzić w krótkim rękawku po mieszkaniu, a zacząć w bluzie, jeśli temperatura zejdzie z 22 stopni na 18. Ale to nie jest koniec świata. Dostawami gazu jako odbiorca indywidualny nie muszę się przejmować, bo popyt dla konsumentów zaspokajany jest przez wydobycie krajowe. Skok cen zostanie raczej skompensowany przez rząd. Inne grupy społeczne będą miały wyraźnie mniej szczęścia, o biznesie już nie wspominając.

**
Piotr Maciążek – ekspert energetyczny i paliwowy z 12-letnim doświadczeniem. Doradzał wielu spółkom z sektora, również międzynarodowym. Obecnie jest partnerem w projekcie Wzielonejstrefie.pl.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij