Kraj

Polska nie jest klimatycznym niewiniątkiem

Polski udział w globalnej skumulowanej emisji dwutlenku węgla od czasów przedprzemysłowych wynosi 1,64 proc. Mało? To więcej niż Włoch i dwukrotnie więcej niż Hiszpanii. Niesprawiedliwość klimatyczna istnieje, ale Polska należy tu raczej do winnych, a nie poszkodowanych.

„Sprawiedliwa transformacja musi brać pod uwagę to, że społeczeństwa zachodnie przez ponad 200 lat wykorzystywały paliwa kopalne, aby dojść do punktu, w którym są obecnie” – stwierdził premier Morawiecki na szczycie COP26 i właściwie powiedział prawdę. Faktycznie, państwa rozwinięte przez lata zawłaszczały atmosferę Ziemi, emitując do niej potężne ilości dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych. Muszą więc zgodzić się na znacznie większe wyrzeczenia, gdyż własny limit już dawno wyczerpały, a obecnie jadą na kredycie, którego udzielają im państwa rozwijające się.

Problem w tym, że nasz rząd najwyraźniej nie zalicza do tych społeczeństw zachodnich Polski. Według PiS należymy do krajów klimatycznie wyzyskiwanych, więc teraz mamy prawo folgować sobie nieco bardziej niż kraje globalnego Południa.

Globalna Północ wywołała kryzys klimatyczny. To ona musi zapłacić

Wskazują na to wypowiedzi płynące z Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Na szczycie COP26 zawarto porozumienie, w myśl którego państwa rozwinięte odejdą od węgla w latach 30. tego wieku, a państwa rozwijające się – dekadę później. „W przypadku Polski mówimy o 2040s” – napisał na Twitterze rzecznik MKiŚ Aleksander Brzóska. Niedługo później potwierdziła to nowa ministra klimatu Anna Moskwa, pisząc: „Transformacja w najbliższych latach musi być przede wszystkim zaplanowana i sprawiedliwa. Przyjęta przez Rząd RP umowa społeczna zakłada odejście od węgla kamiennego do 2049 roku”. A więc Polska nie należy do państw rozwiniętych. „Powszechnie za »major economies« uznaje się kraje z G20” – wytłumaczył Brzózka. A my nie należymy do G20, więc nie jesteśmy krajem rozwiniętym.

To fascynujące, że polski rząd tak swobodnie przerzuca nasz kraj z jednej grupy do drugiej, jak mu tylko wygodnie. Już w 2018 roku rządowy organ propagandy donosił, że „Polska oficjalnie dołączyła do grona krajów rozwiniętych”. Rok później TVP Info kontynuowała tę mocarstwową narrację. „Polska liderem wzrostu gospodarczego państw rozwiniętych” – trąbił portal rządowej telewizji. Gdy więc trzeba prowadzić propagandę sukcesu, jesteśmy krajem rozwiniętym. Gdy za to trzeba odchodzić od węgla, w magiczny sposób spadamy do grona krajów rozwijających się. Genialne w swojej prostocie.

Szkodliwe 10 procent

Jest faktem, że ludzie dokładają się do emisji CO2 w bardzo różnym stopniu. Nierówności klimatyczne występują zarówno globalnie – między państwami – jak również lokalnie, między klasami społecznymi w danym państwie. Uwzględnienie tych nierówności jest absolutnie kluczowe podczas projektowania polityki klimatycznej. To najzamożniejsi, którzy emitują najwięcej CO2, muszą ponieść największy ciężar transformacji energetyki – zarówno w skali świata, jak i poszczególnych krajów. To ważne nie tylko z punktu widzenia zwyczajnej sprawiedliwości, ale też efektywności. Ograniczenie emisji dwutlenku węgla przez zamożnych po prostu przyniesie znacznie większą redukcję niż cięcia po stronie niezamożnej połowy ludzkości. A w tym rozrachunku Polska powinna się poczuwać do obowiązku redukcji CO2 w niewiele mniejszym stopniu niż najbogatsze państwa globu. A to, ponieważ, wbrew opowieściom rządu, w kontekście globalnego ocieplenia na pewno nie jesteśmy niewinni.

Nierówności klimatyczne są potężne. Drastyczne różnice w emisji CO2 występujące między ludźmi to przykład jednej z największych niesprawiedliwości w dziejach świata. Według raportu Oxfam za 15 proc. skumulowanych emisji CO2 w latach 1990–2015 odpowiada najbogatszy 1 proc. światowej populacji. Najbogatsze 10 proc. ludzkości odpowiada za 52 proc. skumulowanych emisji w tym okresie. Tymczasem biedniejsza połowa ludzkości wyemitowała zaledwie 7 proc. CO2 w latach 1990–2015. W tych 25 latach górne 10 proc. ludzkości przejadło jedną trzecią budżetu klimatycznego, jaki został nam do 2030 roku.

Piekło przenosi się na Ziemię

Górne 10 proc. społeczeństwa odpowiada także za 46 proc. wzrostu emisji CO2, jaki nastąpił w latach 1990–2015. W tym przypadku największy udział zanotowała trzecia analizowana grupa – czyli „środkowe 40 proc.” – która odpowiada za 49 proc. wzrostu (i „tylko” 41 proc. skumulowanej emisji). Natomiast dolne 50 proc. ludzkości wygenerowało w tym samym ćwierćwieczu ledwie 6 proc. wzrostu emisji.

Tak więc globalna klasa średnia, dzięki wzrostowi zamożności w ostatnich latach, nieco nadgania w zakresie emisji dwutlenku węgla, jednak górne 10 proc. nadal nie zamierza wyhamować. Natomiast najbiedniejsza połowa ludzkości wciąż jest klimatycznie wyzyskiwana. Dokłada się do globalnych emisji w minimalnym stopniu, jednocześnie ponosząc największe ciężary z powodu antropogenicznych przemian klimatycznych.

4 miliony nadwiślańskich klimatożerców

No dobrze, ale kto należy do tych 10 proc. najbogatszych, którzy zawłaszczają atmosferę? Według Oxfam jedną trzecią stanowią mieszkańcy Ameryki Północnej. Mniej więcej po jednej piątej to mieszkańcy UE oraz Chin. Według danych Branko Milanovicia do najbogatszych 10 proc. światowej populacji należy 200 mln Amerykanów, czyli przeszło połowa tamtejszego społeczeństwa. Należą do nich także 84 miliony Chińczyków – większość miejskiej populacji Chin należy do „środkowych 40 proc.”. Do tej grupy należy przy tym zaledwie 5 milionów mieszkańców Indii – zdecydowana większość Hindusów to przedstawiciele wyzyskiwanej dolnej połowy.

Do tych ostatnich należy jednak tylko milion najbiedniejszych mieszkańców Polski. Zdecydowana większość z nas należy do globalnej klasy średniej, ale aż 4 miliony Polek i Polaków to przedstawiciele najbogatszych 10 proc. światowej populacji. Ponad jedna dziesiąta mieszkańców naszego kraju należy do klimatożerców wyzyskujących swoimi emisjami miliardy obywateli państw globalnego Południa, a także milion swoich rodaków. Oczywiście na co dzień te 4 miliony bogatych Polaków nie mają sobie nic do zarzucenia. Przekonują, że są dopiero na dorobku, więc nie można ich za bardzo obciążać podatkami i składkami, poza tym ciężko pracują, więc mają prawo sobie polatać.

Przekonując, że w ciągu ostatnich 200 lat to „ci inni” bogacili się na paliwach kopalnych, Morawiecki twierdzi jednocześnie, że Polskę ominęła rewolucja przemysłowa, a więc też między innymi uprzemysłowienie Górnego Śląska czy Łodzi. Według Morawieckiego najwyraźniej w XX-leciu międzywojennym nie doszło do budowy Centralnego Okręgu Przemysłowego, a w PRL do industrializacji ogromnych połaci naszego kraju. Skąd czerpaliśmy energię, żeby tego wszystkiego dokonać? Siły woli by nam na to nie starczyło, nawet biorąc poprawkę na to, że jeśli tylko chcemy, to potrafimy być całkiem energiczni.

Polska przed Włochami i Hiszpanią

Według Our World in Data, licząc od 1750 roku, czyli mniej więcej od czasów sprzed rewolucji przemysłowej, aż do dziś, z terytorium Polski wyemitowano 28 miliardów ton dwutlenku węgla. To o połowę więcej, niż wyemitowała znacznie większa od nas Brazylia. Meksyk w tym czasie wyemitował 20 miliardów ton CO2, a Australia 19 miliardów. Skumulowana emisja Polski od czasów sprzed rewolucji przemysłowej jest porównywalna z Kanadą (33,5 miliarda ton CO2) i zaledwie dwukrotnie mniejsza od ogromnych Indii, które są właściwie subkontynentem. Nawet Arabia Saudyjska wyemitowała znacznie mniej CO2 niż Polska – bo 16 miliardów ton CO2. Chociaż oczywiście akurat Saudowie prawdopodobnie szybko nas przegonią, bo rocznie emitują już dwukrotnie więcej niż my.

Polski udział w globalnej skumulowanej emisji CO2 od czasów przedprzemysłowych wynosi 1,64 proc. Mało? To więcej niż Włoch (1,46 proc.) i dwukrotnie więcej niż Hiszpanii (0,88 proc.). Belgia i Holandia łącznie wyemitowały 1,4 proc. skumulowanego CO2, a więc także mniej niż Polska. Udział Francji to 2,3 proc., więc jest tylko 40 proc. większy, chociaż obecnie mieszka tam 80 proc. więcej ludzi. Polski udział w historycznych emisjach CO2 jest zaledwie dziewięć razy mniejszy niż Chin, choć te mają 37 razy więcej mieszkańców.

To straszne, że bliższa jest nam idea wyższego muru niż dłuższego stołu

Oczywiście, są państwa, które historycznie wyemitowały znacznie więcej CO2 niż Polska, nawet biorąc poprawkę na liczbę ludności. W Europie to chociażby Niemcy i Wielka Brytania, których udział wynosi po 5 proc. Spośród pozostałych państw tak zwanego Zachodu mowa przede wszystkim o największym klimatożercy, czyli USA, które historycznie wyemitowały aż jedną czwartą CO2 od 1750 roku. Te państwa faktycznie upasły się na paliwach kopalnych. Jednak Polska pod tym względem nie odstaje od krajów Europy Zachodniej, skoro przebijamy Włochy, Hiszpanię i Beneluks. A że jesteśmy wciąż od nich biedniejsi? No cóż, najwyraźniej spalanie węgla wcale nie jest gwarantem wzrostu zamożności, jak próbują nas przekonywać nasi politycy.

Przestańmy rżnąć głupa

Poza tym, dodatkowo, mamy jeszcze to szczęście, że jak dotąd nie odczuwamy zmian klimatycznych szczególnie boleśnie. Przytłaczającą większość kosztów zmian klimatu ponosi globalne Południe, które równocześnie emituje najmniej CO2. Jednak to właśnie tam zachodzą szczególnie dotkliwe zmiany, takie jak susze, pustynnienie, brak wody i głód. Jason Hickel w Mniej znaczy więcej przywołuje dane Climate Vulnerability Monitor, według których w 2010 roku globalne Południe poniosło 82 proc. kosztów związanych z globalnym ociepleniem. W 2030 roku jego udział w stratach klimatycznych wzrośnie do 92 proc. W 2010 roku z powodu globalnego ocieplenia zmarło 400 tys. ludzi, z czego 98 proc. w krajach Południa, a 83 proc. w państwach notujących najniższe emisje CO2.

Terror klimatu w Bangladeszu

I to jest ta faktyczna niesprawiedliwość, na którą wskazywał Morawiecki podczas swojej konferencji na COP26. Tylko że my w tym procesie występujemy raczej po stronie winnych, a nie poszkodowanych. My również należymy do tych „społeczeństw zachodnich, które przez ponad 200 lat wykorzystywały paliwa kopalne, aby dojść do punktu, w którym są obecnie”.

Zamiast umywać ręce i rżnąć głupa, lepiej zacząć rozmawiać wreszcie o tym, jak sprawić, żeby koszty transformacji poniosło przede wszystkim te kilka milionów klimatożerców znad Wisły, a nie pozostała większość Polaków, należących do globalnej klasy średniej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij