Kraj

Recepta na urbanocen? Biodróżowanie z pszczołami samotnicami [rozmowa]

Kurwa jest esencją asymetrii w przyrodzie, czyli jednej z jej głównych estetycznych cech, rozwiązaniem miliardów ewolucyjnych problemów, drogą wody. O biolstalgii, trypofilii i entuzjazmie z Michałem Książkiem rozmawia Daniel Petryczkiewicz.

Daniel Petryczkiewicz: Nie ma co ukrywać, że trochę się znamy i niejedna wspólna wędrówka za nami. Pamiętam, że niełatwo było poznać cię osobiście. Chyba jesteś dość nieufny w stosunku do ludzi. Wolisz ptaki? Albo skoczogonki?

Michał Książek: Wolę. Wielu z nas, zajmujących się przyrodą, to osoby szukające w niej spokoju, specyficznych rodzajów ciszy, obecności nieludzi, jakiejś terapii. Kiedy nastał trumpocen, musieliśmy wyjść z lasów i bagien, żeby zacząć zabierać głos w sprawie ochrony przyrody i klimatu. Trudno mi było wypowiadać się do kamery albo tłumu ludzi. Niektórzy mają wrażenie, że jestem niemiły, ale myślę, że to nieprawda.

Swoją najnowszą książkę, Atlas dziur i szczelin, dedykujesz wszystkim, którzy szukają przyrody w mieście. Nieoczywisty wybór.

Przyroda w mieście zmienia się, ewoluuje, dostosowuje. Niektóre zwierzaki uciekają do miasta i całkiem im tam dobrze. Gdy sam się przeprowadziłem, oszołomił mnie beton, decybele, upał. Pomyślałem, że to już bardziej urbanocen niż antropocen. Nagle, pośród tej sztucznej tkanki, spotkałem pszczoły samotnice albo inne błonkówki polujące na pająki. Sikorę w słupie oświetleniowym, szpaka w bombowcu muzeum, wróbla w rurce wystającej ze ściany, muchołówkę w zapomnianym koszyczku na ścianie balkonu. Miejskie ptaki mniej się nas boją, zmieniają się nawet ich gniazda, bogatsze o kolorowe materiały budowlane. Angielskie komary zamieszkały w metrze, przestały pić krew ptaków, a zaczęły ludzi. Miasto okazało się katalogiem dziur i szczelin, zaoferowało zwierzętom rozmaite pochodne dziupli, a mnie zupełnie nowy rodzaj wrażeń.

Solastalgia i zima, której nie było

Mam wrażenie, że napisałeś poetycką książkę prozą. „Lot z pokarmem do gniazda to ruch jedyny w swoim rodzaju. Odbywa się po trajektorii troski”. Albo: „Oszacowałem kiedyś, że samczyk sikory modrej śpiewa w ciągu dnia nawet pięć godzin, by wyśpiewać sobie dom”. „Żadna spoina nie jest dość spoista, by szczelnie zamknąć korpus miasta”.  

Tak mi najłatwiej pisać. Ludzie kojarzą poezję z emfatycznym uniesieniem, dla nas to coś innego. Postawa, sposób bycia w świecie, świadomość tego, co ważne, znaczenia języka w obrazie świata, budowanie nowej opowieści.

Czytając miałem wrażenie, że stoisz obok i do mnie mówisz. Tak jak w czasie organizowanych przez ciebie wypraw, które nazywasz biodróżami – dlaczego tak?

Biodróż opiera się na przekonaniu, że nigdzie nie jesteśmy sami, że pustka jest złudzeniem, a bezruch pozorem. Z greckiego „bios” to także sposób życia, biodróż zatem jest propozycją regularnej praktyki świadomego spacerowania. Nie obserwacji, a spotkania, bycia razem.

Ludzie utożsamiają przyrodę z tzw. łonem natury, na które trzeba się rytualnie udać. Jaka jest pułapka w tym – jak twierdzisz, a ja się z tym zgadzam – wyświechtanym określeniu?

 Rytualna podróż to złudzenie, przynosi zmianę tylko bohaterom eposów. Łono natury dawno zostało rozjebane. Śmieci, mycie tyłka mydłem w Wigrach, ogniska, dyskoteki nad jeziorami w okresie lęgowym, grillowanie pełnej kortyzolu wieprzowiny z mikroplastkiem i ksenobiotykami. Nie ma już łona. Zresztą nigdy nie było, to stara i bardzo szkodliwa metafora.

Jesteś mikrofilem, trypofilem, hydrofilem. Zachwycasz się mikropalami deszczu, mżawką, petrichorem i geosminą. Czuję łaskotanie w brzuchu, gdy słyszę lub widzę te słowa. Niosą zmysłowość. Tej zmysłowości jest mnóstwo w Atlasie. Piszesz, że „miasto jest miękkie” albo że „dzięcioł wylizuje miasto w najlepsze”. Zaglądasz w szczeliny, dziury i pęknięcia. Czy taki zachwyt może prowadzić do erotycznych uniesień?

Tak, ale to są intymne tematy. Masturbacja, długie erekcje, suchostoje, seks w runie leśnym. Nie chciałbym tutaj tego poruszać, córka może przeczytać.

Szpila: Tryskam, więc jestem

Chęć patrzenia i zaglądania powoduje, że my także jesteśmy oglądani. Przyroda nas widzi, dotyka, czasem nawet gryzie. Lubisz to uczucie, gdy pająk na ciebie patrzy?

Lubię czuć, że jestem widziany, ale nie budzę strachu. Lubię być akceptowany, dopuszczony, a przynajmniej tolerowany. Lubię też, gdy zwierzęta nie wiedzą, że jestem tuż obok. Zachowują się inaczej niż wówczas, kiedy mają świadomość mojej obecności.

Uwielbiasz też wymyślać nowe słowa, nazywać nienazwane. Biodróż, dzikarium, miastożycie. Dlaczego to robisz i które lubisz najbardziej?

Cieszyłem się ze słowa mikrofilia, oznaczającego umiłowanie małych istot i rzeczy, ale okazało się, że funkcjonuje już w angielskim. Szczególnie cenię sobie biodróż, biolstalgię, czyli tęsknotę za przyrodą, enttuzjazm, tj. radość z sędziwych drzew, arboreolę, obszar wokół korony drzewa ważny dla nietoperzy i owadów, subpetrium, czyli miejsce pod kamieniem, trypofilię, to jest pociąg do dziur i dzikarium. Bardzo podoba mi się wymyślony przez Julię Fiedorczuk szeleścień, czyli synchroniczne przeżywanie szelestu liści i cienia. Cenię też nowe zastosowania starych słów. Zimowla oznacza okres hibernacji pszczół hodowlanych – dlaczego nie objąć tym terminem wszystkich owadów? Nazwanie zjawiska pomaga w ochronie tych, których dotyczy.

Jakie życie można znaleźć pod kamieniem na poboczu jezdni? Albo pod parapetem w bloku czy w szczelinach płyt chodnikowych?

Takie samo, jak w lesie i na łące. Dzikie, skryte, niespodziewane, uparte, chętne do bycia, estetyczne. Z kośćcem albo chityną, z chlorofilem albo bez, z odnóżami albo głowonogą.

A na łące lub w lesie wolisz kurwę czy prostą? Pytam o rzekę oczywiście.

Kurwę, czyli „krzywą” po łacinie. Negatywne znaczenie, jakim obarczona jest w języku polskim, w podejrzanych moralnościach, drobnomieszczańskich etykach czy w tradycyjnej architekturze krajobrazu, sprawia, że staję po jej stronie. Ale również dlatego, że kurwa jest esencją asymetrii w przyrodzie, czyli jednej z jej głównych estetycznych cech, rozwiązaniem miliardów ewolucyjnych problemów, drogą wody.

Gleba, kałuża, dziura, mech, grzyby, nieskoszona trawa, stare drzewo – to najwięksi wrogowie zarządców miast, ale i części mieszkańców, na wniosek których są często prowadzone różne interwencje, od koszenia po patologiczne remonty, zwane rewitalizacjami. Miasto musi być szczelne i ładne. Czy na sterylnym Placu Pięciu Rogów jest miejsce na życie? Co możemy zrobić, aby leczyć mieszkańców z biofobii?

Zapraszać ich w biodróż. W książce piszę, że w latach 1953-1954 pod Pekinem posadzono 8 tys. drzew, dziś zostało z nich 483, przy czym połowa została dosadzona później. To samo spotka Plac Pięciu Rogów i podobne. Takie zabetonowane place to dowód, że kryzys klimatyczny nie jest tylko kryzysem wyobraźni, ale też wrażliwości, elementarnej wiedzy i estetyki. Politycy zmuszają nas do życia w jakimś betonowo-asfaltowym turpizmie.

Jak kraj błota i bagien stracił 85 proc. najcenniejszych wodnych ekosystemów

W jednym z wywiadów mówiłeś, że katastrofa ekologiczna to kryzys chrześcijaństwa. Myślisz, że w polskim społeczeństwie – wciąż w dużym stopniu katolickim i tradycyjnym – jest przestrzeń na autentyczną miłość do przyrody i istot pozaludzkich? 

Katastrofa klimatyczna obnaża brak umiaru, wstrzemięźliwości i cech zwanych szumnie cnotami, jakie przypisują sobie chrześcijanie. One miały stanowić esencję tej opowieści, która z jakichś powodów uwiodła świat. Dziś trudno o przykład bardziej pustej idei. Odpierdoliło im, kiedy uwierzyli, że są koroną stworzenia. Chociaż w piątek mogliby nie palić tego mięsa na grillu.

Byłeś chyba pierwszym gościem, który dał mi do ręki lupę. Dzięki niej odkryłem zupełnie nowy świat. Co ci robi spojrzenie przez to szkiełko? Co może zrobić nam?

Lupa nie tyle powiększa oglądanego, co zmniejsza oglądającego. Spadasz z arystotelesowskiej drabiny bytów na łeb na szyje, na dolne szczeble, gdzieś pomiędzy rośliny, kamienie, owady i jaszczurki. I mówisz: o, jaki fajny chrząszcz!

**

Michał Książek – inżynier leśnik, mikrofil, poeta, reporter i wykładowca w Szkole Ekopoetyki. Autor reportaży Jakuck. Słownik miejsca, Droga 816 oraz tomików poetyckich Nauka o ptakach i Północny wschód. Weteran walk o Puszczę Białowieską. Właśnie ukazała się jego książka Atlas dziur i szczelin.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Daniel Petryczkiewicz
Daniel Petryczkiewicz
Fotograf, bloger, aktywista
Fotograf, bloger, aktywista, pasjonat rzeczy małych, dzikich i lokalnych. Absolwent pierwszego rocznika Szkoły Ekopoetyki Julii Fiedorczuk i Filipa Springera przy Instytucie Reportażu w Warszawie. Laureat nagrody publiczności za projekt społeczny roku 2019 w plebiscycie portalu Ulica Ekologiczna. Inicjator spotkania twórczo-aktywistyczno-poetyckiego „Święto Wody” w Konstancinie-Jeziornej. Publikuje teksty i fotoreportaże o tematyce ekologicznej.
Zamknij