Kraj

Betonoza jest już niemodna, czas na patorewitalizacje przyrody

Na razie wygląda na to, że jedną z metod zbijania politycznego kapitału przedwyborczego staje się obietnica stworzenia czegoś, co już istnieje. Bo dzika przyroda na stalowowolskich mokradłach, Dzikiej Fosie czy Golędzinowie rozgościła się na dobre kilkanaście lat temu i świetnie sobie radzi. Bez żadnych dekretów i przecinania wstęgi.

W 2020 roku Jan Mencwel wydał Betonozę, opisując, jak tzw. rewitalizacje niszczą polskie miasta. Symbolem tego procederu są zabetonowane, pozbawione drzew rynki – od Kielc po Włodawę, od Lubaczowa po Kartuzy. W 2022 roku wydawało się, że fala betonozy – słowo doczekało się nawet własnego hasztagu, który zyskał sporą popularność – jest coraz słabsza. Zjawisko stało się symbolem obciachu, a nawet postrachem miejskich samorządów.

Wielu burmistrzom i prezydentom dostało się od mieszkańców i internautów za betonowe „pomniki” własnego ego. Można nawet zaobserwować modę na rezbetonowywanie. Do niektórych włodarzy przebiły się informacje o kryzysie klimatycznym i jego konsekwencjach dla jakości życia w miastach.

Kosić czy nie kosić? Trawniki a sprawa polska

Ale kapitał wyborczy najlepiej zbija się na tym, co się zbudowało, a nie na tym, co się uchroniło przed zabudową. Przyszedł więc czas na patorewitalizacje przyrodnicze. Nieużytki miejskie, gdzie przyroda doskonale się zaadaptowała i dzielnie stawia czoła zmianom klimatu oraz postępującej antropopresji, trzeba zaprząc do pracy na rzecz chwały lokalnych władz. Plastikowe drzewa, betonowe promenady, wymyślne oświetlenie i przycięta do linijki przyroda – nie ma na to jeszcze hasztagu. Konkurs otwarty.

Plastikowe drzewa w miejsce prawdziwych

Piotr Bednarek, prezes stowarzyszenia Wolne Rzeki, przyrodnik, geograf i aktywista, opowiada mi o pomyśle „rewitalizacji” mokradeł w Stalowej Woli. To 30 hektarów położonych w granicach miasta. Zasiedla je ponad 60 chronionych gatunków ptaków lęgowych, 10 gatunków nietoperzy i sześć gatunków płazów. Lokalne centrum bioróżnorodności, jakiego nie powstydziłby się niejeden rezerwat przyrody.

W filmie opublikowanym na YouTubie Bednarek pokazuje stan mokradła z końcówki maja 2023 roku. Sporo wody, mnóstwo ptaków, w tle słychać żaby zielone czy kumaki nizinne. „Mokradło jest tutaj od zawsze, ale przez lata było odwadniane przez rów melioracyjny. Podczas budowy obwodnicy miasta zablokowano ten rów, co spowodowało dodatkowe spiętrzenie wody. Nie wiadomo, czy wydarzyło się to celowo, czy przypadkiem, ale efekt jest rewelacyjny i bardzo zdrowy dla mokradła i jego renaturyzacji” – mówi.

Lucjusz Nadbereżny, prezydent Stalowej Woli, planuje „rewitalizację” mokradeł. Chce na to przeznaczyć 65 mln złotych.

Bednarek: – Gdybym nie wiedział nic o tym projekcie, w pierwszej chwili bym mu przyklasnął. Ale ta „rewitalizacja” oznacza przekopanie terenu, wycięcie części drzew, by w ich miejsce postawić takie plastikowe, wymyślne, przypominające scenografię z filmu Avatar. Rolą tych plastikowych drzew ma być retencja wody. To absurd.

Wizualizacja projektu Interaktywne mokradła miejskie. Ilustracja: LAX Laboratory

Czytam opis projektu Interaktywne mokradła miejskie. Nowatorski projekt powstanie w Stalowej Woli. Z każdym akapitem coraz szerzej otwieram oczy: „[…] architekci zaproponowali nowatorską metodę rekultywacji obszarów podmokłych, opartą na dotychczas niewykorzystywanej w tym celu technologii kondensacji pary wodnej. Woda po odparowaniu z terenu jest gromadzona w Interaktywnych Systemach Pasywnego Pozyskiwania Wody Atmosferycznej, wykonanych ze specjalnych hydrofilicznych materiałów opatentowanych przez naukowców z Uniwersytetu w Durham i zwracana na powrót terenowi”. Czy Bareja nie urodził się przypadkiem w Stalowej Woli?

Quady, crossy i terenówki rozjeżdżają resztki przyrody

– To wszystko ma mądrze brzmieć, a jest tak głupie. Za słowami o hydrofilicznych materiałach nie kryje się nic oprócz gigantycznego przewału publicznych pieniędzy. My takie materiały mamy – to drzewa i mokradłowa roślinność. Nie trzeba robić nic, by mokradła gromadziły więcej wody. Wystarczy jej stamtąd nie spuszczać – podsumowuje Bednarek.

Temat ciągnie się co najmniej od 2020 roku, ale przed wyborami jest podgrzewany przez lokalne media. Miejscy radni zabudżetowali na dalsze prace projektowe 300 tys. zł.

Bednarek: – Kiedy myślę, na co można byłoby wydać te pieniądze… Na przykład skraj mokradeł, bezpośrednio na styku z miastem, to przerażający śmietnik. Od kilkunastu lat słyszę, że nie ma pieniędzy, aby ten teren posprzątać i zabezpieczyć przed nielegalnymi wywózkami gruzu i nieczystości. Ale setki tysięcy na dokumentację i miliony na megalomańskie pomniki z plastiku? Na to zawsze znajduje się kasa.

Mokradła w Stalowej Woli. Fot. Piotr Bednarek

27 maja 2023 Stowarzyszenie Wolne Rzeki złożyło do prezydenta Nadbereżnego wniosek o objęcie terenu ochroną poprzez stworzenie użytku ekologicznego Stalowowolskie mokradła. – Nie mamy wiele wiary w to, że zdołamy je uchronić. Jednak moralność i poczucie odpowiedzialności za miejsce, w którym mieszkam, nie pozwalają mi stać bezczynnie – deklaruje Bednarek.

Po co ekspertyzy czy ewidencja przyrodnicza?

Gdańsk wyobrażamy sobie raczej jako miasto zarządzane w sposób mądry i z pewną wrażliwością na tematy przyrodnicze i ekologiczne. Jednak przykład przebudowy Opływu Motławy, czyli tzw. Dzikiej Fosy Miejskiej, może budzić wątpliwości.

W XVII wieku miasto było otoczone zespołem fortyfikacji wraz z fosą. Kiedy dawne bastiony i umocnienia zaczęły tracić znaczenie militarne, wody dawnej fosy skierowano do koryta Martwej Wisły. Przyroda zrobiła swoje i teren, który był tworem ludzkim, stopniowo, samoistnie się renaturyzował.

– Według inwentaryzacji przyrodniczej sporządzonej przez stronę społeczną w samym tylko Bastionie św. Gertrudy znajduje się największe zimowisko nietoperzy w Gdańsku. Jest ich tam ponad sto. Na terenie fosy udokumentowano siedliska bobrów, ponad 90 gatunków ptaków, 10 gatunków płazów i gadów, bogactwo roślin, owadów i ryb, w tym gatunków chronionych. A projektant inwestycji twierdził, że na terenie fosy nie ma żadnych gatunków chronionych oprócz kretów! – mówi mi Natalia Grzymała, która prowadzi facebookowy profil Dzika Fosa Miejska.

Siarzewo pięć lat później. Tamy nie pomogą rzekom – mogą tylko zaszkodzić

Aktywiści miejscy i przyrodnicy, znając sposób prowadzenia prac przez Dyrekcję Rozbudowy Miasta Gdańska – m.in. kontrowersje związane z wykonaną w 2021 roku bez zezwoleń i w okresie lęgowym wycinkę starych drzew podczas remontu wału przeciwpowodziowego – złożyli wniosek do Wydziału Środowiska Urzędu Miejskiego w Gdańsku o utworzenie zespołu przyrodniczo-krajobrazowego na Opływie Motławy. Spotkał się z pozytywnym przyjęciem ze strony urzędników, ale do tej pory nie został zrealizowany.

Wizualizacja projektu Interaktywne mokradła miejskie. Ilustracja: LAX Laboratory

Natomiast prace nad „rewitalizacją” Dzikiej Fosy ruszyły pełną parą pod koniec 2022 roku. W ramach „prac porządkowych” wycięto 38 drzew i 150 metrów kwadratowych zakrzewień. A także 12-letni wiatrołom jesionu, który stanowił cenny walor krajobrazowy oraz siedlisko ptaków. Jak tłumaczy na swoich stronach DMRG – nie został on ujęty w ewidencji przyrodniczej. Wykonawca został upomniany, ale Urząd Marszałkowski twierdzi, że nie zalicza tej inwestycji do tych o znaczącym oddziaływaniu na środowisko, więc żadne ekspertyzy czy ewidencja przyrodnicza potrzebne nie są.

Kolejny pomnik późnego antropocenu

Obszar pod budowę ścieżki idącej wzdłuż trzcinowisk rozjeżdża ciężki sprzęt, niszcząc zimowiska mniejszych ssaków i owadów. Uszkadza bryły korzeniowe drzew – po zrobieniu rabanu w mediach społecznościowych zostały zabezpieczone, ale nieprawidłowo.

Strona społeczna spotkała się z wykonawcą w lutym 2023 roku. – Usłyszeliśmy, że na terenie inwestycji nie występują ptaki, a jedynie krety. W ramach „dobrej woli” wykonawca zaproponował postawienie budek dla ptaków i owadów. Bez presji i wymuszenia określonych decyzji, które powinny być standardem, dostajemy ochłapy – denerwuje się Grzymała.

Katastrofa nienaturalna: Greenpeace pokazał przyczyny zatrucia Odry

Ponieważ aspekt przyrodniczy Opływu Motławy został całkowicie pominięty zarówno w fazie projektowej, jak i przy realizacji inwestycji, strona społeczna zamawia własne ekspertyzy. Firma Przyroda Projekt wskazuje, że na tym terenie nie są przestrzegane zapisy dotyczące ochrony drzew, środowiska i zasobów naturalnych zawarte w Ustawie o ochronie przyrody, ustawie Prawo ochrony środowiska i w ustawie Prawo budowlane.

Nieprawidłowości zostały zgłoszone do gdańskiego RDOŚ, który po dwóch miesiącach przeprowadził wizję lokalną. Urząd Marszałkowski, odpowiedzialny za rozliczenie inwestycji, nie dopatrzył się nieprawidłowości. Według informacji na stronach internetowych Dyrekcji Rozbudowy Miasta Gdańska wykonawca zatrudnił przyrodnika.

Strona społeczna do tej pory nie może wyegzekwować przedstawienia umów o nadzór przyrodniczy. Wraz z nadejściem wiosny na niezabezpieczonym przyrodniczo terenie doszło do rozjeżdżania migrujących płazów. Aktywiści organizowali nocne patrole przenoszenia zwierząt. Ale warta ponad 10 mln złotych „rewitalizacja” samoistnie renaturyzującego się terenu dawnej fosy trwa. Powstaje kolejny pomnik późnego antropocenu. Oświetlony ledowym, zimnym światłem, z betonowymi ławkami, deptakiem i krawężnikami. Tak żeby dzika zieleń nie zagroziła przechodniom.

Park na półdzikim terenie zielonym

Łąki Golędzinowskie. 65 hektarów przekształconej, ale żwawej i bujnej przyrody w środku warszawskiej metropolii. Rozciągają się pomiędzy mostami Gdańskim i Grota-Roweckiego. To teren zalewowy Wisły, o czym rzeka przypomniała w 2010 roku, niszcząc półdzikie ogródki działkowe.

Ogródki zlikwidowano, a teren został zrewitalizowany (zgodnie z faktycznym znaczeniem tego słowa) i oddany przyrodzie. Występuje tam chroniony derkacz, duże ssaki, jak bobry, lisy, sarny i łosie. Widziane były samce jarzębatki. Poluje tu bielik, pustułki i uszatki. Jest pełno ziół i cennych roślin.

Jak kraj błota i bagien stracił 85 proc. najcenniejszych wodnych ekosystemów

W czerwcu 2022 roku, dość nagle i niespodziewanie, prezydent Rafał Trzaskowski ogłosił, że Warszawa będzie miała nowy park – Park Naturalny Golędzinów. „Ruszamy z uzgodnieniami oraz zabezpieczeniem środków na przygotowanie inwestycji. Na powierzchni ponad 90 boisk do piłki nożnej powstanie wyjątkowy w skali świata, naturalny park miejski z cudowną nadwiślańską panoramą i różnorodną roślinnością”. Inwestycja miała być warta 10 mln złotych i obejmować elementy małej architektury, promenadę wzdłuż wału, wieżę widokową. Planów dotąd nie przedstawiono.

W sieci zawrzało. „Po co »zakładać park« w miejscu, gdzie już jest piękny półdziki teren zielony – Łąki Golędzinowskie nad Wisłą? […] Dlaczego Warszawa chce »inwestować« w miejsce, który już teraz świetnie sobie radzi i lubią je ludzie i zwierzęta, a twierdzi, że nie ma pieniędzy na ochronę Zakola Wawerskiego, o co apelują od lat przyrodnicy i mieszkańcy?” – napisał na Facebooku Jan Mencwel.

Łąki Golędzinowskie. Fot. Jakub Szafrański

W podobnym tonie wypowiadają się warszawscy przyrodnicy, ornitolodzy – Staszek Łubieński czy Paweł Pstrokoński. Mówią jasno, że teren jest atrakcyjny przyrodniczo właśnie dlatego, że jest dziki. Według badań profesora Macieja Luniaka ingerencja w dziką przyrodę i jej „uparkowienie” powodują trwały spadek różnorodności gatunkowej i lęgowej ptaków o 30 proc.

Nie ma kasy, chyba że na zbędne inwestycje

Łubieński: – Wiecznie słyszę, że Warszawa nie ma na to czy na tamto kasy. Nie budujemy obiecywanych mieszkań komunalnych, nie ma obiecanych inwestycji w społeczne OZE, nie tworzy się zielonych terenów tam, gdzie ich potrzeba, np. na osiedlach mieszkaniowych. Panuje bezwładność w wykupie i ochronie najcenniejszego przyrodniczo terenu Warszawy, czyli Zakola Wawerskiego. Ale za to na poprawienie czegoś, czego poprawiać nie trzeba, znalazło się 10 mln. Mam wrażenie, że chodzi tylko o to, by zbić polityczny, przedwyborczy kapitał na modnej i powierzchownej dbałości o przyrodę.

Kierowniczka działu Wisła Zarządu Zieleni m.st. Warszawy Iwona Zwolińska tłumaczyła się z wypowiedzi swojego szefa w Noizz.pl. Mówiła, że celem projektu jest zachowanie cennych walorów przyrodniczych obszaru. Że będzie to park naturalny, co oznacza minimalną ingerencję w przyrodę.

10 maja 2023 roku ogłoszono konkurs na koncepcję Parku Naturalnego Golędzinów. Wpłynęło 28 zgłoszeń, z czego formalnie dopuszczono 21. Wyniki konkursu poznamy pod koniec września.

Na razie wygląda na to, że jedną z metod zbijania politycznego kapitału przedwyborczego staje się obietnica stworzenia czegoś, co już istnieje. Wystarczy opakować to tak, by wyglądało na nowe. Opakowanie będzie kosztować podatników kilkanaście milionów złotych, a przyrodę być może zubożenie ekosystemu.

Dzika przyroda na stalowowolskich mokradłach, Dzikiej Fosie czy Golędzinowie rozgościła się na dobre kilkanaście lat temu i świetnie sobie radzi. Bez żadnych dekretów i przecinania wstęgi. Bez przetargów, koparek i pozwoleń na budowę. I jak pisała Justyna Drath: „nie będzie rosła lepiej, bo jakiś polityk nazwie ją parkiem”. Wręcz przeciwnie. Jest duża szansa, że przycięta od linijki promenady, oświetlona, na wiecznym widoku i ekspozycji będzie radzić sobie znacznie gorzej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Daniel Petryczkiewicz
Daniel Petryczkiewicz
Fotograf, bloger, aktywista
Fotograf, bloger, aktywista, pasjonat rzeczy małych, dzikich i lokalnych. Absolwent pierwszego rocznika Szkoły Ekopoetyki Julii Fiedorczuk i Filipa Springera przy Instytucie Reportażu w Warszawie. Laureat nagrody publiczności za projekt społeczny roku 2019 w plebiscycie portalu Ulica Ekologiczna. Inicjator spotkania twórczo-aktywistyczno-poetyckiego „Święto Wody” w Konstancinie-Jeziornej. Publikuje teksty i fotoreportaże o tematyce ekologicznej.
Zamknij