Czym właściwie są mokradła i czym różnią się od bagien czy torfowisk? I za co kochać błoto, w którym można się utopić?
Mój guru od tematów bagiennych i mokradłowych, prof. Wiktor Kotowski z Uniwersytetu Warszawskiego i Centrum Ochrony Mokradeł, zawsze się śmieje, kiedy zaczepiam go z podobnymi pytaniami. Kiedyś powiedział mi, że nie słyszał, aby ktoś się utopił w bagnie, ale jak najbardziej mogłoby się to wydarzyć w wykopanym przez człowieka i zalanym wodą rowie melioracyjnym, który ma to bagno odwadniać.
Dlatego by odpowiedzieć na powyższe kwestie, zamiast przywoływać stereotypy, sięgnę do wiedzy naukowej.
Nie każde mokradło jest bagnem
Pojęcie bagna w języku polskim jest dość nieprecyzyjne. W literaturze funkcjonuje kilka definicji, w których przenikają się terminy z różnych dziedzin nauki: biologii, geologii, rolnictwa, torfoznawstwa czy leśnictwa.
Według profesora Kotowskiego najszersze jest pojęcie mokradła. Odpowiednikiem jest angielskie „wetland”, które funkcjonuje w formalnym języku prawnym, np. w Międzynarodowej Konwencji Ramsarskiej, której celem jest ochrona i utrzymanie w niezmienionym stanie obszarów określanych jako „wodno-błotne”.
Siedzieliśmy na bombie, aż wybuchła. Raport NIK po katastrofie ekologicznej na Odrze
czytaj także
Co ważne, termin „mokradła” oddaje najistotniejszą z punktu widzenia tej definicji zależność: nie da się chronić bagien bez ochrony powiązanych z nimi wód powierzchniowych – dotyczy to zarówno rzek i ich dolin, jak i jezior i ich strefy przybrzeżnej. Mokradła to zgodnie z definicją z konwencji „tereny bagien, błot i torfowisk lub zbiorniki wodne, zarówno naturalne, jak i sztuczne, stałe i okresowe, o wodach stojących lub płynących, słodkich, słonawych lub słonych (łącznie z wodami morskimi, których głębokość podczas odpływu nie przekracza 6 metrów)”. A więc nie każde mokradło jest bagnem.
Torfowisko i bagno: czym się różnią te terminy?
Bagna to ekosystemy, w których zachodzą procesy bagienne – począwszy od gromadzenia szczątków organicznych po ich stopniowe przekształcanie (w warunkach całkowicie lub częściowo beztlenowych) w torfy lub muły. Są więc zasadniczo torfowiskami, jednak nie każde torfowisko jest bagnem.
Jak kraj błota i bagien stracił 85 proc. najcenniejszych wodnych ekosystemów
czytaj także
Torfowiska to obszar występowania naturalnie zakumulowanych pokładów torfu. Określa się tak zarówno torfowisko aktywne (takie gdzie złoża torfu są nawodnione i gdzie trwają procesy torfotwórcze – takie torfowisko jest jednocześnie mokradłem i bagnem), jak i torfowisko osuszone (które bagnem już nie jest, bo nie jest wysycone wodą, ale wciąż zawiera torf). Warto jeszcze nadmienić, że jeśli torfowisko zasilane jest głównie wodami podziemnymi, rzecznymi lub jeziornymi, to mówimy o torfowisku niskim. Jeśli zaś mokradło jest zasilane tylko wodami opadowymi, docierającymi bezpośrednio na jego powierzchnię, to powstaje torfowisko wysokie.
Oba rodzaje torfowisk mają swoiste dla siebie flory (zestawy gatunków roślin). Część z tych roślin jest w Polsce ściśle chroniona i coraz rzadsza, np. mięsożerna rosiczka okrągłolistna czy wrzosiec bagienny. To samo dotyczy gatunków ptaków, takich jak kulik wielki, dubelt czy rycyk, które bez terenów mokradłowych po prostu wyginą.
Bagienne supermoce
Kluczową funkcją bagien jest wiązanie węgla poprzez powstrzymywanie szczątków roślin od pełnego rozkładu. Tego samego węgla, który wraz z tlenem tworzy dwutlenek węgla, główny gaz cieplarniany odpowiedzialny za postępujące ocieplenie klimatu. Torfowiska mają wyjątkową supermoc: trzymają łącznie dwa razy więcej węgla niż wszystkie lasy na Ziemi przy dziesięciokrotnie mniejszej zajmowanej powierzchni!
Drugą supermocą mokradeł i aktywnych torfowisk jest utrzymywanie niesamowitych ilości wody. W przypadku tych ostatnich pierwsza i druga supermoc są ze sobą ściśle powiązane – tylko mokre torfowiska akumulują węgiel i retencjonują wodę. Osuszone emitują dwutlenek węgla i nie spełniają funkcji retencyjnej.
Świat musi ugrząźć w bagnie. I to dosłownie, bo inaczej zabraknie nam wody
czytaj także
Szacuje się, że istniejące bagna magazynują łącznie 17 tysięcy kilometrów sześciennych wody. To tyle, ile zgromadzone jest w glebie wszystkich pozostałych ekosystemów świata. To więcej wody niż zawarte w atmosferze w postaci pary wodnej. Jak to możliwe? Weźcie przeciętnej wielkości gąbkę, taką, jakiej używacie pod prysznicem. Nasączcie ją wodą. Czy zwiększy objętość? Nie. Ale jednocześnie zawarła w sobie solidną dawkę wody. Jeśli jej nie wyciśnięcie, pozostanie mokra bardzo długo i powoli, powoli będzie oddawać ją do otoczenia. Tak właśnie działają mokradła.
Mokradła potrzebują tylko spokoju
Taka wielkopowierzchniowa mokradłowa „gąbka” wysycona wodą powoduje, że zwiększa się ilość wilgoci w powietrzu. Okoliczne łąki, pola, lasy, miasta, parki i ogrody mniej wysychają, ponieważ im większa jest wilgotność powietrza, tym niższe parowanie wody z okolicznych terenów. Dodatkowo wilgotne powietrze działa jak naturalna klimatyzacja, instalacja przeciwpyłowa i przeciwsmogowa. Czy może być coś ważniejszego w obliczu corocznej suszy, coraz dłuższych fal upałów, wysychających rzek i obniżających się luster wody podziemnej, z których czerpiemy wodę pitną?
Wszystko to może być do dyspozycji ludzi niemal za darmo. Bez kosztownych urządzeń, elektroniki i poboru prądu, bez koparek, betonu i pozwoleń na budowę. Mokradła istnieją tak długo jak życie na Ziemi, czyli jakieś 3,5 miliarda lat. Człowieka i naszej maszynerii do dalszej egzystencji nie potrzebują. Potrzebują za to spokoju. I czasu.
Recepta na urbanocen? Biodróżowanie z pszczołami samotnicami [rozmowa]
czytaj także
Jest oczywiście jeden szkopuł. My, ludzie ukształtowani przez imperatyw bezustannego działania, mamy gigantyczny problem z pozostawieniem spraw samym sobie. W dodatku nikt nie zarobi na wylaniu ton betonu, nikt nie zainkasuje pieniędzy za sprzedaż działki deweloperowi, nikt nie wpisze sobie kosztownej inwestycji do politycznego CV. To działanie wbrew wszechobecnej kapitalistycznej kulturze, która wszystko przelicza na pieniądze i efektywność.
Dwa największe obszary, które interferują z ochroną mokradeł, to rolnictwo i budownictwo.
Zapytałem o to prof. Wiktora Kotowskiego z Centrum Ochrony Mokradeł. – Sto lat temu stworzyliśmy system walki z piątym żywiołem Polski, jak czasem nazywa się błoto. To melioracja, czyli osuszanie oraz regulacja rzek, szczególnie małych, ale nie tylko. Mamy też świetny system do utrzymywania tego status quo, który w Polsce okazuje się wyjątkowo oporny na zmiany, ponieważ wielu interesariuszy czerpie z niego znaczne korzyści – powiedział.
Rekompensaty dla rolników
W wyniku osuszania terenów rolniczych ofiarą padło co najmniej 85 proc. bagien i terenów zalewowych rzek. Przerobienie ich (poprzez osuszenie) w łąki i pola uprawne to projekt krótkowzroczny. Wprawdzie ich żyzność rośnie przez pierwsze lata po odwodnieniu, ale potem gwałtownie maleje, pogarszają się też stosunki wodno-powietrzne w glebie. Osuszony torf murszeje i staje się coraz mniej wartościowy z punktu widzenia rolnictwa. Według Kotowskiego osuszone torfowiska to około 7 proc. użytków rolnych. Jeśli wyłączymy je z produkcji rolnej, nie będzie to dla systemu zaopatrzenia żywnościowego dużym problemem. Dużo większym wyzwaniem jest zmiana mentalna i stworzenie systemu rekompensat dla właścicieli tych gruntów. Jednak istnieje precedens oraz dobre praktyki z innych krajów Europy.
Betonoza jest już niemodna, czas na patorewitalizacje przyrody
czytaj także
W Polsce istnieje już system rekompensat dla rolników, który dotyczy lasów – nazywa się premią zalesieniową. Jest to płatność rekompensująca utracony dochód z tytułu przeznaczenia gruntów rolnych na grunty leśne, wypłacaną corocznie przez okres 20 lat od dnia wykonania zalesienia. Aktualnie wynosi prawie 2 tys. zł za hektar.
Wydaje się, że z powodzeniem można byłoby zastosować podobny mechanizm w przypadku odtwarzania stref buforowych w dolinach rzecznych, a także odtwarzania torfowisk. Rolnik przez określony okres dostawałby premię za utrzymywanie retencji wody, zabagniając teren, ale pod warunkiem, że po upłynięciu tego okresu teren pozostanie dalej bagienny. Niestety, na razie jest odwrotnie. Dopłaty są przyznawane za koszenie łąk. Łąkę mokrą trudno skosić, a i siano z niej jest kiepskiej jakości. W praktyce koszenie i pobranie dopłaty oznacza także osuszanie łąk.
czytaj także
Dobre praktyki rekompensat zostały z powodzeniem przetestowane w Danii, Szwecji, Holandii czy Francji. W Danii i Szwecji funkcjonują programy płatności kompensacyjnych, w ramach których rolnicy otrzymują rekompensaty za odtwarzanie mokradeł na swoich ziemiach. Są one finansowane z programów rządowych i lokalnych. We Francji istnieje specjalny fundusz rządowy, zajmujący się wykupem mokradeł nadmorskich. W Holandii, która przecież została ufundowana na osuszeniu tysięcy hektarów torfowisk, już w latach 90. rozpoczęto proces ich wykupu spod użytkowania rolnego i renaturyzacji. Powstały na nich bardzo wartościowe rezerwaty i obszary chronione.
Potrzebna zmiana mentalności
Drugim interesariuszem, który wydaje mi się dużo trudniejszym graczem, są deweloperzy i właściciele ziemi, którzy trzymają grunty, często tylko dla pobieranych dopłat, czekając na korzystne zmiany w miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego. Tutaj nie ma prostych rozwiązań. Kluczowe jest, aby takie cenne grunty – często blisko aglomeracji miejskich – przejmowały gminy lub żeby nie dopuszczały do niekorzystnych dla przyrody zmian planów zagospodarowania przestrzennego. Trzeba tu dodać – znów powołując się na przykład z Danii – że raz odwodnione, zniszczone torfowiska i mokradła nieprędko wracają do swojego pierwotnego stanu. Procesy torfotwórcze trwały tysiące lat i nie da się ich przyspieszyć. Dlatego najbardziej kluczowe jest zachowanie mokradeł, bagien i torfowisk w jak najmniej zmienionym stanie, zaś te, które już zostały osuszone, powinny zostać jak najszybciej nawodnione.
Problemem jest także zmiana naszej mentalności, ukształtowanej przez potrzebę działania za wszelką cenę, nawet wbrew własnemu interesowi. Jak mówi mi prof. Kotowski: – Wolimy wydać gigantyczne pieniądze na budowę sztucznych zbiorników retencyjnych, gdzie do każdego metra sześciennego zatrzymanej wody trzeba dopłacić nawet 2,5 zł, niż odzyskać wodę, która mogłaby zostać zatrzymana w krajobrazie zupełnie za darmo. Tam gdzie spadł deszcz albo gdzie przyniosła ją rzeka. To jest kwestia zasypania rowów melioracyjnych odwadniających mokradła.
Każdy hektar nawodnionego torfowiska mógłby nam przynieść oszczędność w kwocie 4–6 tys. zł. Należałoby ją oczywiście zwaloryzować o inflację. Należy dodać, że mamy w przyrodzie fenomenalnych sojuszników w dziedzinie nawadniania osuszonych terenów i retencji wody. Mówię oczywiście o bobrach, o których dobroczynnej roli pisałem już na łamach Krytyki Politycznej.
Wieje wiatr pozytywnych zmian
Na razie jednak włodarze państwa, miast i gmin wolą wydawać i przecinać wstęgi niż oszczędzać i zyskiwać darmową retencję. Narracja profesora Kotowskiego wydaje się nie przebijać do oficjeli Wód Polskich. Wybrzmiewa w mediach, ale wciąż nie wprowadzono zmian w przepisach prawa. Istnieje nawet projekt strategii ochrony mokradeł i torfowisk, opracowany w 2021 roku przez Kotowskiego i jego zespół z Centrum Ochrony Mokradeł na zlecenie Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Na razie trafił do zamrażarki.
czytaj także
Nadzieją jest wygrana opozycji i deklaracje przedwyborcze – choćby Koalicji Obywatelskiej w słynnej już deklaracji 100 konkretów na pierwsze 100 dni rządów. Jeden z punktów tam zawartych głosi: „Stworzymy program odtwarzania torfowisk i mokradeł, który będzie w pełni uwzględniał interesy polskich rolników, by chronić środowisko”. Niedawno opublikowano też List otwarty przyrodników i strony społecznej do przyszłego rządu w sprawie priorytetów środowiskowych, który podpisało ponad 200 organizacji społecznych i przyrodniczych. Wiatr zmian już wieje, ale nie możemy tracić czasu.
Nie zaczęło się za PiS-u
Wraz ze zmieniającym się klimatem widzimy coraz większe wahania w amplitudach temperatur i ilości opadów. Rzeki w Polsce zasilane są wodą opadową: deszczem i śniegiem. Przez ostatnie lata w wyniku braku śnieżnych zim i coraz mniej przewidywalnych opadów poziom polskich rzek jest coraz niższy, a część stała się wręcz rzekami okresowymi, co do tej pory znaliśmy raczej z południa Europy czy Afryki. Wysychają torfowiska i mokradła, które – jak te w środkowym basenie Biebrzy czy w Puszczy Kampinoskiej – były osuszane już od XIX wieku. Jednocześnie prace regulacyjne na rzekach oraz rowach melioracyjnych nie ustają. Trzeba pamiętać, że to szaleństwo nie rozpoczęło się wraz z funduszami, które napłynęły do Polski po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej, czyli za rządów PO i PSL.
Aby odzyskać nadzieję, trzeba pozwolić sobie nie wiedzieć, nie umieć i nie wierzyć
czytaj także
Rząd PiS nie tylko kontynuował tę praktykę, ale na odchodnym przyjął szereg szkodliwych i horrendalnie drogich programów, prowadzących do dalszego drenażu wód Polski i naszych portfeli (jak specustawa odrzańska, zapora w Siarzewie czy program retencji, przewidujący budowę betonowych zbiorników za miliardy złotych).
Pytanie, czy z odwracaniem szkodliwych procesów szkód będziemy czekać, aż pozostaniemy bez wyjścia, bo system się załamie i przyroda stopniowo sama się odrodzi – czy postanowimy ją w tym wesprzeć, pomagając także sobie.
**
Tekst powstał we współpracy z Fundacją im. Heinricha Bölla w Warszawie. Zawarte w tekście/wywiadzie poglądy i konkluzje wyrażają opinie autorki/rozmówczyni i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.