Kraj

Dla PiS to był najtrudniejszy politycznie rok od 2015

Miało być tak pięknie: szczepionki przywracają normalność, gospodarka odbija się od dna, podnoszą się nastroje społeczne, władza podkręca je obietnicami Polskiego Ładu i poprawia pierwszymi środkami z Funduszu Odbudowy. Wszystko poszło inaczej. PiS po raz pierwszy tak wyraźnie dopadł wirus imposybilizmu. Rok 2021 w obozie rządzącym podsumowuje Jakub Majmurek.

Rok 2021 nie zaczął się dla PiS źle. Przycichły spory wokół wyroku Trybunału Przyłębskiej z jesieni 2020, praktycznie zakazującego aborcji w Polsce. Pojawiły się szczepionki dające nadzieję na opanowanie epidemii COVID-19. Afera z prominentnymi osobami publicznymi, szczepiącymi się poza kolejką, pozwoliła odgrzać ulubiony przebój polityczny obozu władzy: „my, partia zwykłych ludzi, kontra oni – stawiające się ponad społeczeństwem elity”. Oburzenie na „szczepionkowych celebrytów” okazało się jednak krótkotrwałe, a przed PiS zaczęły się piętrzyć kolejne problemy: właściwie nic w tym roku nie ułożyło się rządzącej partii do końca tak, jak by sobie tego życzyła.

W końcówce roku większość koalicyjna skupiona wokół PiS w Sejmie pozwala co prawda ciągle przepychać najbardziej nawet kontrowersyjne ustawy – ostatnio widzieliśmy to przy okazji Lex TVN – ale wisi na politycznie nieprzewidywalnym Kukiz’15 i kilku posłach w każdej chwili gotowych wycofać poparcie. Spór z Komisją Europejską utknął w martwym punkcie, środki z popandemicznego Funduszu Odbudowy są zablokowane, naliczają się nam codzienne kary za Turów i Izbę Dyscyplinarną, na horyzoncie nie widać żadnego kompromisu.

PiS-owska demolka sądów będzie nas kosztować miliardy

Trwa serial z kompromitującymi rząd mailami Dworczyka, ledwie skończyła się afera Mejzy, a wybuchła kolejna – z inwigilacją szefa kampanii wyborczej największej partii opozycyjnej przy pomocy Pegasusa.

W dodatku sondaże od ponad roku nie dają PiS samodzielnej większości, w wielu nie udaje się jej uzbierać nawet wspólnie z Konfederacją. Podsumowując: 2021 to najtrudniejszy rok dla PiS od wygranych wyborów w 2015. Obóz rządzący nigdy w ciągu ostatnich sześciu lat nie był tak słaby jak dziś.

Wirus imposybilizmu

PiS po raz pierwszy tak wyraźnie dopadł wirus imposybilizmu. Tym mądrze brzmiącym terminem Jarosław Kaczyński określał postawę poprzednich rządów, które jego zdaniem kapitulowały przed poważnymi problemami, zanim w ogóle próbowały się z nimi zmierzyć. Kaczyński obiecywał zupełnie inną politykę, władzę sprawnie realizującą wszystko to, co sobie zamierzyła i co obiecywała wyborcom.

Do 2019 roku PiS-owi w dużej mierze udawało się prowadzić taką politykę. W zeszłym roku było z tym coraz trudniej.

Widać to szczególnie dobrze w przypadku pandemii. Być może historycy uznają, że żaden rząd nie wygrał w pełni walki z COVID-19. Trudno jednak wskazać rząd państw zachodnich, który w tym roku z pandemią radziłby sobie gorzej niż nasz. W średniej liczbie tygodniowych zgonów na milion mieszkańców jesteśmy obecnie w światowej czołówce, obok Węgrów, Chorwatów, Bułgarów i Słowaków.

Tej sytuacji dałoby się uniknąć, gdyby rząd do wdrażania programu szczepień podszedł z równą determinacją co do przejęcia TVP i TK, „reform” sądownictwa albo Lex TVN. Tymczasem szczepienia przebiegały w atmosferze bałaganu i chaosu – seniorzy wystający na zimnie w kolejkach pod przychodniami, pomyłka Dworczyka, który nagle otworzył zapisy dla grupy wcześniej zarejestrowanych osób 40+. Później rządzący nie umieli i nadal nie umieją poradzić sobie z oporem społecznym wobec szczepień.

Determinacji nie było, bo i nie było chęci – wszystko wskazuje, że obóz rządowy uległ imposybilizmowi, świadomie podjął decyzję, że lepiej jest pozwolić kolejnym falom pandemii przetoczyć się przez polskie społeczeństwo, niż przeciwstawić się elektoratowi antyszczepionkowemu i jego reprezentantom we własnym klubie parlamentarnym.

Jeszcze przed pandemią widać było, jak silny jest w Polsce ruch antyszczepionkowy i różne foliarskie środowiska – rząd nie przygotował ani jednej szeroko zakrojonej kampanii społecznej, by neutralizować wpływ ich propagandy. Gdy w pierwszych miesiącach tego roku widać było, że starsi ludzie szczepią się w niepokojąco niewielkich liczbach, zamiast zająć się tym problemem, rząd otwierał szczepienia dla kolejnych roczników i chwalił się tym, jak w Polsce szybko to idzie. Gdy latem było widać, że nie osiągnęliśmy koniecznego dla odporności populacyjnej poziomu wyszczepienia, władza nie robiła nic, choć pod ręką były takie rozwiązania jak paszporty covidowe.

Bezwład rządu w obliczu pandemii najbardziej widoczny był w ostatnich tygodniach. Minister Niedzielski od marca 2022 (!) zapowiedział obowiązkowe szczepienia trzech grup zawodowych – mundurowych, nauczycieli i lekarzy. Jak się okazało, nawet ten zachowawczy, spóźniony ruch w walce z pandemią okazał się politycznie nie do przełknięcia dla PiS. Pierwszy zaatakował go minister Czarnek, potem reszta polityków zaczęła wyrażać sceptycyzm wobec propozycji własnego ministra zdrowia.

Po co narażać dzieci na chorobę? Szczepionka zapewni odporność bez infekcji

Mimo nowego, szczególnie zaraźliwego wariantu choroby rząd jest bardzo ostrożny we wprowadzaniu obostrzeń. Jak podsumował to Jarosław Kaczyński w ostatnim wywiadzie dla „Gazety Polskiej”: „Nie ma sensu wprowadzać restrykcji, skoro nie da się sprawić, by były stosowane”. To nie tylko deklaracja cynizmu, ale także politycznej impotencji, kapitulacji w obliczu najważniejszego strategicznego wyzwania stojącego przed obozem władzy w kończącym się roku.

Na Zachodzie zmiany wyłącznie na gorsze

Drugim w kolejności strategicznym wyzwaniem dla PiS było załagodzenie sporu z instytucjami europejskimi. Przynajmniej do poziomu, przy którym nie zagraża to dopływowi europejskich środków do Polski. Taki zresztą wydawał się plan środowiska skupionego wokół Morawieckiego na rok 2021: szczepionki przywracają normalność, gospodarka odbija się od dna, podnoszą się nastroje społeczne, władza podkręca je jeszcze obietnicami Polskiego Ładu, a następnie poprawia pierwszymi środkami z Funduszu Odbudowy. Poparcie wraca do poziomów sprzed wyroku TK w sprawie aborcji, opozycja znów jest w lesie.

Jak wiemy, ten plan nie powiódł się nie tylko na froncie położonych przez rząd szczepień. Polski Ład nie stał się takim oczywistym sukcesem politycznego marketingu jak program 500+. Kontrowersji, jakie wywołał, nie udało się obozowi rządzącemu wpisać w korzystną dla niego narrację: „egoistyczne elity atakują propozycje służące większości Polaków”. Krytyka programu przychodziła też z wnętrza Zjednoczonej Prawicy, ze środowiska skupionego wokół Gowina. Choć zostało ono ostatecznie podzielone i wypchnięte z obozu władzy, to wiele jego uwag uwzględniono w kolejnych zmianach Polskiego Ładu.

Ostatecznie, w odróżnieniu od prostoty takich sztandarowych programów PiS jak 500+ czy trzynasta emerytura, Polski Ład postrzegany jest jako program skomplikowany, niejasny, pełen wyjątków. Poza ekspertami mało kto potrafił powiedzieć, kto i co w zasadzie na nim zyskuje lub traci. Z całą pewnością Polski Ład nie doprowadził do odwrócenia tendencji sondażowych, nie dał obozowi rządowemu paliwa pompującego poparcie do poziomu z okolic wyborów prezydenckich.

Bezzębny Polski Ład. Ostatnia szansa na sprawiedliwe podatki w Polsce przepadła?

Nie udało się też ze środkami europejskimi. Choć tu na początku pasjans nie ułożył się dla PiS źle. Sejm przegłosował ratyfikację Europejskiego Funduszu Odbudowy. Opozycja przy okazji podzieliła się i skłóciła ze sobą, zwłaszcza sejmowy klub Lewicy i Koalicja Obywatelska zaczęły się wzajemnie atakować.

Jak się jednak okazało, po prawie sześciu latach Unia nauczyła się wreszcie, z kim ma do czynienia i jakie argumenty działają na PiS. Środki mające sfinansować nasz Krajowy Plan Odbudowy zostały zamrożone z powodu przeciągającego się sporu o praworządność. Obóz władzy politycznie nie potrafi jednak zaakceptować żądań Unii – likwidacji Izby Dyscyplinarnej i przywrócenia do orzekania zawieszonych przez nią sędziów – choć sam przyznaje, że Izba Dyscyplinarna nie spełniła oczekiwań, jakie z nią wiązano.

Skąd ten opór rządu? Nie jest to wyłącznie kwestia Ziobry i jego świty. Choć próba porozumienia się z Unią mogłaby faktycznie się skończyć otwartym konfliktem z Solidarną Polską i dalszym rozpadem parlamentarnego Klubu Zjednoczonej Prawicy. Problem sięga jednak głębiej: cała filozofia władzy Kaczyńskiego opiera się na idei podporządkowania sądownictwa polityce oraz na totalnym oporze wobec wszystkiego, co prezes PiS postrzega jako „ingerencję Unii w wewnętrzne sprawy Polski”. Rząd w swoje „reformy” sądownictwa zainwestował tak wiele politycznego kapitału, tak bardzo zradykalizował własny elektorat toporną propagandą wymierzoną w „nadzwyczajną kastę”, tak bardzo podbił stawki i podkręcił retorykę sporu z Europą, że nie bardzo ma przestrzeń, by teraz zacząć się wycofywać.

W relacjach z Unią i głównymi unijnymi partnerami PiS w zeszłym roku głównie podbijał retoryczny bębenek. Niektórzy ministrowie – z Ziobrą na czele – zaczęli mówić o Europie językiem, jaki na ogół stosuje się w polityce wobec państw jawnie wrogich, a i wobec nich z daleko idącą ostrożnością. Ta bojowa retoryka skrywała jednak całkowity brak sprawczości – by znów użyć ulubionego terminu prezesa PiS: imposybilizm – w polityce europejskiej. PiS-owi nie udało się uzyskać niczego, co dałoby się przedstawić nawet własnemu elektoratowi jako sukces.

Nie pomógł nawet kryzys na wschodniej granicy, który krótkoterminowo mógł poprawić pozycję negocjacyjną Polski w Europie. Słyszy się przecieki, jakoby Morawiecki miał liczyć na to, że widząc kłopoty sprawiane przez Łukaszenkę, Europa ustąpi w sprawie praworządności, a przynajmniej odblokuje środki na KPO, tymczasem rząd będzie to mógł przedstawić jako dowód, że Unia docenia rolę, jaką Polska i jej rząd odgrywają w obronie granic Europy. Jeśli takie faktycznie były kalkulacje, to nic z nich nie wyszło.

Symulowanie sprawczości

Obóz rządowy próbował na różne sposoby symulować sprawczość na polu europejskim. Czy to przez pełne teatralnego patosu wystąpienia premiera w Brukseli, czy przez próby montowania koalicji z siłami radykalnej prawicy w samym europarlamencie. Wystąpienie Morawieckiego dotarło może do twardego elektoratu PiS, ale na pewno nie do europosłów, a z PiS-owskiego sojuszu radykalnej prawicy jak dotąd nie zmaterializowało się nic konkretnego.

Po debacie w europarlamencie: Polska ma przyjaciół już tylko na skrajnej prawicy

Niedawny zjazd podobnych partii w Warszawie trudno uznać za sukces obozu władzy. Nie dojechali przedstawiciele Alternatywy dla Niemiec, Ligi Matteo Salviniego oraz Braci Włochów. Ostateczny komunikat ze spotkania nie zawierał żadnego konkretu, rozbawienie wzbudziły fragmenty o konieczności obrony świąt Bożego Narodzenia przed ucieleśnioną w unijnych instytucjach polityczną poprawnością. Wisienką na tym niejadalnym torcie były słowa Marine Le Pen, która powiedziała polskim mediom, że przecież Ukraina należy do rosyjskiej strefy wpływów.

Chroń nas, boże, od takich przyjaciół, jakich chciałby mieć PiS

Najważniejszym narzędziem symulowania sprawczości w relacjach z Europą stał się w 2021 roku Trybunał Julii Przyłębskiej. Wielokrotnie obserwowaliśmy podobny scenariusz. Władza na własne życzenie znajduje się w klinczu w relacjach z Europą. By zwiększyć nacisk na Brukselę, zaskarża nieodpowiadające jej elementy prawa międzynarodowego do Trybunału. Ten przeciąga sprawę, buduje napięcie, tak jakby naciskał na instytucje unijne, by ustąpiły. Unia niewiele robi sobie jednak z takich nacisków. W końcu TK „unieważnia” fragmenty prawa europejskiego czy wyroki TSUE, orzekając o ich rzekomej niezgodności z polską ustawą zasadniczą.

Tak było z przepisami z Traktatu o Unii Europejskiej umożliwiającemu orzekanie TSUE w sprawie niezawisłości polskich sądów, z przepisami umożliwiającym nakładanie środków zabezpieczających, a nawet europejską konwencją praw człowieka. Po skardze Zbigniewa Ziobry następne mają być przepisy umożliwiające uruchomienie mechanizmu „pieniądze za praworządność”.

Wyrok Trybunału, czyli Kaczyński prowadzi nas na poprzednią wojnę

Wyroki TK w niczym nie polepszyły międzynarodowej pozycji rządu, do reszty wyzerowały za to prestiż TK poza Polską. Tuż przed świętami Komisja Europejska w związku z ostatnimi orzeczeniami TK wszczęła przeciw Polsce procedurę naruszeniową „w sprawie uchybienia zobowiązania państwa członka UE”.

Podobną symulacją sprawczości okazała się przedświąteczna ofensywa w sprawie Lex TVN, zatrzymana przez weto prezydenta. Jak się okazuje, sufitem w ingerencji PiS w wolne media okazuje się jak na razie zakup mediów lokalnych przez Obajtka oraz pompowanie przyjaznych rządowi mediów pieniędzmi ze spółek skarbu państwa.

Dobra decyzja Dudy obnaża słabość przywództwa Kaczyńskiego

Czy to początek końca

W jakim stopniu te dwie wielkie strategiczne klęski – w walce z pandemią i na froncie europejskim – przekładają się na poparcie PiS? W tej pierwszej kwestii społeczeństwo chyba ciągle jest w zbyt wielkim pandemicznym szoku, by wyciągnąć polityczne wnioski i skupić swój gniew na rządzących. W dodatku osoby najbardziej oburzone indolencją rządu w 2021 roku i tak nie były wyborcami PiS, ci z kolei gorzej niż bierność i rekordową liczbę zgonów mogliby ocenić „przymus sanitarny”.

Trochę inaczej wygląda sprawa z Europą. Sondaże pokazują, że większość Polaków nie chce umierać za reformy Ziobry. Ludzie oczekują, że rząd się cofnie i weźmie pieniądze. Jak niedawno Grzegorzowi Sroczyńskiemu mówił szef IBRiS Marcin Duma, także wyborcy PiS mają coraz większy problem z tym, by zracjonalizować ciągłą wojnę ich partii z całym światem zewnętrznym. Jeżeli do następnych wyborów środki z KPO nie spłyną do Polski, a spór z Europą nie posunie się o milimetr, część wyborców może uznać, że to za dużo, by znów poprzeć partię Kaczyńskiego.

Dwóm strategicznym klęskom PiS w 2021 roku towarzyszyło wyzwanie inflacji. Chodzi w nim nie tyle o wzrost cen, ile o zagrożenie poczucia dobrobytu Polaków. A to jest dla hegemonii PiS kluczowe. Władza tej partii opiera się przede wszystkim na opinii jej wyborcy, że PiS-owcy są, jacy są, ale pod ich rządami sytuacja ekonomiczna przeciętnego Polaka i przeciętnej Polki się poprawia. Drożyzna stawia pod znakiem zapytania ten kontrakt. Im dłużej będzie trwała, tym bardziej będzie się kruszyć poparcie dla partii rządzącej.

Obóz władzy mierzy się z tym największym dla siebie wyzwaniem w momencie, gdy zaczął się realnie zużywać. Podobnie jak przywództwo Kaczyńskiego. Prezes PiS nie jest już w stanie tak jak kiedyś narzucać Zjednoczonej Prawicy swojej woli. Proces rozbioru Porozumienia i wypychania Gowina z rządu zakończył się wprawdzie sukcesem, ale trwało to koszmarnie długo i przyniosło spore polityczne koszty. Ostatecznie nie udało się przejąć całości aktywów Gowina, po jego wypchnięciu z rządu o większość Zjednoczonej Prawicy trzeba walczyć w każdym głosowaniu, a obóz władzy wcale nie jest bardziej spójny. Bez Gowina wzrosła bowiem relatywna siła Solidarnej Polski, której lider coraz śmielej prowadzi własną politykę w obszarach w ogóle nienależących do jego kompetencji w rządzie (sprawy europejskie).

Słabość przywództwa Kaczyńskiego najlepiej obrazują cudowne powroty na łono partii polityków skłóconych wcześniej z PiS. Często powitanie takiego posła odbywało się na konferencji prasowej z udziałem samego Kaczyńskiego, obiecującego posłowi i jego okręgowi różne dobra. Niegdyś wszechwładny prezes partii teraz zmuszony został przez okoliczności, by szeregowych, nikomu szerzej nieznanych posłów i posłanki traktować niemalże jak równorzędnych partnerów.

Symptomem tego zużycia jest też to, jak nieznacznie pomógł PiS-owi kryzys na granicy. Partia świadomie robiła wszystko, by wycisnąć z niego ostatni możliwy poziom poparcia. Podsycała panikę, zafundowała nam stan wyjątkowy i jego faktyczną normalizację w specjalnej ustawie o granicy, uruchomiła propagandę pod hasłem „Murem za polskim mundurem”, jakiej nie widzieliśmy w Polsce od czasów Jaruzelskiego, jeśli nie sanacji. Sondażowy zysk z tego wszystkiego był jednak krótkotrwały i dużo skromniejszy, niż można się było spodziewać.

„Nasi chłopcy”, czyli jak się kreuje bohaterów

Czy ten proces zużycia pójdzie wystarczająco daleko, by PiS oddał władzę w następnych wyborach? Choć szanse na to są większe niż kiedykolwiek po 2015 roku, to trzeba być bardzo ostrożnym z takimi prognozami. Wyborcy PiS-u nie przechodzą do opozycji, deklarują się w sondażach jako niezdecydowani, rządzący obóz zrobi wszystko, by ich ponownie zmobilizować. Opozycja nie sprawia dziś wrażenia siły zdolnej sprawnie przejąć władzę i realnie zmierzyć się ze stojącymi przed Polską wyzwaniami.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij