Kraj

Polska kolejny raz oblała egzamin z polityki migracyjnej

Od kilku lat Polska wymaga od cudzoziemców aplikujących o status rezydenta długoterminowego państwowego certyfikatu znajomości języka polskiego. O dostęp do odpowiedniego egzaminu i wcześniej było niełatwo, ale z nadejściem COVID-19 sytuacja stała się katastrofalna.

Źle się czujesz z powodu trzeciego lockdownu? Masz prawo. Ale mogło być gorzej, gdybyś na przykład był cudzoziemcem. Bo obok wszystkich swoich problemów miałbyś na karku jeszcze kilka potyczek z polską biurokracją, od której nie sposób uciec.

Od roku 2014/2015 Polska odnotowuje rekordowy wzrost liczby imigrantów. Ponad 450 tysięcy cudzoziemców, w tym 250 tysięcy Ukraińców, posiada polskie zezwolenie na pobyt, a GUS szacuje łączną liczbę cudzoziemców w kraju na 2 miliony. Rząd chwali się nawet, że 700 tysięcy migrantów dokłada się do polskich emerytur w ZUS-ie. Sam jednak nie spieszy się z wywiązywaniem ze swoich obowiązków wobec cudzoziemców.

Wymagające państwo

O tym, jak nieudolna jest polska biurokracja wobec rosnącej od lat imigracji, zaświadczają eksperci i dziennikarze. W 2019 roku po audycie wojewódzkich wydziałów ds. cudzoziemców NIK opublikowała raport pt. Państwo niegotowe na cudzoziemców. Można w nim przeczytać m.in. o rocznych (!) kolejkach po zezwolenie na zamieszkanie (według kodeksu procedura powinna trwać 60 dni), słabo argumentowanych odmowach i generalnie mało życzliwym stosunku administracji do nowych mieszkańców kraju. Którzy, dodajmy, by dostać zezwolenie na pobyt, mają potwierdzić, że płacą podatki i składkę ZUS.

Polska powinna walczyć o imigrantów. Oto dlaczego

czytaj także

Od roku 2018 Polska wymaga też od migrantów, którzy starają się o status rezydenta długoterminowego UE – jedyną formę długotrwałej legalizacji pobytu w Polsce dla tych cudzoziemców, którzy nie mają partnera obywatela UE lub Karty Polaka – państwowego certyfikatu znajomości języka polskiego jako obcego. Eksperci krytykowali tę nowelizację: egzamin przyjmują tylko pojedyncze, uprawnione przez MEiN ośrodki (obecnie 44 placówki na cały kraj mają odpowiednie uprawnienia, ale tylko 29 można uznać za aktywnie działające), cudzoziemcy pracujący w zawodach niewymagających wysokich kwalifikacji mają bardzo ograniczoną możliwość nauki języka, a poza tym uzyskanie statusu rezydenta nie wiąże się z nabyciem praw politycznych.

Wówczas o status rezydenta co roku ubiegało się zaledwie kilka tysięcy osób, ponieważ poza znajomością języka trzeba było udokumentować aż pięć lat nieprzerwanego płacenia podatków i ZUS. Można jednak było przewidzieć, że po nasileniu się imigracji z Ukrainy w latach 2014/2015 i na początku lat 20. o status rezydenta będą się chciałyby ubiegać nawet dziesiątki tysięcy osób rocznie. Tymczasem egzamin na certyfikat jest organizowany najwyżej cztery razy w roku, a jeden ośrodek językowy może przyjąć około 100 osób. Sytuacja wyglądała zatem średnio ciekawie jeszcze przed COVID-em.

Za to od marca ubiegłego roku obserwujemy już prawdziwy dramat. Sesja czerwcowa w 2020 roku została w całości odwołana. Sesja październikowa z kolei odbyła się tylko w nielicznych ośrodkach, ponieważ dwa dni przed początkiem egzaminu cały kraj został ogłoszony czerwoną strefą, a ministerstwo nie potrafiło się odpowiednio szybko ustosunkować do kwestii, czy egzamin językowy jest zgromadzeniem publicznym.

Zapłać ZUS, nawet jeśli nie pracujesz

Egzamin stał się zatem towarem deficytowym – cudzoziemcy są często zmuszeni do rezerwacji terminów poza miejscem zamieszkania. O odwołaniu sesji październikowej niektórzy dowiadywali się już w drodze, w pociągu ze Szczecina do Rzeszowa czy z Gdańska do Katowic. W lepszych przypadkach rezerwacje były przenoszone na następną sesję, w gorszych – w całości odwoływane. Ludzie tracili więc czas, nerwy i pieniądze.

Najgorsza jest w tym wszystkim niepewność – jeżeli nie teraz, to kiedy nareszcie będę mógł to ogarnąć? Jak długo jeszcze będę mieszkał w kraju, który stał się już moim domem, ze statusem tymczasowym, pozbawiony prawa do jakiejkolwiek pomocy społecznej czy banalnego prawa pójścia na bezrobocie na kilka miesięcy (bo wszystkich tych praw cudzoziemcy z czasowym pobytem są pozbawieni)?

O kasę ostatnio też nie jest łatwo. Zwłaszcza tym, którzy pracują w hotelarstwie, gastronomii, ośrodkach sportowych – a to spory odsetek migrantów. Wielu z nich od roku jest bez pracy, ale dalej płaci ZUS po to, by nie zepsuć sobie „historii” do wniosku o status rezydenta. Bo Polska owszem, pozwoliła zostać w kraju wszystkim cudzoziemcom na czas epidemii, a utrata pracy już nie prowadzi do deportacji, ale dalej przekreśla możliwość długotrwałej legalizacji pobytu. Czyli znów kolejki i znów niepewność.

Dodajmy, że sam egzamin kosztuje 170 euro, ale do tego dochodzi opłata dla pośredników – gdy paręnaście tysięcy ludzi poluje na kilkaset miejsc, to szansę mają tylko najbardziej „przedsiębiorczy”.

Niedobra sytuacja jest również w samych ośrodkach egzaminacyjnych: reguły sanitarne wymagają zatrudnienia dodatkowej liczby personelu (sprzątanie, dezynfekcja, szatnia…) i wynajęcia dodatkowych pomieszczeń. Jeżeli zaś egzamin jest odwoływany w ostatnim momencie, to koszty ponosi ośrodek, nie państwo. Do tego pracownicy ośrodków odbierają rozpaczliwe telefony i słuchają opowieści o tym, jak ktoś już czwarty raz nie może przystąpić do egzaminu, że znów musi wyrabiać pobyt czasowy, że znów czekają go lata oczekiwania, że to nigdy się nie skończy…

Chodzi o zaufanie

Styczniowa sesja odbyła się w bardziej spokojnej atmosferze. Kolejny egzamin był wyznaczony na 27–28 marca, ale 19 marca wieczorem do sieci przedostała się informacja (koordynatorka jednego z ośrodków jest członkinią państwowej komisji certyfikacyjnej), że egzamin jednak się nie odbędzie. Podobno (!) został przeniesiony na początek maja.

Chociaż rozporządzenie rządu z dnia 19 marca 2021 roku wyraźnie pozwala na organizację egzaminu nawet w warunkach lockdownu, zgodę wycofała sama państwowa komisja ds. poświadczenia znajomości języka polskiego – półtorej godziny po publikacji rozporządzenia rządowego i tydzień przed egzaminem. Komunikat wisi na stronie komisji, natomiast liczne ośrodki ciągle nawet nie dostały oficjalnego maila czy telefonu z tak ważną przecież informacją. Cudzoziemcy już opłacili egzamin, bilety, wynajęli mieszkania, ale nikogo to nie obchodzi.

Epidemia pokazała, że europejskie gospodarki zależą od migrantów

Warto podkreślić, że w obecnej sytuacji cierpią nie tylko „zwykli migranci”, ale i faworyci polskiej polityki migracyjnej – posiadacze Karty Polaka. Bez certyfikatu językowego oni również nie mogą ubiegać się o obywatelstwo. A to z kolei powoduje brak możliwości pracy w pewnych zawodach, podjęcia pracy w innym państwie UE czy wzięcia ślubu z obywatelem RP bez procesu sądowego.

Problem z egzaminem dla cudzoziemców polskiej administracji jest dobrze znany. Nad tą kwestią w ubiegłym roku pochylały się organizacje pozarządowe, interpelację wystosował Rzecznik Praw Obywatelskich. Niestety, nie doprowadziło to do uwrażliwienia administracji państwa na problemy tych, którzy w Polsce mają mniej praw niż inni, za to więcej obowiązków. A teraz dodatkowo cierpią przez niepewność covidowych czasów. Jest to kolejna ilustracja tego, w jaki sposób państwo polskie traktuje migrantów: macie pracować, płacić podatki i ZUS, inwestować u nas wasze oszczędności, ale my wam nic nie jesteśmy winni. I nawet jeśli sami stawiamy wam wymogi – to później możemy pozbawić was możliwości sprostania im.

Na początku pierwszej dekady tego wieku Polska podkreślała, że nie potrzebuje imigrantów: wysokie bezrobocie wypychało raczej rodaków z kraju na Zachód. Już niecałe dziesięć lat później stało się jednak oczywiste, że gospodarka polska po masowych wyjazdach obywateli na Wyspy i do Skandynawii jednak potrzebuje przynajmniej sezonowej siły roboczej z zagranicy. Dzisiaj demografia nie pozostawia już żadnych złudzeń: w interesie Polski leży długotrwała migracja co najmniej kilku milionów osób.

W 2020 roku w Polsce zmarło ponad 476 tysięcy osób, czyli najwięcej od drugiej wojny światowej, a urodziło się około 355 tysięcy osób, czyli najmniej od kilkunastu lat. W ciągu roku ubyło więc ponad 120 tysięcy Polaków. Wszystko wskazuje na to, że w najbliższych latach sytuacja się tylko pogorszy. Jednocześnie Polska od pięciu lat nie ma polityki migracyjnej.

Opisana wyżej sytuacja z egzaminem powoduje spadek zaufania do państwa polskiego u znacznej liczby cudzoziemców. I skłania do refleksji: a czym tak naprawdę Polska różni się od naszych krajów ojczystych?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Olena Babakova
Olena Babakova
Dziennikarka
Olena Babakova – absolwentka Wydziału Historii Kijowskiego Uniwersytetu Narodowego im. Tarasa Szewczenki, doktorka nauk humanistycznych w zakresie historii Uniwersytetu w Białymstoku. W latach 2011–2016 dziennikarka Polskiego Radia dla Zagranicy, od 2017 roku koordynatorka projektów w Fundacji WOT. Współpracuje z polskimi i ukraińskimi mediami, m.in. „Europejską Prawdą”, „Nowoje Wriemia”, „Aspen Review”, Kennan Focus on Ukraine. Pisze o relacjach polsko-ukraińskich i ukraińskiej migracji do Polski i UE.
Zamknij