Kraj

Wietnamczyk, Ukrainiec, Bengalczyk – do pracy przymusowej w Polsce potrzebny od zaraz

Jeszcze nigdy człowiek nie był tak tani jak dziś. Ofiarami pracy przymusowej pada rocznie aż 20 milionów osób na całym świecie. Handel ludźmi ma się dobrze, bo nie chcemy go widzieć. Także w Polsce.

Maria* przeczytała ogłoszenie o pracę na słupie w pobliżu jej domu, zadzwoniła i umówiła się na spotkanie. Pani Bożena opowiedziała jej o rodzinie K. mieszkającej niedaleko Radomia. Szukali młodej osoby do pomocy w pracach domowych i ogrodzie. 4 tysiące złotych, od poniedziałku do piątku, dobre warunki zatrudnienia. Po kilku dniach Maria pożegnała Białoruś i wsiadła w pociąg do Polski.

Na miejscu pani Bożena przedstawiła Marię państwu K., wzięła od nich zwitek pieniędzy i zabrała się w swoją stronę. Małżeństwo K. poprosiło Marię o paszport, chcieli mieć pewność, że nie odejdzie.

Pierwszego dnia Maria spała na kanapie w domu, a nazajutrz pan K. zaprowadził ją do pokoju w budynku gospodarczym na podwórzu. Pracę Maria zaczynała o piątej rano od oporządzenia ogrodu. Następnie gotowała posiłki, sprzątała dom i obejście, do późnych godzin sortowała warzywa zebrane z pola na sprzedaż. Pracę kończyła około pierwszej w nocy.

Leder: Relacja folwarczna

Miała tylko jedną przerwę na posiłek, około godziny 15. Gdy chciała wyjść poza ogrodzony teren posesji, państwo K. straszyli ją, że zawiadomią policję, że zostanie deportowana i zapłaci wysoką karę. Pani K. ostrzegała również, że Maria nie otrzyma żadnego wynagrodzenia, dopóki nie odpracuje kwoty, jaką musieli za nią zapłacić Bożenie.

Po miesiącu niewolniczej pracy Maria była tak bardzo wyczerpana psychicznie i fizycznie, że ciężko zachorowała. Pan K. wezwał pogotowie, które zabrało ją do szpitala. Tam pielęgniarka po wysłuchaniu jej historii poprosiła o pomoc znajomą z organizacji wspierającej migrantów.

Przypadek Marii to jedna z ponad dwustu historii, które każdego roku wysłuchują pracownicy Fundacji Przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu La Strada.

Według danych Global Slavery Index oraz organizacji pozarządowej Walk Free Foundation liczbę ofiar współczesnego niewolnictwa w Polsce szacuje się nawet na poziomie 128 tysięcy. Wśród czynów karalnych najczęstsze to: pozbawienie wolności, zatrzymanie dokumentów, przemoc fizyczna lub groźba, brak wynagrodzenia i szereg innych naruszeń praw człowieka. Pracodawca przejmuje nad nimi całkowitą kontrolę, a oni stają się towarem.

Na świecie zysk z pracy przymusowej to 150,2 mld dolarów rocznie. Średni roczny zysk w przeliczeniu na ofiarę jest najwyższy w krajach rozwiniętych i Unii Europejskiej – wynosi 34,8 tys. dolarów. A liczba wyzyskiwanych wciąż rośnie.

Migrant potrzebny od zaraz

Pośrednik, który był moim sąsiadem, powiedział mi, że wszystkie formalności związane z załatwieniem pracy w Polsce będą kosztowały 50 tysięcy złotych. Czy w Polsce naprawdę tyle to kosztuje?

W 2017 roku uwolniono 16 Wietnamczyków, którzy po kilkanaście godzin dziennie szyli podrabiane ubrania w Wólce Kosowskiej pod Warszawą. W Polsce ta mniejszość narodowa obejmuje 40 tysięcy osób. Stanowi jedną z największych w Europie Środkowo-Wschodniej.

Martwy ukraiński pracownik w bagażniku polskiego gównoprzedsiębiorcy

Rok później Prokuratura Okręgowa w Warszawie wysyła akt oskarżenia do sądu w sprawie handlu ludźmi. Oskarżeni są Borys S. z Ukrainy i Polak Mirosław K. Za werbowanie pracowników z Ukrainy i Białorusi do restauracji grozi im do 15 lat więzienia. Niektóre ofiary pracowały nawet 350 godzin miesięcznie, bez terminowego wynagrodzenia, płacąc kary finansowe.

W 2020 roku prokuratura okręgowa we Wrocławiu skazuje Agnieszkę M., która od 2014 do 2016 roku nie wypłacała wynagrodzenia zatrudnionym Ukraińcom. Wprowadziła ich w błąd co do legalności i warunków ich pracy.

To tylko kilka doniesień o pracy przymusowej migrantów w Polsce, które pojawiły się w prasie w ciągu ostatnich lat. Giną jednak w strumieniu newsów, a szerokim echem odbijają się co najwyżej te przykłady, które skończyły się czyjąś śmiercią lub kalectwem – czyli wtedy, gdy jest już za późno, by zrobić cokolwiek.

Większość ofiar pracy przymusowej w Polsce to cudzoziemcy. Polacy z kolei częściej padają ofiarą wyzysku za granicą, bo zawsze łatwiej oszukać i zniewolić tych, którzy nie są u siebie. Jeszcze łatwiej, gdy nie znają języka albo nie mogą wrócić do ojczyzny.

Uciekają do nas, bo są biedni. Są biedni, bo my jesteśmy bogaci

W poszukiwaniu pracy na kontynent europejski, który obrósł legendą krainy dobrobytu, próbują się dostać ludzie z coraz odleglejszych krajów, zmuszeni do wyjazdu ubóstwem powodowanym konfliktami i niestabilną sytuacją polityczną czy, coraz częściej, zmianami klimatycznymi. Padają ofiarą takich samych mechanizmów jak Polacy za granicą.

– Osoby z Bangladeszu czy Filipin, w przeciwieństwie choćby do Ukraińców, nie mają nawet finansowej możliwości powrotu do domu. Co więcej, w momencie gdy cała rodzina się zadłużyła po to, by taka osoba mogła wyjechać do Europy za pracą, powrót to dla niej hańba – tłumaczy Irena Dawid-Olczyk, prezeska fundacji La Strada.

Droga do wyzysku

Kiedy skończyły się nam wszystkie przywiezione pieniądze, a pracodawca dalej nie płacił, poszliśmy na pole, gdzie zbieraliśmy liście kapusty, żeby nie umrzeć z głodu.

47 proc. ofiar handlu ludźmi w Polsce jest wykorzystywanych do pracy przymusowej (choć praca przymusowa jest następstwem nie tylko handlu ludźmi). Dla porównania: na Węgrzech 97 proc. to ofiary eksploatacji seksualnej. Niezależnie od tego, czy mowa jest o zmuszaniu do prostytucji, czy do pracy w restauracjach, mamy do czynienia ze współczesnym niewolnictwem.

Tymczasem zdaniem opinii publicznej ten problem nas nie dotyczy: tylko 15 proc. Polek i Polaków twierdzi, że handel ludźmi w naszym kraju występuje, a 12 proc. dostrzega problem pracy przymusowej (dane pochodzą z badań przeprowadzonych na zlecenie fundacji La Strada).

W latach 90. Polacy znacznie częściej padali ofiarami handlu ludźmi, niż na handlu ludźmi zarabiali. Dziś jednak Polska odgrywa nową rolę: jest krajem tranzytowym, przez który przejeżdżają transporty ofiar z Europy Wschodniej do Zachodniej. Jest też krajem docelowym, w którym są one wykorzystywane przede wszystkim do pracy przymusowej i prostytucji.

Pielęgniarki to bohaterki, gosposie są podejrzane, a pracownice seksualne roznoszą zarazki: pandemiczny festiwal stereotypów

Pracownicy przyjeżdżają do Polski z coraz odleglejszych krajów; w ciągu ostatnich dwóch lat głównie z Indii, Nepalu i Bangladeszu. Liczba pracowników z krajów azjatyckich rośnie w szybkim tempie, a zatrudniani są przede wszystkim jako robotnicy przemysłowi i rzemieślnicy na okres kilku lat.

Najwięcej imigranckich pracowników pochodzi jednak z Ukrainy. Według różnych danych mieszka ich tu od 800 tys. do nawet 1,3 mln. Od kilku lat, zwłaszcza od wybuchu konfliktu w Ukrainie, Polska przyjmuje najwięcej pracowników spoza UE spośród wszystkich państw członkowskich.

Na pracy przymusowej zyskują zarówno pośrednicy dostarczający pracowników, jak i pracodawcy, którzy płacą poniżej stawki minimalnej lub wcale. Jak wygląda cały proces? Tłumaczy prezeska La Strady:

– Bardzo wielu pracowników dociera do Europy legalnie, tylko muszą za to zapłacić. Części z nich ktoś zaproponował pracę, inni odpowiedzieli na ogłoszenie. W momencie przyjazdu na miejsce są już zadłużeni, bo muszą spłacić pieniądze pożyczone od pośrednika lub agencji na podróż. A czemu muszą pożyczać? To proste: na wyjazd z reguły decydują się ci, którzy pieniędzy nie mają w ogóle.

Polski folwark zabija. Nie tylko Ukraińców

– Jeśli pracownicy przyjeżdżają z daleka, to zazwyczaj dostają pracę z zakwaterowaniem, najczęściej w tym samym miejscu. To dobre rozwiązanie, ale znów: naraża na wyzysk. Jeśli osoba wykorzystywana chce odejść, to w takiej sytuacji w głowie ma jedno pytanie: gdzie będę spać? To sprawia, że jest niemal w pełni uzależniona od pracodawcy.

Poza prawem, bez prawa

Kiedy pracodawca przychodził do miejsca, w którym mieszkaliśmy, często kazał nam przez długi czas stać przed sobą na baczność, podczas gdy on w tym czasie wygłaszał tyrady. Cała sytuacja miała najczęściej miejsce po 13 godzinach pracy.

Przepisy w krajach przyjmujących są dziś w dużej mierze tworzone w taki sposób, by utrudnić migrantom odejście z pracy. Na przykład: jeśli osoba pracę straci, to straci także prawo pobytu.

W Polsce z łamaniem praw pracowniczych, wyzyskiem oraz pracą przymusową mają za zadanie walczyć liczne organizacje, jak choćby Państwowa Inspekcja Pracy czy Krajowe Centrum Interwencyjno-Konsultacyjne dla Ofiar Handlu Ludźmi (KCIK), a mimo to problemy narastają. Jak to możliwe? Prawo jest niedostosowane, by skutecznie radzić sobie z tym zjawiskiem.

Po pierwsze, brakuje definicji pracy przymusowej, która byłaby prawnie uznana. To utrudnia postępowanie i pociąganie do odpowiedzialności wyzyskujących pracodawców. Po drugie, nie ma dostatecznej liczby pracowników, którzy sprawdzaliby, w jakich warunkach pracują cudzoziemcy. Ci najczęściej nie decydują się zgłaszać po pomoc, w obawie przed utratą źródła dochodu lub problemami prawnymi – pracodawcy straszą ich np. deportacją.

– Ostatnio zgłosiła się do nas osoba z Azji, której pracodawca był winien co najmniej 15 tysięcy złotych. Gdy upominała się o swoje, grożono jej. Czasami też w umowach znajduje się np. taki dopisek: za odejście z pracy kara wynosi 4 tysiące złotych – dodaje Dawid-Olczyk.

W przypadku cudzoziemców całą sprawę komplikuje częsty brak znajomości języka, więc podczas podejmowania pracy za granicą zdarza się, że pracownicy nie wiedzą, na co się zgadzają. A odwrotu już nie ma.

Łańcuch niewolnictwa

Polska jest stroną wielu regulacji prawa międzynarodowego dotyczących przeciwdziałania handlowi ludźmi i pracy przymusowej. Niestety, jak pokazuje praktyka, niezliczona ilość przepisów prawnych nie zwalcza globalnego problemu współczesnego niewolnictwa. Rzadko dostrzegamy, że leży on głębiej, w nierównościach strukturalnych.

Jak pisaliśmy niedawno: „Wbrew temu, co zakłada protokół ONZ, znaczna większość przypadków nie wynika z działań międzynarodowych grup przestępczych. Ujęcie wyzysku jako skutku przestępczości to wygodne odwracanie uwagi od drastycznie nierównej globalnej dystrybucji majątku”.

Kradzież wynagrodzeń – niewidzialne ogniwo wyzysku migrantów

Nie negując zatem problemu, jakim jest sam proceder handlu ludźmi w celu wykorzystania seksualnego czy innej formy eksploatacji, czas spojrzeć na tę kwestię jako na problem systemowy. Skala wyzysku jest bowiem znacznie większa, niż pokazują to dane, którymi dysponujemy, a jako społeczeństwo przegrywamy walkę ze współczesnym niewolnictwem. Zdaniem Ireny Dawid-Olczyk dzieje się tak, ponieważ dajemy na to milczące przyzwolenie.

***

By zwiększyć świadomość problemu, fundacja La Strada rozpoczęła w lutym roczną kampanię Galeria Anty Modern Slavery, w ramach której odbędą się wydarzenia artystyczne. Więcej informacji można znaleźć na stronie: antymodernslavery.pl

Gdzie szukać pomocy?

Jeśli doświadczasz pracy przymusowej lub jesteś jej świadkiem, zgłoś się do:

– Fundacji Przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu La Strada: +48 22 628 99 99
– Krajowego Centrum Interwencyjno-Konsultacyjnego dla Ofiar Handlu Ludźmi: (22) 628 01 20, +48 605 687 750; e-mail: [email protected]
– policji: 997 lub 112
– konsulatu kraju, którego jesteś obywatelem
Państwowej Inspekcji Pracy: z telefonów stacjonarnych: 801 002 006; z telefonów komórkowych: 459 599 000; infolinia PIP w języku ukraińskim: 22 391 83 60, 89 333 17 41, 22 111 35 29
– związku zawodowego, jeśli taki działa w zatrudniającym cię przedsiębiorstwie

Informacje dla pracodawców o tym, jak rozpoznać pracę przymusową i jak jej przeciwdziałać, znajdują się w publikacji Praca przymusowa. Poradnik, jak ją rozpoznać i jej przeciwdziałać.

*Imiona bohaterek zostały zmienione. Wszystkie cytaty wyróżnione kursywą to słowa podopiecznych fundacji La Strada.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Anna Mikulska
Anna Mikulska
Reporterka
Reporterka, z wykształcenia antropolożka kultury. Pisze o migracjach, prawach człowieka, globalnej polityce i odpowiedzialnej turystyce. Jako reporterka pracowała m.in. na Białorusi, w Hiszpanii, na Lampedusie i w irackim Kurdystanie. Współpracuje z krakowską „Gazetą Wyborczą”, publikowała m.in. na łamach „OKO.Press”, „Onetu”, „Pisma" i „Kontynentów".
Zamknij