Z końcem sezonu grzewczego mieszkańcy Rybnika będą mogli odetchnąć świeżym powietrzem. Zimą miasto spowija smog tak gęsty, że wdziera się do mieszkań przy zamkniętych oknach. Na szkodliwe działanie zawartych w nim trucizn najbardziej narażone są dzieci. W moczu małych rybniczan naukowcy wykryli ogromne ilości rakotwórczego czarnego węgla.
Joanna Bulandra, emerytka z Rybnika i aktywistka antysmogowa, spokojny sen zawdzięcza oczyszczaczowi powietrza. Nocą urządzenie działa w sypialni, w ciągu dnia w kuchni i innych pomieszczeniach.
− Dzień zaczynam od spojrzenia w aplikację i dopiero wtedy decyduję, czy otworzyć okno – tłumaczy kobieta. W aplikacji Airly widzi, jakie jest stężenie pyłów zawieszonych PM2,5 i PM10. Jednak nawet kiedy nie otwiera okien, to szkodliwe dla zdrowia drobinki i tak wpadają do mieszkania przez otwory wentylacyjne. I dalej do jej nosa i płuc. A tego wolałaby się ustrzec. Od lat cierpi na astmę oskrzelową, której powodem jest najprawdopodobniej właśnie silnie zanieczyszczone powietrze, którym oddycha.
Joanna pochodzi z Łodzi, a do Rybnika przeniosła się z rodziną jako dwudziestokilkulatka. Od kilkunastu lat codziennie bierze sterydowe leki wziewne, które łagodzą astmatyczne dolegliwości. − Czasami jest mi duszno i potrzebuję większej ilości tlenu. Powinnam wyjść na zewnątrz, ale przez znaczną część roku nie mogę, bo tam czeka na mnie silny smog – żali się. Smog ogranicza też ruch. Kobieta cierpi na arytmię serca i zmiany zwyrodnieniowe kręgosłupa. − Podstawą rehabilitacji przy tych chorobach jest ruch: codziennie powinnam przejść kilka kilometrów. Ale przez stan powietrza czasem w ogóle nie wychodzę z domu – opowiada. Ubolewa nad tym, że nie dba o zdrowie tak, jak by chciała, ale ile można chodzić po mieszkaniu. Kończy się na tym, że w niedziele i święta wyjeżdża razem z mężem poza miasto, na spacer po lesie.
czytaj także
Joanna mieszka w bloku na jednym z rybnickich osiedli. Na mapie w Airly blok znajduje się między dwoma czujnikami zanieczyszczeń. Kiedy spotykamy się przed budynkiem, wystarczy opuścić pod nos pandemiczną maseczkę, żeby poczuć swąd dymu. Joanna wyjmuje telefon: czujniki pokazują przekroczenia norm zanieczyszczeń. Poziom pyłów PM2,5 wynosi 140 proc. dopuszczalnego dobowego stężenia. PM10 jest jeszcze więcej – 212 proc. Jest połowa kwietnia, sezon grzewczy zbliża się ku końcowi. − Zanieczyszczenia pochodzą stąd, że większość domów jednorodzinnych ogrzewana jest węglem, często w niespełniających żadnych norm kopciuchach. Tu jesteśmy między blokami z centralnym ogrzewaniem, ale w mieście dominuje gęsta zabudowa jednorodzinna – tłumaczy Joanna.
W Rybniku mieszka ponad 130 tys. ludzi. Przez cały sezon grzewczy jedno z największych miast Górnego Śląska spowijają chmury toksycznego smogu, który tworzy dym wylatujący z tysięcy domów ogrzewanych węglem. Z danych Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Katowicach wynika, że każdego roku w Rybniku jest kilkadziesiąt dni, kiedy średnie dobowe stężenie pyłów PM10 przekracza normy WHO. W 2017 r. takich dni było 96, rok później aż 110, w ubiegłym roku „tylko” 45. Rokrocznie miasto znajduje się na szczycie rankingów najbardziej zanieczyszczonych polskich i europejskich miast. Według Światowej Organizacji Zdrowia w 2016 r. Rybnik był czwartym najbardziej zanieczyszczonym miastem w całej Unii Europejskiej. Rok później w mieście został pobity lokalny rekord poziomu zanieczyszczeń. W mroźny poranek 10 stycznia jedna ze stacji pomiarowych wskazywała przekroczenie norm PM10 o 3170 proc. Miasto tonęło w gęstym dymie.
Toksyczny koktajl w szkole
W takie dni Emil Nagalewski przebywania na zewnątrz unika jak ognia. Mieszkaniec Rybnika stworzył w swoim domu oazę czystego powietrza. W rogu salonu pracuje wciąż oczyszczacz powietrza, ale większość roboty wykonują filtry, które zamontował w przewodach wentylacyjnych. Powietrze, które trafia do środka, najpierw przechodzi przez trzy warstwy coraz gęstszego materiału zatrzymującego nawet najmniejsze zanieczyszczenia. Emil wymienia filtry co trzy miesiące. Te, które demontuje w mojej obecności, oczyszczały powietrze wlatujące do mieszkania przez większość zimy. Ich stan jest przerażający. Pierwotnie intensywnie różowy materiał pokrył się warstwą szaroczarnego równomiernie rozprowadzonego pyłu.
− Paradoksalnie, przy każdej wymianie cieszę się na ten widok. Bo ostatecznie te wszystkie brudy nie trafiły do płuc moich i mojej rodziny, tylko zatrzymały się na wlocie – tłumaczy.
czytaj także
Emil Nagalewski jest koordynatorem Polskiego Alarmu Smogowego w województwie śląskim. Zwraca uwagę na to, że w toksycznym koktajlu, jakim oddychają rybniczanie, znajdują się też inne trucizny, bo niektórzy mieszkańcy razem z węglem spalają śmieci czy stare meble. Po aktywistach za walkę ze smogiem wzięły się także władze województwa. W 2017 r. Sejmik Województwa Śląskiego przyjął uchwałę antysmogową, w której przygotowano grafik zmian dla liczącego 4,5 mln mieszkańców województwa. Już kilka miesięcy po uchwaleniu dokumentu na Śląsku zaczął obowiązywać zakaz palenia najszkodliwszymi paliwami, m.in. węglem brunatnym czy mułem i flotem. Do końca bieżącego roku mieszkańcy będą musieli pozbyć się pozaklasowych pieców, tzw. kopciuchów, które mają więcej niż dziesięć lat albo którym brakuje tabliczki znamionowej. Docelowo od 2028 r. będzie można palić węglem tylko w piecach najwyższej, piątej klasy.
Teraz na Śląsku trwa wielkie odliczanie do końca roku, kiedy z przydomowych kotłowni będą musiały zniknąć najstarsze i najbardziej emisyjne piece. Odliczają też w Rybniku, gdzie, jak informuje Nagalewski, do wymiany jest kilkanaście tysięcy pozaklasowych starych kopciuchów.
− Dopóki ta uchwała nie została przyjęta, skazani byliśmy na fatalnej jakości powietrze i lekceważenie prawa – mówi aktywista. Wyjaśnia, że tempo wymiany pieców w Rybniku jest najszybsze w całym województwie. Dzieje się tak dzięki lokalnej kampanii informacyjnej i zaangażowaniu władz miasta. Działa miejski punkt konsultacyjny, mieszkańcy na bieżąco są informowani o nadchodzących zmianach. Tak jak w całej Polsce, mogą starać się o dofinansowanie wymiany domowego źródła ciepła w ramach rządowego programu Czyste Powietrze. Własne programy dotacyjne prowadzi miasto.
Zarówno Nagalewski, jak i Joanna Bulandra ganią niektóre założenia uchwały. Bo wymiana kopciucha na najlepszej klasy piec węglowy to tylko utrwalanie problemu.
− Kocioł piątej klasy i tak będzie kopcił, a z każdym rokiem pogarszać się będzie jego sprawność. W takich miejscach jak Rybnik nie ma co się bawić w półśrodki, tylko trzeba zastanowić się nad rozwiązaniem krakowskim – mówi Emil Nagalewski.
Antysmogowe uregulowania, które od 2019 r. obowiązują w Krakowie, to marzenie mieszkańców wielu zanieczyszczonych miejscowości. Od tamtego czasu w stolicy Małopolski obowiązuje zakaz spalania węgla i drewna. Z analizy naukowców z Akademii Górniczo-Hutniczej wynika, że poprawa jakości powietrza nastąpiła już pierwszej zimy. Dotychczas to jedyny tak zdecydowany przykład walki ze smogiem w Polsce.
Kraków ograniczył palenie węglem i drewnem. Pora na ruch samochodowy!
czytaj także
Po spotkaniu z krakowskimi aktywistami Emil Nagalewski kupił do swojego mieszkania pierwszy oczyszczacz powietrza. Ale jakość powietrza w domu to niejedyne jego zmartwienie, bo szkodliwe substancje dostają się także do środka podstawówki, w której uczy się jego syn. Jeszcze przed pandemią rodzice dzieci uczących się w pobliskiej szkole zrzucili się na oczyszczacze powietrza – zdołali kupić po jednym urządzeniu do każdej klasy. Ale to ciągle za mało. W ubiegłym roku okazało się, że niebezpieczne drobinki węgla są nawet w moczu rybnickich dzieci.
Dom pełen oczyszczaczy
Taką informację w październiku 2020 r. przedstawił Tim Nawrot, epidemiolog z Uniwersytetu w Hasselt w Belgii. Naukowiec wraz z francuskim badaczem Martinem Boudotem zbadał próbki moczu 26 dzieci z Rybnika i porównał je z wynikami takiej samej grupy dzieci ze Strasburga. Badacze sprawdzali obecność czarnego węgla, rakotwórczej substancji powstającej przy spalaniu paliw kopalnych, która dostaje się do organizmu przy oddychaniu zanieczyszczonym powietrzem. Wyniki wskazały na między trzy a dziewięć razy wyższy poziom tej substancji w porównaniu z młodymi mieszkańcami Strasburga.
To pierwsze takie badanie w Europie. We współpracy z naukowcami organizowała je Rybnicka Rada Kobiet. Przed opublikowaniem rezultatów mieszkanki poinformowały o nich Michała Kurtykę, ministra klimatu i środowiska. W odpowiedzi minister oświadczył, że „to smutna rzeczywistość skutków zanieczyszczenia powietrza w niektórych regionach naszego kraju. Opracowanie to utwierdza nas w naszym planie redukcji i stopniowego wycofywania węgla z przyszłego miksu energetycznego Polski”. − Wyniki dowodzą, że dzieci z Rybnika są średnio ponad 425 proc. bardziej narażone na działanie substancji rakotwórczych z zanieczyszczonego powietrza niż ich rówieśnicy ze Strasburga – mówił Nawrot na październikowej konferencji Smog Szok, kiedy to wraz z Rybnicką Radą Kobiet przedstawił wyniki badań.
Tymczasem Polska ma odejść od wydobycia węgla nie wcześniej niż w 2049 r. Niektóre ze zbadanych dzieci będą wtedy już po czterdziestce i być może będą się borykać z problemami spowodowanymi oddychaniem zanieczyszczonym powietrzem. Szacuje się, że silnie zanieczyszczone powietrze w Polsce jest przyczyną śmierci 48 tys. osób rocznie i wpływa na zdrowie kolejnych dziesiątków tysięcy.
Emil Nagalewski jest rodzicem jednego ze zbadanych dzieci. W reakcji na wyniki badań tłumaczy, że jest rozżalony na brak bardziej zdecydowanych działań ze strony władz lokalnych i centralnych. − Ale nastoletniego syna nie mogę przecież cały czas trzymać w domu. To przerażające, że kiedy jest na dworze, to oddycha takim szkodliwym powietrzem – tłumaczy. I dodaje, że same wyniki nie zrobiły na nim wielkiego wrażenia.
− To było kolejne badanie, które pokazało, jak smog rujnuje nasze zdrowie. My już wcześniej zaczęliśmy robić, co mogliśmy, żeby się przed nim uchronić. Jeśli to nie szokuje ludzi, którzy palą w starych piecach węglem, to nie wiem, co może ich zszokować.
Marzenia się spełniają. Władza i wpływ polityczny aktywistów miejskich
czytaj także
− Byłam przerażona, ale to przerażenie trwało już od dawna – tak Monika Glosowitz wspomina reakcję na wyniki badań, w których wziął udział także jej trzyipółletni syn. Należała wówczas do Rybnickiej Rady Kobiet, która za priorytet postawiła sobie walkę o poprawę stanu powietrza. Jej obawy narastały latami.
− W trakcie kadencji Rady konsekwentnie się doszkalałyśmy w tematach związanych z powietrzem i coraz większą wagę przykładałyśmy do jakości powietrza, którym oddychamy – mówi rybniczanka. Jako jedna z dwóch mieszkanek dostała od badaczy z Francji i Belgii miernik pyłów zawieszonych w powietrzu wewnątrz domu. Dzięki urządzeniu przekonała się, że nie da się zupełnie odciąć od zanieczyszczeń nawet we własnych czterech ścianach. Dlatego zainwestowała w trzy elektryczne oczyszczacze powietrza, które czasami i tak nie dają rady przefiltrować wszystkich zanieczyszczeń. − Każdej zimy niemalże wpadamy w panikę. Nie boję się już tylko o siebie, ale też o dwoje małych dzieci – wyjaśnia.
Ale jest coś, co zatrwożyło ją jeszcze bardziej niż stężenie czarnego węgla w moczu dzieci. Od kilku lat dra Katarzyna Musioł, ordynatorka oddziału pediatrii w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 3 w Rybniku, alarmuje, że stężenie pyłów zawieszonych zwiększa zapadalność na nowotwory mózgu wśród dzieci. Wnioski pochodzą z przebadania około pół tysiąca przypadków takich chorób na Śląsku. Okazało się, że najwyższy wskaźnik zachorowań jest w Rybniku, Jastrzębiu-Zdroju i Raciborzu, czyli tam, gdzie stopień zanieczyszczenia powietrza jest najwyższy w województwie.
– To jedna z tych historii, które przeorganizowują sposób myślenia. Troska o własne ciało i zdrowie to jedno. Ale kiedy w życiu pojawiają się dzieci, to w takiej sytuacji walka o czystsze powietrze staje się najważniejsza – mówi Monika Glosowitz.
Więzień we własnym domu
Walce z zanieczyszczonym powietrzem swoje codzienne działania podporządkowuje także Oliwer Palarz, również rodzic dwójki dzieci. W telefonie ma, co prawda, aplikację Airly, ale nie zawsze ją włącza.
− Czasami wystarczy popatrzeć za okno: powietrze jest tak gęste, że można je kroić nożem – mówi. Chodzące na okrągło oczyszczacze, otwieranie okien tylko przy wietrznej pogodzie, poruszanie się po mieście w maseczce antysmogowej czy rezygnacja z biegania i jazdy na rowerze to tylko niektóre z działań, które mieszkaniec stosuje w trosce o zdrowie.
− Jesienią rezygnuję z uprawiania sportów na zewnątrz, bo wtedy zaczyna się palenie w piecach i czuć smród wydobywający się z kominów. To jak życie w komorze gazowo-pyłowej. Epizody przekroczonych norm powtarzające się w ciągu kilku miesięcy sprawiają, że czuję się jak więzień własnego domu – tłumaczy Oliwer.
Mimo to i tak nie jest w stanie uchronić się przed konsekwencjami zdrowotnymi.
− Mam zapalenie gardła, bóle zatok, pieką mnie oczy. Nie mam wątpliwości, że to od smogu, bo borykam się z tymi dolegliwościami tylko zimą, latem one ustają – skarży się mężczyzna. Przez te wszystkie niedogodności i zagrożenia Palarz w 2015 r. podał do sądu skarb państwa. W pozwie argumentował, że zła jakość powietrza jest efektem wieloletnich zaniedbań państwa i sama w sobie narusza jego dobra osobiste. Te dobra to prawo do życia w czystym środowisku, prawa do ochrony życia rodzinnego i prywatnego oraz swobody przemieszczania się. Od skarbu państwa domagał się 50 tys. zł. odszkodowania.
− Byłem zmęczony bezczynnością państwa i wraz z Rybnickim Alarmem Smogowym postanowiliśmy dać mu sygnał, że nie będziemy tego dłużej znosić – mówi.
W 2018 r. Sąd Rejonowy w Rybniku oddalił powództwo mieszkańca, uznając, że do naruszenia jego dóbr nie dochodzi, a prawa do życia w czystym środowisku w ogóle nie uznał za dobro osobiste, które podlega ochronie. W pozwie Palarz argumentował też, że komunikaty wzywające do niewychodzenia z domu przy wysokim stężeniu pyłów godzą w swobodę przemieszczania się. Sąd uznał, że i to prawo nie jest naruszone, bo z Rybnika przecież można się wyprowadzić.
Rybniczanin od wyroku się odwołał. Sąd Okręgowy w Gliwicach zwrócił się wtedy do Sądu Najwyższego, żeby ten rozstrzygnął, czy podnoszone przez mieszkańca Rybnika prawo do życia w czystym środowisku można traktować jako dobro osobiste. W drugiej instancji do sprawy przyłączył się Rzecznik Praw Obywatelskich.
− W latach 2014−2015 poziom pyłu PM10 przekroczony był przez blisko jedną trzecią roku, a w lutym 2015 r. dobowe normy były przekroczone codziennie przez 24 dni. Pozbawienie możliwości oddychania czystym powietrzem to naruszenie prawa do korzystania ze środowiska – stwierdził RPO.
Od złożenia pozwu minęło sześć lat i sześć zadymionych zim, a Oliwer Palarz wciąż czeka na ostateczny wyrok.
− Ale już teraz czuję się wygrany, bo ta sprawa dołożyła się do tego, że o szkodliwości smogu mówi się codziennie w najważniejszych mediach, a świadomość społeczeństwa na temat zagrożeń spowodowanych smogiem wzrasta.
Bez kasy ani rusz
Emil Nagalewski przeliczył zawartość szkodliwych substancji fruwających w rybnickim powietrzu na liczbę papierosów.
− Wychodzi na to, że każdy z nas wypala ich aż 11. Pół paczki dziennie!
czytaj także
Nie wiadomo, ilu właścicieli kopciuchów w Rybniku zamierza się ich pozbyć do końca roku. Piotr Kuczera, prezydent miasta, zapowiedział, że w czerwcu przedstawi zasady traktowania tych mieszkańców, którzy tego nie zrobią. „Będą kary dla tych, którzy nie zrobili nic od 2017 roku” − zdradził w kwietniu. Jednakże po wojewódzkiej uchwale smogowej żadne z moich rozmówców nie spodziewa się błyskawicznych efektów.
− Dla wielu rodzin wymiana pieca i termomodernizacja to są ogromne koszty, którym nie są w stanie podołać – tłumaczy Glosowitz. Tym bardziej że aby skorzystać z rządowego dofinansowania z programu Czyste Powietrze, za wszystko trzeba najpierw zapłacić samemu. – Możemy się edukować, ale przede wszystkim potrzebne są pieniądze. Jeszcze kilka lat temu wymiana kopciucha na pompę ciepła była poza moją wyobraźnią i moimi możliwościami finansowymi. Popełniłam błąd i zainstalowałam kocioł piątej klasy, co niczego nie rozwiązuje. Teraz przymierzam się do kolejnego wydatku, tym razem do zakupu bezemisyjnego źródła ciepła – mówi Glosowitz.
Tempo zmian w Rybniku krytykuje Emil Nagalewski.
− Dobrze, że zachodzą, ale to wszystko dzieje się zbyt wolno. Przez cały okres jesienno-zimowy mieszkańcy traktują powietrze jak ściek, co rujnuje zdrowie nas wszystkich. Przed nami jeszcze wiele okresów grzewczych, w których strach wychodzić na dwór – mówi. I dodaje, że najlepszym rozwiązaniem byłoby się wyprowadzić z Rybnika. − Tylko nie wiadomo dokąd u nas jechać, żeby oddychać czystym powietrzem. A z Polski nie chciałbym wyjeżdżać.
**
Materiał powstał dzięki wsparciu ZEIT-Stiftung Ebelin und Gerd Bucerius.