Kraj

Prawa nie można pisać pod Kaczyńskiego, ale…

Kaczyński w sprawie Sikorskiego po prostu kłamał, celowo wprowadzając opinię publiczną w błąd. Nie wykonał wyroku z 2020 roku, a dziś jego podwładni zmieniają prawo pod lidera. Ta sprawa pokazuje problem, jaki mamy z PiS: ta partia, nawet jeśli ma rację, to jej nie ma.

W zeszłym tygodniu Sejm przyjął nowelizację Kodeksu postępowania cywilnego. Jak zauważył Patryk Słowik z Wirtualnej Polski, wprowadza ona zmiany jakby skrojone pod prawne i finansowe problemy Jarosława Kaczyńskiego. Nowelizacja nie tylko zmienia bowiem zasady egzekwowania zasądzonych przez sąd przeprosin na korzystniejszy dla osób, którym je nakazano, ale też wprowadza przepisy pozwalające uniknąć zapłaty kwoty zasądzonej według wcześniejszych przepisów na pokrycie kosztów publikacji przeprosin w mediach. Dla lidera PiS może to oznaczać różnicę 700 tysięcy złotych.

Janina Goss nie poszła do Orlenu tylko dzięki kumoterstwu

Trudno tu współczuć Kaczyńskiemu

Tyle bowiem, z naddatkiem, musiałby zapłacić Jarosław Kaczyński w wyniku grudniowego, na razie nieprawomocnego, wyroku sądu. Kwota miałaby pokryć koszt publikacji przeprosin Radosława Sikorskiego w Onecie.

Opublikowanie tam przeprosin byłego ministra obrony i spraw zagranicznych Sąd Apelacyjny w Warszawie nakazał Kaczyńskiemu w lipcu 2020 roku. Poszło o wywiady, których Kaczyński udzielił PAP i Onetowi w 2016 roku. Zarzucił w nich Sikorskiemu, że jako szef MSZ wycofał notę wiceambasadora w Moskwie, Piotra Marciniaka, domagającą się nadania miejscu katastrofy smoleńskiej statusu eksterytorialności. W wywiadzie dla Onetu lider PiS użył w tym kontekście określenia „zdrada dyplomatyczna”. I to nie w metaforycznym sensie, ale konkretnych przepisów Kodeksu karnego.

Trudno w tej całej sprawie współczuć liderowi PiS. Po pierwsze, jak uznał SA, mówił on po prostu nieprawdę: jak ustalono w toku sprawy, żadnej noty o eksterytorialności polska ambasada w Moskwie nigdy nie wysłała, więc Sikorski nie mógł jej cofnąć. Co więcej, jak pisało OKO.press, w sprawie nieistniejącej noty wiele interpelacji składali posłowie PiS, a Jarosław Kaczyński był w tym czasie obecny w sejmie. Wygląda na to, że wiedział, jak wygląda stan faktyczny, i celowo wprowadził opinię publiczną w błąd co do działań Sikorskiego.

Wyroku z 2020 roku lider PiS nigdy nie wykonał. Gdy Sikorski zaproponował na Twitterze, że odstąpi od żądania przeprosin, jeśli lider obozu władzy wpłaci 50 tysięcy na fundusz sił zbrojnych Ukrainy, Kaczyński nie zareagował. Byłoby go na to stać, według ostatniego oświadczenia majątkowego na stronie Sejmu, prezes PiS posiada oszczędności w kwocie przekraczającej nieznacznie 253 tysiące złotych.

Zamiast rozwiązać sprawę tańszym kosztem, Kaczyński skarżył się na krzywdę, jakiej niesprawiedliwie, z przyczyn najpewniej politycznych, doznaje od sądów i „niemieckiej firmy” Onet. Narzekał, że nie ma 700 tysięcy i będzie musiał sprzedać dom, by wywiązać się z nałożonego przez sąd zobowiązania.

Na szczęście dla prezesa PiS chwilę po grudniowym wyroku przegłosowana zostaje korzystna dla niego propozycja zmiany odpowiednich przepisów. Naprawdę trudno odebrać to inaczej niż jako próbę przepisywania prawa pod interesy jednej osoby, rządzącej Polską bez żadnego trybu – niezależnie od rzeczywistych intencji wnioskodawców. Nie ma nawet sensu, by szukać dostatecznie mocnych epitetów, potępiających taki tryb stanowienia prawa.

Ojciec narodu i Polacy jak dzieci

Jak chronić dobra osobiste bez efektu mrożącego?

Lider PiS latami budował swoją polityczną pozycję na rzucanych bardzo swobodnie oskarżeniach i spekulacjach, co Smoleńsk jeszcze radykalnie nasilił. Wyrok konfrontujący galopadę insynuacji prezesa PiS z rzeczywistością, pokazujący, że pewnych oskarżeń nie można rzucać bez żadnych dowodów, jest więc jak najbardziej zgodny z interesem społecznym.

Z drugiej strony, zasądzona kwota ponad 700 tysięcy złotych też nie jest czymś, nad czym łatwo przejść do porządku dziennego. Tak wysoka suma wynika z tego, że Kaczyński naruszył dobra osobiste – jak stwierdził Sąd Apelacyjny – Sikorskiego w wywiadzie dla Onetu i tam miał wykupić przeprosiny. A ich cena na dużym portalu jest, jaka jest – trudno oczekiwać od prywatnego medium, by udzieliło politykowi rabatu.

Tak wysoki koszt przeprosin wydaje się jednak nie do końca proporcjonalny do wyrządzonej szkody. Kary za naruszenia dóbr osobistych powinny być dotkliwe, ale nie rujnujące – a dla większości ludzi w Polsce 700 tysięcy jest właśnie taką sumą. To nawet nie jest dorobek życia przeciętnego Polaka, bo przeciętna polska rodzina warta jest około 300 tysięcy złotych, dwa razy mniej.

Świadomość, że przegrany proces o ochronę dóbr osobistych może się skończyć koniecznością wysupłania kwoty w wysokości kilkuset tysięcy złotych, a nawet więcej, może mieć efekt mrożący i powstrzymywać aktywistów, dziennikarzy, wreszcie polityków przed formułowaniem krytyki pod adresem wpływowych osób publicznych, która może okazać się istotna z punktu widzenia interesu publicznego.

Oczywiście, bezkarne rzucanie na lewo i prawo insynuacji i nieprawdziwych oskarżeń także psuje demokratyczną agorę i powinny istnieć w prawie mechanizmy chroniące uczestników życia publicznego przed pomówieniami, złośliwymi kłamstwami, systematyczną dezinformacją. Prawo do ochrony dóbr osobistych trzeba jednak zawsze rozpatrywać w kontekście ochrony wolności słowa, debaty publicznej i prawa do krytyki.

Dotychczasowe przepisy dalekie są pod tym względem od równowagi. Niestety, nie przywraca ich także nowela PiS. Zakłada ona bowiem, że jeśli ktoś nie wykona wyroku sądu nakazującego przeprosiny, np. w „Gazecie Wyborczej”, to sankcją za to ma być 15 tysięcy złotych oraz opublikowanie na koszt osoby przepraszającej przeprosin w „Monitorze Sądowym i Gospodarczym”. Trudno uznać, by za naruszenie dóbr osobistych, jakie dokonało się w wysokonakładowym dzienniku albo na antenie popularnego programu publicystycznego w telewizji, adekwatnym zadośćuczynieniem miałyby być przeprosiny w „Monitorze Sądowym i Gospodarczym” – publikacji, o której większość z państwa pewnie do tej pory nie słyszała.

Biorąc pod uwagę to, jak często politycy i inni liderzy porozumiewają się dziś ze swoimi sympatykami przy pomocy mediów społecznościowych i z pominięciem tych tradycyjnych, sensowniejsze byłoby już nakazanie publikacji przeprosin na Facebooku czy Twitterze. Prezes Kaczyński kont tam co prawda nie ma, ale ma jego partia – na Twitterze jej profil śledzi 333,5 tysiąca osób. Tweet z przeprosinami Sikorskiego przypięty do profilu PiS na pewno zrobiłby ładne zasięgi.

Można by też rozważyć taką zmianę przepisów, by w wypadku rozpoznawalnych osób publicznych sąd mógł nakazać zorganizowanie konferencji prasowej – wyznaczając odpowiedni czas, miejsce, redakcje, jakie należy zaprosić i z jakim wyprzedzeniem – gdzie doszłoby do odczytania przeprosin. Dla wielu polityków konieczność publicznego powiedzenia „przepraszam, nie miałem racji” do swoich oponentów będzie bardziej dotkliwa niż liczące najwięcej zer kary finansowe. Gdyby projekt PiS składany był w dobrej wierze, można by pracować nad takimi rozwiązaniami, niestety trudno uwierzyć, by obecny parlament nagrzewający się wraz z postępami roku wyborczego był dobrym miejscem do takiej pracy.

Kaczyńskiego wizyty duszpasterskie w Polsce

PiS, nawet jak ma rację, to jej nie ma

W poniedziałek rzecznik PiS Rafał Bochenek powiedział, że zmian przepisów KPC nie można łączyć z sytuacją Jarosława Kaczyńskiego, a by rozwiać wszelkie wątpliwości, senatorowie PiS złożą poprawki uniemożliwiające stosowanie nowych zasad dotyczących przeprosin do już rozstrzygniętych spraw. Tłumacząc na polski: najpewniej PiS uznał, że koszt wizerunkowy przepisów, które wyglądają, jakby bezczelnie zostały napisane pod Kaczyńskiego, jest jednak zbyt wysoki i zapowiedział krok do tyłu. Nie przesądza to jeszcze o ostatecznym kształcie ustawy, w Senacie rządzący obóz może zrobić krok do tyłu, a jeśli sprawa przycichnie, wrócić do najbardziej kontrowersyjnych rozwiązań w Sejmie. Albo umieścić je gdzieś w kolejnej ustawie.

Sprawa reform zasad przeprosin pokazuje problem, jaki mamy z PiS: ta partia, nawet jeśli ma rację, to jej nie ma. Nie ma, bo dostrzegając realne problemy, proponuje wybiórcze, nieprzemyślane rozwiązania, które często tylko pogarszają sytuację. Co wynika z kolei z tego, że PiS realnie zaczyna dostrzegać problemy dopiero wtedy, gdy jest to zgodne z jej partyjnym interesem. PiS „odkrył” politykę rodzinną i społeczną czy wspieranie seniorów dodatkowymi emeryturami nie dlatego, że wynikało to z jego wizji sprawiedliwości społecznej czy dlatego, że chciał rozwiązać realne problemy społeczne. Nie, cała polityka społeczna „dobrej zmiany” ma tylko jedną funkcję – wyborczą. Nie znaczy to, że wszystkie jej rozwiązania są koniecznie złe, ale niestety takie podejście sprawia, że nie może być naprawdę dobra.

Biorąc pod uwagę fakt, że PiS nieustannie atakuje opozycję, odmawiając jej prawa do patriotyzmu i udziału w politycznej wspólnocie, trudno się dziwić, że obóz władzy i opozycja nie potrafią w Polsce ani merytorycznie się spierać, ani tym bardziej ze sobą współpracować, a parlament nie jest miejscem dobrej legislacyjnej pracy i refleksji. Tych dwóch ostatnich wymaga sensowne wyważenie w polskim prawie ochrony dóbr osobistych i wolności słowa – niestety warunki do tej debaty pojawią się najwcześniej wtedy, gdy kontrolę nad Sejmem sprawować będzie inna partia niż dziś.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij