Kraj

Czy Kaczyński w ogóle jeszcze nad tym panuje?

Ustawa antycovidowa, w którą Jarosław Kaczyński zainwestował mnóstwo swojego politycznego autorytetu, padła najpierw na sejmowej komisji zdrowia, a potem w samym Sejmie. Aż 24 posłów PiS głosowało przeciw niej. To nie jest zwykła porażka, to klęska, to bunt własnego klubu, jakiego nie widzieliśmy od czasu „piątki dla zwierząt”.

Jarosław Kaczyński jako doświadczony polityk, obecny w grze od 1989 roku, zaliczył w swojej karierze niejedną sinusoidę. Wielokrotnie wspinał się na szczyt i spadał, jeśli nie na dno, to na margines życia politycznego – gdzie nie bez pożytku dla Polski znajdował się między upadkiem rządu Jana Olszewskiego a powołaniem Lecha Kaczyńskiego na urząd ministra sprawiedliwości w gabinecie Jerzego Buzka.

Do politycznej marginalizacji Kaczyńskiego jeszcze bardzo, bardzo daleko. Ale ostatnie wydarzenia wokół ustawy covidowej potwierdzają, że prezes PiS znajduje się na kursie opadającym. Ustawa antycovidowa, w którą Kaczyński zainwestował mnóstwo swojego politycznego autorytetu, padła najpierw na sejmowej komisji zdrowia, a potem w Sejmie. Za jej skierowaniem do dalszych prac głosowało tylko 152 posłów. Aż 24 posłów PiS głosowało przeciw, wstrzymało się 37, nie głosowało 16. To nie jest zwykła porażka, to klęska, to bunt własnego klubu, jakiego nie widzieliśmy od czasu „piątki dla zwierząt”.

Nawet jeśli była to ustawka, jak spekuluje część komentatorów, to nie dowodzi ona siły PiS i przywództwa Kaczyńskiego, ale ich słabości. Potwierdza po raz kolejny niezdolność obozu rządzącego do zmierzenia się z wyzwaniami, przed jakimi realnie stoi dziś Polska.

Jak św. Andrzej Bobola ustawę zatrzymał

Bezradność Kaczyńskiego w walce z pandemią nie zaczęła się dziś. PiS od miesięcy dyskutował nad Lex Hoc – ustawą antycovidową, przerzucającą ciężar walki z pandemią na pracodawców. W jej myśl pracodawcy mogli zażądać od pracowników informacji o szczepieniach i na ich podstawie odpowiednio zorganizować miejsce pracy, tak by było ono sanitarnie bezpiecznie.

Jednak nawet dla tak ostrożnego pomysłu PiS nie był w stanie zebrać większości we własnym klubie. Sprzeciwił się mu Parlamentarny Zespół do spraw Sanitaryzmu, który w warunkach kruszącej się większości PiS i słabnącego przywództwa Kaczyńskiego stał się siłą zdolną zawetować każdą strategiczną decyzję państwa dotyczącą walki z pandemią.

W połowie stycznia Kaczyński spotkał się z przedstawicielami tego zespołu, miał ich przekonywać do zmiany zdania i poparcia ustawy Hoca. Nie dał rady. Elektorat „antysanitarystów” jest mniej lub bardziej antyszczepionkowy, można więc było zgadnąć, że zespół nie zgodzi się na żadne rozwiązanie, które mogłyby stwarzać nacisk na szczepienia obywateli – także wtedy, gdy wywierać miałoby go nie państwo, ale pracodawca.

Być może zadecydowała siła figurki świętego Andrzeja Boboli, którą na spotkanie przyniosła posłanka Solidarnej Polski, Maria Kurowska. „Chciałam przekazać, że w rozwiązywaniu trudnych spraw trzeba polegać nie tylko na własnym umyśle. Ale trzeba się też odwoływać do pana Boga” – powiedziała „Gazecie Wyborczej”.

Jakie święte i mniej święte siły nie byłyby w grze, „antysanitaryści” dostali od Kaczyńskiego wolną rękę. Lex Hoc spadło z agendy. Zastąpił go nowy projekt. Jego autorem technicznie jest Paweł Rychlik, ale wielu komentatorów uważa, że tak naprawdę stoi za nim sam Jarosław Kaczyński.

We wtorek sejmowa komisja zdrowia zaskakująco przyjęła wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu przewagą pięciu głosów. Wcześniej w obronę ustawy osobiście zaangażował się w sejmie Jarosław Kaczyński.

W odpowiedzi na wystąpienie Krzysztofa Gawkowskiego z Lewicy, który przypomniał o projekcie obowiązkowych szczepień, jaki wniósł ich klub, prezes PiS stwierdził, że w Polsce nie da się wymusić podobnych rozwiązań jak w innych państwach, bo mamy swoją specyfikę i nic z tym nie da się zrobić, a gdyby Gawkowski był „po właściwej, a nie lewej stronie”, to poparłby projekt rządowy, a nie uprawiał propagandę.

Ustawa absurd

Ustawa Hoca była kunktatorska, niewystarczająca, spóźniona. Ale dawała jakieś narzędzia hamowania transmisji wirusa. Nowa ustawa jest kompletnym bublem: prawnym, zdrowotnym i politycznym.

Pisana jest tak, jakbyśmy nie mieli najbardziej skutecznego narzędzia powstrzymywania transmisji wirusa oraz minimalizowania prawdopodobieństwa ciężkiego przebiegu choroby: szczepionek. Zamiast zachęt do szczepień ustawa Kaczyńskiego oferowała przedziwną konstrukcję. Pracodawca mógłby poprosić pracownika o wykonanie testu raz w tygodniu. Pracownik nie musiałby go wykonać. Ale jeśli nie dostarczyłby testu, a w zakładzie pracy doszłoby do zakażenia, osoba zakażona mogłaby domagać się od takiego kolegi z pracy odszkodowania w wysokości do pięciu pensji minimalnych.

Lewica jest za życiem

Projekt nie zwiększał bezpieczeństwa sanitarnego. Stwarzał za to mnóstwo problemów prawnych. Na czele z tym, jak ustalić, kto właściwie był źródłem zakażenia. Pracownik, który nie wykonał testu, mógł być po prostu zdrowy, ludzie nie zarażają się przecież tylko w pracy, ale też w sklepie, autobusie, w domu, dokąd  dzieci przynoszą wirusa ze szkoły albo partner ze spotkania ze swoją rodziną. Prawnicy mówili, że orzeczone na podstawie ustawy odszkodowania nie miałyby szans utrzymać się w sądach.

Ustawa okazała się też bublem politycznym. Zamiast zwierać szeregi PiS, rozprężyła je. Zantagonizowała opozycję, ale także „antysanitarystów”. Co najważniejsze, klęska obnażyła słabość Kaczyńskiego i kompletny brak sprawczości prezesa PiS.

Lekcja imposybilizmu

Gdyby Kaczyński faktycznie stworzył układ władzy zdolny przełamywać polski imposybilizm, to już latem, gdy widać było, że ludzie się nie szczepią, że w tym tempie nigdy nie uzyskamy poziomu wyszczepienia, jaki byłby konieczny z punktu widzenia zdrowia publicznego, podjęto by odpowiednie działania. Wtedy, jak prezydent Macron we Francji, można było sięgnąć po narzędzie efektywnie zachęcające ludzi do szczepień – paszporty covidowe.

Było jednak ciepło, przyjemnie, leniwie. Polacy chcieli wypoczywać na wakacjach, rząd ignorował więc problem. Prezes PiS w wywiadach co prawda opowiadał, że on byłby nawet za obowiązkiem szczepień, ale dodawał chwilę później, że jednak u nas trudno coś takiego przeprowadzić, że nawet noszenia masek się nie da wyegzekwować, a część posłów jego klubu niestety ma inne zdanie.

Te tłumaczenia były tym bardziej absurdalne, że prezes PiS bez problemu zebrałby większość dla sensownych narzędzi walki z pandemią, gdyby tylko chciał rozmawiać z opozycją. Wymagałoby to jednak przełamania schematu, jaki Kaczyński przyjął w relacjach z pozostałymi partiami po 2015 roku.

Prezes PiS ogłosił wtedy, że ma do czynienia z opozycją totalną, kontestującą demokratyczny werdykt Polaków, usiłującą przejąć władzę za pomocą „ulicy i zagranicy”. Z taką opozycją wszelka współpraca z definicji jest niemożliwa. Tej retoryki obozu władzy nie zmieniła pandemia. Gdy w pierwszych miesiącach epidemii wydawało się, że rząd i prezydent zaczynają w końcu merytorycznie rozmawiać z innymi siłami politycznymi, prezes Kaczyński wywrócił stolik, wrzucając temat wyborów pocztowych.

Niezdolny przełamać skrajnie polaryzacyjnego schematu w relacjach z opozycją Kaczyński stał się zakładnikiem własnych „antysanitarystów”. By ich sobie nie zrazić, zaangażował swój autorytet w obronę ustawy, która choć nie zaspokoiła roszczeń posłanki Siarkowskiej, to zraziła do siebie nie tylko całą opozycję od Razem po Konfederację, ale także część posłów z głównego nurtu PiS, którzy we wtorek wstrzymali się od głosu lub nie głosowali.

Okręt bez kapitana

Po „piątce dla zwierząt”, wezwaniu do obrony kościołów, wyborach pocztowych i ostatnich wypowiedziach o Niemcach budujących IV Rzeszę ustawa covidowa w tym kształcie i jej klęska w Sejmie to kolejny moment skłaniający do pytania, czy Jarosław Kaczyński nie utracił swojego legendarnego politycznego instynktu. A może nawet kontaktu z rzeczywistością.

Pojawiają się też głosy, że wtorkowe głosowanie było ustawką. Jaki miałby być jej scenariusz? Taki, że lider PiS wiedział, że „antysanitaryści” zablokują mu każdą ustawę covidową, przygotował więc taką, którą odrzucić musiała też opozycja. Wszystko po to, by móc zwalić winę na „totalnych” za to, że żadnej ustawy antycovidowej nie ma.

Jeśli to była ustawka, to dość nieudolna. Kaczyński niepotrzebnie zainwestował aż tak wiele swojego politycznego kapitału w ustawę, która miała upaść. Choć już widać, że politycy PiS idą z przekazem dnia: to, że nie mamy żadnej ustawy covidowej, to wina „totalnej opozycji”. Popatrzcie, jak oni zagłosowali, my chcieliśmy dobrze.

Po co narażać dzieci na chorobę? Szczepionka zapewni odporność bez infekcji

Warto jednak mieć w pamięci, że władza, która w obliczu pandemii, zamiast wziąć odpowiedzialność za rzeczywistość, zdrowie i życie obywateli i obywatelek, urządza podobne spektakle, powinna jak najszybciej przejść do opozycji. Niestety nie widać takiej opcji w tym parlamentarnym rozdaniu.

Debata nad ustawą covidową z wtorku wieczór sprawiała wyjątkowo ponure wrażenie, nawet jak na standardy PiS-owskich Sejmów. Posłanka PiS, która miała bronić projektu ustawy, nie stawiła się na debacie. Opozycja sensownie punktowała PiS, ale nie była w stanie przeprowadzić przez proces legislacyjny własnych, rozsądnych rozwiązań. Foliarze szaleli. Wszystko to wyglądało jak tonący, pogrążający się w chaosie okręt bez kapitana, gdzie nikt nie trzyma dłoni na sterze.

Wszystko wskazuje, że czekają nas kolejne miesiące słabych, dryfujących rządów PiS, niezdolnych do podjęcia żadnych trudnych decyzji, zwłaszcza jeśli chodzi o walkę z pandemią. Bo jedno wydaje się pewne: czy porażka obecnej ustawy covidowej była, czy nie była ustawką, nowej w tym Sejmie już się raczej nie doczekamy. Wirus pójdzie na żywioł.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij