Europejski Fundusz Odbudowy to ogólnoeuropejski program odnowy gospodarczej po pandemii COVID-19. Polska z jego budżetu ma otrzymać aż 770 mld zł. O ile PiS będzie w stanie przepchnąć przez parlament ustawę ratyfikacyjną. Ta stoi pod znakiem zapytania, bo wiele propozycji PiS powoduje niechęć nie tylko opozycji, ale i koalicjantów w rządzie Zjednoczonej Prawicy. Według zapowiedzi do głosowania miałoby dojść jeszcze w maju. Co zrobi klub parlamentarny Lewica? Rozmawiamy z posłanką Agnieszką Dziemianowicz-Bąk.
Jakub Majmurek: Lewica pomoże PiS w kwestii ratyfikacji Funduszu Odbudowy i Nowego Ładu? Wyciągniecie rękę do tracącego większość Jarosława Kaczyńskiego?
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk: Europejski Fundusz Odbudowy i Nowy Ład to są dwie kompletnie różne sprawy. Pierwsza to ogólnoeuropejski, unijny fundusz opiewający na 750 miliardów euro, dzięki któremu zarówno Polska, jak i inne państwa zjednoczonej Europy będą mogły podnieść się po pandemii. A tzw. Nowy Ład to wewnętrzny program PiS, o którym na dziś niewiele jeszcze wiadomo, więc trudno się do niego odnosić.
Jeśli chodzi o Fundusz Odbudowy, to nie mamy żadnych wątpliwości, że Polska potrzebuje tych pieniędzy, a Europa tego funduszu. Ponad 250 miliardów złotych, które mają przypaść w udziale Polsce to ogromne pieniądze, których Polacy – polscy pracownicy, polskie firmy, polskie samorządy i ich mieszkańcy – bardzo potrzebują, by podźwignąć się po pandemicznym kryzysie. To szansa na inwestycje w transport publiczny, w walkę ze smogiem, możliwość tworzenia nowych miejsc pracy dla górników z zamykanych kopalń, w edukację, a także we wzmocnienie poturbowanej ochrony zdrowia.
Fundusz Odbudowy: czy są w Sejmie jacyś odpowiedzialni dorośli?
czytaj także
Dlatego Lewica co do zasady popiera Europę i utworzenie funduszu. Jesteśmy propaństwowcami i zwolennikami silnej, zjednoczonej Europy. Chcielibyśmy móc zagłosować za ratyfikacją funduszu. Ale jak faktycznie zagłosujemy, zależało będzie od tego, co znajdzie się w ustawie ratyfikacyjnej. Na razie tej ustawy nie ma.
Biorąc pod uwagę nasze doświadczenia z PiS, rozmaite plotki o tym, że być może pojawi się jakaś antyeuropejska preambuła albo jakiś inny antyunijny zapis wychodzący naprzeciw Zbigniewa Ziobry – to dopóki ustawy nie będzie na stole, nikt na poważnie nie może zadeklarować, jak w jej sprawie zagłosuje.
Czyli, jak rozumiem, w tej chwili klub Lewicy nie ma stanowiska w sprawie ratyfikacji FO? Dopytuję, bo do opinii publicznej płyną sprzeczne sygnały. Niektórzy politycy mówią, że poprzecie ratyfikację, bo Polska potrzebuje tych pieniędzy, i kropka. Ty przedstawiasz znacznie bardziej zniuansowane stanowisko. Jeszcze inni przedstawiciele Lewicy mówią o stawianiu rządowi konkretnych warunków.
Nie ma ustawy ratyfikacyjnej, trudno więc, by klub miał wobec niej oficjalne stanowisko. To, co różni nas jednak od Platformy Obywatelskiej, to to, że Lewica chciałaby móc zagłosować za ratyfikacją. Chcemy silnej, solidarnej Europy i Polski w tej Europie. Nie będziemy na siłę szukali pretekstu, żeby zagłosować przeciw. Stawiamy rządowi warunki, ale konstruktywne. Zgłosiliśmy uwagi do Krajowego Planu Odbudowy – rządowego projektu wydatkowania polskich środków z Funduszu Odbudowy – czekamy, w jakim zakresie zostaną one uwzględnione. Chcemy, by pieniądze z funduszu były jak najlepiej wydawane – by trafiły do samorządów, by zostały zainwestowane w stabilne miejsca pracy.
Warunki KO nie są konstruktywne? Politycy tej formacji przestrzegają, by fundusz nie zmienił się w fundusz wyborczy PiS, domagają się, by Krajowy Plan Odbudowy uwzględniał np. uwagi samorządu.
Samo straszenie złym PiS-em konstruktywne nie jest. To Lewica złożyła projekt uchwały wzywającej rząd, by także KPO przedstawił w formie ustawy. To Lewica złożyła premierowi na piśmie uwagi od samorządów, związków zawodowych i przedsiębiorców do KPO. Mamy sygnały, że część z nich została uwzględniona, ale oczywiście będziemy to sprawdzać. Postulujemy kontrolę wydawania tych środków, np. przez powołanie specjalnej podkomisji sejmowej Komisji Finansów.
Narracja Platformy o funduszu wyborczym PiS mnie nie przekonuje. Po pierwsze, procedura ratyfikacji i rozdzielania środków z FO potrwa tyle, że większość tych pieniędzy będzie do wydania po wyborach 2023 roku – gdy PiS nie będzie już, miejmy nadzieję, rządził.
Po drugie, taki „fundusz wyborczy” PiS ma co rok – nazywa się budżet państwa. To żadne odkrycie, że PiS, sprawując władzę, część publicznych pieniędzy zagarnia pod siebie – ale czy karać za to powinno się zwykłych obywateli? Dlaczego za przekręty różnych „Obajtków” ma płacić zwykła Kowalska, której firma nie dostanie dotacji ze środków unijnych? PiS trzeba od władzy odsunąć, rozliczyć, a bałagan w finansach publicznych posprzątać – a nie na złość Kaczyńskiemu, ręka w rękę z Ziobrą, zabierać Polakom pieniądze, na które czekają.
To byłoby też mało rozsądne politycznie. Jeśli ktoś z opozycji sądzi, że z PiS można wygrać, zabierając Polakom pieniądze, to znaczy, że bardzo chce w tej opozycji pozostać.
Jakie są w takim razie konkretne warunki Lewicy, pod którymi moglibyście poprzeć ratyfikację funduszu? Mówiłaś o preambule, a to chyba nie jest aż tak istotne jak konkretny podział środków.
Nie zgadzam się, że preambuła byłaby bez znaczenia. Co, jeśli dla „kupienia” Ziobry znajdzie się w niej zapis o nieuznawaniu wyroków TSUE? Trudno będzie poprzeć coś takiego, takie zapisy preambuły mogą rodzić konkretne polityczne skutki, wzmacniać i legitymizować antyeuropejskie zapędy ziobrystów. A na to nie będzie zgody Lewicy – naszym obowiązkiem jest pilnować, by prawicy nie udało się wyprowadzić Polski z Unii.
Jeśli chodzi o KPO, to jak mówiłam, mamy szereg swoich uwag. Chcemy wzmocnienia roli samorządów przy wydatkowaniu środków, mamy uwagi związane ze spójnością społeczną – obecny KPO niedostatecznie ją naszym zdaniem wspiera. Związki zawodowe, z którymi jesteśmy w kontakcie, alarmują, że w KPO brakuje narzędzi stabilizujących polski rynek pracy. Zabiegamy, by jak najwięcej tych postulatów zostało uzgodnionych w KPO.
By to uzyskać, być może trzeba być gotowym odejść od stołu w sprawie ratyfikacji europejskiego Funduszu Odbudowy. Jesteście w razie czego gotowi do takiego ruchu?
Jesteśmy gotowi na wszelkie ruchy, bo na tym polega polityka. Ale mamy jasny cel – zagwarantować, by Polska europejskie środki otrzymała i by były one wydawane tak, żeby odbudować państwo po pandemii.
W sprawie KPO i ratyfikacji Funduszu Odbudowy opozycja demokratyczna, nie mówię o Konfederacji, nie powinna mówić jednym głosem i wspólnie negocjować z PiS? Dziś wszystkie siły mówią trochę co innego, a Lewica zachowuje się, jakby chciała tę dyskusję wykorzystać do zaznaczenia swojej odrębności od KO – to dobry moment?
Powinien być jednolity front opozycji w tej sprawie. Tylko on musi być wyznaczany przez polską rację stanu, która dziś mówi: Polska potrzebuje pieniędzy z Europy, a Europa potrzebuje Funduszu Odbudowy. Nie chcemy głosowania, które znów ustawi nas na kolizyjnym kursie z Europą.
Funduszu nie trzeba przecież koniecznie przyjąć w pierwszym głosowaniu, można je w razie czego powtórzyć.
Pytanie, czy będzie polityczna wola do tego, by przedstawić nową ustawę ratyfikacyjną. Jaka większość by ją miała przyjąć?
Myślisz, że Kaczyński będzie wolał nie dostać tych pieniędzy niż przedstawić drugą ustawę i spróbować dogadać się z opozycją?
Zwolennicy kategorycznego sprzeciwu wobec ratyfikacji twierdzą, że ten sprzeciw doprowadzi do rozpadu rządu. Ja nie mam takiego przekonania, ale załóżmy, że tak by się stało – dlaczego w takiej sytuacji Kaczyński miałby zabiegać o pieniądze, na których wydawanie nie będzie miał żadnego wpływu?
Opozycja nie może zebrać własnej większości?
Niektórzy politycy opozycji, z marszałkiem Grodzkim na czele, rysują scenariusze, w których rząd przegrywa ratyfikację, koalicja się rozpada, powstaje rząd tymczasowy, przygotowujący nowe wybory. Problem w tym, że taki rząd nie będzie miał większości, by ratyfikować Fundusz Odbudowy – Konfederacja jest i będzie przeciw, to antyeuropejscy nacjonaliści. A nie widzę powodu, czemu nagle zepchnięty do opozycji PiS miałby poprzeć ratyfikację.
Cały PiS nie musi, wystarczy kilkunastu posłów – może w sytuacji sypania się Zjednoczonej Prawicy tacy się znajdą?
Obawiam się, że to myślenie życzeniowe, biorąc pod uwagę, jak bardzo karnie ciągle głosują posłowie PiS. Czemu nagle mieliby pomagać nowej większości?
Przy czym ja nie jestem przekonana, czy faktycznie koalicja się rozpadnie, jeśli Kaczyński przegra to głosowanie.
Tak zapowiedział w wywiadzie dla „Gazety Polskiej”.
No a co, jak nie dotrzyma obietnicy? Zjednoczona Prawica już dawno nie jest zjednoczona, Ziobro przy każdej okazji obraża premiera, Gowin szykuje się do samodzielnego startu w wyborach, rząd de facto już dziś nie ma większości – a mimo wszystko Kaczyński formalnie utrzymuje koalicję przy życiu.
czytaj także
Jak rozumiem, scenariusz zaprezentowany przez marszałka Grodzkiego – gry na rozpad koalicji i wymianę rządu – nie jest zdaniem Lewicy realistyczny?
Jeśli mowa o głosowaniu w sprawie ratyfikacji, to nie Lewica, ale matematyka nie traktuje tego scenariusza jako realistyczny. Chyba że marszałek Grodzki zakłada, że konfederaci nie tylko postanowią wejść do rządu tymczasowego całej opozycji, ale na dokładkę jeszcze poprą Fundusz Odbudowy. Przecież to marzenia ściętej głowy.
To oczywiście nie znaczy, że nie da się grać na rozpad ZP – ale akurat niekoniecznie przy okazji ratyfikacji.
Podsumowując ten wątek: bardziej prawdopodobne jest, że Lewica poprze ratyfikację Funduszu Odbudowy czy nie?
Nie da się na to pytanie odpowiedzieć, bo nie ma ustawy ratyfikacyjnej. A jak jej nie ma, to nie wiadomo, co w niej będzie. Nikt odpowiedzialnie nie kupi od PiS kota w worku. Będzie ustawa, to będzie stanowisko Lewicy.
Im szybciej się ta ustawa pojawi, tym lepiej – dla Polski i dla Europy. Bo im dłużej nie ma ustawy ratyfikacyjnej, im dłużej Jarosław Kaczyński zwleka z jej przedstawieniem Sejmowi, tym więcej ma czasu, by iść na ustępstwa wobec Zbigniewa Ziobry. Polityka, który jest przywódcą najbardziej antydemokratycznej i antyeuropejskiej części Zjednoczonej Prawicy. Tak jak apelowaliśmy w grudniu do premiera Morawieckiego, by nie wetował Funduszu Odbudowy, tak samo dziś powinno nam wszystkim z demokratycznej opozycji zależeć na jego szybkiej ratyfikacji. Bo Europa nie będzie na nas czekać, w razie czego przygotuje dla siebie Plan B i rozdzieli te pieniądze z pominięciem Polski.
Nie boicie się scenariusza, że jeśli fundusz przejdzie waszymi głosami, przy sprzeciwie Solidarnej Polski i reszty opozycji, to liberalne media oskarżą was o to, że uratowaliście rządy PiS, destrukcja państwa w następnych trzech latach pójdzie politycznie na wasze konto, a wasz elektorat – bardziej nawet anty-PiS-owski niż elektorat KO – nie zrozumie takiego ruchu?
Nie boimy się, bo po pierwsze, Lewica nie jest strachliwa, po drugie, wiemy, że dla naszych i nie tylko naszych wyborców od wątpliwej rozgrywki politycznej ważniejsze jest prawdziwe życie, przyszłość ich miast, ich miejsc pracy, edukacja ich dzieci, dostęp do sprawnej ochrony zdrowia. Poza tym, jeśli ustawa ratyfikacyjna i KPO będą miały taki kształt, który pozwoli Lewicy zagłosować za ratyfikacją, to szczerze nie sądzę, by nie poparła jej też KO czy PSL. Moi koledzy i koleżanki z opozycji z pewnością widzą przecież, jak te środki są potrzebne Polsce, samorządom, po prostu ludziom.
W tym samym wywiadzie dla „Gazety Polskiej”, gdzie groził Ziobrze wywaleniem z koalicji, Jarosław Kaczyński mówił o degresywności polskiego systemu podatkowego, konieczności jego przebudowy w progresywną stronę i swojej ograniczonej empatii dla osób, które wpadają w histerię, gdy muszą zapłacić tysiąc złotych podatku więcej od bardzo wysokiego wynagrodzenia. Część komentatorów odebrała to jako ofertę dla Lewicy, badanie gruntu, czy nie poparlibyście podatkowych zapisów Nowego Ładu, gdyby przystawki znów się zbuntowały. Jak Lewica patrzy na te propozycje?
Gdyby Jarosław Kaczyński chciał wprowadzać sprawiedliwe podatki wspólnie z Lewicą, to poparłby choćby naszą propozycję podatku cyfrowego. To się, jak wiemy, nie wydarzyło. Egzamin na prospołeczną postawę PiS został też właśnie oblany w Sejmie – nikt z posłów rządzącej partii nie głosował na Piotra Ikonowicza jako Rzecznika Praw Obywatelskich. Trudno odpowiadać na pytania o Nowy Ład i progresję podatkową, gdy na razie po stronie PiS nie widać żadnych konkretów.
Są przecieki, w jaką stronę PiS chciałby reformować podatki: kwota wolna do 25 tysięcy złotych – co praktycznie oznaczałoby emeryturę bez podatku dla bardzo wielu seniorów – zmiana rozliczenia składki zdrowotnej, mniej korzystna dla osób na jednoosobowej działalności gospodarczej, podniesienie drugiego progu do 120 tysięcy złotych. Jesteście gotowi poprzeć podobne zmiany, dostarczając Kaczyńskiemu brakującej większości?
Lewica przedstawi własne, kompleksowe rozwiązania dla polskiej gospodarki.
Jesteśmy gotowi rozmawiać o przebudowie państwa w bardziej sprawiedliwym kierunku. To jest od początku podstawowy cel Lewicy. By jednak rozmawiać np. o progresji, potrzebujemy konkretów. Te propozycje PiS, które teraz się pojawiają w przeciekach, są bardzo niejasne. Zapraszamy wszystkie ugrupowania do dyskusji o polskim systemie podatkowym. Przy czym akurat PiS powinien tę dyskusję zacząć od czynów, np. przyjęcia ustawy Lewicy o podatku cyfrowym.
Co, jeśli PiS przedstawi niedoskonały, ale pomagający najuboższym – np. przez wyższą kwotę wolną – projekt progresji i będzie potrzebował pomocy Lewicy? Warto wtedy iść na „pakt z diabłem”? Efekty wyborcze w postaci głosów wdzięcznych ubogich seniorów i tak pewnie zbierze PiS.
Merytoryczna ocena propozycji Nowego Ładu wymaga tego, by one były na stole. Rzeczywistość polityczna nie jest czarno-biała. Ja nigdy nie stałam na stanowisku, że trzeba być dogmatycznie przeciw wszystkiemu, co PiS zgłasza, ale też nie będziemy kupować kota w worku.
czytaj także
Czym innym jest poparcie ustawy, która i tak ma rządową większość, czymś zupełnie innym dostarczenie sypiącej się koalicji rządowej koniecznej większości.
Oczywiście. Polityczna sytuacja, w jakiej te propozycje będą przedstawiane – czy PiS będzie miał większość, czy nie – będzie dla nas istotna. Jeśli PiS nie będzie miał większości, to trzeba będzie tę okazję wykorzystać – nie na złość, ale dlatego, że aby naprawdę móc po pandemii odbudować Polskę bardziej sprawiedliwą, spójną i solidarną, to trzeba mieć stabilny rząd. Pogrążona w wewnętrznych walkach prawica, nawet gdyby chciała to zrobić – w co wątpię – nie będzie w stanie.
Wyraziłaś sceptycyzm wobec planu marszałka Grodzkiego w kontekście ratyfikacji Funduszu Odbudowy. Czy jednak w planie tym nie ma pewnego racjonalnego jądra? Czy opozycja nie powinna wykorzystać kryzysów w Zjednoczonej Prawicy, by przyspieszyć wybory? Nie warto by wcześniej odsunąć PiS od władzy?
Oczywiście, że warto, i Lewica jest na to w każdej chwili gotowa, podobnie jak jesteśmy gotowi do wyborów i przede wszystkim do tego, co po nich. A będzie to czas kluczowy – nie tylko leczenia traum po pandemii, ale przede wszystkim budowy nowego państwa, Nowej RP – z silną ochroną zdrowia, edukacją, stabilnym i bezpiecznym rynkiem pracy, solidarnym systemem podatkowym, niezależnym wymiarem sprawiedliwości. Mamy plan na taką Polskę.
Żeby jednak doszło nie tylko do rozpadu obecnego rządu, ale do faktycznego przejęcia władzy, opozycja musi wykazać się mądrością i umiejętnością trafnego rozpoznawania kryzysów w obozie władzy. Byłoby głupotą dostarczanie Kaczyńskiemu paliwa na kolejną kampanię wyborczą, umożliwiania mu obsadzania opozycji w roli tych, którzy gardząc europejskimi pieniędzmi, działają na szkodę zjednoczonej Europy. Polityka to gra, ale nie w kółko i krzyżyk. Jest rozpisana na więcej niż jeden ruch do przodu.
Jesteście gotowi do wzięcia odpowiedzialności za państwo w rządzie po PiS? Nic nie wskazuje, by Lewica wygrała te wybory, pewnie będzie jednym z młodszych partnerów koalicyjnych, mogącym realizować tylko część swojego programu.
Tak, jesteśmy gotowi do wzięcia odpowiedzialności za państwo po PiS i po pandemii. Lewica będzie potrzebna, by odbudowa tego państwa nie odbywała się kosztem najbardziej potrzebujących, kosztem pracowników, kosztem usług publicznych. By państwo po pandemii było silniejsze, a nie, by było go mniej, jak to się marzy niektórym przedstawicielom liberalnej części opozycji.
Lewica jest też gotowa i otwarta na współpracę z różnymi siłami w przyszłym rządzie. Otwarta, a nie skazana. I na współpracę uczciwą i partnerską. Tę otwartość pokazujemy w wielu głosowaniach, ostatnio choćby nad Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Poparliśmy kandydata zgłoszonego przez KO, Sławomira Patyrę – w odróżnieniu od PO, która nie poparła Piotra Ikonowicza zgłoszonego przez nas, choć nic by ich to poparcie nie kosztowało, bo w głosowaniach nad RPO można popierać więcej niż jednego kandydata. To symboliczna sytuacja, ale pokazuje, kto faktycznie potrafi współpracować, a kto o współpracy opozycji woli tylko mówić.
Jak oceniacie bilans „operacji Ikonowicz”? Wiadomo było, że nie wygra, co chcieliście polityczne ugrać tą kandydaturą? Czy to się udało?
Celem zgłoszenia tej kandydatury było zwrócenie uwagi na to, że sprawy, których od lat broni Piotr Ikonowicz – prawa lokatorskie, pracownicze, prawa osób w kryzysie bezdomności – to też są prawa człowieka i obywatela. Nie mniej ważne niż prawa mniejszości albo prawa kobiet – o które Lewica konsekwentnie walczy i których Ikonowicz na stanowisku RPO także by oczywiście bronił.
Głosowanie w Sejmie nie kończy aktywności Piotra Ikonowicza. Zapowiedział, że razem z koalicją organizacji pozarządowych zorganizuje instytucję Społecznego Rzecznika Praw Obywatelskich. Widać ogromne zapotrzebowanie na taką inicjatywę. Ja sama przy moim biurze poselskim prowadzę Biuro Interwencji Obywatelskich, gdzie osoby zgłaszają się z przypadkami łamania praw obywatelskich, szczególnie pracowniczych, choć nie tylko. W ciągu roku przeprowadziliśmy kilkaset spraw. Jeśli budowa SRPO się powiedzie – a wierzę, że tak – to będzie trwałe dziedzictwo kampanii Ikonowicza na RPO.
Jak Społeczny Rzecznik Praw Obywatelski miałby konkretnie działać?
Pomysł jest taki, by była to federacja różnych organizacji lewicy pozaparlamentarnej, organizacji pozarządowych, związków zawodowych, grup nieformalnych, działających oddolnie: w swojej miejscowości, zakładzie pracy itd. Działałyby one wspólnie z posłami i posłankami Lewicy – choć do współpracy zapraszamy też oczywiście inne ugrupowania – interweniując tam, gdzie jest to konieczne.
czytaj także
Nie chodzi tu o budowę centralnego urzędu, tak by każda sprawa przechodziła przez Piotra – chodzi o budowę zdolnej szybko reagować na łamanie praw obywateli sieci. Wszystko wskazuje na to, że niestety RPO stanie się kolejną upolitycznioną instytucją. Wyzwanie obrony praw obywatelskich muszą więc przejąć posłanki i posłowie lewicy i opozycji, organizacje społeczne, związki zawodowe.
A jaki konkretny polityczny kapitał taka sieć przyniesie politycznej Lewicy?
Polityka to działanie na rzecz dobra wspólnego, cel polityczny takiej sieci jest więc oczywisty i dokładnie taki – interweniowanie tam, gdzie to dobro jest zagrożone. Ale jeśli pytasz o zyski i korzyści przekładalne na poparcie wyborcze, to oczywiście też można takie wskazać. Na krótką metę to okazja do zademonstrowania tożsamości Lewicy, pokazania, że w kręgu naszego zaangażowania są także prawa socjalne i pracownicze. A długofalowo daje to szanse na głębsze zakorzenienie społeczne lewicy. Co jest konieczne do tego, by mogła odnosić sukcesy.
Jako posłowie i posłanki współpracujemy ze związkami zawodowymi, organizacjami społecznymi, z lewicą pozaparlamentarną i to jest kierunek, który trzeba wzmacniać. To będzie procentowało nie tylko wyborczo, ale także strukturalnie. Jest wiele osób, które chcą współpracować z lewicą, ale niekoniecznie od razu chcą zapisywać się do jakiejś partii, dobrze czują się w swoich organizacjach. Warto ich aktywność wzmocnić, udostępnić im narzędzia parlamentarne, jak interwencje poselskie czy kontrole, ale też dostarczyć infrastrukturę, udostępnić biuro czy pomoc prawnika.
Wrócę do pytania o następne wybory. Deklarujesz gotowość, poparcie utrzymuje się na poziomie kilku lub niskich kilkunastu procent. Z kim, z jakimi siłami politycznymi zamierzacie się bić o nowy elektorat?
Zamiast o odbijaniu cząstek elektoratu z klucza partyjnego wolę myśleć o kierowaniu oferty do grup społecznych, do których lewica może i powinna docierać. Na pewno taką grupą są pracownicy, i to nie tylko, choć także, prekariat na umowach cywilnoprawnych, ale też mniej oczywista grupa, jak pracownicy przemysłu.
Którzy głosują na PiS.
Duża część tak, choć nie wszyscy. Biorąc jednak pod uwagę, co PiS robi, a raczej czego nie robi w związku z pandemią i bezpieczeństwem w zakładach pracy, to widzę tu ogromny potencjał.
W ostatnich dwunastu miesiącach w sprawach gospodarczych, choćby jeśli chodzi o tarcze antykryzysowe, rząd postawił na przedsiębiorców. Oczywiście, to słuszne, kryzys dotknął ich bardzo wyraźnie. Ale zdecydowanie zbyt mało uwagi poświęcono bezpieczeństwu pracowników. Z danych ministra zdrowia wynika, że nawet do 50 proc. zakażeń dochodzi w zakładach pracy. I co w związku z tym? Minister zdrowia apeluje, by kto może, przechodził na pracę zdalną. Tyle tylko, że mało kto faktycznie może. Z danych GUS wynika, że tylko ok. 10 proc. pracowników w Polsce pracuje w trybie zdalnym, a możliwość takiego wykonywania pracy ma dwadzieścia kilka procent. Reszta ze względu na charakter wykonywanej pracy nigdy na pracę zdalną nie przejdzie. Takie osoby w pandemii zostały pozostawione same sobie. Zakłady pracy są ogniskami pandemii, a system wręcz zachęca ludzi, by nie przychodzili do pracy chorzy – bo na chorobowym mają niższe wynagrodzenie. To jest elektorat, do którego trzeba i warto się zwrócić, ale przede wszystkim to są ludzie, o których ktoś musi się upomnieć.
Złożyliśmy jako Lewica projekty ustaw zabezpieczających pracowników. Są w nich zapisy o wypłacie 100 proc. wynagrodzenia na chorobowym, a także zawieszenie części art. 53 Kodeksu pracy, pozwalającego zwalniać ze względu na absencję chorobową. Coraz częściej interweniuję w zakładach pracy, które decydują się zwalniać za chorobę. I rozmawiając z pracownikami, słyszę, że czują, że rząd o nich zapomniał.
Czy barierą waszego dotarcia do tej grupy nie będą kwestie klimatyczne? PiS, a jeszcze bardziej Solidarna Polska, przedstawiają się jako obrońcy polskiego przemysłu przed UE i jej planami dekarbonizacji. Lewica kojarzy się tymczasem z ekologią i Europą.
Jesteśmy za sprawiedliwą transformacją energetyczną, możliwą dzięki środkom europejskim. Ta transformacja jest konieczna ze względu na kryzys klimatyczny i dokona się niezależnie od tego, co obieca prawica – ale chodzi o to, żeby dokonała się nie kosztem pracowników tego sektora, tylko w taki sposób, by zabezpieczyć ich przyszłość.
Dla kogoś, kto boi się o względnie nieźle płatne miejsce pracy w elektrowni węglowej, „sprawiedliwa transformacja energetyczna” może brzmieć mniej atrakcyjnie niż hasło „bronimy polskiego przemysłu”.
Problem w tym, że dziś hasło „bronimy polskiego przemysłu” znaczy tyle, co „zamknijcie oczy i udawajcie, że nic się wam nie stanie”. Tymczasem się stanie.
Pytanie nie brzmi, czy transformacja energetyczna się dokona, czy nie. Ale czy dokona się w schemacie liberalnej „doktryny szoku”, czy w sposób sprawiedliwy, ewolucyjny, gwarantujący utrzymanie stabilnych miejsc pracy. Oczywiście, konkurencja z populistami, którzy kłamią w żywe oczy, nigdy nie jest łatwa, ale nie jest też tak, że wszyscy wierzą populistom – co pokazują sondaże niedające Solidarnej Polsce szans na samodzielne wejście do Sejmu.
Jakie grupy poza robotnikami przemysłowymi chcecie pozyskać na następne wybory?
Konsekwentnie współpracujemy z pracownikami sektora publicznego: administracji, oświaty, ochrony zdrowia. To ludzie z pierwszej linii frontu, którzy najlepiej wiedzą, jak trzeba przemeblować organizację tych usług, żeby nie musiały dłużej działać na ślinę i sznurek.
W miarę dobrze zarabiający lekarze nie będą się bali, że złupicie ich wysokimi podatkami?
Mamy kompleksowe propozycje zwiększenia finansowania i naprawy ochrony zdrowia – wierzę, że przemówi to także do lekarzy. A poza dobrze zarabiającymi lekarzami są źle zarabiający lekarze rezydenci, pielęgniarki, salowe, ratownicy medyczni. No i oczywiście – pacjenci.
Rzecz jasna, niezmiennie ważną dla nas od zawsze grupą są kobiety, których prawa są ograniczane na niespotykaną dotąd skalę – zakaz aborcji czy przymiarki do wypowiedzenia konwencji antyprzemocowej to pierwsze z brzegu przykłady. Osoby młode, mniejszości – to grupy, które mogły się nieraz przekonać, że mogą liczyć na Lewicę.
Biejat: Zakaz aborcji to nie zasłona dymna. PiS odbiera kobietom prawa świadomie, kawałek po kawałku
czytaj także
Uniknęłaś pytania, z kim walczycie o wyborców, więc je doprecyzuję: czy największym zagrożeniem dla Lewicy nie jest dziś Polska 2050? Ruch Hołowni nie odbiera wam wyborców i tematów – np. ekologia, czy nawet rozdział Kościoła od państwa – przedstawiając je w formie przyjaźniejszej dla przeciętnego, pozbawionego wyrazistej lewicowej tożsamości wyborcy?
Badania przepływów elektoratów sugerują raczej, że Hołownia rośnie głównie kosztem PO.
Ale może to właśnie przez Hołownię Lewicy nie rośnie?
Hołownia ciągle ma premię za świeżość, za bycie siłą „spoza polityki” – choć jest już w parlamencie, i to nie w wyniku wyborów, ale po przejęciu wybranych z innych list posłów i posłanek. Ta świeżość i nowość zaczną się jednak wyczerpywać, zostaną konkretne propozycje programowe. A tu Polska 2050 będzie raczej rywalizować z KO.
Czy chcielibyśmy przekonać do siebie część elektoratu KO i Hołowni? Oczywiście. Jednak równie wielkim wyzwaniem jest dla nas zdobycie poparcia części wyborców, którzy głosowali na PiS, ale dziś są rozczarowani; zmobilizowanie ludzi niechodzących do tej pory na wybory albo nowych wyborców, którzy dopiero zyskują prawo głosu. Tu jesteśmy optymistyczni. Widać wzrost młodych ludzi określających się jako lewicowi, a także tych deklarujących wprost poparcie dla Lewicy.
Na razie w elektoracie ludowym, w grupach głosujących na PiS od Lewicy lepiej radzi sobie Polska 2050.
Ale w sprawach bezpieczeństwa socjalnego, praw pracowniczych Polska 2050 nie ma wiele do powiedzenia. To Lewica może zagospodarować elektorat, który żywo dotykają te sprawy – choć to oczywiście będzie wymagało pracy, nie dostaniemy ich poparcia w prezencie.
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk – posłanka Lewicy, działaczka społeczna i naukowczyni. Przez ponad trzy lata była członkinią Zarządu Krajowego Partii Razem. Jedna z organizatorek Czarnego Protestu. W 2016 znalazła się na corocznej liście FP Top 100 Global Thinkers czasopisma „Foreign Policy”. W 2018 obroniła pracę doktorską w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego.