Kraj, Psychologia

„To tylko moja opinia o depresji”? Nie, to szkodliwa dezinformacja

To, co pisze Magdalena Środa w felietonie dla „Gazety Wyborczej”, jest po prostu szokujące. Nie wyobrażam sobie, jak takie słowa mogły zostać napisane. Nie w tych czasach, nie w 2023 roku. I nie przez kogoś, komu ufa tak wiele osób.

Magdalena Środa postanowiła odnieść się do dyskusji, która rozgorzała wokół filmu opublikowanego przez Beatę Pawlikowską w Blue Monday, według pseudonaukowej legendy „najbardziej depresyjny dzień roku”. Podróżniczka przedstawiała w nim niezgodne z wiedzą medyczną opinie na temat depresji, między innymi o rzekomej szkodliwości leków. Treści zawarte w filmie zostały powszechnie skrytykowane przez środowisko naukowe i lekarskie. Psychiatrka Maja Herman zebrała pieniądze na pozew przeciwko Pawlikowskiej, która najpierw opublikowała dość typowe non-apology („Przepraszam osoby, które poczuły się urażone”), a później agresywny post, w którym oświadczyła, że zamierza „podjąć kroki prawne w celu oczyszczenia imienia i nazwiska”.

Można na tę sprawę spojrzeć z kilku perspektyw. Doceniłbym, gdyby Magdalena Środa wykorzystała ją jako pretekst do rozważań na temat tego, jak i przez kogo dystrybuowana jest wiedza. Wiele z jej obserwacji jest trafnych – przecież to prawda, że wiedza jest konstruowana społecznie, podobnie jak status eksperta bądź ekspertki. Czuję, że w tych kwestiach mógłbym się z filozofką w znacznej mierze zgodzić. Przy okazji warto zadać sobie pytanie, co robić, gdy w przestrzeni publicznej pojawiają się tak szkodliwe treści: być może pozew – który podkręca temperaturę konfliktu i sprawia, że każda strona okopuje się w swoim obozie – wcale nie jest najwłaściwszą reakcją? W dodatku mam obawy, czy w tym przypadku wygranym nie zostałby ten, kogo byłoby stać na lepszego prawnika bądź prawniczkę.

Uderz w stół… Co nam mówi dyskusja o lekach antydepresyjnych wywołana filmem Beaty Pawlikowskiej

Problem w tym, że – wbrew słowom samej Magdaleny Środy – wszystkie te wątki są w jej felietonie drugoplanowe. Tym, co wybrzmiewa najmocniej, jest stosunek autorki do leczenia psychiatrycznego.

O depresji Magdalena Środa opowiada na podstawie osobistych impresji. Pisze o swoim zdumieniu, gdy w latach 90. w Stanach Zjednoczonych widziała, jak wiele osób się na nią leczy, a później z przekąsem stwierdza, że „moda ta przyszła już wiele lat temu do Europy”. Takie słowa są wyjątkowo obrzydliwe i wyjątkowo niemądre (wiem, że obrzydliwość i mądrość także są konstruktami społecznymi!).

Jak to najczęściej bywa z anegdotami, te opowiadane przez Magdalenę Środę nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Według Institute for Health Metrics and Evaluation w latach 90. na depresję chorowało w Stanach Zjednoczonych pomiędzy 4 a 5 proc. społeczeństwa. W tym samym czasie w krajach Europy Zachodniej – takich jak Francja, Niemcy czy Hiszpania – liczby te nie różniły się znacznie. W Polsce natomiast liczba osób ze zdiagnozowaną depresją była i nadal jest mniej więcej dwukrotnie niższa. To jednak nie powód do chwały, tylko efekt stanu polskiego systemu ochrony zdrowia.

Nawet jeśli założymy – co jest trudne do zmierzenia – że coraz więcej Polek i Polaków korzysta z pomocy w zakresie zdrowia psychicznego, przecież nie świadczy to o tym, że ich problemy nie są rzeczywiste. Obecnie w Polsce do ortodontów i ortodontek również chodzi znacznie więcej osób niż w latach 90. Czy to oznacza, że nastała u nas moda na krzywe zęby? Analogiczne zjawisko dotyczy innych zawodów medycznych: więcej osób odwiedza fizjoterapeutów, kardiolożki czy seksuologów. Nie dlatego, że problemy z kręgosłupem, sercem czy erekcją są akurat w modzie.

Liczba osób leczących się psychiatrycznie w Polsce rośnie, ponieważ z roku na rok zwiększa się nasz standard życia i świadomość. W dodatku sama psychiatria jest nauką stosunkowo nową, w nowoczesnej formie zaczęła rozwijać się dopiero po II wojnie światowej. Kolejne badania naukowe coraz wyraźniej pokazują, że problemy ze zdrowiem psychicznym nie są wyjątkiem od reguły, ale w mniejszym lub większym stopniu dotyczą każdego i każdej z nas. To cholernie ważne osiągniecie nauki, które sprawia, że osoby leczące się psychiatrycznie przestają być stygmatyzowane. Okrutne jest nazywanie tego „modą”.

Stawiszyński: Czego uczy depresja

Autorka podkreśla, że to, co pisze o depresji, to tylko jej opinia – ale to nie ma najmniejszego znaczenia. Przecież sama (według mnie – słusznie!) podważa ontologiczny status wiedzy czy prawdy, a konsekwencją tego powinno być uznanie, że wszystko, co piszemy czy mówimy, jest wyłącznie opiniami. A te są mądrzejsze i głupsze, bardziej i mniej adekwatne, a przede wszystkim mogą powodować rozmaite konsekwencje, w tym także krzywdzić innych.

Dlatego trudno nawet skomentować twierdzenie Magdaleny Środy, że depresja zwana kiedyś była „acedią (grzechem lenistwa umysłowego), melancholią lub spleenem”. Nie, nie była. Żadne z tych pojęć nie ma absolutnie nic wspólnego z depresją – chorobą, która zabija rocznie tysiące osób. Zamiast popisywać się erudycją i bawić się fajnie brzmiącymi słówkami, lepiej zajrzeć w jedyne miejsce, które w tym przypadku ma znaczenie: do Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób. W katalogu ICD-10 pod kodem F32 i F33, a w ICD-11 pod kodem 6A70 i 6A71 Magdalena Środa bez problemu dowie się, czym jest depresja.

Rocznie w Polsce popełnianych jest ponad 5 tysięcy samobójstw. To jeden z najwyższych wskaźników w Europie. Znaczna część tych śmierci jest skutkiem nieleczonej lub niewłaściwie leczonej depresji. Każdego dnia kilkanaście osób w ten sposób kończy swoje życie – problem ten dotyczy szczególnie osób mieszkających w mniejszych miejscowościach, gdzie jeszcze trudniej o dostęp do opieki psychiatrycznej.

Co można zrobić, żeby Polacy rzadziej odbierali sobie życie?

W Finlandii odsetek samobójstw spadł dwukrotnie po tym, jak na przełomie wieków ochrona zdrowia skoncentrowała się na wczesnym diagnozowaniu depresji, a także poszerzeniu dostępu do leczenia psychiatrycznego. Podobnie stało się w przypadku Węgier, które jeszcze w latach 80. były krajem z jedną z największych liczb samobójstw na świecie, a obecnie ich liczba zmniejszyła się niemal trzykrotnie.

Specjaliści z węgierskiego Krajowego Instytutu Psychiatrii i Uzależnień przyczyn tego spadku upatrują w większej dostępności leków antydepresyjnych. Tych samych, które krytykowała Beata Pawlikowska. Zresztą Magdalena Środa też pisze o „interesach przemysłu farmaceutycznego”, sugerując nieśmiało, że antydepresanty są wymysłem kapitalizmu, który służy wyłącznie do zwiększania zysków bezdusznych firm. I znów – można o tym dyskutować, ale naprawdę nie w ten sposób.

Polskie społeczeństwo boryka się z problemami dotyczącymi zdrowia psychicznego niemal na każdym poziomie. Z jednej strony polska psychiatria ma dramatyczne zaniedbania systemowe, z drugiej – wiele osób wciąż boi się udać do specjalisty czy specjalistki, ponieważ kojarzy to ze społecznym napiętnowaniem, którego obawiają się przede wszystkim mężczyźni czy osoby wywodzące się z klasy ludowej. W ostatnich latach przerażają rosnące statystyki samobójstw wśród dzieci i młodzieży, które nieprzypadkowo skorelowane są z zapaścią psychiatrii dziecięcej.

Naprawdę nikt nie chce mieć depresji

Dlatego tak potrzebne jest, żebyśmy oswoili się z leczeniem psychiatrycznym jako zwyczajnym elementem dbania o własne zdrowie. I chociaż ciężar tego powinno wziąć na siebie państwo, każdy i każda z nas może również mieć w tym swój udział. Im poważniej będziemy podchodzić do kwestii problemów psychicznych wokół nas, tym większa jest szansa, że komuś pomożemy, a przynajmniej nie zaszkodzimy.

To szczególnie ważne w przypadku osób, które są (choć nie lubię tego słowa) autorytetami. Znana naukowczyni i jedna z ikon feminizmu dla wielu osób jest punktem odniesienia. I gdy pisze „Nie mieć depresji to jakby nie być dość nowoczesnym”, ryzykuje, że ktoś w jej słowa uwierzy. Pani profesorko, jeśli ten felieton sprawił, że choćby jedna osoba traktuje temat depresji mniej poważnie, niż na to zasługuje, naprawdę nie warto było go pisać.

**
Jan Radomski – socjolog i publicysta. Doktorant na Wydziale Socjologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij