Kraj

Tortury w Barczewie. Drwina z prawa, śmiech ze sprawiedliwości

W więzieniu na terenie Polski mogło dojść do stosowania tortur. Ministerstwo Sprawiedliwości: a kontroler nasikał w celi! Słyszycie ten rechot?

Kontrola Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur w zakładzie karnym w Barczewie wykazała, że dochodziło tam do stosowania tortur wobec więźniów. Funkcjonariusze służby więziennej mieli więźniów podduszać, podtapiać, bić, zakładać na głowy plastikowe worki. U jednego z więźniów w wyniku działań służb miało dojść do zatrzymania akcji serca. W tym samym zakładzie karnym, dla mężczyzn, osadzona jest również transpłciowa kobieta.

Kontrolerzy przekazali sprawę lokalnej, olsztyńskiej prokuraturze. To pierwszy przypadek od 2006 roku, kiedy powstał KMPT, gdy pojawiły się przesłanki uzasadniające zgłoszenie do prokuratury. Od czasu publikacji raportu w styczniu RPO otrzymuje zawiadomienia o innych podobnych przestępstwach.

Zlikwidować policję, więzienia i granice. Od czegoś trzeba zacząć

Jak na wyniki kontroli zareagowało Ministerstwo Sprawiedliwości? Otóż przekonuje, że to kontroler KMPT zachował się niewłaściwie, a mianowicie zniszczył więzienne mienie. Teraz zamiast o torturach w polskim zakładzie karnym – powtórzę to: o torturach w polskim zakładzie karnym, nie w białoruskim więzieniu czy rosyjskim łagrze – omawiany jest „incydent z udziałem kontrolera”. Rechot jak przy pokazowej konferencji o tym, jak ktoś gwałci krowę, która okazała się koniem. Słyszycie go?

Do incydentu doszło, ale była to złośliwość w stosunku do kontrolera, któremu uniemożliwiono opuszczenie celi, w której rozmawiał z osadzonym. Został poniżony, bo nie mogąc udać się do toalety, zmuszony był oddać mocz w narożniku celi. − Po około półtoragodzinnej rozmowie z więźniem pracownik zaczął przyzywać funkcjonariusza. Przez kilkanaście minut nie mógł opuścić pomieszczenia. Incydent miał miejsce po tym, jak pracownicy otrzymali informację o torturach − mówił w czasie konferencji 2 lutego RPO Marcin Wiącek. Przypomniał też, że kontroler został narażony na potencjalne niebezpieczeństwo, bo znajdował się w pomieszczeniu z osadzonym uznanym za niebezpiecznego.

– To, co robi Ministerstwo Sprawiedliwości, to niegodna, parszywa manipulacja. To nie wizytator zachował się nieprawidłowo, lecz jego zgnojono za to, że prowadził efektywną kontrolę − komentowała sprawę prof. Ewa Łętowska.

Policja murem za Jaszczurem? O obojętności wobec przestępstw z nienawiści

Dyrektor zakładu karnego złożył doniesienie do prokuratury o zniszczeniu mienia przez kontrolera. Prokuratura odmówiła jednak wszczęcia postępowania z uwagi na brak znamion czynu zabronionego. Dyrektor zakładu karnego wniósł zażalenie na to postanowienie.

Podsumujmy: KMPT przeprowadza kontrolę. Dostaje niepokojące informacje o torturach, którym poddawani są więźniowie, więc pracownicy KMPT upominają się o nagrania z monitoringu. Wtedy jeden z nich przetrzymywany jest w celi z potencjalnie niebezpiecznym przestępcą, nie może skorzystać z toalety. Ministerstwo Sprawiedliwości określa działanie kontrolera jako złośliwe. O torturach ani słowa.

Bezkarność

Wydaje się, że reakcja Ministerstwa Sprawiedliwości, skupianie się na „incydencie” to próba zmyłki, przykrycia sprawy. Ministerstwo powinno wszak jednoznacznie potępić praktyki tortur. Woli jednak wystąpić przeciw kontrolerom, czyli podważyć autorytet stojących za nimi międzynarodowych umów i konwencji.

− Polska jest stroną umów i konwencji międzynarodowych, które przewidują rozmaite mechanizmy monitorowania przestrzegania praw człowieka, w tym zakazu tortur. Jest Europejska konwencja praw człowieka, w ramach której działa Europejski Trybunał Praw Człowieka. Jest też Europejska konwencja o zapobieganiu torturom i Konwencja w sprawie zakazu tortur – i to właśnie do niej wydany został protokół fakultatywny, na podstawie którego działa KMPT − tłumaczy Zuzanna Ganczewska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

− Tortury to działanie funkcjonariusza państwowego, osoby działającej w jego imieniu lub za jego zgodą, również milczącą, którym umyślnie zadaje ostry ból lub cierpienie, fizyczne czy psychiczne, w określonym celu. Tym celem może być chęć zastraszenia, może on też wynikać z dyskryminacji. Tortur nic nie uzasadnia i nic nie usprawiedliwia − mówi Ganczewska. − Pojawienie się takich zarzutów powinno się spotkać ze stanowczym komunikatem, że stosowanie tortur jest niedopuszczalne i nie może mieć miejsca. Doniesienia Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur powinny prowadzić do wszczęcia rzetelnych, odpowiadających międzynarodowym standardom postępowań karnych i dyscyplinarnych. Ważne też jest, jak państwo reaguje na skargi i zawiadomienia samych więźniów. Bo one mogą wystarczyć do wszczęcia postępowania, nie tylko raport KMPT − podkreśla Zuzanna Ganczewska.

I dodaje, że niezwłocznie powinno być wyjaśnione możliwe poniżające traktowanie członka delegacji KMPT, bo skuteczne działanie mechanizmu zabezpieczać ma w końcu nas jako społeczeństwo przed nadużyciami.

Poniżenie pracownika Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur i zarzuty MS, że działał on „złośliwie”, są w istocie informacją dla nas, dla społeczeństwa oraz dla międzynarodowych partnerów o tym, jaki stosunek do tych umów i konwencji ma ministerstwo. Nie jest to wprawdzie wielka niespodzianka. Wbrew tym samym umowom i konwencjom ukuto zarządzenie pozwalające na wywózki, a choć kolejne sądy potwierdzają ich nielegalność, z represjami spotykają się aktywiści ratujący ludzkie życie pod granicą polsko-białoruską, a nie funkcjonariusze, którzy się ich dopuszczają.

Służby na granicy mszczą się na aktywistach za brak sukcesów

Bo funkcjonariusze popełniający nadużycia są najwyraźniej potrzebni. Już stworzenie strefy stanu wyjątkowego na granicy z Białorusią było przecież wielkim poligonem demoralizacji służb. Do nadużyć dochodziło w czasie pandemii wobec demonstrujących kobiet i osób LGBT, do pobić, nieuzasadnionych zatrzymań, do rozwożenia zatrzymanych po odległych komisariatach. Pamiętamy dzieci, którym kazano klęczeć pod płotem z rękami w górze.

Do przemocy i tortur dochodzi też na komisariatach; znane są przypadki śmiertelne takich nadużyć. W zakładach detencyjnych przetrzymywani są cudzoziemcy. Policjanci zechcieli, to uprowadzili nastolatki i tylko drzewo stanęło im na przeszkodzie. Służby wiedzą, że mogą, że żadne poważne konsekwencje ich nie dotkną.

− Do tortur, nieludzkiego i poniżającego traktowania nie dochodzi w próżni. Dlatego też samo postępowanie i ewentualne skazanie za konkretny przypadek w przyszłości może nie być wystarczające. Potrzebny jest sygnał dla społeczeństwa i dla funkcjonariuszy, że takie działania są niedopuszczalne. Muszą za tym iść odpowiednie działania związane np. z nadzorem − mówi Ganczewska.

Opozycji w Polsce potrzeba treści, a nie wymuszonej jedności

Z przemocą spotykają się teraz przede wszystkim osoby będące na marginesie społecznym: osadzeni w więzieniach, w ośrodkach detencyjnych, na granicy z Białorusią. Większość społeczeństwa się z nimi nie identyfikuje, nie jest też wcale łatwo wzbudzić wobec nich powszechne współczucie: bo to przestępcy, bo to „nielegalni imigranci”. Inaczej działo się w przypadku przemocy ze strony służb, do której dochodziło przy okazji strajków kobiet. Tamta przemoc dotyczyła bardzo wielu grup społecznych, działa się nie w miejscach odizolowanych, ale w centrach miast, na środku ulicy, w świetle kamer. Wywołała społeczny opór i ucichła.

Takiej samej wrzawy potrzebujemy teraz, w obronie więźniów, w obronie cudzoziemców. W naszym własnym, egoistycznym interesie, bo służby ćwiczą się w bezkarności, są demoralizowane, a to one mają monopol na przemoc. W państwie demokratycznym stoją na straży bezpieczeństwa obywateli, u nas pilnują interesów polityków.

Decorum padło

Reakcja Ministerstwa Sprawiedliwości na informację o prawdopodobieństwie stosowania tortur pokazuje, że nie ma już zasad w tej grze, stolik został wywrócony. RPO zwołuje dramatyczną konferencję, w której pobrzmiewa rozpacz i bezradność wobec bezczelności władzy, nieliczenia się z instytucjami, które nie służą jej bezpośrednio, ale mają mandat, by jej patrzeć na ręce. Jest jednak bezradny, bo do stosowania prawa potrzebna jest wola polityczna.

Może więc, zamiast targować się o listy i dokopywać liderom sąsiedzkich partii demokratycznych, spróbujmy wyobrazić sobie kolejną kadencję z PiS u władzy – kadencję, która będzie konsekwencją tej aktualnej. I przestraszmy się, i zróbmy wszystko, by do niej nie dopuścić. Tak jak PiS robi wszystko, by wygrać, ale zabezpiecza się na każdą ewentualność. Demoralizacja służb może okazać się pomocna, kiedy kolejna kadencja będzie o włos albo gdyby opozycja jednak wygrała wybory i gdyby miało dojść do obiecywanych rozliczeń.

Rozruchy przegranej prawicy staną się nową globalną tradycją?

Opozycja straszyła, nieskutecznie, że tej zimy będzie ciemno i zimno. Tymczasem są realne przykłady, jak obecna władza łamie prawo i jak cierpią na tym obywatele, jak ograniczane są ich prawa i co im grozi, jeśli funkcjonariusze zawieszą na nich oko. Tego należy się bać.

Dzisiaj PiS sięga po władzę arbitralną, dlatego warto walczyć o każdy skrawek praworządności, nie handlować nią, nie tłumaczyć gęsto i pokrętnie, że i tak z praworządnością w tej kadencji nic się nie da zrobić, jak ostatnio głosowanie w sprawie NSA tłumaczył w Tok FM Marek Borowski. Te tłumaczenia nie są przekonujące, są zawiłe, niejasne i pokazują, że politycy kręcą, że praworządność to jakieś hasło albo narzędzie, a nie linia demarkacyjna między demokracją a autorytaryzmem.

Tu opozycja nie musi się wysilać się i wymyślać groźnych scenariuszy. Wystarczą przykłady tego, co władza PiS już robi – na granicy i w Barczewie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij